Nóżki słonia. O czytaniu przymrużonym okiem
Anna Adamowicz
Głos Anny Adamowicz w debacie „Czytam naturalnie 2017”.
strona debaty
Czytam naturalnie 2017: wprowadzenieJak czytać współczesne książki? Prozatorskie oraz te, które stawiają przed czytelnikami jeszcze większe wyzwanie, czyli tomiki poetyckie?
Dla mnie czytanie poezji jest łatwiejsze niż czytanie prozy – tomiki przeważnie są cienkie, wiersze krótkie (jeśli zdarzają się dłuższe, starannie je omijam). To o wiele przyjemniejsze niż grube powieści. Ogólnie rzecz biorąc, wszelkie grube, obszerne książki są ślepym zaułkiem ewolucji, gorszym nawet niż dinozaury. Jeśli ktoś nie był w stanie wypowiedzieć swojej prawdy na dwustu stronach, to w ogóle nie powinien był pisać. Skończmy z terrorem historii ciągnących się niczym najpodlejszy quasi-ser na taniej pizzy. Jak czytać? Uczciwie. Cierpliwie. Z otwartą głową (jeśli mózg jest dobrze umocowany, nie wypadnie). Starając się złapać na gorącym uczynku prawdę świergocącą w rękach autora jak pocierane o siebie szklane kulki.
Jak dobierać swoje lektury? Czytać nowości czy sięgać po klasykę? Czy podążać za zestawieniami bestsellerów? A może polegać na bibliotekarzach?
Kierować się intuicją, wyczuciem, przeczuciem. Recenzjami tylko wtedy, gdy negatywna recenzja jest napisana w taki sposób, że człowiek jest pewien, że książka jest warta poświęcenia jej czasu. Klasyka jest dobra, bo oczyszczona starannie przez przetak czasu (który jednak bywa przewrotny i zawodny). Nowości są dobre, bo przetak czasu nie zdążył ich jeszcze przesiać (gdzież znaleźć przetak lepszy niż własna głowa!). Zestawienia bestsellerów są złe, bo podejrzanie dobrze sprzedająca się książka nie zaprowadzi do prawdy, do której chciałoby się dotrzeć, wywiedzie na manowce i porzuci na nich, a tam będzie płacz i zgrzytanie zębów.
Jakim krytykom i mediom ufać?
Ufać przede wszystkim sobie. Jeśli już koniecznie krytykom, to takim, którzy mają rozsądne spojrzenie na literaturę i resztę świata (gdy przyjąć, że literatura jest realistycznie przedstawionym słoniem, to precz z krytykami, którzy zarzucają słoniowi zbyt grube nóżki i zbyt szarą skórę). Jeśli mediom, to zależnym od rozumu, zniewolonym przez profesjonalizm, kompetencję i rzetelność.
Co zrobić, by lektura była przyjemnością? Czytać w domu czy w podróży? Z rana albo wieczorem? Zaczynając od końca czy jednak od początku?
Moja śp. babcia zaczynała czytanie od zerknięcia na pierwszą stronę, na jedną ze stron mniej więcej pośrodku oraz na stronę ostatnią. Dzięki temu już na wstępie wiedziała, czy książka jest warta jej czasu. Samą przygodę z czytaniem rozpoczęła od zaglądania ukradkiem przez ramię swojego ojca, a mojego pradziadka, gdy ten wieczorami oddawał się lekturze, siedząc w ulubionym fotelu. Te wspomnienia przekazane przez babcię nieodmiennie dostarczają mojemu sercu wiele radości, wyobrażam sobie ją ośmio- czy dziesięcioletnią skrytą za fotelem, i grzeje mnie ogromnie to wyobrażenie.
Czytanie w podróży jest o tyle skomplikowane, że ludzki organizm ma pewien problem z wieloma środkami lokomocji – oczy i mięśnie mają poczucie trwania w bezruchu, a ośrodek równowagi odbiera wrażenie ruchu, co powoduje dosyć istotny dysonans, interpretowany przez mózg jako otrucie. Co zrobić z trucizną? Najlepiej jak najszybciej się jej pozbyć – stąd dyskomfort i nudności, które nie ułatwiają lektury.
Z kim i gdzie się dzielić swoimi wrażeniami z lektury?
Najlepiej mieć liczne grono znajomych, starannie dobranych w taki sposób, aby zawsze mieć pod ręką jakąś skromną, pruderyjną dziewczynę, której poopowiada się o markizie de Sade, jakiegoś homofoba, którego zderzy się z twórczością Colette, jakiegoś strażnika moralności, którego podręczy się Oscarem Wilde’em, jakiegoś dzielnego, skorego do bitki, czczącego wojnę chłopca, z którym będzie można podzielić się refleksją na temat Na Zachodzie bez zmian, jakiegoś językowego konserwatystę, któremu wyśpiewa się zachwyt nad Mechaniczną pomarańczą, wreszcie jakiegoś poezjosceptyka, któremu można w nieskończoność recytować starsze i nowsze rzeczy, od Horacego po wydawane co roku nowe tomiki młodych gniewnych.
Czy kupować tradycyjne książki, czy też e‑booki?
Kupowanie papierowych książek bywa zdradliwe, szczególnie gdy w którymś momencie życia człowiek zda sobie sprawę, że tych książek jest dużo, o wiele za dużo, a wciąż nie są zebrane w katalog, więc człowiek siedzi mozolnie nad arkuszem Excela i wklepuje cierpliwie: autor – tytuł – wydawnictwo – rok wydania – miejsce na regale – autor – tytuł – wydawnictwo… – i okazuje się, że bardzo wiele książek mieszka w domu, że należy się do tego elitarnego grona 2% wariatów, którzy w domowym księgozbiorze mają więcej niż 500 książek. I nachodzi człowieka refleksja, że po co to wszystko, zaraz będzie powódź, pożar, wojna, nuklearna apokalipsa, wszystko szlag trafi, drzew szkoda, panie.
E‑booki są ciekawe, można na przykład wrzucić takiego e‑booka do apki do szybkiego czytania, która wyświetla na ekranie pojedyncze słowa w tempie 500 (700, 1000, 1500 etc.) słów na minutę, film w przyśpieszonym tempie, tysiące błysków, szalona podróż przez słowa migające jak stroboskop.
Co robić z książkami, które się już przeczyta?
Powinny być dobre na rozpałkę. Możliwe, że również do skręcania papierosów albo zawijania śniadań. Nie mówiąc o papierowych samolocikach i stateczkach. Niektóre książki mają dużo pustego miejsca (jak np. Tablet taty Darka Foksa), mogą być więc świetnymi notatnikami.
Jak zachować się w towarzystwie bardziej oczytanych osób?
Wcześniej przeczytać Jak rozmawiać o książkach, których się nie czytało? i swobodnie gawędzić z takimi osobami o wszystkim, klucząc w labiryncie najdziwniejszych i najbardziej losowych pozycji. A tak serio – zachować się jak w towarzystwie wszelkich innych osób – unikać ich i ewakuować się pośpiesznie w kierunku najbliższego kota, kot zawsze jest lepszy niż człowiek. Dobrze, teraz już naprawdę na serio – jeśli są skłonni do dzielenia się przemyśleniami na temat przeczytanych książek, to spijać każde słowo z ich ust w niemym zachwycie, jednocześnie bijąc pokłony. Ewentualnie zapytać, jakiej grubości są nóżki ich słoni.
O AUTORZE
Anna Adamowicz
ur. w 1993 r. w Lubinie. Diagnosta laboratoryjny, poetka, autorka tomów Wątpia i Animalia. Nominowana do Nagrody Literackiej Gdynia. Dwukrotna finalistka „Połowu” (2012, 2016), nominowana do nagrody głównej w XIX Ogólnopolskiego Konkursu Poetyckiego im. Jacka Bierezina. Mieszka we Wrocławiu.