debaty / ankiety i podsumowania

O debiutach ważnych, lecz nie najważniejszych

Michał Piętniewicz

Głos Michała Piętniewicza w debacie "Poeci na nowy wiek".

strona debaty

Poeci na nowy wiek

Choć nie śle­dzę skru­pu­lat­nie naj­now­szej poezji, uda­je mi się jed­nak wyło­wić parę nazwisk. Nie­wąt­pli­wie Agniesz­ka Mira­hi­na, Sła­wo­mir Elsner, Julia Szy­cho­wiak, Kon­rad Góra. Takie są moje typy. Odpo­wie­dzi na odpo­wied­nio uło­żo­ną hie­rar­chię nie będę udzie­lał. Każ­dy z tej czwór­ki jest inny, osob­ny, posił­ku­je się inną dyk­cją – peł­ną odmien­nych zło­żeń i kom­pli­ka­cji.

Debiut Sław­ka Elsne­ra już nie­co okrzepł, choć dalej przy­cią­ga. Świe­tlic­ki wymie­sza­ny z Bur­są i Wojacz­kiem wyda­je mi się dość dużym uprosz­cze­niem. I choć usły­sza­łem w kon­tek­ście Elsne­ra i Szy­cho­wiak okre­śle­nie „pop poezja” – war­to się tego dobre­go popu trzy­mać. To, co dobre nie umie­ra, choć nie jest też nie­śmier­tel­ne.

Julia Szy­cho­wiak stwo­rzy­ła wła­sny, osob­ny idiom poetyc­ki, któ­rym z pew­nym nie­sma­kiem (koniecz­nym jed­nak) nazwał­bym ido­mem kobie­cym. Ta poezja kreu­je bar­dzo sub­tel­ne, deli­kat­ne świa­ty na pogra­ni­czu misty­ki i cie­le­sno­ści – a może „misty­ka cia­ła”? Ciem­ność bar­dzo pięk­nie łączy się tam ze świa­tłem two­rząc świa­ty sub­tel­ne, lecz nie ete­rycz­ne – trud­ne do uchwy­ce­nia i przez to tak absor­bu­ją­ce.

Debiut Góry jest ze wszech miar cie­ka­wy. Gru­by, mię­si­sty język połą­czo­ny z dystan­sem do rze­czy­wi­sto­ści i same­go pod­mio­tu lirycz­ne­go daje tej poezji pięt­no nie­po­wta­rzal­ne. Góra wymy­ślił nowy, inny język, któ­rym może opo­wia­dać o rze­czy­wi­sto­ści. Żywio­łem Góry jest bowiem rze­czy­wi­stość odpo­wied­nio prze­two­rzo­na przez język – jed­nak nie jest ona tym języ­kiem zma­ni­pu­lo­wa­na. Kon­rad Góra jest bar­dzo uczci­wym poetą.

I wresz­cie Agniesz­ka Mira­hi­na. Powin­na poja­wić się obok Kon­ra­da Góry. Ta para ma ze sobą wie­le wspól­ne­go – choć dzie­li ich tak­że wie­le. Agniesz­ka też opo­wia­da o świa­tach obse­syj­nych wła­snym „nie­zna­nym”, lecz dają­cym się roz­po­znać języ­kiem. Mam nadzie­ję, że ten język się przyj­mie – choć jak zauwa­żył Guto­row – jest on nie­ła­twy. Myślę, że nie­ła­twy przede wszyst­kim przez to, że nie da się dotrzeć do jego miąż­szu. Jego ukry­te sed­no pozo­sta­je nie­roz­po­zna­ne – być może tutaj tkwi siła przy­cią­ga­nia Agniesz­ki Mira­hi­ny.

Tych czte­rech musz­kie­te­rów wymie­nił­bym przede wszyst­kim. Życzę im wie­le zwy­cię­skich poje­dyn­ków.