debaty / ankiety i podsumowania

O najnowszej poezji polskiej słów kilka

Marcin Małczewski

Głos Marcina Małczewskiego w debacie "Poezja na nowy wiek".

strona debaty

Od wie­lu lat kolej­ne pro­jek­ty Biu­ra Lite­rac­kie­go wyła­nia­ją następ­ne gru­py nazwisk mło­dych ludzi pió­ra. Stąd też potrze­ba spo­rzą­dza­nia wszel­kie­go rodza­ju map, na któ­rej znaj­dą się te naj­bar­dziej cie­ka­we zja­wi­ska poetyc­kie, co z kolei daje asumpt do dzia­łal­no­ści kry­tycz­no­li­te­rac­kiej. Spo­rzą­dza­nie jej jest zada­niem tyleż potrzeb­nym, co nie­zwy­kle trud­nym, ponie­waż zakła­da porów­ny­wa­nie zja­wisk, a to z kolei porów­ny­wal­ność poetyc­kich feno­me­nów w ogó­le. Tym­cza­sem w ramach pro­jek­tu „Poeci na nowy wiek” wyło­nio­no nazwi­ska poetów, któ­rzy rów­no­lat­ka­mi z pew­no­ścią nie są, a poza tym każ­dy z nich – bądź pra­wie każ­dy – zdą­żył się już zapi­sać w świa­do­mo­ści odbior­ców współ­cze­snej poezji. Wobec tego kry­ty­ko­wi łatwiej jest wska­zy­wać na zja­wi­ska z całą pew­no­ścią wyjąt­ko­we, niż usta­lać wewnętrz­ne zależ­no­ści bądź hie­rar­chię.

Na tle języ­ko­wej non­sza­lan­cji i sil­nie posu­nię­tej pro­za­iza­cji, któ­re są udzia­łem wie­lu poetów (by wymie­nić Boh­da­na Zadu­rę, Andrze­ja Sosnow­skie­go, w jakiejś mie­rze Euge­niu­sza Tka­czy­szy­na-Dyc­kie­go, Jerze­go Jar­nie­wi­cza, ale tak­że i znacz­nie młod­szych), wyróż­nia się twór­czość Julii Szy­cho­wiak. Zdu­mie­wa sil­nie zme­ta­fo­ry­zo­wa­ny, nie­zwy­kle suge­styw­ny język, nie­prze­kra­cza­ją­cy gra­nic minia­tu­ry poetyc­kiej. Lapi­dar­ność języ­ka osią­ga się czę­sto poprzez brak orze­czeń, zosta­wia­jąc kil­ka mniej lub bar­dziej roz­wi­nię­tych rów­no­waż­ni­ków zdań. Co waż­ne, reduk­cja skład­ni nigdy nie jest dopro­wa­dzo­na do osta­tecz­no­ści, osto­ją poezji nadal jest obraz, a raczej jego zarys, ujaw­nia­ją­cy się w połą­cze­niu wyra­zo­wym, a nie w izo­lo­wa­nym sło­wie. Doty­ka się tu bez­po­śred­nio kwe­stii ciszy i mil­cze­nia, na któ­rych osa­dzo­na jest twór­czość Szy­cho­wiak. To z kolei pro­wa­dzi do jed­ne­go z waż­niej­szych, jeśli nie naj­waż­niej­szych doświad­czeń poezji minio­ne­go i obec­ne­go wie­ku – języ­ka. Pro­ble­ma­ty­ka lin­gwi­stycz­na w bez­piecz­ny spo­sób umiesz­cza twór­czość mło­dej poet­ki w nie­co oswo­jo­nej prze­strze­ni czy­tel­ni­czych ocze­ki­wań.

Na tle języ­ka poetyc­kie­go Julii Szy­cho­wiak języ­ki pozo­sta­łych poetów zda­ją się róż­nić. Dzie­je się tak nawet w przy­pad­ku rów­nie wyci­szo­ne­go i sub­tel­ne­go języ­ka Anny Pod­cza­szy z Wte i nazad czy Joan­ny Wajs – wyci­szo­ne­go, acz­kol­wiek spro­za­izo­wa­ne­go. Na anty­po­dach zda­ją się umiej­sca­wiać sze­ro­kie fra­zy języ­ków Joan­ny Muel­ler czy Szcze­pa­na Kopy­ta. U Muel­ler też naj­sil­niej uwi­dacz­nia się lin­gwi­stycz­ne nasta­wie­nie, któ­re czy­ni z upra­wia­nia poezji pra­cę w języ­ku. Oczy­wi­ście, nie­ob­ce jest ono tak­że Pod­cza­szy, któ­ra cza­sa­mi two­rzy kon­struk­cję wier­sza na utar­tych związ­kach fra­ze­olo­gicz­nych; czy Toma­szo­wi Puł­ce, szu­ka­ją­ce­go „pierw­sze­go sło­wa” („kil­ka słów o mówie­niu przez sen”).

Kie­ru­jąc się w stro­nę wyobraź­ni mło­dych poetów, moż­na zauwa­żyć sil­nie obec­ne doświad­cze­nie pamię­ci, obja­wia­ją­ce się zwro­tem ku temu, co minio­ne. Poja­wia­ją­ce się wspo­mnie­nia nie ukła­da­ją się w zbio­ro­we doświad­cze­nie, pozwa­la­ją­ce budo­wać gru­po­wą mito­lo­gię. I tak, u Jac­ka Deh­ne­la raz po raz napo­ty­ka się włą­czo­ne w bie­żą­cy obieg słow­ne relik­ty z epo­ki nie­daw­ne­go ustro­ju, któ­re prze­cho­wa­ła pamięć języ­ka. Pamięć rów­nież pod­sy­ła poecie odwiecz­ne tema­ty, wśród któ­rych szcze­gól­ne miej­sce zaj­mu­je miłość. Poja­wia się ona w szta­fa­żu aktu­al­nych rekwi­zy­tów i w rów­nie aktu­al­nym spo­so­bie mówie­nia o niej. To oczy­wi­ście zdra­dza moc­ne zako­rze­nie­nie kre­owa­nych świa­tów w kon­kre­cie, w rze­czy­wi­sto­ści spo­łecz­no-kul­tu­ro­wej. Takim kon­kre­tem będzie nie­mal z obse­syj­ną czę­sto­tli­wo­ścią poja­wia­ją­ce się cia­ło, nie­rzad­ko cia­ło fizjo­lo­gicz­ne, np. u Toma­sza Puł­ki. To wszyst­ko zaś opi­sy­wa­ne jest z per­spek­ty­wy zale­d­wie uchwyt­ne­go nasta­wie­nia meta­fi­zycz­ne­go (por. „Taką kar­mę” Jac­ka Deh­ne­la).

Po tym nie­zwy­kle pro­wi­zo­rycz­nym prze­glą­dzie zja­wisk w naj­now­szej poezji pol­skiej, trud­no silić się na szum­ne kon­sta­ta­cje. Wyda­je się jed­nak, że powo­li daje o sobie znać zmia­na dyk­cji, zwrot ku krót­kim for­mom, w któ­rych język będzie reje­stro­wał poetyc­ką impre­sję. Mowa tak­że o języ­ku, o znacz­nie więk­szym stop­niu intym­no­ści. Jest ona udzia­łem zwłasz­cza Szy­cho­wiak, któ­ra w Po sobie daje dosko­na­ły pokaz poezji epi­fa­nij­nej. Dru­gim wyraź­nym rysem sta­je się wska­zy­wa­nie na kul­tu­ro­we zako­rze­nie­nie, obja­wia­ją­ce się u Deh­ne­la, ale tak­że u Pod­cza­szy, zwłasz­cza w tomie Mniej wię­cej, w któ­rym na prze­strze­ni całe­go zbio­ru zauwa­ża się nasy­ce­nie ele­men­ta­mi dra­ma­tu poprzez wpro­wa­dze­nie chó­ru, któ­re­mu przy­pa­dła funk­cja komen­ta­to­ra rze­czy­wi­sto­ści. Nie cho­dzi przy tym o obwiesz­cza­nie sytu­acji zado­mo­wie­nia, lecz raczej o zauwa­że­nie, iż prze­ma­wia się zawsze z kon­kret­ne­go miej­sca, a nega­cja war­to­ści kul­tu­ro­wych jest w grun­cie rze­czy ich afir­ma­cją. Gdy­by zatem wysi­lić się na dwa pod­su­mo­wu­ją­ce okre­śle­nie, to praw­do­po­dob­nie było­by to: 1) intym­ność w prze­ci­wień­stwie do mówie­nia wspól­nym języ­kiem o spra­wach jed­nost­ko­wych, wobec cze­go powsta­ją róż­ne­go rodza­ju pół­pry­wat­ne wyzna­nia lirycz­ne, 2) zako­rze­nie­nie prze­ciw­sta­wio­ne posta­wie nega­cji i bun­tu, poszu­ki­wa­nia nega­tyw­nych punk­tów odnie­sie­nia.