Oczyszczenie przez zapuszczenie. Oczyszczenie przez kąpiel
Sławomir Szopiński
Głos Sławomira Szopińskiego w debacie „Czytam naturalnie 2017”.
strona debaty
Czytam naturalnie 2017: wprowadzenieWyobraź sobie: wchodzę do puszczy – zawsze patrzę pod nogi, by nie nadepnąć jakiegoś stworzenia – rozglądam się dookoła, by dostrzec jakieś zwierzę, patrzę na rośliny, patrzę na drzewa, liście, hubę przyrośniętą do pnia… Zapuszczam się w głąb zieleni i brązów, niektóre z tych kolorów mają jaśniejsze odcienie – to słońce. Gałęzie z liśćmi delikatnie się kiwają, jakby machały ręką na „dzień dobry”, i szelestnie pomrukują radością na znak współistnienia. I ja jestem wewnątrz tej koegzystencji, gdy nagle odkrywam zupełnie inną przestrzeń, na przykład stary dąb w iglastym zagajniku.
Każde słowo jest owadem, zwierzęciem, rośliną, każde zestawienie słów tworzy niezwykle ciekawy zakątek, każda linijka zagajnik, niekiedy zagajniki wcinają się w siebie, tworząc jeszcze nowe ostępy, a znaki interpunkcyjne bądź ich brak to równości albo nierówności podłoża, które z układem roślin (słów) wytyczają mi drogę, tworzą rytm mojego wędrowania przez ową puszczę. Gdy za pierwszym razem wchodzę do puszczy, daję się prowadzić, wczuwam się w nią, oddycham, wyobrażam, zachwycam, boję… Rozglądam się, by przy kolejnym pobycie zwrócić uwagę na układ ścieżek, rodzaje drzewostanu, czyli na budowę wiersza, na rytm i rym. Wiersz to jednak nie luźny potok słów, to nie dziko rosnące (gdzie chcą same z siebie) rośliny. Wiem, że ta puszcza jest ludzkim dziełem, jest więc niedoskonała, ale nie zbieram plastikowych czy innych śmieci, chociaż… być może są tu celowo, więc może ktoś chciał żebym je pozbierał. Więc zbieram.
To tylko jeden ze sposobów czytania poezji. Można też tę samą puszczę odwiedzać ze „szkiełkiem przy oku”, z leksykonem drzew i roślin, owadów czy zwierząt. Można obserwować przez pryzmat całego bagażu instrumentów, ale i tak jako zwykły czytelnik dokładam do tego instrumentarium swoje własne odczucia wynikające z doświadczeń. Kazimierz Wierzyński pisał, że „najpiękniejszą poezją są proste słowa”, więc może ta puszcza, to nie puszcza, a park koło Twojego domu albo skwer w Twoim umyśle.
To już nie puszcza, to morze albo ocean. Bez klifów. Bez widocznego lądu. Daję się unosić falom, które i tak prędzej czy później doprowadzą mnie do brzegu. W puszczy muszę uważać na każdy swój krok, by czegoś nie nadepnąć, muszę mieć wyostrzony wzrok, by zauważyć owada na liściu. Woda natomiast sama mnie unosi. Oczywiście, często się zanurzam i odkrywam piękno głębin, ale w każdym momencie, dowolnym dla mnie mogę się wynurzyć, by zaczerpnąć powietrza. Najwspanialsze jest jednak współprzenikanie, pewna powtarzalność przyrody. Tą powtarzalnością jest piękno – oddziałuje na zmysły, uruchamia umysł, przenosi w inny wymiar świata. Więc raz się kąpię, raz zapuszczam, po każdej jednak z tych czynności czuję się lepiej, myślę wyraźniej. Ponieważ przekroczyłem już 1800 znaków, a to ledwie zarys wierzchołka góry – to jest dramat.
O AUTORZE
Sławomir Szopiński
Urodzony w 1975 roku, nieskończony polonista teatrolog (Uniwersytet im. Adama Mickiewicza w Poznaniu), skończony dziennikarz (dzienniki regionalne Wielkopolski), współzałożyciel Ogólnopolskiego Magazynu Studenckiego OMS, poeta, happener, podróżnik – „żył szybko, umarł młodo” – zmarły we Francji, w La Rochelle w 2010 roku (śmierć kliniczna). W ponownym życiu mieszkał w Poitiers we Francji, a obecnie w Polsce, w Poznaniu. Zajmuje się pisaniem wierszy i opowiadań. Dotąd niepublikowany w formie książkowej.