Odpupianie i udupianie
Rafał Gawin
Głos Rafała Gawina w debacie "Być poetą dzisiaj".
strona debaty
Być poetą dzisiajCzy warto przyznawać się do tego, że się pisze wiersze? Z jednej strony – nie widzę problemu (znam zdecydowanie mniej konwencjonalne hobby – np. chodzenie po ścianach wieżowców; i bardziej obciachowe – np. zbieranie znaczków), z drugiej – sensu, bo na dłuższą metę i tak nikt wierszy w tym kraju nie czyta. (Nawet jeśli mówimy o wierszach powszechnie znanych i poważanych, tak zwanych, klasyków gatunku, nieśmiertelnej „czwórki”: Twardowski, Szymborska, Herbert i Miłosz. Wyjątkiem jest może Karol Wojtyła, w tym problem jednak, że jego dokonania na niwie wiary mylone są z dokonaniami literackimi i czyta się go zwykle ze ślepym podziwem i uwielbieniem, jak modlitewnik przez religijnego dewotę). Można się pochwalić znajomym nagrodą, tym bardziej nieuprzedzonym (czytaj też: oczytanym) – podarować tom, pokazać wiersze w prasie, tak zwanej literackiej. A potem (samemu lub w „stałej grupie”) wybrać się na wieczór autorski, jeden, drugi, trzeci, odwiedzić znajomą księgarnię, która jeszcze od czasu do czasu zamawia poetyckie nowości, wpaść na jeden z kilku festiwali poetyckich, turniej jednego wiersza, slam – i spotkać te same osoby co zawsze, z tej samej kilkusetosobowej „puli”.
Nagroda Nike wciąż jako jedyna polska nagroda działa na wyobraźnię, nazwijmy to, bardziej masowego czytelnika, więc siłą rzeczy poezja Tkaczyszyna-Dyckiego ma szansę zafunkcjonować w szerszym, pozaśrodowiskowym obiegu. Już pojawiają się recenzje i eseje poza prasą literacką, które „odkrywają” autora Piosenki o zależnościach i uzależnieniach jako ważny, osobny głos polskiej najnowszej liryki, stawiając go w jednym rzędzie z Mironem Białoszewskim. To obiecujące dla polskiej poezji współczesnej. I abstrahuję tutaj od swojego gustu i fascynacji (co nie zmienia faktu, że Dyckiego czytuję z dużą przyjemnością), bo chyba potrzebny jest poezji jakiś motor napędowy, lokomotywa, która pozwoli jej zaistnieć na bardziej popularnych torach. Która zdemitologizuje najnowszą polską poezję jako niezrozumiałą, hermetyczną, akademicką lub bełkotliwą i „używkową”. Albo z drugiej strony – która zachęci do intelektualnych poszukiwań, sprawi, że czytanie poezji stanie się wysublimowaną rozrywką; jednym słowem – „odpupi” polskiego czytelnika. I wreszcie – która spowoduje, że znajdą się pieniądze na jej wspieranie i finansowanie. Obawiam się, że to jedyna możliwość na wyjście poezji nawet nie tyle w tłum, co w „większe grupki” w czasach, gdy praktycznie wszystkie ambitniejsze dziedziny sztuki zbudowały sobie niekoniecznie wygodne, ale swojskie getta, a masowy odbiorca z jednej strony nie ma czasu na kulturę, z drugiej – ochoty, z trzeciej wreszcie – szuka szybkich, łatwych i przyjemnych zastępników, kolejnych Coelhów i Rubików. Jeśli wiersz – to okolicznościowa rymowanka. Wcześniej nie dał rady Marcin Świetlicki. Jest ważny, jest popularny, ale jako rockman, charyzmatyczny i nie pozbawiony poczucia humoru wokalista oraz lider. Schizma została w podziemiach. Nie dał rady Andrzej Sosnowski. Niekwestionowane źródło inspiracji, ważny punkt odniesienia na mapie najnowszej poezji, ale Życie na Korei zostało w piwnicach krytyków i pracach naukowych.
Czy są jakieś granice, które w kontekście poezji nie powinny zostać przekroczone? Moim zdaniem – tak, jak w przypadku każdej dziedziny, nie tylko sztuki. Mam tutaj na myśli granice przyzwoitości. Wewnątrz takowych nie mieszczą się, na przykład, nagrody poetyckie dla przedstawicieli innych, bardziej komercyjnych i przystępnych form rozrywki, dla wzbudzenia sztucznego zainteresowania poezją tam, gdzie takowego nie ma. I nie będzie (jak pokazała kabaretowa historia pewnej książki w sztywnej okładce; niesmak wśród „zainteresowanych” pozostał), doszukiwanie się na siłę poezji tam, gdzie jej nie ma i lansowanie jej (przykład jak wyżej, a także awaria na miarę wspominanej już w poprzednim akapicie, tak zwanej muzyki klasycznej autora soundtracku do „Wiadomości”), wreszcie lansowanie przez duże wydawnictwa marnej jakości wyrobów wierszopodobnych, zwłaszcza jeśli chodzi o te wydawane jako jedyne w danym domu wydawniczym w kategorii „poezja”. Poeci już są i mogą mieć się dobrze, jeśli zamiast nich prężni mecenasi nie będą na siłę szukać „ikon” i wynalazków.
O AUTORZE
Rafał Gawin
Ur. 1984. Redaktor, korektor, konferansjer, animator, recenzent, poeta i przyszły prozaik. Wydał pięć książek poetyckich, ostatnio Wiersze dla koleżanek (Justynów 2022). Tłumaczony na języki. Prowadzi „Wiersz wolny” i „Liberté!”. Mieszka w Łodzi, gdzie pracuje (jako instruktor) w Domu Literatury i działa (jako skarbnik i wydawca) w oddziale Stowarzyszenia Pisarzy Polskich.