debaty / ankiety i podsumowania

Odróżnić wrogów od fałszywych przyjaciół

Patryk Czarkowski

Głos Patryka Czarkowskiego w debacie „Księgarnia z poezją”.

strona debaty

Księgarnia z poezją

Zasad­ni­czy pro­blem z posta­wio­ny­mi (zapro­po­no­wa­ny­mi) w ankie­cie BL pyta­nia­mi pole­ga na tym, że zawie­ra­ją w sobie znacz­ny ładu­nek „tezo­wo­ści”. Są pyta­nia­mi, któ­re coś stwier­dza­ją; zakła­da­ją pewien stan rze­czy. Niby nie ma w tym nic dziw­ne­go – zawsze jakiś stan rze­czy ist­nie­je. Mamy tu jed­nak do czy­nie­nia nie z roz­po­zna­niem, a sil­nie cią­żą­cą w okre­ślo­ną stro­nę inter­pre­ta­cją (tego sta­nu). Spró­bu­ję zatem moż­li­wie krót­ko i pre­cy­zyj­nie wska­zać „uwie­ra­ją­ce” mój ogląd pro­ble­mu „pyta­nia”; i przy oka­zji się do nich usto­sun­ko­wać. Siłą rze­czy nie znaj­dę w poniż­szym tek­ście miej­sca, by poru­szyć wszyst­kie wywo­ła­ne zagad­nie­nia. Posta­ram się jed­nak odnieść – choć­by nawia­so­wo – do więk­szo­ści.

Zacznę od pierw­szej gru­py pytań – tej sku­pio­nej na księ­gar­niach jako miej­scach, skle­pach, insty­tu­cjach. Zare­agu­ję, naj­pierw, pyta­niem na pyta­nie – dla­cze­go to mamy spra­wiać, „by księ­gar­nie nie były jedy­nie skle­pa­mi z książ­ka­mi [ale też ośrod­ka­mi sku­pia­ją­cy­mi życie kul­tu­ral­ne miej­sco­wo­ści, w któ­rych funk­cjo­nu­ją]”? Dla­cze­go mamy sta­wiać świat na gło­wie? Sku­piać życie kul­tu­ral­ne powin­ny kom­pe­tent­nie pro­wa­dzo­ne domy kul­tu­ry, ewen­tu­al­nie (sko­ro mówi­my o książ­kach) takoż pro­wa­dzo­ne biblio­te­ki. A księ­gar­nie mają książ­ka­mi han­dlo­wać. Nie – nie są czy­tel­nia­mi; nie – nie są pla­ca­mi zabaw roz­kosz­nie barasz­ku­ją­cych dzie­ci i ich jesz­cze roz­kosz­niej nie­fra­so­bli­wych rodzi­ców… Pomi­jam już, że pyta­nie zda­je się doty­czyć miej­sco­wo­ści do 40‒60 tysię­cy (bo jeśli weź­mie­my pod uwa­gę mia­sta np. woje­wódz­kie, to trze­ba będzie doło­żyć jesz­cze kina, teatry, fil­har­mo­nie, ogro­dy zoo­lo­gicz­nie… Jeśli one wszyst­kie zaczną sku­piać – z jakim sku­pie­niem będzie­my mie­li do czy­nie­nia?). A żeby mówić o tym, z cze­go żyją (pró­bu­ją żyć) księ­gar­nie w takich (powiedz­my powia­to­wych) ośrod­kach, chy­ba nie ma tu miej­sca. Dość powie­dzieć, że nie z poezji. Nie zna­czy to, że nie powin­ny pró­bo­wać, że nie powin­ny jej ofe­ro­wać. Wró­cę do tego wąt­ku póź­niej. Nie zna­czy to rów­nież, że księ­gar­nie powin­ny uni­kać wcho­dze­nia w kul­tu­ro­twór­czą rolę i tyl­ko twar­do oko­py­wać się na mer­kan­tyl­nych pozy­cjach. Zna­czy to tyle, żeby­śmy nie popa­da­li w prze­sa­dę, nie wycho­dzi­li z roli, nie wcho­dzi­li w czy­jeś buty. W księ­gar­ni, przede wszyst­kim, sprze­da­je się książ­ki. I przede wszyst­kim – książ­ki; jest wte­dy szan­sa, że ktoś po nowy tom Mil­le­nium, Pucia czy Wichę przyj­dzie do nas, zamiast na Pocz­tę (że o innych wie­lo­bran­żo­wych skle­pach nie wspo­mnę…).

Księ­garz ma zapew­nić klien­to­wi-czy­tel­ni­ko­wi boga­tą ofer­tę tytu­łów oraz miłą i kom­pe­tent­ną obsłu­gę. Co ozna­cza­ją przy­wo­ła­ne przy­miot­ni­ki? Miły księ­garz to taki, któ­ry cie­szy się z odwie­dzin każ­de­go zain­te­re­so­wa­ne­go książ­ka­mi gościa. Czer­pie przy­jem­ność z dora­dze­nia, wyszu­ka­nia czy ewen­tu­al­ne­go zamó­wie­nia potrzeb­ne­go tytu­łu. I tak – to strasz­ne, ale tak – z jego sprze­da­ży! Księ­garz kom­pe­tent­ny to ktoś, kto – choć zaczy­tu­je się Haw­kin­giem czy Bukow­skim, potra­fi odra­dzić przy­szłe­mu czy­tel­ni­ko­wi zakup Ser­ca Euro­py Davi­sa na rzecz Boże­go igrzy­ska (tegoż), uza­sad­nia­jąc to dopa­so­wa­niem do wyra­żo­nych (zdia­gno­zo­wa­nych, wyson­do­wa­nych potrzeb – księ­garz kom­pe­tent­ny potra­fi tak­że dia­gno­zo­wać…). To ktoś, kto oso­bie do tej pory zako­cha­nej w Poświa­tow­skiej i Leśmia­nie – spo­śród (jesz­cze) żyją­cych poetów zapro­po­nu­je raczej Pod­gór­nik czy Muel­ler niż Sosnow­skie­go czy, powiedz­my, Bart­cza­ka. (Może prze­sa­dzi­łem w niu­an­sach – ale cho­dzi o czy­tel­ność zasa­dy, ten­den­cji). Kom­pe­tent­ny księ­garz zna wię­cej niż osiem wydaw­nictw; wie gdzie szu­kać ich ksią­żek, od wypi­su z reje­stru nowo­ści bar­dziej inte­re­su­je go kre­owa­nie ducha miej­sca, w któ­rym pra­cu­je. I tu uwa­ga! Nawet jeśli musi tego ducha nosić tyl­ko w sobie – i (nomen omen) z ust do ust prze­ka­zy­wać go klien­tom; wbrew murom, rega­łom i świa­tłu, w któ­rym przy­szło mu pra­co­wać… (Pogar­dli­wy sto­su­nek „wta­jem­ni­czo­nych” wobec pra­cow­ni­ków sie­ció­wek to temat zasłu­gu­ją­cy na osob­ną deba­tę; deba­tę wie­lo­wąt­ko­wą)… Nato­miast jeśli ma wię­cej (peł­nię?) swo­bo­dy – umie współ­two­rzyć miej­sce, któ­re sprze­da­je książ­ki, róż­ne. I zno­wu czas na reak­cję pyta­niem na pyta­nie. Bo cze­mu każe nam się wybie­rać mię­dzy: „roz­bu­dza­niem szla­chet­ne­go sno­bi­zmu (…) a popu­la­ry­zo­wa­niem tego [‘popu­la­ry­zo­wa­nie’?– chy­ba nie­tra­fio­ne sło­wo] co łatwiej przy­swa­jal­ne czy­tel­ni­czo”? Rzecz wła­śnie w tym, by umieć wybrać, poka­zać, dora­dzić i sprze­dać – Kata­rzy­nę Micha­lak i Kata­rzy­nę Michal­czak; kocha­ni przy­ja­cie­le-kame­ral­ni-księ­ga­rze na pew­no wie­dzą o kim mówię… Nie jest sztu­ką liczyć na dota­cje lub narze­kać na ich brak i szczy­cić się księ­gar­nią peł­ną Heideg­ge­ra i Mara­ia i zamknąć ją po roku nie­ren­tow­no­ści. Sztu­ką – sprze­da­wać wię­cej Michal­czak od Micha­lak, mając w ofer­cie obie. I spi­nać budżet…

Jak spra­wić, by księ­gar­nie nie­funk­cjo­nu­ją­ce w ramach dużych sie­ci, wytrzy­ma­ły na ryn­ku zdo­mi­no­wa­nym przez rze­czo­ne molo­chy? Po pierw­sze – odróż­nić wro­gów od fał­szy­wych przy­ja­ciół. Mieć kom­pe­tent­ną, mery­to­rycz­ną i zain­te­re­so­wa­ną klien­tem obsłu­gę. I – kon­se­kwent­nie – pięt­no­wać świe­ce­nie twa­rza­mi (na ścian­kach wiel­kich sie­ci) blo­ge­ro-pisa­rzo-cele­bry­tów… na co dzień kocha­ją­cych tzw. kame­ral­ne księ­gar­nie. Nale­ża­ło­by tak­że mery­to­rycz­nie pięt­no­wać same sie­ci – ale trze­ba wie­dzieć za co, trze­ba roz­po­znać pro­blem. Zauwa­żam bowiem – tak­że w zapro­po­no­wa­nych pyta­niach – ten­den­cję ata­ko­wa­nia sie­ci za to, że są sie­cia­mi… Sła­be. Bo suge­ro­wa­ło­by, że waż­niej­sza jest ety­kie­ta od jako­ści. (Pomi­jam już, że mat­ko-ojco­wie-zało­ży­cie­le kul­tu tzw. księ­garń kame­ral­nych – a cóż do cho­le­ry zna­czy to sło­wo! – zda­ją się pró­bo­wać two­rzyć rodzaj Księ­gar­ni-Archi­pe­la­gu… Czy to nie zala­tu­je sie­cio­wo­ścią?). Dla­te­go nasza mała, 60-metro­wa, miesz­czą­ca się w cen­trum han­dlo­wym, nale­żą­ca do sie­ci księ­gar­nia, uży­wa na Face­bo­oku hasz­ta­gu: #książ­ki­ku­pu­ję­kul­tu­ral­nie. W naszej księ­gar­ni przy­ję­li­śmy zało­że­nie, że to nie miej­sce, w któ­rym się znaj­du­je­my będzie odci­skać na nas swo­je pięt­no i deter­mi­no­wać nasz asor­ty­ment. To my – swo­im cha­rak­te­rem – odci­śnie­my pięt­no jako­ści na wspo­mnia­nym miej­scu. Pro­wa­dzi­my tę księ­gar­nię, jak­by była nasza (cho­ciaż jest czę­ścią sie­ci – ale to wła­śnie tej sie­ci zasłu­ga, że pozwa­la świa­do­mym księ­ga­rzom na pro­wa­dze­nie autor­skiej księ­gar­ni). Jeste­śmy w gale­rii, a nie­rzad­ko ćwierć naszej witry­ny zaj­mu­ją książ­ki poetyc­kie. Goście, któ­rzy są u nas pierw­szy raz, prze­cie­ra­ją oczy ze zdzi­wie­nia. Takie książ­ki? W księ­gar­ni znaj­du­ją­cej się w gale­rii? Stół z poezją? Takim wybo­rem poezji?! A tak – lubi­my dobrą poezję, lubi­my ją czy­tać, opo­wia­dać o niej i sprze­da­wać ją. I umie­my to robić. Jest sil­nie obec­na tak­że na naszym Face­bo­oku – nie tyl­ko w for­mie zdjęć okła­dek czy cyta­tów, ale tak­że tek­stów recen­zenc­ko-kry­tycz­nych. Mamy nadzie­ję, że budu­je­my tym rodzaj rela­cji zaufa­nia z tymi, któ­rzy zaglą­da­ją do nas – real­nie i wir­tu­al­nie. To dłu­gi pro­ces, ale wytwo­rzo­na więź skut­ku­je powro­ta­mi świa­do­mych czy­tel­ni­ków. Wyda­je się bowiem, że jed­ną z istot­niej­szych cech czy umie­jęt­no­ści, jaką powi­nien posia­dać księ­garz, jest bycie sitem. Musi­my być sitem, przez któ­re (z  zale­wa­ne­go co dzień tona­mi śmie­ci ryn­ku książ­ki) wpu­ści­my do naszych księ­garń tytu­ły war­to­ścio­we (co nie zna­czy tyl­ko tzw. ambit­ne). Rynek ofe­ru­je sła­by i dobry kry­mi­nał, sła­bą i dobrą książ­kę kuchar­ską, sła­bą i dobrą poezję. Księ­garz, któ­ry nie zna­lazł się w księ­gar­ni przy­pad­ko­wo – będzie umiał wybrać.

Molo­chów pew­nie, nie­ste­ty, się nie pozbę­dzie­my. Ale może­my kon­ku­ro­wać z nimi jako­ścią. Jako­ścią ofer­ty i obsłu­gi – koniecz­nie w tan­de­mie! Molo­chy nie mają ani jed­ne­go, ani dru­gie­go. Molo­chy to algo­ryt­my. To spy­cha­nie pier­wiast­ka ludz­kie­go już nawet nie na dru­gi plan – doty­czy to zarów­no eta­pu zamó­wień (kre­owa­nia asor­ty­men­tu), jak i obsłu­gi. Molo­chy to nie­etycz­ność. Niskie pła­ce, nie­praw­do­po­dob­ny poziom rota­cji… O tym trze­ba mówić, to trze­ba uświa­da­miać i w kontrze do tego świe­cić przy­kła­dem. (A nie twa­rza­mi na ścian­kach… tak, będę to powta­rzał do znu­dze­nia). Sła­be stro­ny zła, muszą być naszy­mi sil­ny­mi stro­na­mi.

Na kil­ka pytań z dru­giej „gru­py” chy­ba już odpo­wie­dzia­łem… „Czy może udać się prze­dłu­że­nie tra­dy­cyj­nej roli dorad­cy czy­tel­ni­ka w jego lek­tu­ro­wych wybo­rach?” Musi się udać – to waru­nek sine qua non bycia w kontrze do tego, o czym przed chwi­lą wspo­mnia­łem. Księ­garz nie musi mieć jakie­goś kon­kret­ne­go wykształ­ce­nia – powi­nien być zain­te­re­so­wa­ny tym, co chce sprze­dać i miej­scem, w któ­rym chce to zro­bić. Mam na myśli nie tyl­ko budy­nek, ale tak­że uli­cę, miej­sco­wość, ludzi, któ­rzy księ­gar­nię ota­cza­ją. Dobry księ­garz to huma­ni­sta w pier­wot­nym zna­cze­niu tego sło­wa, dobry księ­garz powi­nien mieć ponad­prze­cięt­nie roz­wi­nię­ty poziom empa­tii. No i to sito.

Pro­ble­my… – co nie­co już powie­dzia­łem. Zwró­cę na koniec uwa­gę na pro­blem szcze­gól­ny, a chy­ba czę­sto w roz­mo­wach pomi­ja­ny. Otóż więk­szość z pro­ble­mów, o któ­rych napo­mkną­łem przy oka­zji Molo­cha, odno­si się tak­że do dużych wydaw­ców… I rodzi to na ryn­ku książ­ki spe­cy­ficz­ne napię­cia, któ­re nie sprzy­ja­ją, chy­ba głów­nie, nie­sie­cio­wym księ­gar­niom. Wyda­je się, że ci wydaw­cy nie zauwa­ża­ją, że swo­imi (wie­lo­aspek­to­wy­mi) dzia­ła­nia­mi pod­ci­na­ją gałąź, na któ­rej sie­dzą. To się może bar­dzo źle skoń­czyć… Wczo­raj i dziś skoń­czy­ło się (koń­czy) dla ogrom­nej licz­by nie­sie­cio­wych księ­garń (lub mikro­sie­ci!). Jutro może skoń­czyć się dla nich.

Dofi­nan­so­wa­no ze środ­ków Mini­stra Kul­tu­ry i Dzie­dzic­twa Naro­do­we­go pocho­dzą­cych z Fun­du­szu Pro­mo­cji Kul­tu­ry

belka_1

O AUTORZE

Patryk Czarkowski

Urodzony w 1982 roku w Białej Podlaskiej, poeta; publikował w „8. Arkuszu Odry”, „Frazie”, „Kwartalniku Artystycznym”, „Podlaskim Kwartalniku Kulturalnym” i „Zeszytach Literackich”. Laureat Połowu 2012. Stypendysta Fundacji Grazella im. Marii Anny Siemieńskiej (2013). Laureat Nagrody Poetyckiej im. Anny Świrszczyńskiej (Kraków 2015), dzięki której ukazał się jego debiutancki tomik wierszy Precyzja roślin (Universitas 2015). Mieszka w Krakowie.