debaty / ankiety i podsumowania

Pisać dla czytelnika jego językiem

Monika Mosiewicz

Głos Moniki Mosiewicz w debacie "Być poetą dzisiaj".

strona debaty

Być poetą dzisiaj

Nagro­da Nike dla książ­ki Euge­niu­sza Tka­czy­szy­na-Dyc­kie­go cie­szy ogrom­nie, pierw­sza myśl, że jury tej nagro­dy w koń­cu sta­nę­ło na wyso­ko­ści zada­nia, potem, że jed­nak ta myśl, nie jest do koń­ca spra­wie­dli­wa i obiek­tyw­na, bo prze­cież na trzy­na­ście przy­zna­nych nagród, pięć doty­czy­ło ksią­żek poetyc­kich, nie licząc Pawia Kró­lo­wej Doro­ty Masłow­skiej, jeśli coś znaj­du­je się w niszy, to nie poezja, ani pro­za, tyl­ko ese­je, w niszy ist­nie­je meta­ję­zyk i jed­ne­go i dru­gie­go.

Nagro­da cie­szy, bo został nagro­dzo­ny świet­ny poeta, a do tego debiu­tu­ją­cy w latach 90-tych, czy­li w grun­cie rze­czy mło­dy, inna spra­wa, że ten debiut miał miej­sce nie­mal dwa­dzie­ścia lat temu, więc może jest to nor­mal­na kolej rze­czy, a mówiąc dosad­niej, może po pro­stu się sta­rze­je­my. Nobel dla Szym­bor­skiej i Miło­sza cie­szy, napa­wa dumą, czy w ogó­le mógł­by Nobel dla rodzi­mej lite­ra­tu­ry nie cie­szyć? Jakie wnio­ski moż­na wycią­gać z tego, że pro­za­icy pol­scy Nobla po woj­nie nie dosta­li? Czyż­by nie dosta­wa­li do świa­to­wej pro­zy, w odróż­nie­niu od poetów i czy na pew­no Nobel jest tego dosta­wa­nia wyróż­ni­kiem?

Nie wiem, czy fak­tycz­nie insty­tu­cje pro­mu­ją­ce lite­ra­tu­rę chęt­niej wspie­ra­ją pro­zę, nie wiem w grun­cie rze­czy jakie insty­tu­cje pro­mu­ją lite­ra­tu­rę i czy wydaw­cy też tu się zali­cza­ją, wydaw­cy jak wia­do­mo będą pro­mo­wać swo­je książ­ki, czy wydaw­ców poezji jest za mało – no pew­nie! bo prze­cież wszy­scy chce­my wię­cej dobrej poezji. Poezja jest i była nagra­dza­na, wystar­czy spoj­rzeć na nagro­dę Fun­da­cji Kościel­skich – w okre­sie od roku 1990 nagro­dzo­nych zosta­ło czter­na­stu poetów. Jeże­li za mia­rę popu­lar­no­ści dane­go gatun­ku lite­rac­kie­go przy­jąć by ilość kon­kur­sów, któ­re dla dane­go rodza­ju są ogła­sza­ne, z pew­no­ścią poezja wygry­wa w cuglach.

Jed­nak­że cią­gle poezji towa­rzy­szy aura i pre­stiż kul­tu­ry wyso­kiej, kul­tu­ry wysu­bli­mo­wa­nej, kul­tu­ry prze­zna­czo­nej dla szcze­gól­nie wdy­spo­no­wa­nych i wyro­bio­nych. Jeśli fak­tycz­nie bun­kier na przed­mie­ściach ist­nie­je, to stoi na szkla­nej górze. Nie mamy naszej „Ody do hag­gi­sa”, nie mamy tra­dy­cji cie­sze­nia się poezją i jej żywe­go uży­wa­nia, mamy tra­dy­cję wyso­kiej cele­bra­cji, co wpy­cha wier­sze na pode­sty aka­de­mii, ape­li z oka­zji, albo spy­cha w intym­ne kąty samot­nej pry­wat­no­ści. Nie­usta­ją­co moż­na prze­czy­tać, usły­szeć, że poezja jest „w niszy”, nisza to świet­ne sło­wo, z jed­nej stro­ny żal z powo­du pew­ne­go nie­do­ce­nia­nia, z dru­giej prze­cież eli­tar­ność, bo coś, co jest dla wszyst­kich, jest dla niko­go.

Obda­ro­wy­wa­ni prze­ze mnie tomi­ka­mi ludzie nie piszą­cy, co do zasa­dy mówią „Super, świet­nie, ale wiesz ja się na poezji nie znam”, bo prze­cież na poezji trze­ba się znać, żeby była w sta­nie spra­wić czy­tel­ni­ko­wi cokol­wiek, a przy­jem­ność czy­tel­ni­czą zwłasz­cza. Jak czę­sto sły­szy się zda­nie: „Ale wiesz, ja nie wiem czy to prze­czy­tam, bo nie znam się na pro­zie”?

W pod­sta­wie pro­gra­mo­wej dla lice­ów i gim­na­zjów jedy­ny­mi utwo­ra­mi poetyc­ki­mi, któ­rych nie wol­no pomi­nąć, są „Sone­ty” Ada­ma Mic­kie­wi­cza i inne wier­sze w tym „Roman­tycz­ność”,Dzia­dów cz. III i Pan Tade­usz oraz Jana Kocha­now­skie­go „wybra­ne pie­śni, tre­ny (inne niż w gim­na­zjum) i psalm”. Jedy­ni żyją­cy poeci, wymie­nia­ni w tej pod­sta­wie pro­gra­mo­wej, (ale oczy­wi­ście moż­na ich pomi­nąć, czy to w pro­gra­mie zwy­kłym, czy roz­sze­rzo­nym) to Zaga­jew­ski, Szym­bor­ska, Lip­ska i Barań­czak. W pro­gra­mie roz­sze­rzo­nym dla lice­ów wprost jest mowa o opo­wia­da­niach z XX lub XXI wie­ku i wymie­nia­na jest m.in. Olga Tokar­czuk, Paweł Huel­le, nato­miast w zakre­sie poezji jest wyłącz­nie mowa o „wybra­nych wier­szach dwu­dzie­sto­wiecz­nych poetów”. Tego rodza­ju trak­to­wa­nie poezji, nie­za­leż­nie od woli i zaan­ga­żo­wa­nia róż­nych wspa­nia­łych nauczy­cie­li, sta­ty­stycz­nie musi mieć swo­je odbi­cie w sto­sun­ku wszyst­kich absol­wen­tów gim­na­zjów i lice­ów do tej­że. A prze­cież moż­na by w takiej pod­sta­wie pro­gra­mo­wej prze­wi­dzieć punkt: tego­rocz­ni lau­re­aci nagród lite­rac­kich (Sile­sius, Nike, Gdy­nia), co pozwo­li­ło­by na jakieś zetknię­cie lice­ali­stów z fak­tycz­nie współ­cze­sną im lite­ra­tu­rą, a w tym i poezją.

Po obec­nie obo­wią­zu­ją­cej pod­sta­wie pro­gra­mo­wej zosta­je obraz poezji jako dodat­ku, bocz­ni­cy lite­rac­kiej, gdzie ludzie raczej sza­le­ni roz­trzą­sa­ją w spo­sób wyma­ga­ją­cy żmud­nej ana­li­zy, bar­dzo waż­kie i trud­ne tema­ty, pod­czas gdy pro­zę moż­na po pro­stu prze­czy­tać, a nawet jed­nym tchem. Szan­se, że z tej przy­jem­no­ści, z jaką pię­cio­let­ni dzie­ciak czy­tał (słu­chał) Tuwi­ma, Brze­chwę, zosta­nie jaki­kol­wiek ślad, są nie­wiel­kie. Czy kto­kol­wiek powie­dział­by o poezji dla dzie­ci, że jest eli­tar­na, że funk­cjo­nu­je w niszy? Naj­czę­ściej te wier­sze dla dzie­ci, są jedy­ny­mi, któ­re prze­cięt­ny doro­sły już czy­tel­nik (czy­li oso­ba, któ­ra jed­no­cze­śnie sama nie pisze) zna i pamię­ta.

Może to nie jest wyłącz­nie kwe­stia pro­gra­mów naucza­nia, może cze­goś inne­go, bo prze­cież kolej­na praw­da ogól­nie zna­na brzmi, że każ­dy kie­dyś pisał wier­sze. Być może dużo trud­niej czer­pać przy­jem­ność z czy­ta­nia niż z pisa­nia, być może ist­nie­je jakaś nie­umie­jęt­ność czer­pa­nia przy­jem­no­ści z czy­ta­nia, być może zamiast warsz­ta­tów pisar­skich, nale­ża­ło­by pro­wa­dzić warsz­ta­ty czy­tel­ni­cze. A mówiąc poważ­niej, być może nacisk nale­ża­ło­by poło­żyć na ów meta­ję­zyk, na kry­ty­kę, któ­ra chy­ba powin­na być tym łącz­ni­kiem z czy­tel­ni­kiem, pisać języ­kiem czy­tel­ni­ka i dla nie­go. Na pew­no nie tyl­ko tym, ale z pew­no­ścią zawsze tym rów­nież. Zwłasz­cza ta kry­ty­ka, recen­zje, któ­re poja­wia­ją się w ogól­no­pol­skich dzien­ni­kach i cza­so­pi­smach, mogły­by przede wszyst­kim zapra­szać do tej niszy wszyst­kich, któ­rzy nigdy na nią nie zwra­ca­li do tej pory uwa­gi. I wła­śnie to ci kry­ty­cy, recen­zen­ci, któ­rzy mają w rękach takie media powin­ni przede wszyst­kim docie­rać do czy­tel­ni­ków. A jak ma poeta docie­rać do czy­tel­ni­ka? Oczy­wi­ście do głę­bi.