debaty / książki i autorzy

Po co nam „Dzieła zebrane” Karpowicza: podsumowanie

Redakcja biBLioteki

Podsumowanie debaty "Po co nam Dzieła zebrane Karpowicza".

strona debaty

Po co nam „Dzieła zebrane” Karpowicza?

Deba­ta doty­czą­ca wyda­wa­nych przez Biu­ro Lite­rac­kie dzieł zebra­nych Tymo­te­usza Kar­po­wi­cza była oka­zją do zasta­no­wie­nia się nad tym, w jaki spo­sób odbie­ra­na jest twór­czość auto­ra Odwró­co­ne­go świa­tła: czy funk­cjo­nu­je ona w świa­do­mo­ści szer­szej rze­szy odbior­ców, czy pozo­sta­je twór­czo­ścią her­me­tycz­ną, zare­zer­wo­wa­ną dla węż­sze­go krę­gu czy­tel­ni­ków poezji? Czy dzie­ła zebra­ne są w sta­nie zmie­nić recep­cję tej twór­czo­ści i czy w ogó­le takie przed­się­wzię­cie jest potrzeb­ne?  Uczest­ni­cy deba­ty pró­bo­wa­li odpo­wie­dzieć na te kon­tro­wer­syj­ne pyta­nia, dzie­ląc się przy oka­zji swo­imi doświad­cze­nia­mi z czy­ta­niem kar­po­wi­czow­skiej „sztu­ki nie­moż­li­wej” oraz reflek­sja­mi nad tym, jak – ich zda­niem – powin­na wyglą­dać edy­cja dzieł zebra­nych.

Piotr Maty­wiec­ki zazna­czył, że recep­cja poezji Kar­po­wi­cza ma już swo­ją boga­tą tra­dy­cję: „chciał­bym uzmy­sło­wić młod­szym czy­tel­ni­kom Kar­po­wi­cza, że już kil­ka razy w ubie­głych dzie­się­cio­le­ciach był on auto­rem nie­zwy­kle mod­nym i wpły­wo­wym, że wca­le nie jest poetą «odkry­tym» przez dzi­siej­sze wstę­pu­ją­ce poko­le­nia, że już daw­no pisa­no o nim rze­czy nie­zwy­kle inte­re­su­ją­ce”. Jed­no­cze­śnie młod­si dys­ku­tan­ci zwra­ca­li uwa­gę na nie­do­stęp­ność dzieł Kar­po­wi­cza na ryn­ku księ­gar­skim: „sta­wia­nie pyta­nia: «po co nam dzie­ła zebra­ne?» gra­ni­czy chy­ba z absur­dem, sko­ro żaden tom Kar­po­wi­cza nie jest dostęp­ny w księ­gar­niach, a w anty­kwa­ria­tach nie­licz­ne osią­ga­ją zawrot­ne ceny” (Jakub Skur­tys). Reto­rycz­ne pyta­nie zadał Mar­cin Sier­szyń­ski: „Dla­cze­go tak trud­no zdo­być jego książ­ki, tak cięż­ko zna­leźć o nim wzmian­ki w cza­so­pi­smach, książ­kach? Być może, musi­my to przy­jąć, wca­le nie potrze­bo­wa­li­śmy Kar­po­wi­cza? To zna­czy – nie wszy­scy go potrze­bo­wa­li­śmy jed­na­ko­wo”. Wobec tego koniecz­na jest – jak pisze Paweł Ber­nac­ki – reha­bi­li­ta­cja poety z Oak Park: „potrzeb­ne jest tak duże wyda­rze­nie, jak wyda­nie dzieł zebra­nych. Spra­wią one, że o Kar­po­wi­czu, przy­naj­mniej w krę­gach oko­ło­li­te­rac­kich, zro­bi się gło­śno i sta­nie się on auto­rem po pro­stu roz­po­zna­wal­nym”. W kon­tek­ście tych wypo­wie­dzi Dzie­ła zebra­ne  oka­zu­ją się koniecz­nym uzu­peł­nie­niem ryn­ko­we­go defi­cy­tu, jed­no­cze­śnie zwra­ca­jąc uwa­gę na pro­blem roli Kar­po­wi­cza w pol­skiej poezji.

W dys­ku­sji domi­no­wa­ło prze­ko­na­nie o istot­no­ści poezji auto­ra Sło­jów zadrzew­nych i o koniecz­no­ści przy­wró­ce­nia tej twór­czo­ści młod­szym poko­le­niom: „Po co nam Dzie­ła zebra­ne? Głów­nie po to, by czas nie zmą­cił pamię­ci o wiel­kim mistrzu, by mło­de poko­le­nie pozna­ło jego twór­czość, w koń­cu – by poznać na nowo wiel­kie dzie­ła, zapo­znać się z nimi i spoj­rzeć na nie z dystan­sem i poko­rą” (Daria Pary­ła). Jed­no­cze­śnie poja­wia­ła się wąt­pli­wość, czy w ogó­le jest moż­li­we przy­wró­ce­nie Kar­po­wi­cza „ogó­ło­wi”: „Kar­po­wicz wszyst­kie naj­lep­sze okla­ski i tak miał w sobie, dla­te­go wła­śnie pisał poezję, któ­ra zawsze prze­gra, prze­gra i jesz­cze raz prze­gra. I to nie tak na niby, na zasa­dzie mod­nej pozy, ale tak napraw­dę głę­bo­ko jest dla tej rze­czy­wi­sto­ści prze­kre­ślo­na” (Bian­ka Rolan­do). W podob­nym tonie wypo­wie­dział się Jacek Guto­row: „Poezja Kar­po­wi­cza nie będzie popu­lar­na, bo też i nie chce być popu­lar­na. Głę­bo­ko mądre i prze­ni­kli­we wyda­je mi się pod­kre­śla­ne przez poetę wstęp­ne wyklu­cze­nie czy­tel­ni­ka z gry. Kar­po­wi­czow­ski impe­ra­tyw odczy­tu­ję jako nakaz poetyc­kiej higie­ny. Poeta musi pisać wyłącz­nie z sie­bie, od sie­bie, przez sie­bie i dla sie­bie”. W sukurs przy­szła mu Joan­na Muel­ler, pisząc: „cho­ciaż oso­bi­ście ogrom­nie się cie­szę, że Biu­ro Lite­rac­kie zde­cy­do­wa­ło się wydać Dzie­ła zebra­ne Kar­po­wi­cza, to jed­nak nie mam złu­dzeń, że ta – roz­ło­żo­na na tomy i lata – publi­ka­cja zmie­ni cokol­wiek, jeśli cho­dzi o usy­tu­owa­nie twór­czo­ści Kar­po­wi­cza w histo­rii lite­ra­tu­ry, a tym bar­dziej – w świa­do­mo­ści lite­rac­kiej tak zwa­ne­go «ogó­łu»”.

Jakie więc zada­nia powin­ni posta­wić sobie redak­to­rzy Dzieł zebra­nych? Jacek Guto­row postu­lu­je, żeby „zacho­wać ducha nie­sfor­no­ści: nie wygła­dzać kan­tów, nie zaokrą­glać rachun­ków, nie wypeł­niać bia­łych plam, nie doczy­ty­wać tego, co nie­oczy­ta­ne, nie tłu­ma­czyć tego, co nie­wy­tłu­ma­czo­ne”. Z kolei Jakub Skur­tys zwra­ca uwa­gę na zgo­ła inną rzecz – koniecz­ność wpro­wa­dze­nia „szcząt­ko­wych, pro­fe­sjo­nal­nych wpro­wa­dzeń, któ­re każ­dy pro­jekt Dzieł zebra­nych powin­ny opa­try­wać; wpro­wa­dzeń, któ­re sta­ną się nie­zbęd­nym odnie­sie­niem dla przy­szłej kar­po­wi­czo­lo­gii”.

Mimo wszyst­kich wąt­pli­wo­ści i zna­ków zapy­ta­nia poja­wie­nie się Dzieł zebra­nych Tymo­te­usza Kar­po­wi­cza wyda­je się być przed­się­wzię­ciem nie­zwy­kle waż­nym, by nie powie­dzieć – koniecz­nym. O nadzie­jach zwią­za­nych z publi­ka­cją Biu­ra Lite­rac­kie­go mówił Marian Sta­la: „Nie wiem, czy szan­se, stwa­rza­ne przez uka­za­nie się Dzieł zebra­nych zosta­ną wyko­rzy­sta­ne. Nie jestem też pewien, czy rocz­ni­co­we fety są wię­cej war­te niż głę­bo­ka cisza. O resz­cie będzie (albo nie będzie) moż­na poroz­ma­wiać za kil­ka lat, po wyda­niu i prze­czy­ta­niu ostat­nie­go tomu Dzieł.