debaty / ankiety i podsumowania

Po co nam nagrody?

Przemysław Rojek

Wprowadzenie do debaty "Po co nam nagrody?".

strona debaty

Temat tak kon­tro­wer­syj­ny, że aż strach go roz­po­czy­nać – gdzie się nie obej­rzeć, moż­na komuś przy­dep­nąć taki czy inny odcisk… Nie­mniej jed­nak – zary­zy­kuj­my: zapra­sza­my do lek­tu­ry tek­stów zgro­ma­dzo­nych w deba­cie o (nie)potrzebności nagród lite­rac­kich.

Jesz­cze nie­daw­no spra­wa była pro­sta: na pol­skim ryn­ku nagród lite­rac­kich rzą­dzi­ła nie­po­dziel­nie (jak na bogi­nię zwy­cię­stwa prze­sta­ło) Nike i nie zano­si­ło się, żeby mia­ła zamiar komu­kol­wiek odda­wać pola. No dobrze, był jesz­cze Pasz­port Poli­ty­ki i laur Fun­da­cji Kościel­skich – ale (z całym nie­ma­łym i zasłu­żo­nym sza­cun­kiem) Nike była nie do rusze­nia – zwią­za­na z naj­po­czyt­niej­szym wów­czas pol­skim dzien­ni­kiem, opra­wio­na w hucz­ny medial­ny orna­ment, usta­na­wia­ła nową jakość, budząc gorą­ce dys­ku­sje nawet (zło­śli­wi powie­dzie­li­by – po czę­ści nie bez racji – że zwłasz­cza) wśród tych, dla któ­rych lite­ra­tu­ra na co dzień zwy­czaj­nie nie ist­nia­ła.

No wła­śnie, dys­ku­sje… Nagro­da pomy­śla­na w spo­sób tak ogól­ny – przy­zna­wa­na za naj­lep­szą książ­kę roku – nie mogła nie budzić poru­sze­nia; ska­za­na była na kon­tro­wer­syj­ność i nie­moż­ność zado­wo­le­nia wszyst­kich. Wyda­wa­ło się, że tych nagród powin­no być wię­cej, że ich regu­la­mi­ny muszą pra­co­wać na bar­dziej przej­rzy­stych i rygo­ry­stycz­nych kry­te­riach, że gdy­by­śmy mie­li coś spe­cjal­ne­go dla poetów (pro­za­ików, ese­istów, komik­sia­rzy… nie­po­trzeb­ne skreślić/brakujące dopi­sać), to wte­dy było­by dobrze, spra­wie­dli­wie, praw­dzi­wie war­to­ściu­ją­co, roz­sąd­nie namasz­cza­ją­co.

I sta­ło się – nie będzie wiel­kiej prze­sa­dy w stwier­dze­niu, że dziś to wła­śnie nagro­dy wyzna­cza­ją jeden z naj­waż­niej­szych ryt­mów pol­skie­go życia lite­rac­kie­go. Swo­im lau­rem (a przy­zna­je się ich corocz­nie w Pol­sce kil­ka­dzie­siąt) chcą się legi­ty­mo­wać insty­tu­cje kul­tu­ral­ne, ośrod­ki takiej czy innej aktyw­no­ści twór­czej, cza­so­pi­sma, wydaw­nic­twa, festi­wa­le, śro­do­wi­ska pisar­skie, wresz­cie – co ostat­nio szcze­gól­nie widocz­ne – mia­sta, dla któ­rych władz przy­zna­wa­nie nagród dla pisa­rzy sta­ło się waż­nym ele­men­tem pro­mo­cji.

Nie­ste­ty, oka­zu­je się, że ta zmia­na ilo­ścio­wa nie musi pocią­gać za sobą jako­ścio­wej; moż­na by powie­dzieć, że po pro­stu waha­dło wychy­li­ło się – w spo­sób typo­wo pol­ski – od jed­nej prze­sa­dy do dru­giej. I tak, jak jesz­cze dzie­sięć, pięt­na­ście lat temu uty­ski­wa­li­śmy – nie bez pod­staw – na prak­tycz­ny mono­pol Nike, tak teraz mamy nie­ja­kie (nie­bez­za­sad­ne) powo­dy do narze­ka­nia na sytu­ację trud­ne­go do opa­no­wa­nia roz­pro­sze­nia ryn­ku lite­rac­kich uho­no­ro­wań. W związ­ku z tym chcie­li­by­śmy powró­cić do dys­ku­sji, któ­ra w Biu­rze Lite­rac­kim i na festi­wa­lu Port Lite­rac­ki kie­dyś już roz­go­rza­ła – powró­cić, bo od tam­te­go cza­su realia zmie­ni­ły się w spo­sób zasad­ni­czy, ale pro­blem pozo­stał.

Czy cało­rocz­ny kar­na­wał lite­rac­kie­go nagra­dza­nia w kra­ju, w któ­rym każ­de bada­nie zda­je się potwier­dzać spa­da­ją­cy poziom czy­tel­nic­twa, w jaki­kol­wiek spo­sób wpły­wa hamu­ją­co na tę nie­do­brą ten­den­cję? Jakie są dal­sze losy nomi­no­wa­nych i nagra­dza­nych ksią­żek – czy nie jest tak, że orga­ni­za­to­rzy i fun­da­to­rzy zosta­wia­ją swo­ich bene­fi­cjen­tów samy­mi sobie i w związ­ku z tym nagro­da tra­ci swój sens kre­ato­ra nowych zja­wisk w lite­ra­tu­rze? Czy nomi­no­wa­nie i nagra­dza­nie prze­kła­da się na decy­zje czy­tel­ni­cze – czy czę­ściej kupu­je­my wła­śnie te książ­ki, któ­re zosta­ły uwień­czo­ne takim bądź innym lau­rem?

A może jest na odwrót? Może pro­ce­der przy­zna­wa­nia nagród dla pisa­rzy to wyłącz­nie kote­ryj­ność, dzie­le­nie i anta­go­ni­zo­wa­nie śro­do­wi­ska, nie­bez­pie­czeń­stwo ide­olo­gi­za­cji i pod­po­rząd­ko­wa­nia doraź­nej poli­ty­ce elek­cyj­nej tych czy tam­tych raj­ców, nie­ja­sność kry­te­riów, nad­mier­ne uza­leż­nie­nie od per­so­nal­nych sym­pa­tii i este­tycz­nych idio­syn­kra­zji róż­nych gre­miów oce­nia­ją­cych, wąt­pli­we decy­zje, nade wszyst­ko zaś – rady­kal­na infla­cja waż­no­ści? I wresz­cie – czy nie bywa i tak, że pisa­rze odro­bi­nę zapo­mi­na­ją o swo­ich czy­tel­ni­kach, nie zauwa­ża­jąc, że ich książ­ka wca­le nie cie­szy się taką poczyt­no­ścią, na jaką ska­zy­wa­ły­by ją cie­płe sło­wa juro­ra ze skrzy­deł­ka okład­ki?

Zapra­sza­my do udzia­łu w deba­cie, w któ­rej pyta­my, czy potrze­ba nam dziś (a jeśli tak – to jakich, po co i w jaki spo­sób przy­zna­wa­nych) nagród lite­rac­kich.

O AUTORZE

Przemysław Rojek

Nowohucianin z Nowego Sącza, mąż, ojciec, metafizyk, capoeirista. Doktor od literatury, nauczyciel języka polskiego w krakowskim Liceum Ogólnokształcącym Zakonu Pijarów, nieudany bloger, krytyk literacki. Były redaktor w sieciowych przestrzeniach Biura Literackiego, laborant w facebookowym Laboratorium Empatii, autor – miedzy innymi – książek o poezji Aleksandra Wata i Romana Honeta.