debaty / ankiety i podsumowania

Biurowe książki roku 2013: podsumowanie

Przemysław Rojek

Podsumowanie debaty "Biurowe książki roku 2013".

strona debaty

Biurowe książki roku 2013

Przy­po­mnij­my dla porząd­ku: w koń­czą­cym się roku 2013 Biu­ro Lite­rac­kie wyda­ło trzy­dzie­ści czte­ry książ­ki – i trze­ba sobie jasno powie­dzieć, że nie jest to mało. Rów­nie jasno (a może nawet jesz­cze jaśniej) widocz­ne jest to, że w licz­bie tej mie­ści się nie­by­wa­le boga­te pod wzglę­dem róż­no­rod­no­ści uni­wer­sum lite­rac­kich języ­ków: były utwo­ry debiu­tanc­kie i wybo­ry bądź nowe pro­po­zy­cje auto­rów coraz czę­ściej uzna­wa­nych za kano­nicz­nych (czy wręcz bar­dzo moc­no już w kano­nie tym usa­do­wio­nych). Mogli­śmy prze­czy­tać tek­sty pisa­rek i pisa­rzy pol­skich – jak i te tłu­ma­czo­ne; mogli coś zna­leźć dla sie­bie wiel­bi­cie­le poezji, pro­zy, ese­isty­ki – i bar­dzo czę­sto bywa­ło tak, że te róż­ne spo­so­by upra­wia­nia sztu­ki pió­ra inter­fe­ro­wa­ły ze sobą w spo­sób jak naj­roz­ma­it­szy, owo­cu­jąc byta­mi hybry­dycz­ny­mi, któ­rych nie­po­dob­na pomie­ścić w naj­bar­dziej nawet libe­ral­nie poj­mo­wa­nych gatun­ko­wych gra­ni­cach.

Z tego cał­kiem spo­re­go bogac­twa ilo­ści i jako­ści uczest­ni­cy deba­ty wymie­ni­li z tytu­łu oko­ło dwu­dzie­stu ksią­żek – czy­li ponad poło­wa tego, co wyda­li­śmy, spo­tka­ła się z przy­chyl­no­ścią naszych czy­tel­ni­ków (cza­sem przy­chyl­ność ta owo­co­wa­ła jed­nym zda­niem, cza­sem osob­nym, wni­kli­wym tek­stem poświę­co­nym jed­ne­mu tyl­ko wyda­rze­niu wydaw­ni­cze­mu). Nie spo­sób tutaj, w tym skró­to­wym pod­su­mo­wa­niu, sku­pić się na wszyst­kim tym, co mie­li do powie­dze­nia dys­ku­tan­ci – pozo­sta­je jedy­nie zachę­cić wszyst­kich do czy­ta­nia tego, co mia­ły do powie­dze­nia oso­by zapro­szo­ne do deba­ty. Nie­mniej jed­nak pozwo­lę sobie na garść reflek­sji o książ­kach wymie­nia­nych naj­czę­ściej, oma­wia­nych naj­wni­kli­wiej.

Zwy­cięz­cą (choć oczy­wi­ście sło­wo to nale­ży czy­tać w per­spek­ty­wie moc­ne­go cudzy­sło­wu: nasza deba­ta niko­go ani nicze­go na zwy­cięz­cę nie mia­ła zamia­ru namasz­czać) oka­zał się retro­spek­tyw­ny tom W podzię­ko­wa­niu za sie­dli­sko W. H. Aude­na w wybo­rze i tłu­ma­cze­niu Dariu­sza Sośnic­kie­go. Moż­na to potrak­to­wać jako dowód na dwie rze­czy. Po pierw­sze: że twór­czość tego wiel­kie­go poety, w obrę­bie liry­ki anglo­ame­ry­kań­skiej od daw­na już trak­to­wa­ne­go jako nie­moż­li­wy do pomi­nię­cia punkt orien­ta­cyj­ny na mapie moder­ni­zmu (zwłasz­cza jego wysu­nię­tych ku pono­wo­cze­sno­ści rubie­ży), wciąż jest źró­dłem inten­syw­nych czy­tel­ni­czych doznań. Po wtó­re: że podej­mo­wa­na od wie­lu już lat prak­ty­ka Biu­ra Lite­rac­kie­go, by dostarczać/przywracać języ­ko­wi pol­skie­mu auto­rów zawsty­dza­ją­co u nas nie­obec­nych, jest przed­się­wzię­ciem cie­szą­cym się dużym popar­ciem czy­tel­ni­ków. Oczy­wi­ście, sytu­acja Aude­na w pol­sz­czyź­nie już przed wyda­niem W podzię­ko­wa­niu za sie­dli­sko była nie­po­rów­na­nie lep­sza niż publi­ko­wa­nych przez nas w prze­szło­ści Maurice’a Blan­cho­ta, Ronal­da Fir­ban­ka czy Gotf­frie­da Ben­na – ale nowy spo­sób jego czy­ta­nia i tłu­ma­cze­nia zapro­po­no­wa­ny przez Sośnic­kie­go (jak rów­nież mądry wybór redak­tor­ski tłu­ma­cza, któ­ry sku­pił się rów­nież na tek­stach poety loku­ją­cych się poza obsza­rem naj­ści­ślej­sze­go kano­nu jego dzie­ła) zaowo­co­wał jak naj­żyw­szym czy­tel­ni­czym odze­wem.

Podob­nie inten­syw­nych wzru­szeń dostar­czy­ła naszym czy­tel­ni­kom nie­zwy­kła książ­ka Kola­że Her­ty Mül­ler w prze­kła­dzie Lesz­ka Sza­ru­gi. Zna­ko­mi­ta nie­miec­ka pro­za­icz­ka dzię­ki wydaw­nic­twu Czar­ne jesz­cze przed jak naj­bar­dziej zasłu­żo­nym Noblem była w Pol­sce (ina­czej niż wie­lu innych lau­re­tów tego tyleż pre­sti­żo­we­go, co kon­tro­wer­syj­ne­go wyróż­nie­nia) zna­na, doce­nia­na, a w pew­nych krę­gach docze­ka­ła się wręcz sta­tu­su kul­to­wej. Biu­ro Lite­rac­kie uzu­peł­nia zna­ny już obraz pisar­ki jej twór­czo­ścią… no wła­śnie, jaką: poetyc­ką, pla­stycz­ną? Wypeł­nia­ją­ce tom Kola­że wier­sze, stwo­rzo­ne meto­dą wyci­na­nia i zesta­wia­nia w nowe kom­po­zy­cje słów z gazet, śmia­ło prze­kra­cza­ją gra­ni­ce mię­dzy róż­ny­mi spo­so­ba­mi myśle­nia o lite­ra­tu­rze. Moż­na przy­pusz­czać – doda­ję na mar­gi­ne­sie – że na popu­lar­no­ści książ­ki Mül­ler zawa­ży­ło też zna­ko­mi­te spo­tka­nie z nią, w któ­rym uczest­ni­czyć mie­li szczę­ście ci, któ­rzy odwie­dzi­li osiem­na­stą edy­cję nasze­go festi­wa­lu, Por­tu Lite­rac­kie­go. Rów­nie mar­gi­nal­nie – ale z jak naj­szczer­szym prze­ko­na­niem – zachę­cam do prze­czy­ta­nia tek­stu zaty­tu­ło­wa­ne­go Kola­żeń­stwo, któ­ry w odpo­wie­dzi na zapro­sze­nie do naszej deba­ty napi­sa­ła Maja Staś­ko, jest to bowiem nie tyl­ko jed­na z naj­lep­szych zna­nych mi inter­pre­ta­cji Her­ty Mül­ler, ale też arcy­cie­ka­wy mani­fest nie­zwy­kle fra­pu­ją­cej filo­zo­fii czy­ta­nia.

Szcze­gól­ną życz­li­wo­ścią bio­rą­cych udział w deba­cie cie­szy­ły się też dwa wybo­ry wier­szy poetek, któ­re w jakimś sen­sie wyzna­cza­ją bie­gu­ny współ­cze­sne­go dys­kur­su kobie­ce­go w pol­skiej liry­ce – bie­gun tego, co kla­sycz­ne (oczy­wi­ście nie jako prak­ty­ki pisar­skiej, ale jako cze­goś źró­dło­we­go, arche­ty­picz­ne­go, będą­ce­go punk­tem odnie­sie­nia) i tego, co wychy­lo­ne w przy­szłość. Pierw­szą z tych ksią­żek jest wyda­ny w serii 44. Poezja pol­ska od nowa, zre­da­go­wa­ny przez Kon­ra­da Górę tom Kona ostat­ni czło­wiek Anny Świrsz­czyń­skiej; pro­po­zy­cja dru­ga to zebra­ne z trzech pierw­szych ksią­żek pisar­ki i wyda­ne pod tytu­łem Szyb­ko przez wszyst­ko wier­sze Justy­ny Bar­giel­skiej. Jeśli cho­dzi o Świrsz­czyń­ską, to rów­nie fascy­nu­ją­ca jak jej poezja, jest histo­ria czy­tel­ni­czej recep­cji twór­czo­ści poet­ki. Debiu­tu­ją­ca przed II woj­ną świa­to­wą, przez całe deka­dy byto­wa­ła dale­ko poza obsza­rem głów­ne­go nur­tu czy­tel­ni­czych zain­te­re­so­wań, by w pierw­szej poło­wie lat sie­dem­dzie­sią­tych spro­wo­ko­wać (za spra­wą tomów Jestem baba i Budo­wa­łam bary­ka­dę) jed­ną z naj­bar­dziej żywio­ło­wych dys­ku­sji w pol­skiej kul­tu­rze, dys­ku­sji wykra­cza­ją­cej dale­ko poza cia­sne ramy lite­ra­tu­ry i meta­li­te­ra­tu­ry. Przy­po­mnia­na dziś – oka­zu­je się gło­sem świe­żym, pro­wo­ku­ją­cym; bar­dzo emo­cjo­nal­ne, nie­kie­dy pisa­ne w tonie olśnie­nia gło­sy naszych dys­ku­tan­tów poka­zu­ją, że wyda­nie Świrsz­czyń­skiej było decy­zją i tra­fio­ną, i potrzeb­ną. Życz­li­wość uczest­ni­ków deba­ty wzglę­dem Bar­giel­skiej poka­zu­je z kolei, że coraz moc­niej­sze w pol­skim życiu lite­rac­kim prze­świad­cze­nie, iż autor­ka Bach for my baby z wol­na awan­su­je na jeden z naj­moc­niej­szych, naj­cie­kaw­szych gło­sów w pol­skiej poezji naj­now­szej – nie tyl­ko tej kobie­cej – znaj­du­je potwier­dze­nie w sym­pa­tiach czy­tel­ni­ków.

Spo­śród tomów debiu­tan­tów dys­ku­tu­ją­cy w spo­sób szcze­gól­ny doce­ni­li książ­kę Nad­jeż­dża Symo­na Słom­czyń­skie­go – jed­ne­go z lau­re­tów pro­jek­tu Połów (w jego edy­cji z roku 2012), auto­ra zna­ko­mi­te­go blo­ga Dopeł­nia­cze i cho­chli­ki, do któ­re­go lek­tu­ry redak­cja Tawer­ny jak naj­ser­decz­niej zachę­ca.

A na koniec taka oto reflek­sja: pod­su­mo­wa­nie to piszę w dzień po świę­tach Boże­go Naro­dze­nia, kie­dy deba­ta cią­gle jesz­cze jest przed­się­wzię­ciem otwar­tym. Z jed­nej stro­ny może to oczy­wi­ście spra­wić, że za dzień czy dwa pew­na część powyż­szych spo­strze­żeń stra­ci na waż­no­ści i mia­ro­daj­no­ści. Z dru­giej jed­nak, wyda­je mi się, że tak wła­śnie nale­ży patrzeć na lite­ra­tu­rę pro­po­no­wa­ną przez Biu­ro Lite­rac­kie: jako na coś żywe­go, pro­te­uszo­we­go, rodzą­ce­go wciąż nowe reflek­sje i emo­cje, nie­da­ją­ce­go się zamknąć w żad­nych cia­snych ramach reka­pi­tu­la­cji i pod­su­mo­wań.

O AUTORZE

Przemysław Rojek

Nowohucianin z Nowego Sącza, mąż, ojciec, metafizyk, capoeirista. Doktor od literatury, nauczyciel języka polskiego w krakowskim Liceum Ogólnokształcącym Zakonu Pijarów, nieudany bloger, krytyk literacki. Były redaktor w sieciowych przestrzeniach Biura Literackiego, laborant w facebookowym Laboratorium Empatii, autor – miedzy innymi – książek o poezji Aleksandra Wata i Romana Honeta.