debaty / ankiety i podsumowania

Podwójne potwierdzenie. O Dwóch fiatach Justyny Bargielskiej

Agata Sibilak

Głos Agaty Sibilak w debacie "O poetyckich książkach trzydziestolecia".

strona debaty

O poetyckich książkach trzydziestolecia

Lite­ra­tu­ra kobie­ca to ter­min, któ­ry w potocz­nym rozu­mie­niu cie­szy się raczej złą sła­wą. Książ­ki zali­cza­ne do tej gru­py koja­rzą się zazwy­czaj z kil­ku­set­stro­ni­co­wy­mi tomisz­cza­mi, zale­ga­ją­cy­mi na pół­kach zna­nych sie­cio­wych księ­garń, w licz­bie zde­cy­do­wa­nie więk­szej, niż pod­po­wia­dał­by to zdro­wy roz­są­dek prze­cięt­ne­go książ­ko­we­go kon­su­men­ta. Zda­rza się jed­nak, że pod ety­kie­tę lite­ra­tu­ry kobie­cej tra­fia­ją też publi­ka­cje wymy­ka­ją­ce się tej uprosz­czo­nej kwa­li­fi­ka­cji. Do auto­rek takich ksią­żek zali­czyć może­my Justy­nę Bar­giel­ską, któ­ra w swo­im dorob­ku ma zarów­no poezję, jak i pro­zę. Lite­ra­tu­ra kobie­ca w jej wyda­niu cha­rak­te­ry­zu­je się kobie­cą per­spek­ty­wą, wymy­ka­ją­cą się kul­tu­ro­wym i ste­reo­ty­po­wym sche­ma­tom. Jej twór­czość od same­go począt­ku wzbu­dza­ła duże emo­cje, jed­nak momen­tem prze­ło­mo­wym był przy­pa­da­ją­cy na 2010 r. debiut pro­za­tor­ski Obso­let­ki. Przez wie­lu książ­ka ta zosta­ła uzna­na za pierw­szą, któ­ra poru­sza­ła kwe­stię utra­ty dziec­ka poprzez poro­nie­nie w tak jasny i dosad­ny spo­sób. Choć to Obso­let­kispo­wo­do­wa­ły duże poru­sze­nie, pre­lu­dium do takiej tema­ty­ki były wyda­ne rok wcze­śniej Dwa fia­ty.

Obra­nie przez Bar­giel­ską macie­rzyń­stwa nie/spełnionego, stra­ty i śmier­ci jako głów­nych tema­tów swo­jej twór­czo­ści spo­wo­do­wa­ło, że wie­le osób odbie­ra­ło, a nawet nadal odbie­ra te arty­stycz­ne wysło­wie­nia jako rodzaj auto­te­ra­pii. Trud­no zgo­dzić mi się z tymi, któ­rzy obec­nie obsta­ją przy tej tezie, ponie­waż przez wszyst­kie lata obec­no­ści na ryn­ku wydaw­ni­czym Bar­giel­ska nie obra­ła inne­go kie­run­ku. Tera­pią mogli­by­śmy nazwać jed­ną, może dwie książ­ki, któ­re roz­pra­wia­ły­by się z trud­nym dla pisar­ki tema­tem. Kon­se­kwent­ne brnię­cie w temat rze­ko­mej trau­my pozwa­la myśleć, że autor­ka już daw­no ją „prze­ro­bi­ła”, ode­rwa­ła od swo­je­go życia i zmie­ni­ła w pla­stycz­ne two­rzy­wo, któ­re przed­sta­wia w róż­nych posta­ciach. Bar­giel­ska bawi się tym two­rem, opi­su­je zaska­ku­ją­cy­mi sło­wa­mi, wkła­da w ramy gro­te­ski i robi to w taki spo­sób, że czy­tel­nik może się zaśmiać w momen­tach, w któ­rych sam sie­bie by o to nie podej­rze­wał. Nie­co mniej dobit­nie pre­zen­tu­je się to w Dwóch fia­tach– po pierw­sze dla­te­go, że to poezja, a po dru­gie autor­ka praw­do­po­dob­nie w momen­cie pisa­nia tej książ­ki mia­ła jesz­cze przed sobą naj­lep­szą for­mę czar­ne­go humo­ru.

 Pierw­szym wier­szem w Dwóch fia­tachjest „Pięk­na mły­nar­ka”. Ten nie­win­ny tytuł spra­wia, że czy­tel­nik może spo­dzie­wać się łagod­ne­go roz­po­czę­cia poetyc­kiej dro­gi, jed­nak te prze­wi­dy­wa­nia nie mają zbyt wie­le wspól­ne­go z rze­czy­wi­sto­ścią wier­sza, z któ­rej wyska­ku­je Leśmia­now­ska, „roz­plą­sa­na dooko­ła słoń­ca” pan­te­ra. To dra­pież­ne zwie­rzę prze­ciw­sta­wio­ne deli­kat­nej mły­nar­ce już mówi co nie­co o kon­struk­cji pod­mio­tu lirycz­ne­go, któ­re­go cechą jest wewnętrz­ny podział i nie­po­kój. Takie inter­tek­stu­al­ne ode­sła­nia poja­wia­ją się w Dwóch fia­tach wie­lo­krot­nie. Autor­ce zda­rza się nawią­zy­wać do anty­ku, co jest zauwa­żal­ne w wier­szu „Onyks”, gdzie Bar­giel­ska umiesz­cza moc, któ­rą może­my iden­ty­fi­ko­wać jako fatum:

Kub­ki, szczot­ki, sto­ły,
któ­re gdy śmierć nie uzna nam zasług,
pro­sić będzie­my o modli­twę za powtór­ne roz­bi­cie
naszej skrzyn­ki obu­chem praw­dziw­sze­go,
bo odle­glej­sze­go słoń­ca,
czy one wie­dzą, jakie to nie­spra­wie­dli­we, że naj­pierw nie wol­no nam samych sie­bie łapać,
gdy wyda­je się, że świa­tło pod­cho­dzi ze wszyst­kich stron,
bo od tego są spa­do­chro­ny, siat­ki, kafta­ny,
a potem pod blok pod­jeż­dża fur­go­net­ka
i nawet kre­ska na futry­nie po nas nie zosta­je,
choć nikt z tej fur­go­net­ki do nas nie wysiadł
i myśmy do niej nie wsia­da­li?

Do antycz­nych tra­dy­cji cofa­my się rów­nież w wier­szu „Przy­go­da”, w któ­rym czy­ta­my nie tyl­ko o chó­rze, ale i o Uro­bo­ro­sie: „Niech chór potwier­dzi ener­ge­tycz­ny audyt: tutaj zegar / nie ma wska­zó­wek. Wąż ma wska­zów­kę zamiast gło­wy, ale zwi­ja się w kłę­bek”. W Dwóch fia­tachpoja­wia­ją się też ode­sła­nia zupeł­nie aktu­al­ne, a jed­nym z nich jest Nod­dy – postać z bry­tyj­skie­go ani­mo­wa­ne­go seria­lu dla dzie­ci. Bar­giel­ska naj­czę­ściej nawią­zu­je jed­nak do Biblii. W tomie poja­wia­ją się utwo­ry, któ­re już samym tytu­łem demon­stru­ją źró­dło inspi­ra­cji: „Pieśń szkra­bi­sty”, „Psalmismo”czy „Let’s kohe­let”, w któ­rym wyraź­nie pod­kre­ślo­na jest mar­ność dóbr mate­rial­nych posia­da­nych przez pod­miot lirycz­ny, a tym samym mar­ność jego same­go.

O reli­gij­no­ści w twór­czo­ści Bar­giel­skiej mówi się dużo, a wnio­sek ten wyda­je się tym bar­dziej zasad­ny, im dłu­żej zasta­na­wia­my się nad samym tytu­łem tomu Dwa fia­ty. Praw­do­po­dob­nie przy pierw­szym kon­tak­cie z tą książ­ka wie­lu oso­bom przed ocza­mi uka­za­ły się dwa pol­skie, zna­ne wszyst­kim pojaz­dy mecha­nicz­ne. Spra­wa zapre­zen­tu­je się w dia­me­tral­nie innym świe­tle, gdy pod uwa­gę weź­mie­my łaciń­skie sło­wo fiat, któ­re ozna­cza „niech się sta­nie”. Bar­giel­ska nie tyl­ko wie­lo­krot­nie odno­si się do Biblii, ale też podwój­nie wzy­wa „aby się sta­ło”. Choć poet­ka kon­se­kwent­nie wpla­ta reli­gij­ność do swo­ich publi­ka­cji, jest to reli­gij­ność na usta­no­wio­nych przez nią pra­wach, ponie­waż mimo że jej boha­ter­ki wpi­su­ją się w pew­ną kul­tu­ro­wą i kościel­ną odmia­nę patriar­cha­tu, to w swo­ich umy­słach zde­cy­do­wa­nie mu prze­czą. Zasta­nów­my się więc, jakie wła­ści­wie są boha­ter­ki Bar­giel­skiej. Nie pod­le­ga wąt­pli­wo­ści to, że mają oso­bo­wo­ści depre­syj­ne, cza­sa­mi bier­ne, nie wpi­su­ją się w zasta­ny sche­mat, ponie­kąd odsta­ją od świa­ta, w któ­rym są zmu­szo­ne żyć. W jasny spo­sób wpły­wa to na rela­cje spo­łecz­ne i postrze­ga­nie innych ludzi. W Dwóch fia­tachpod­miot lirycz­ny twier­dzi, że dobrze się chro­nić przed „robac­twem i ludz­twem”, dając jasno do zro­zu­mie­nia, że bycie czło­wie­kiem moż­na porów­nać do pla­gi czy cho­ro­by. W „Polu bawełny”czytamy nato­miast: „A ja nie mogłam ci / star­sza obie­cać kobie­to, że jej nie zje­my, nie­do­kład­nie znam zwy­cza­je / moje­go gatun­ku, nie na tyle dokład­nie”.

Jed­nym z naj­waż­niej­szych pytań, jakie może­my zadać w kon­tek­ście lite­ra­tu­ry Justy­ny Bar­giel­skiej, jest to, jakie miej­sce zaj­mu­ją w niej dzie­ci. Nie­wąt­pli­wie są one punk­tem cen­tral­nym i wokół nich krą­żą myśli boha­te­rek. Moż­na odnieść wra­że­nie, że waż­niej­sze miej­sce zaj­mu­ją dzie­ci nie­na­ro­dzo­ne – te, któ­re dotkli­wą pust­ką są moc­niej obec­ne w życiu mat­ki niż dzie­ci, któ­re przy­szły na świat. To o dzie­ciach nie­ist­nie­ją­cych Bar­giel­ska czę­sto pisze i zasta­na­wia się, jak wyglą­da­ło­by jej życie, gdy­by jed­nak żyły. Dość regu­lar­nie w takich frag­men­tach poja­wia­ją się nie­ży­we pta­ki (naj­czę­ściej gołę­bie), któ­re – niczym pta­ki Hitch­coc­ka – nie zwia­stu­ją nicze­go dobre­go. Moż­na poku­sić się o stwier­dze­nie, że dzie­ci kon­sty­tu­ują ponie­kąd sama autor­kę, któ­ra w Obso­let­kachpisze: „Tak, mój świat krę­ci się wokół dzie­ci. Nie ma dru­gie­go tak głę­bo­kie­go lasu”. Wbrew temu, co może­my wyczy­tać z tego cyta­tu, sta­tus dzie­ci nie jest jed­nak do koń­ca jasny, ponie­waż boha­ter­ki Bar­giel­skiej czę­sto pra­gną być mama­mi, kocha­ją swo­je dzie­ci, ale nie­jed­no­krot­nie chcą się ich pozbyć – tak jak w Małych lisach– uciec od nich przez spływ od wan­ny. Rela­cja ta może przy­po­mi­nać deli­kat­ną odmia­nę syn­dro­mu sztok­holm­skie­go, ponie­waż osta­tecz­nie posta­ci kobie­ce stwo­rzo­ne przez autor­kę są uza­leż­nio­ne od swo­ich dzie­ci, a momen­ta­mi zacho­wu­ją się podob­nie jak one. Moż­na więc przy­pi­sać Bar­giel­skiej pew­ną dzie­cin­ność, jed­nak trze­ba być w tym szcze­gól­nie ostroż­nym. O pułap­ce zwią­za­nej z dzie­cin­no­ścią autor­ki pisze Mar­ta Koron­kie­wicz w swo­im tek­ście Bar­giel­ska bez wymó­wek: „[…] kry­ty­cy w swo­ich czę­sto bar­dzo pozy­tyw­nych recen­zjach, skraj­nie infan­ty­li­zo­wa­li, czy wręcz upu­pia­li poet­kę, kreu­jąc ją na dziew­czyn­kę-cho­chli­ka, nie­okieł­zna­ną i dzie­cin­nie doma­ga­ją­cą się samo­dziel­no­ści”. Takie postrze­ga­nie dzie­cin­no­ści Bar­giel­skiej może wią­zać się z tym, że w jej twór­czo­ści łatwo tra­fić na frag­men­ty zaczep­ne, nie­oczy­wi­ste. W Obso­let­kachboha­ter­ka zasta­na­wia się, co by powie­dział jej mąż, „gdy­by wie­dział, że gdy jest napraw­dę bar­dzo smut­na, po pro­stu sika pod prysz­ni­cem”. W Dwóch fia­tachprze­czy­ta­my: „To była sobo­ta i mia­łam czte­ry lek­cje, / w tym dwa pol­skie, więc zapro­po­no­wa­łam / mężo­wi, że zosta­nę w domu i się poko­cha­my […]”. Zauwa­żyć może­my tam rów­nież wia­rę pod­mio­tu litycz­ne­go w siły nad­przy­ro­dzo­ne: „Szko­da, / że mar­twe gołę­bie wolą wystę­po­wać w fil­mach noir / i nie mogą pochwy­cić, nim dotknie zie­mi, mojej śli­ny. / Jest teraz cza­ro­dziej­ska”. Według mnie takie zacho­wa­nia w dużej mie­rze wyni­ka­ją z sym­bio­zy, w jakiej boha­ter­ki żyją z dzieć­mi, ale po czę­ści z ich dość fry­wol­nych, cha­otycz­nych cha­rak­te­rów. Kobie­ty Bar­giel­skiej są świa­do­me swo­jej wie­lo­wy­mia­ro­wo­ści i wła­snych sła­bo­ści, cho­wa­ją w sobie pew­ną dzi­kość, nie­po­ha­mo­wa­ną żądzę, któ­rym wie­lo­krot­nie ule­ga­ją. Przy­kła­dem jest otwar­cie na przy­go­dę, rozu­mia­ną czę­sto jako romans – w Obso­let­kachnie jest to powie­dzia­ne wprost, jak w Małych lisach, w któ­rych romans z nożow­ni­kiem Paj­dą sta­je się chy­ba naj­bar­dziej kon­tro­wer­syj­nym wąt­kiem, a sama autor­ka w jed­nym z wywia­dów mówi, że „z Paj­dą tro­chę ją ponio­sło”. W Dwóch fia­tach „Przy­go­da” brzmi tak: „Czy Big Bang to był tyl­ko seks? Rodza­jo­wa / pomył­ka, drgnie­nie wsku­tek drgań? O, / kapi­ta­nie, nie chciał­byś pły­wać we wrzą­cym akwe­nie tego wier­sza, a zawi­nąw­szy / do jego por­tu, nie poszedł­byś do łóż­ka / z żad­ną czy­ha­ją­cą na cie­bie w jego śli­skich zauł­kach dziew­czy­ną”. Takie zacho­wa­nia pod­mio­tu lirycz­ne­go świad­czą nie tyl­ko o zain­te­re­so­wa­niu nowy­mi dozna­nia­mi, ale też o potrze­bie prze­kra­cza­nia wła­snych gra­nic, a tak­że gra­nic obsza­ru tabu zwią­za­nych z kobie­cą sek­su­al­no­ścią.

Choć, jak wspo­mi­na­łam, nawią­zań reli­gij­nych w Dwóch fia­tachjest spo­ro, to Bóg prze­czy defi­ni­cji miłe­go star­sze­go pana z bro­dą, któ­ry czy­ni tyl­ko dobro. Stwór­ca w świe­cie Bar­giel­skiej testu­je gra­ni­ce ludz­kiej wytrzy­ma­ło­ści i robi na złość: „Nie poznać niko­go z tych wspa­nia­łych ludzi, / nie prze­żyć z nimi tych popo­łu­dni, nie usły­szeć tych słów, / stać tam, gdzie się wte­dy sta­ło, jeśli aku­rat pada­ło, / stać w desz­czu – byle­byś nie umarł. / To jest dokład­nie to, o co nie nale­ży pro­sić”. Jedy­nym odstę­pem od tak zbu­do­wa­ne­go wize­run­ku Boga jest ostat­ni wiersz w tomie pod tytu­łem „Cór­ce”: „Coś, cze­go nigdy nie zapo­mnę, coś cze­go nie mogę / sobie przy­po­mnieć. Kwie­cień, wio­sna, brzuch, / zapew­ne nie­dzie­la. Nie dotkną­łem cię, powie­dział, / ale kie­dy­kol­wiek pomy­ślisz o tym popo­łu­dniu, / będziesz wie­rzyć, że cię dotkną­łem. / I to jest mój dar, więk­szy niż cokol­wiek”. Zda­rza się, że pod­miot lirycz­ny z Bogiem się nie zga­dza, zauwa­ża jego błę­dy i zło­śli­wo­ści. Osta­tecz­nie osią­ga jed­nak szczę­ście, któ­re ist­nie­je za spra­wą Boga. Wte­dy to pod­miot litycz­ny, a może i Bar­giel­ska, odpusz­cza­ją mu wszyst­kie winy.

Zagłę­bia­jąc się w lite­ra­tu­rę Bar­giel­skiej, zda­rza­ło mi się spo­tkać z opi­nią, że czy­ta się ją łatwo, bo jej tek­sty nie zawie­ra­ją zbyt wie­le sen­su. Mam na myśli frag­ment recen­zji Kla­ry Mio­du­szew­skiej, któ­ra napi­sa­ła: „[…] stro­ni od banal­no­ści, ale też nie wypra­wia się zbyt dale­ko na archi­pe­la­gi sen­sów. Czy­ta się ją łatwo, lek­ko, acz nie zawsze przy­jem­nie, nie tra­cąc jed­nak poczu­cia obco­wa­nia z lite­ra­tu­rą przez duże L”. Jedy­ne, z czym zga­dzam się w tym frag­men­cie, to stwier­dze­nie, że Bar­giel­ską nie zawsze czy­ta się z przy­jem­no­ścią. Fakt, tema­ty­ka utra­co­nej cią­ży i zwią­za­nych z tym zabu­rzeń depre­syj­nych nie jest czymś, przy czym moż­na było­by spę­dzać dłu­gie zimo­we wie­czo­ry przy komin­ku. Bar­giel­skiej nie czy­ta się też łatwo, ponie­waż dość cha­otycz­ny spo­sób nar­ra­cji, któ­ry zata­cza koła i odsy­ła poza tekst, nie przy­swa­ja się zbyt szyb­ko, jed­nak nie­wąt­pli­wie jest walo­rem este­tycz­nym. Uwa­żam, że autor­ka Dwóch fia­tówto praw­do­po­dob­nie jedy­na twór­czy­ni, któ­ra pisze o poro­nie­niu w taki spo­sób, że moż­na przez to przejść bez obra­żeń emo­cjo­nal­nych, dostar­cza­jąc sobie przy oka­zji bły­sko­tli­wych połą­czeń słów i nie­ba­nal­ne­go komi­zmu. Gdy­by moż­na było zarzu­cić coś sen­som, to może była­by to ich pew­na mono­te­ma­tycz­ność. Nie posu­wa­ła­bym się jed­nak tak dale­ko, gdyż mimo powta­rzal­no­ści, ich uję­cia są róż­no­rod­ne.

Dwa fia­ty to pewien rodzaj uwer­tu­ry do tego, co nade­szło póź­niej. Fakt, że był to jakiś wstęp, nie ozna­cza, że był nie­do­pra­co­wa­ny czy sta­no­wił pewien eks­pe­ry­ment, frag­ment mate­ria­łu badaw­cze­go. Pod­miot lirycz­ny w Dwóch fia­tach jest zbu­do­wa­ny kon­se­kwent­nie, choć cha­otycz­nie, ale to ma już zwią­zek z jego struk­tu­rą, nie z poten­cjal­ny­mi bra­ka­mi w warsz­ta­cie autor­ki. Bar­giel­ska skon­stru­owa­ła tę książ­kę bar­dzo skru­pu­lat­nie, prze­ka­zu­jąc wie­le sen­sów nie tyl­ko za pomo­cą ode­słań, tre­ści i kon­struk­cji wier­szy, ale tak­że samą kom­po­zy­cją tomu. Taka prze­my­śla­na kon­struk­cja z miej­scem na nie­do­po­wie­dze­nia spra­wia, że na kolej­ną publi­ka­cję cze­ka się dość nie­cier­pli­wie, a fakt, że Bar­giel­ska od kil­ku lat nie wyda­ła żad­nej nowej książ­ki, wzma­ga cie­ka­wość i pozwa­la ocze­ki­wać „lite­ra­tu­ry przez duże L”.

 

 

Dofi­nan­so­wa­no ze środ­ków Naro­do­we­go Cen­trum Kul­tu­ry w ramach Pro­gra­mu Ojczy­sty – dodaj do ulu­bio­nych 2019.

z nck