debaty / ankiety i podsumowania

Poeta, któż to taki

Krystyna Rodowska

Głos Krystyny Rodowskiej w debacie "Być poetą dzisiaj".

strona debaty

Być poetą dzisiaj

To fan­ta­stycz­ne, gdy na poetę tak „osob­ne­go”, a przy tym – w pew­nych krę­gach – „kul­to­we­go”, jak Euge­niusz Tka­czy­szyn-Dyc­ki spły­wa ule­wa nagród, w tym Nike. Już sam fakt, że tę nagro­dę otrzy­mu­je poeta, a nie, jak zazwy­czaj, pro­za­ik, powi­nien dać do myśle­nia tym, któ­rzy odpo­wia­da­ją za pro­mo­wa­nie lite­ra­tu­ry. Podej­rze­wam jed­nak, ba! jestem pew­na, że libe­rał-mini­ster kul­tu­ry, wraż­li­wy jesz­cze w mia­rę na potrze­by i bolącz­ki fil­mow­ców, ludzi teatru, ope­ry, czy muze­al­ni­ków, nie pochy­li się z uwa­gą nad spe­cy­fi­ką zaję­cia, któ­re­mu odda­ją się osob­ni­cy, tak wsty­dli­wie „niszo­wi”, jak poeci. Co inne­go przy­kla­snąć nie­spo­dzie­wa­ne­mu suk­ce­so­wi jed­ne­go z nich, uznać go za wybryk lite­rac­kiej rze­czy­wi­sto­ści. Bo wła­ści­wie poeta – któż to taki? Lite­rat, czy­li zawo­do­wiec? Pisarz, czy­li lite­rat, namasz­czo­ny publicz­nym uzna­niem? Osob­nik nawie­dzo­ny, czy raczej nawie­dza­ny od cza­su do cza­su przez „muzę-natchniu­zę” – jak pokpi­wał z wła­snej kon­dy­cji Bia­ło­szew­ski? Poeta, bar­dziej niż kie­dy­kol­wiek w histo­rii, zna­lazł się w sytu­acji deli­kat­nej i nie­wy­raź­nej.

Zgod­nie ze spe­cy­fi­ką cza­sów powi­nien „usta­wić” się medial­nie, a swo­je książ­ki sprze­da­wać niczym cie­płe bułecz­ki (jak twier­dzi wydaw­ca, po Nike dla Dyc­kie­go nastą­pi­ła ist­na „Dycio­ma­nia”, w krót­kim cza­sie sprze­da­ły się czte­ry nakła­dy nagro­dzo­nej Pio­sen­ki o zależ­no­ściach i uza­leż­nie­niach). Nawet jeże­li ten nie­by­wa­ły popyt to tyl­ko sno­bizm, ciesz­my się, rzecz jasna, z takie­go sno­bi­zmu. Ciesz­my się z dwóch Nagród Nobla, a tak­że innych pre­sti­żo­wych wyróż­nień i nomi­na­cji, zapro­szeń na Sezo­ny Kul­tu­ry Pol­skiej zagra­ni­cą, otrzy­my­wa­nych raz po raz przez naj­lep­szych poetów pol­skich. Tym­cza­sem – dla Woj­cie­cha Kuczo­ka, pro­za­ika, któ­ry prze­szedł przez krót­ko­trwa­łą cho­ro­bę mło­dzień­czej poezji – powie­dzieć o sobie, że jest się poetą, to jak­by przy­znać się do miesz­ka­nia w bun­krze na przed­mie­ściu. Czy­li – obciach! Nie ma się czym chwa­lić, eks­po­no­wać fak­tu, że się pra­cu­je, na przy­kład, nad nowym tomi­kiem, a nade wszyst­ko – nie iden­ty­fi­ko­wać się publicz­nie z dzi­wacz­nym zaję­ciem, bo prze­cież nie zawo­dem.

Toteż poeci na ogół, jak wyni­ka z moich obser­wa­cji, mówią oględ­nie, że pisu­ją wier­sze, wymie­nia­jąc uprzed­nio swo­je „poważ­ne”, przy­no­szą­ce jakieś tam docho­dy pra­ce: wykła­dow­ca, redaktor(ka), tłumacz(ka), osta­tecz­nie kryty(k)/(czka), cza­sem lekarz. Nie wszyst­kich stać na takie poczu­cie god­no­ści, jakie wyka­zał Piotr Maty­wiec­ki, oznaj­mia­jąc spo­koj­nie: „jestem poetą”. Ten stan rze­czy i ducha wziął się ze spo­łecz­ne­go odbio­ru poezji podyk­to­wa­ne­go aro­gan­cją, idą­cą w parze z igno­ran­cją „czyn­ni­ków opi­nio­twór­czych”, czy­li mediów nasta­wio­nych nie­mal wyłącz­nie na „bie­żącz­kę” poli­tycz­ną w usta­wicz­nej pogo­ni za sen­sa­cja­mi, kon­flik­ta­mi, skan­da­la­mi. Z tej cha­rak­te­ry­sty­ki wyła­mu­ją się jedy­nie TVP Kul­tu­ra, radio­wa Dwój­ka oraz pisma lite­rac­ko-arty­stycz­ne, na ogół dwu­mie­sięcz­ni­ki, kwar­tal­ni­ki, rza­dziej mie­sięcz­ni­ki. Nie­któ­re z nich, jak „Topos”, „Tygiel Kul­tu­ry”, „Nowa Oko­li­ca Poetów”, „Stu­dium” wyda­ją tomi­ki, czy arku­sze poetów, zwłasz­cza mło­dych, sku­pio­nych wokół redak­cji – rezer­wa­tów dla gatun­ku pod ochro­ną.

A co w tej sytu­acji mają robić poetyc­kie sin­gle, za któ­ry­mi nikt nie stoi i któ­rych nikt nie obsta­wia, publi­ku­ją­cy nie­zbyt czę­sto z takich czy innych wzglę­dów „bez nazwi­ska”? Albo debiu­tan­ci po kil­ku wygra­nych Tur­nie­jach Jed­ne­go Wier­sza w swo­ich mia­stach? Jedy­ne wyj­ście dla tych ostat­nich: zała­pać się na akcję „Połów” orga­ni­zo­wa­ną regu­lar­nie przez Biu­ro Lite­rac­kie, wziąć udział w warsz­ta­tach pro­wa­dzo­nych przez star­szych, doświad­czo­nych i zna­nych poetów, wypro­mo­wa­nych o wie­le wcze­śniej przez tego wła­śnie wydaw­cę. Staw­ką jest wypły­nię­cie z ano­ni­mo­wo­ści, publi­ka­cja arku­sza czy debiu­tanc­kie­go tomi­ku. Te ostat­nie uwa­gi kła­dą nacisk na pierw­szo­pla­no­wą rolę wydaw­cy w pro­mo­wa­niu swo­ich auto­rów, w zdo­by­wa­niu na ten cel odpo­wied­nich środ­ków. Nie każ­dy wydaw­ca ma chęć, a przede wszyst­kim – talent do bycia jed­no­cze­śnie mece­na­sem, mena­dże­rem, dyplo­ma­tą (w nego­cja­cjach z wła­dza­mi samo­rzą­do­wy­mi, z roz­ma­ity­mi insty­tu­cja­mi) i dobrym orga­ni­za­to­rem. I co naj­waż­niej­sze – nie każ­dy edy­tor ma oko i ucho do poezji.

Czuł­ki dla odbio­ru tej szczyp­ty sza­leń­stwa i ryzy­ka, któ­rą może wnieść swo­ją pro­po­zy­cją poeta, odrzu­ca­ny – co się zda­rza­ło i nadal zda­rza – przez innych wydaw­ców. Casus Biu­ra Lite­rac­kie­go z jego corocz­nym, kwiet­nio­wym festi­wa­lem, pro­mo­cja­mi, warsz­ta­ta­mi, nagro­dzo­ną – i słusz­nie – witry­ną inter­ne­to­wą jest dopraw­dy uni­kal­ny, o czym wie­dzą wszy­scy miło­śni­cy poezji. W aran­ża­cji sce­nicz­nej wystę­pów pod­czas festi­wa­lu bio­rą udział gra­fi­cy i awan­gar­do­we zespo­ły muzycz­ne (czy­li jest to przed­się­wzię­cie inter­dy­scy­pli­nar­ne, odpo­wied­nio rekla­mo­wa­ne przez TVP Kul­tu­rę, radio­wą Dwój­kę oraz nie­któ­re media). Takie dzia­ła­nie może być groź­ne dla orga­ni­za­to­rów: w tym bogac­twie i prze­sy­cie środ­ków łatwo zgu­bić to, co powin­no być jądrem pre­zen­ta­cji poetyc­kiej: sło­wo i tekst. Czy poeta musi aż do tego stop­nia iść na kom­pro­mis z duchem cza­su, żeby mieć ambi­cje bycia show­ma­nem? Jeże­li mu to aku­rat pasu­je do kon­cep­cji utwo­ru, dla­cze­go nie. Niech to jed­nak nie sta­nie się po pro­stu modą. Są poeci uro­dze­ni akto­rzy i niech oni tę pre­dys­po­zy­cję i talent wyko­rzy­stu­ją (casus Dyc­ki, ze swo­im chra­pli­wym, „wid­mo­wym” przy­de­chem, nie­po­wta­rzal­nym).

Nie wszyst­kim jed­nak taki talent dano i pozo­sta­li powin­ni sku­pić się na prze­ka­za­niu tek­stu i nawią­za­niu kon­tak­tu z odbior­cą w spo­sób bar­dziej „ubo­gi”. Poezja, wraz z Nike dla Dyc­kie­go, zna­la­zła się chwi­lo­wo na świecz­ni­ku. Co nie zmie­nia fak­tu, że jej sta­tus w naszym kra­ju jest po pro­stu mar­ny. A jeże­li w dodat­ku „nie­za­rad­ny” poeta czy poet­ka bez odpo­wied­nie­go spon­so­ra „miesz­ka w bun­krze na przed­mie­ściu”, to jakim cudem zaosz­czę­dzi w skar­pe­cie na wyda­nie tomi­ku? Bo dota­cji na ten cel mini­ster kul­tu­ry nie przy­zna. Tak, jak nie przy­znał wraz z Urzę­dem Mia­sta War­sza­wy dal­szej dota­cji na dzia­łal­ność Sta­ro­miej­skie­go Domu Kul­tu­ry, orga­ni­za­to­ra, m.in. „Nocy Poezji”, któ­ra zdą­ży­ła zado­mo­wić się w sto­li­cy i zapi­sać dobrze w pamię­ci uczest­ni­ków oraz słu­cha­czy. Podob­nie, jak nie dał ani zło­tów­ki na dal­szą sta­tu­to­wą dzia­łal­ność Sto­wa­rzy­sze­nia Pisa­rzy Pol­skich i Związ­ku Lite­ra­tów Pol­skich. Po pro­stu wstyd! Zwłasz­cza w porów­na­niu z sytu­acją w innych, bied­niej­szych niż Pol­ska kra­jach euro­pej­skich, w któ­rych „mia­ro­daj­ne czyn­ni­ki” nie są tak głu­che na lite­ra­tu­rę.

A w szcze­gól­no­ści – poezję, jak w naszym, żyją­cym kolej­ny­mi komi­sja­mi śled­czy­mi i siecz­ką dzien­ni­kar­skich niu­sów, kra­ju. Z dostęp­nych mi wzor­ców zagra­nicz­nych na pierw­szym miej­scu wymie­niam Fran­cję, któ­ra – jak wyda­wa­ło się wie­lu, skąd­inąd świa­tłym kry­ty­kom w Pol­sce – rze­ko­mo poezją się już w ogó­le nie zaj­mu­je. Wymie­nię tyl­ko kil­ka ini­cja­tyw, któ­rych echa – z racji sta­łe­go otrzy­my­wa­nia inter­ne­to­wych infor­ma­cji – do mnie docie­ra­ją. W Petit Pala­is – eks­klu­zyw­nym miej­scu wysta­wo­wym w samym cen­trum Pary­ża – odby­wa­ją się raz w mie­sią­cu deba­ty w ramach cyklu tema­tycz­ne­go „Poésie, pourqu­oi faire?” (Dla­cze­go upra­wiać poezję?), któ­re pro­wa­dzi wybit­ny poeta, ese­ista, wykła­dow­ca uni­wer­sy­tec­ki Jean-Michel Maul­po­ix (jeden z auto­rów anto­lo­gii czter­na­stu poetów fran­cu­skich Na sza­li zna­ków); deba­ta ta jest zawsze połą­czo­na z pre­zen­ta­cją jed­ne­go poety fran­cu­skie­go, a całość – w cha­rak­te­rze załącz­ni­ka video – roz­sy­ła się do nie­zli­czo­nych odbior­ców zain­te­re­so­wa­nych poezją fran­cu­ską.

Z kolei orga­ni­za­to­rzy gło­śne­go, mię­dzy­na­ro­do­we­go festi­wa­lu poetyc­kie­go Bien­na­le­Val-de-Mar­ne w połą­cze­niu z redak­cją pisma „Action poéti­que” i przy­pi­sa­ne­go mu wydaw­nic­twa publi­ku­ją regu­lar­nie tomi­ki poetów fran­cu­skich i zagra­nicz­nych, orga­ni­zu­ją warsz­ta­ty inter­dy­scy­pli­nar­ne (np. poezja – muzy­ka, poezja – pro­ble­my poety­ki i recy­ta­cji, poezja – taniec), pro­wa­dzo­ne przez jed­ne­go poetę, zazwy­czaj fran­cu­skie­go, w tym roku aż w czte­rech kole­dżach i czte­rech lice­ach w Val-de Mar­ne koło Pary­ża. Zarów­no „Action poéti­que”, jak i Maison des Ecri­va­ins et Lit­téra­tu­re (Dom Pisa­rzy i Lite­ra­tu­ry – odpo­wied­nik nasze­go Sto­wa­rzy­sze­nia Pisa­rzy Pol­skich) publi­ku­ją regu­lar­nie biu­le­tyn o swo­jej dzia­łal­no­ści w języ­ku fran­cu­skim i angiel­skim, zamiesz­cza­jąc tak­że pre­zen­ta­cje poetów fran­cu­skich i zagra­nicz­nych w ory­gi­na­le i w prze­kła­dzie. Jeże­li mowa o inter­dy­scy­pli­nar­no­ści, to do tra­dy­cji poezji fran­cu­skiej nale­ży ści­sła współ­pra­ca poetów z mala­rza­mi i gra­fi­ka­mi. Wyda­wa­nie wspól­nych albu­mów pre­zen­to­wa­nych póź­niej i sprze­da­wa­nych na poka­zach dla kolek­cjo­ne­rów, odby­wa­ją­cych się w reno­mo­wa­nych biblio­te­kach czy gale­riach w wie­lu fran­cu­skich mia­stach.

A u nas? Śro­do­wi­ska poetyc­kie i pla­stycz­ne, jak rów­nież muzycz­ne, z bar­dzo mały­mi wyjąt­ka­mi, nie kon­tak­tu­ją się ze sobą, żyją i dzia­ła­ją we wła­snych koko­nach ze szko­dą dla sztu­ki. Czy nie war­to zmie­nić ten stan rze­czy nawet jeże­li Pol­sce dale­ko do boga­tej Fran­cji? Z kolei bied­na Łotwa pogrą­żo­na po uszy w kry­zy­sie znaj­du­je jakoś środ­ki, żeby pro­mo­wać lite­ra­tu­rę, w tym poezję i to nie tyl­ko rodzi­mą. Od 2006 roku w nie­wiel­kim, ale jed­nym z naj­star­szych miast łotew­skiej Kur­lan­dii, Vent­spils, czy­li po pol­sku – w Win­da­wie, dzia­ła nie­wiel­ki, kame­ral­ny Mię­dzy­na­ro­do­wy Dom Pisa­rza i Tłu­ma­cza finan­so­wa­ny przez Mini­ster­stwo Kul­tu­ry oraz wła­dze mia­sta, przy­dzie­la­ją­cy mie­sięcz­ne sty­pen­dia, nie­kie­dy w połą­cze­niu z zagra­nicz­ny­mi fun­da­cja­mi. Przy­jeż­dża­ją tam przez cały rok poeci i pro­za­icy z Łotwy i wie­lu kra­jów Euro­py, znaj­du­jąc w tym miej­scu ide­al­ne warun­ki do pra­cy, a tak­że oka­zje do zapre­zen­to­wa­nia się publicz­no­ści Win­da­wy w dwóch otwar­tych nie­daw­no super­no­wo­cze­snych biblio­te­kach i Cen­trum Kul­tu­ry.

Dys­po­nu­jąc prze­kła­da­mi moich wier­szy na łotew­ski (dzię­ki zaprzy­jaź­nie­niu się z poet­ką Dagni­ją Dre­iką, z któ­rą od sied­miu lat wystę­pu­je­my wspól­nie na fran­ko­foń­skim festi­wa­lu poetów Euro­py Środ­ko­wej i Wschod­niej na Sło­wa­cji) mia­łam moż­li­wość wystą­pie­nia na kame­ral­nym „Świę­cie Poezji” w Vent­spils, za co otrzy­ma­łam nie­wiel­kie hono­ra­rium. Taki pobyt, pra­ca i obco­wa­nie z pisa­rza­mi wie­lu kra­jów, to dosko­na­ła oka­zja do zawie­ra­nia przy­jaź­ni, a dla Łoty­szy – do pro­mo­wa­nia wła­snej twór­czo­ści we współ­pra­cy z przy­by­sza­mi. Czy nie moż­na by pomy­śleć o stwo­rze­niu podob­ne­go Domu Pisa­rza, nie­ko­niecz­nie w wiel­kim mie­ście, lecz w miej­scu o walo­rach kra­jo­bra­zo­wych, spo­koj­nym, ale z dobrą komu­ni­ka­cją, w Pol­sce? Tyle, że mini­ster kul­tu­ry kon­cen­tru­ją­cy się na spek­ta­ku­lar­nych i na wiel­ką ska­lę zakro­jo­nych pro­jek­tach, głów­nie muzycz­nych, musiał­by dostrzec, że war­to zain­we­sto­wać w lite­ra­tu­rę – w koń­cu tak­że „towar” eks­por­to­wy.

O AUTORZE

Krystyna Rodowska

Urodzona 20 kwietnia 1937 r. we Lwowie. Poetka, tłumaczka, krytyczka literacka i eseistka. Od wielu lat współpracuje z „Literaturą na Świecie”, gdzie była redaktorem działu literatury hiszpańskojęzycznej. Jej wiersze tłumaczono m.in. na język francuski, czeski, hiszpański, litewski, szwedzki i włoski. Uczestniczyła w licznych międzynarodowych festiwalach literackich. Za książkę Na dole płomień, w górze płomień (1996) otrzymała wyróżnienie Fundacji Kultury. Laureatka kilku nagród, m.in. za tłumaczenia poezji latynoamerykańskiej. Czterokrotna stypendystka Ministra Kultury oraz Centre National du Livre we Francji. Członek Stowarzyszenia Pisarzy Polskich, ZAiKS-u i PEN Clubu. Mieszka w Warszawie.