debaty / ankiety i podsumowania

Poetyckie książki 2004

Piotr Mierzwa

Głos Piotra Mierzwy w debacie "Poetyckie książki 2004".

strona debaty

Poetyckie książki 2004

Jak zwy­kle mi się to przy­da­rza, tak i w tym roku, czy­ta­łem książ­ki z roku poprzed­nie­go i te naj­bar­dziej prze­wró­ci­ły mi w gło­wie, a dzie­je się tak rów­nież dla­te­go, że dys­try­bu­cja ksią­żek poetyc­kich, zwłasz­cza tych „mło­dych”, nie posia­da (a wła­ści­wie powi­nie­nem już mówić: nie posia­da­ła, bo ostat­nio się co nie­co zmie­nia) w Kra­ko­wie wpły­wo­wych moco­daw­ców, pomi­mo lite­rac­kiej legen­dy mia­sta. I nawet księ­gar­nie Zie­lo­nej Sowy nie ratu­ją sytu­acji.

Justy­na Bar­giel­ska: chciał­bym powta­rzać to imię, i po pierw­szej, „prze­ter­mi­no­wa­nej” książ­ce i dru­giej, któ­ra poja­wi­ła się w inter­ne­cie, a skład­nia moich myśli i zdań nie­ste­ty legnie w star­ciu z tajem­ni­cą, jaką sza­fu­je hoj­nie poezja tej autor­ki i nawet gdy sły­szę w niej zlep­ki dźwię­ków Sosnow­skie­go, bo prze­cież nie akor­dy, to na zupeł­nie inne pole mino­we rzu­ca­ją mną te wier­sze.

(I tutaj od razu chciał­bym wybiec w przy­szłość, do książ­ki Sosnow­skie­go z nad­cho­dzą­ce­go roku, któ­ra speł­nia obiet­ni­cę daną w mot­cie z Ver­ne­’a: dla mnie w tej książ­ce Sosnow­ski pro­wa­dzi na pla­ne­tę nocy w naj­bar­dziej jak dotych­czas bez­kom­pro­mi­so­wy spo­sób i jest to ten umar­ły autor, jakie­go dotąd nie czy­ta­łem, chy­ba że w wier­szu „Glos­sa”.)

Był to zresz­tą dla Biu­ra Lite­rac­kie­go wyjąt­ko­wo dobry rok, z zapie­ra­ją­cą dech Miło­będz­ką, bez­i­mien­nym Pase­wi­czem, odmie­nio­ną Pod­gór­nik i resz­tą na rów­nym i dobrym pozio­mie, słyn­nym i świet­nym.

Jed­nak pozo­sta­je jed­na książ­ka, któ­ra mie­ści się bez­pro­ble­mo­wo w kate­go­rii Tomi­ki 2004 (bo chciał­bym wyłą­czyć Dwa­na­ście sta­cji Różyc­kie­go, któ­re jest nie­spo­ty­ka­nym ostat­nio na Pol­skiej zie­mi przed­się­wzię­ciem lite­rac­kim, czymś wię­cej niż tomik, a nad­to uda­nym): Cała w pia­chu Dariu­sza Suski. Książ­ka, któ­ra zapie­ra, a raczej zabie­ra dech; te podró­że z cór­ką i we wła­sną prze­szłość, ukła­da­ne do niby-dzie­cin­nych ryt­mów, nawet nie pró­bu­ją ukryć gro­zy, któ­rą opi­su­ją. Tym bar­dziej kru­che i pięk­ne sta­ją się bie­dron­ki, osy, psy czy jaskół­ki, kie­dy gro­za huś­ta się z nami na huś­taw­ce albo jeź­dzi na rower­ku. Zadzi­wi­ła mnie łatwość z jaką Suska przy­wo­łu­je pozor­nie reali­stycz­ne sce­ny z mistrzow­skim rze­mio­słem zamknię­te w regu­lar­nych for­mach, któ­re są cią­głym pyta­niem, przy­wo­ły­wa­niem rze­czy osta­tecz­nych. Kunsz­tow­ność i łatwość ręki piszą­ce­go nie jest nigdy łatwo­ścią wier­sza, pomi­mo że moż­na by je czy­tać dzie­ciom na dobra­noc (co spraw­dzi­łem, czy­ta­jąc je mojej sio­strze – zasnę­ła jak anio­łek).

Z gar­ści ksią­żek poetyc­kich, któ­re prze­czy­ta­łem w tym roku i któ­re w oko­li­cach tego roku się uka­za­ły, zde­cy­do­wa­nie te pod­pi­sa­ne nazwi­ska­mi: Bar­giel­ska, Sosnow­ski i Suska, spra­wi­ły mi naj­więk­szą przy­jem­ność, czy­li inny­mi sło­wy: zmie­ni­ły mnie naj­bar­dziej.