debaty / ankiety i podsumowania

Poetyckie książki 2004 roku

Miłosz Biedrzycki

Głos Miłosza Biedrzyckiego w debacie "Poetyckie książki 2004".

strona debaty

Poetyckie książki 2004

Muszę się zaraz przy­znać bez bicia: zanie­dba­łem czy­ta­nie nowo wyda­wa­nych tomi­ków wier­szy po pol­sku. Być może mógł­bym się nie­mra­wo uspra­wie­dli­wiać, że jako inży­nier po AGH, w dodat­ku wyko­nu­ją­cy zawód wyuczo­ny, mam mon­stru­al­ne bra­ki w zna­jo­mo­ści twór­czo­ści auto­rów nie­ży­ją­cych, i nie tak zno­wu strasz­nie dużo cza­su. Ale nie o to łazi.

Bo nie jest tak, że z zasa­dy odma­wiam czy­ta­nia tomów auto­rów pol­skich, żyją­cych. Pod­cho­dzę do nich (tych tomów) i pytam: czy dasz radę mnie uwieść? Uwieźć? […] I nie zawsze się zda­rza, ale cza­sem się zda­rza.

W koń­czą­cym się wła­śnie roku zda­rzy­ło się tak z tomi­kiem napi­sa­nym przez Edwar­da Pase­wi­cza. Więc, siłą rze­czy, z dłu­uugiej listy tytu­łów będą­cej punk­tem wyj­ścia do tej dys­ku­sji poetyc­ką książ­ką mija­ją­ce­go roku są dla mnie Wier­sze dla Róży Fili­po­wicz.

Te wier­sze wycho­dzą z domu i mają róż­ne przy­go­dy. Po dro­dze poda­ją rękę komuś, kto ma ocho­tę przejść się z nimi. Ujmu­je mnie ich eku­me­nicz­ność, to, że bar­dzo róż­nym oso­bom potra­fią podać rękę w bar­dzo róż­ny spo­sób. Potra­fił­bym im poży­czyć choć­by i tysiąc zeta, a potem mie­sią­ca­mi wysłu­chi­wać, że chwi­lo­wo jest nie za bar­dzo. Takim naty­cha­ją zaufa­niem, o.

[Tu mia­ła być część nawią­zu­ją­ca do tek­stów tych wier­szy. Do kon­kre­tów, zna­czy. Ale kaj­si mi się zbył ten tomik. No to nie. Nakła­niam więc Pań­stwa do uwie­rze­nia na sło­wo, że to super­anc­ko fajo­skie wier­sze są. Albo, jesz­cze lepiej, do zaopa­trze­nia się w tę ksią­żecz­kę, prze­czy­ta­nia, a nastep­nie powzię­cia wła­snych posta­no­wień].

W prze­strze­ni roz­pię­tej mię­dzy sys­te­mem roz­bu­do­wa­nych sta­tu­sów do gadu-gadu z jed­nej stro­ny i, z dru­giej, puc­li słow­nych dla cza­so­pi­sma „Sza­ra­dzi­sta” (jest takie jesz­cze? nie­waż­ne, wia­do­mo o co łazi) wier­sze takie, jak te dla Róży Fili­po­wicz (a tak napraw­dę: dla każ­de­go, kto zechce odpo­wie­dzieć na ich zapro­sze­nie do prze­chadz­ki) są jak haust świe­że­go powie­trza. Cze­go wypa­da­ło­by życzyć każ­de­mu, na ten Nowy Rok.

P.S.: Dla jasno­ści: zasta­na­wia­jąc się nad odpo­wie­dzią na pyta­nie, bra­łem pod uwa­gę tyl­ko książ­ki (takie mniej wię­cej pro­sto­pa­dło­ścien­ne two­ry z papie­ru, OK?) z rokiem wyda­nia 2004. Dla­te­go ani sło­wa o prze­szłych i przy­szłych tomi­kach Justy­ny Bar­giel­skiej, uhu, uhu.