Poezja i pieniądze, czyli Trap
Krzysztof Grzywaczewski
Głos Krzysztofa Grzywaczewskiego w debacie "Książka 2008".
strona debaty
Książka 2008Wskazanie: Marcin SENDECKI Trap
Lubię zdania układane przez Marcina Sendeckiego. W tych słownych projekcjach są przedmioty pochwycone kątem spojrzenia, tak jakby autor idąc przed siebie, w określonym celu, bezwiednie odkrywał, że otaczający go świat jest bardziej złożony od prostych recept na życie. Fascynacja egzotycznym szczegółem w banalności swojskiego pejzażu przekłada się na chemiczne wzory językowej syntezy. Któż od pierwszego usłyszenia rozpozna znaczenia słów: ortolan, paludament, szlagwort, monidło, stornia, humbak i gnejs, paronomazje, persewerować podkłady? Pewnie niewielu archeologów języka, którym napełni się „Kaptorga na amulety z Borzęcina”. Ale jak nie poddać się zaśpiewom ni z tego, ni z owego warzywniaka: „Dryf i Traf”, „Grog na brygu” i „…z kopru. Pasternak (…) kapary.” lub nie ulec złudzeniu, że zdania Sendeckiego osiągają poziom miłego rymowania, jak po latach przy ognisku z kumplami z wojska: „medykament/ sakrament lub panterkę/ pantarkę/ partnerkę”?
Przytoczone przykłady nie są jednak wystarczające, by Trap Sendeckiego okrzyknąć poetycką książką roku 2008. Takie właściwości tej poezji poznawane są od roku 1992 i jest to skondensowana, acz rozwijająca się metafora, która być może kiedyś okaże się całkiem przystępnie zrozumiałą mozaiką, jak arcydzieła sztuki bizantyjskiej – z bliska kamyk, z daleka boska rozległość. Trap opuszczono na wydawniczy brzeg już wiosną tego roku i fakt ten wzmacnia siłę profetyzmu wierszy, bo Sendecki opublikował nową książkę poetycką w roku światowego finansowego kryzysu, który ujawnił się wszak jesienią. W nowym tomie konsekwentnie poszerzył swój słownik o język świata finansów i prawniczych konstrukcji. Znalazł się o krok od metafor kreślących figury rodem z inżynierii finansowej, spędzającej sen z powiek facetom palącym cygara w gabinetach na Wall Street i w cieniu Kremla.
W przypadku Trapu nie można być obojętnym wobec paradoksu poezji, która z jednej strony żywi się językową sublimacją intrygujących słownych ekstraktów, z drugiej zaś prorokuje najważniejsze nurty bieżących wydarzeń. Jeśli Sendecki ma odwagę posiłkować się Kodeksem postępowania cywilnego i prawie cytować słowa ustawy: „W określonych warunkach roszczenie/ o zwrot przedmiotu w stanie niepogorszonym/ wymaga stawiennictwa świadków”, stwierdza smutny fakt prymatu prawa nad pięknem w zglobalizowanej rzeczywistości. Dalej zaś w „Pastorelii” kontynuuje podobną frazą: „Istota reprezentacji jest przedmiotem sporu”, by podsumować zależności: „(…) co wolno złożyć na karb hipoteki, bo to bank jest dobroczyńcą igrzysk”. Tym skrótem wskazuje się zarówno na krach w nieruchomościach, jak i na przyczajonych w cieniu antenatów: Pindara i Horacego.
W tym kontekście Sendecki konstruuje współczesną wersję „chleba i igrzysk”, tocząc mantrę „Weź kredyt, weź kredyt, weź kredyt”, bo lud uspokaja się, gdy akceptuje sytuację, w której „Kupić tu nieruchomość to wziąć życie za rogi. Wypleniliśmy czeki, polecenie zapłaty święci wielkie dni. środki przekazu wizualizują wzrost”. Poprzez diagnozę poetyckiego języka Marcin Sendecki dokonuje w istocie socjologicznej wiwisekcji. Toteż po latach, które minęły od publikacji Książeczki do malowania (Legnica 1998), nowy Trap (Wrocław 2008) jawi się „książeczką czekową” z pełnym pokryciem poetyckich aktywów znakomitego autora skrótów rzeczywistości.