debaty / ankiety i podsumowania

Poezja polska szybka jest

Maciej Topolski

Głos Macieja Topolskiego w debacie "Poezja na nowy wiek".

strona debaty

Mam przed sobą kil­ka tomów wier­szy. Zaglą­dam, czy­tam, odkła­dam. I co ja mam napi­sać? Że nie znam odpo­wie­dzi? No bo jak będzie w „nowym wie­ku”? Odpo­wie­dzieć na te pyta­nia, to jak dostać pre­zent i po wstąż­ce pró­bo­wać dojść, co jest w środ­ku i czy jest ład­ne. Tro­chę nie­bez­piecz­ne. Ale prze­cież lite­ra­tu­ra pol­ska – na prze­kór (a może i nie na prze­kór) tego, co mówi­ła Mar­ta Pod­gór­nik w „Gra­ma­ty­ce Księ­ży­co­wej” – jest szyb­ka i nie­bez­piecz­na. Z roku na rok coraz bar­dziej. Jed­no na pew­no trze­ba przy­znać – od daw­na nie było „tak dobrze” w pol­skiej poezji. Ale czy na pew­no i czy to „tak dobrze” nie jest podej­rza­ne? Zawsze, kie­dy wpi­su­ję adres inter­ne­to­wy Biu­ra Lite­rac­kie­go, zasta­na­wiam się, czy nie zapo­mnia­łem przy­pad­kiem o jakiejś pre­mie­rze, o jakimś debiu­cie, któ­ry dzi­siaj miał się uka­zać i czy odło­ży­łem tro­chę gro­sza, co by ten debiu­tanc­ki zbiór wier­szy kupić. Docho­dzi mnie wte­dy, że coraz trud­niej poła­pać mi się, kto i co, i jak. I jesz­cze – że zosta­łem otru­ty. Zama­wiam książ­kę, za chwi­lę jed­nak sły­szę o kimś – nie zawsze też z inne­go „obo­zu” – nowym, czę­sto cie­kaw­szym. Paul Valéry pisał: „Nowość jest jed­ną z tych pod­nie­ca­ją­cych tru­cizn, któ­re w koń­cu sta­ją się koniecz­niej­sze od wszel­kie­go poży­wie­nia; któ­rych daw­ki, odkąd tru­ci­zna nami zawład­nę­ła, trze­ba wciąż zwięk­szać i czy­nić śmier­tel­ny­mi pod groź­bą śmier­ci”. Dla­cze­go przy­ta­czam te sło­wa? Gdyż bra­ku­je mi obok kolej­nych zbio­rów wier­szy ich kry­tycz­nych omó­wień. Bra­ku­je mi poży­wie­nia, a nie tru­ci­zny. Bo żeby zaświad­czyć o jako­ści poezji dane­go wier­szo­kle­ty, nie wystar­czą krót­kie „not­ki”, nie wystar­czy kil­ka słów i ład­nie sfor­mu­ło­wa­nych zdań poetów już uzna­nych, nie wystar­czy patro­nat pana X, któ­ry wydał sie­dem zbio­rów wła­snych wier­szy, nie wystar­czy powie­dzieć, że mi, poecie (czyt. auto­ry­te­to­wi, z któ­rym broń­cie bogo­wie się sprze­czać) to się podo­ba. Ale ktoś inny powie: „Ale dla­cze­go mamy się teraz nad tym zasta­na­wiać, niech ta poezja jesz­cze tro­chę pole­ży, niech praw­dzi­wą kry­ty­ką zaj­mą się ci, któ­rzy przyj­dą po nas; tak zawsze było i tak też być teraz powin­no”. Zga­dzam się, zostaw­my i wte­dy dopie­ro zoba­czy­my, kto był tym naj­waż­niej­szym. Zaraz jed­nak poja­wia­ją się kolej­ne pyta­nia: a nad czym my się tutaj zasta­na­wia­my, jak nie nad „nowym wie­kiem”? I czy zale­wa­nie ryn­ku poezją jest naj­lep­szą meto­dą na przy­cią­gnię­cie czy­tel­ni­ka? Poza tym: dla­cze­go tak czę­sto poeci w wywia­dach tłu­ma­czą się ze swo­ich wier­szy? I pyta­nie pod­sta­wo­we: cze­go w ogó­le potrze­bu­je współ­cze­sny odbior­ca? Czy potrze­bu­je PRAWDZIWYCH tek­stów kry­tycz­nych? Czy raczej trzech UZNANYCH gło­sów na „tak” i/lub sze­ściu gwiaz­dek w tej lub tam­tej gaze­cie? I czy praw­dzi­we tek­sty kry­tycz­ne nie poja­wia­ją się tyl­ko wte­dy, gdy ktoś dosta­nie kolej­ną nagro­dę w kolej­nym wiel­kim kon­kur­sie poetyc­kim? Czy wte­dy dany kry­tyk ma uspra­wie­dli­wie­nie? Czy wte­dy jest pew­ny, że go prze­czy­ta­ją, bo o tym i o tym zbio­rze wier­szy zro­bi­ło się gło­śno, więc to moje kry­tycz­ne pisa­nie „ma sens”? A czy nie łączy się to z suk­ce­sem sla­mów, w któ­rych krzy­kiem i pod­no­sze­niem ręki wyra­ża się swo­ją apro­ba­tę? Sta­wia­my na wra­że­nie, na ogól­ni­ki, na echo, na: „To mi się podo­ba, a to jakoś tak mniej”. Dla­cze­go więc jest „tak dobrze” w pol­skiej poezji? Bo jest jej dużo, jest jej róż­no­rod­nie i cią­gle, z dnia na dzień, w nie­prze­li­czal­nych ilo­ściach jej przy­by­wa. Dla­te­go nie będę wyróż­niał moje­go zachwy­tu (lub jego bra­ku) nad Mira­hi­ną, Wit­kow­skim, Deh­ne­lem, Rolan­do czy Jaro­szem. Ich wier­sze cze­ka­ją w tej chwi­li na ponow­ną lek­tu­rę, leżą na wycią­gnię­cie ręki. Kolej­ne daw­ki tru­ci­zny zamó­wio­ne, lecą pocz­tą.