debaty / ankiety i podsumowania

Poezja w czasach mindfulness

Olga Byrska

Głos Olgi Byrskiej w debacie "Mieliśmy swoich poetów".

strona debaty

Mieliśmy swoich poetów

„Mie­li­śmy swo­ich poetów” nie wyda­je mi się hasłem sta­no­wią­cym punkt wyj­ścia dys­ku­sji; to raczej pro­wo­ka­cja. Nie wypa­da na nią odpo­wie­dzieć jedy­nie „tak, mie­li­śmy” lub „nie, nie było ich” – być może naiw­nie sądzę, że nale­ża­ło­by na począt­ku upo­rząd­ko­wać kil­ka oko­licz­no­ści, któ­re zapew­ne nie dadzą odpo­wie­dzi wprost, zary­so­wu­jąc raczej pro­ble­my, przed jaki­mi sta­li­śmy i sto­imy nadal.

Żeby więc mówić o tym, co pozo­sta­ło, nale­ży chy­ba naj­pierw zapy­tać: komu mia­ła pozo­stać poezja tego okre­su? Kto ma ją czy­tać po raz wtó­ry? Ostat­nia (z prze­ło­mu stycz­nia i lute­go tego roku) deba­ta o tym, jaką funk­cję oraz war­tość posia­da książ­ka – oraz w ogó­le czyn­ność czy­ta­nia – w pol­skim spo­łe­czeń­stwie, któ­re­go zaan­ga­żo­wa­nie w lite­ra­tu­rę spa­dło na łeb, na szy­ję, zosta­ła zdu­szo­na w zarod­ku infor­ma­cją o wyso­ko­ści dota­cji z Mini­ster­stwa Kul­tu­ry prze­ka­za­nej na budo­wę Świą­ty­ni Opatrz­no­ści Bożej. Tek­sty Kata­rzy­ny Tuby­le­wicz oraz Aldo­ny Korp­kie­wicz z „Dwu­ty­go­dni­ka”, jak rów­nież Justy­ny Sobo­lew­skiej na blo­gu „Poli­ty­ki” prze­czy­ta­ne zosta­ły zapew­ne przez mało kogo poza „prze­ko­na­ny­mi”. A tych prze­ko­na­nych do czy­ta­nia w ogó­le jest coraz mniej, nie wspo­mi­na­jąc o odbior­cach poezji.

Pyta­nie o odbior­cę sta­je się podwój­nie waż­ne w kon­tek­ście poezji Pod­sia­dły, Świe­tlic­kie­go czy Bie­drzyc­kie­go – bo w koń­cu ich utwo­ry, choc nie­kie­dy Pol­ską się zaj­mu­ją, to jed­nak bar­dziej na opak (jak w przy­pad­ku sław­ne­go już Akslop), zawsze w towa­rzy­stwie iro­nii, czę­sto – nazna­czo­ne codzien­no­ścią i bez­po­śred­nio­ścią wyra­zu. Poezja od swo­ich dla swo­ich, wresz­cie nie zaj­mu­ją­ca się Pro­ble­ma­mi Pol­ski Pisa­ny­mi Wiel­ką Lite­rą – tak mogło­by się wyda­wać. Ide­al­na oka­zja, by wresz­cie być czy­ta­ną. A jed­nak prócz kil­ku wer­se­tów Świe­tlic­kie­go z Nie­przy­sia­dal­no­ści oraz funk­cjo­no­wa­nia w main­stre­amie Krzysz­to­fa Var­gi oraz Paw­ła Dunin-Wąso­wi­cza nie wyda­je się, aby kto­kol­wiek z poło­wy lat dzie­więć­dzie­sią­tych prze­bił się przez maso­wo tłu­ma­czo­ne har­le­qu­iny, Pan­nę Nikt Tom­ka Try­zny, by nie wspo­mnieć o nie­miec­kim hicie eks­por­to­wym My, dzie­ci z dwor­ca ZOO.

Nie ozna­cza to jed­nak, że „nasi poeci” nie zasłu­gi­wa­li i nie zasłu­gu­ją na uwa­gę. Trud­no jest mi zna­leźć poetę bliż­sze­go skó­rze niż Miłosz Bie­drzyc­ki. W zasa­dzie powi­nien być on nawet szcze­gól­nie atrak­cyj­ny (mam nadzie­ję, że prze­czy­taw­szy ten ułom­ny przy­miot­nik, wyba­czył­by mi jego uży­cie) w cza­sach zain­te­re­so­wa­nia pro­ble­ma­mi uważ­no­sci, medy­ta­cji, powro­tu do same­go sie­bie, mind­ful­ness. Czyż poeta nie rozu­mie nasze­go zimo­we­go szcze­ka­nia zęba­mi w SKM-ce, jak poka­zu­je pisa­ny z kra­kow­skiej per­spek­twy wiersz Jaz­da z jego debiu­tanc­kie­go tomi­ku?

lód skuł zwrot­ni­cę i koła tram­wa­ju
wora­ły się w zamar­z­nię­tą zie­mię obok torów
i musia­łem obcho­dzić pie­cho­tą przez Azo­ry
i nie pali­ły się lam­py na wia­duk­cie i ciem­ność
wsy­sa­ła w sie­bie dźwięk – pociąg
prze­to­czył się bez­sze­lest­nie jak ćma, bli­sko,
pra­wie poczu­łem jak ocie­ra mi się o skó­rę

Pozby­wa­jąc się iro­nii uwa­żam, że poezja lat dzie­wieć­dzie­sią­tych zosta­ła zgu­bio­na po dro­dze do nad­ro­bie­nia dystan­su eko­no­micz­ne­go wobec Euro­py, znaj­du­ją­cej się po tej „wła­ści­wej” stro­nie żela­znej kur­ty­ny. Trud­no kogo­kol­wiek o to winić, tym bar­dziej, iż odbior­cy poezji są mniej­szo­ścią spo­śród czy­tel­ni­ków. Co za tym idzie – obec­ność lub nie­obec­ność poezji w życiu publicz­nym oraz inte­lek­tu­al­nym trud­niej zauwa­żyć. I to szcze­gól­nie po cza­sach jej nado­bec­no­ści w latach 70. oraz 80., kie­dy poezję darzo­no esty­mą przez wzgląd na funk­cję spa­ja­nia ludzi wokół jed­nej idei lub prze­ciw­ko kolej­nej.

Życzy­ła­bym sobie jed­nak, by ta poezja nie tyl­ko codzien­no­ści, ale rów­nież dystan­su oraz kry­tycz­nej posta­wy wobec rze­czy­wi­sto­ści, zosta­ła odna­le­zio­na obec­nie. Zarzu­ca­ni jeste­śmy giga­baj­ta­mi infor­ma­cji dzien­nie, wła­sne życie opi­su­je­my laj­ka­mi odpo­wied­nich pro­duk­tów czy zja­wisk w por­ta­lach spo­łecz­no­ścio­wych. Poezja może spra­wić, że zatrzy­ma­my się mię­dzy jed­nym dedlaj­nem a dru­gim, a może nawet – zacznie­my śmiać się z samych sie­bie. Zde­cy­do­wa­nie powin­na być obo­wiąz­ko­wym punk­tem w trak­cie każ­dej tera­pii oraz zajęć z medy­ta­cji. Efek­tów ubocz­nych nie stwier­dzo­no.