debaty / książki i autorzy

Pokazać w pełni

Paweł Bernacki

Głos Pawła Bernackiego w debacie "44. Poezja polska od nowa".

strona debaty

Kie­dy dowie­dzia­łem się, że Biu­ro Lite­rac­kie serią „Poezja pol­ska od nowa” zamie­rza nie­ja­ko odku­rzyć rodzi­mych lite­ra­tów, na któ­rych kry­ty­ka, a szcze­gól­nie szko­ła i sze­ro­ka publi­ka poło­ży­ła gru­bą war­stwę sche­ma­tycz­ne­go kurzu, nie­zmier­nie się ucie­szy­łem. Tym bar­dziej, że wro­cław­skie wydaw­nic­two posta­no­wi­ło przy­po­mnieć tych auto­rów, któ­rym ponow­ne, peł­ne odczy­ta­nie zwy­czaj­nie się nale­ży.

I choć do powyż­sze­go gro­na nie­wąt­pli­wie nale­żą boha­te­ro­wie dwóch pierw­szych wybo­rów: Maria Konop­nic­ka i Adam Ważyk, oso­bi­ście naj­bar­dziej spodo­bał mi się pomysł odświe­że­nia Wła­dy­sła­wa Bro­niew­skie­go. W moim odczu­ciu to jeden z naj­bar­dziej skrzyw­dzo­nych przez histo­rię poetów, postrze­ga­ny jako sta­ry komuch i alko­ho­lik, a pamię­ta­ny głów­nie z powo­du poema­tu „Sło­wo o Sta­li­nie” i wier­sza „Żoł­nierz pol­ski”. Owszem – tek­sty te dla Bro­niew­skie­go waż­ne bez dwóch zdań w wybo­rze zna­leźć się powin­ny. Aby jed­nak poka­zać całą zło­żo­ność i anty­no­micz­ność tej poezji, jej wewnętrz­ne napię­cia, nagro­ma­dzo­ne w niej emo­cje, obok nich powin­ny zna­leźć się i te mniej zna­ne. Mam tu na myśli przede wszyst­kim utwo­ry z wyda­ne­go przez „Kul­tu­rę” tomu Bro­niew­ski nie­zna­ny, takie jak: „Roz­mo­wa z histo­rią”, „Kasz­tan”, „Tar­go­wi­sko” czy „Homo sapiens”. Wszyst­kie prze­peł­nio­ne żalem i gory­czą, tłu­mio­nym gnie­wem, wście­kło­ścią na wypa­cze­nia ustro­ju komu­ni­stycz­ne­go i jed­no­cze­sną nie­ustan­ną wia­rą w ten sys­tem spra­wia­ją, że na pła­skim – zda­wa­ło­by się – por­tre­cie auto­ra „Krzy­ku osta­tecz­ne­go” poja­wia­ją się pierw­sze rysy. Pogłę­bią się one, gdy wspo­mni­my, że w tek­stach Bro­niew­ski, jako jeden z pierw­szych, poru­sza pro­blem Katy­nia i Kon­fe­ren­cji Jał­tań­skiej. Odważ­nie jak na pachoł­ka Moskwy, praw­da?

Bro­niew­ski to jed­nak nie tyl­ko liry­ka zaan­ga­żo­wa­na – poezja tyr­tej­ska i wier­sze o tema­ty­ce spo­łecz­no-poli­tycz­nej. Poeta ten to tak­że ogrom­na czu­łość i wraż­li­wość na ludz­ką krzyw­dę, któ­ra prze­bi­ja z dwóch wyda­nych pod­czas woj­ny tomów: Bagne­tu na broń i przede wszyst­kimDrze­wa roz­pa­cza­ją­ce­go. Weź­my choć­by pięk­ne „Bal­la­dy i roman­se” czy rów­nie przej­mu­ją­ce „Żydom pol­skim” – tek­sty tak róż­ne od wcze­snych, rewo­lu­cyj­nych liry­ków, aż zda­wać by się mogło, że to nie Bro­niew­ski… A to wła­śnie on, a raczej to tak­że on.

Tak samo jak jest sobą w Ance – zupeł­nie nie­zna­nym, a jed­nym z naj­pięk­niej­szych zbio­rów żałob­nych wier­szy, któ­re oso­bi­ście sta­wiam ponad Tre­na­mi. Z poświę­co­ne­go tra­gicz­nie zmar­łej cór­ce tomi­ku dosłow­nie wypły­wa­ją ból, zagu­bie­nie i samot­ność, nie pozwa­la­jąc czy­tel­ni­ko­wi przejść wobec nich obo­jęt­nie. I cóż… Ten intym­ny, zagu­bio­ny poeta to tak­że Bro­niew­ski.

Przed Panem Suską więc nie lada zada­nie, z któ­re­go mam nadzie­ję wywią­że się wzo­ro­wo i za spra­wą czter­dzie­stu czte­rech wier­szy, któ­re ma do dys­po­zy­cji, roz­bi­je w drob­ny pył aktu­al­ny por­tret auto­ra Wia­tra­ków i nama­lu­je wła­sny – peł­niej­szy i dokład­niej­szy.

Pozo­sta­ją jesz­cze poeci, któ­rych w serii „Poezja pol­ska od nowa” chciał­bym zoba­czyć. Przy­cho­dzi mi na myśl dwóch: Tade­usz Peiper i Sta­ni­sław Gro­cho­wiak. Pierw­szy bowiem poza krę­ga­mi filo­lo­gicz­ny­mi jest nie­mal zapo­mnia­ny, dru­gi ponie­waż podob­nie jak Bro­niew­ski przed­sta­wia­ny jest w bar­dzo spły­co­nej for­mie.

Dziw­nym tra­fem twór­ca awan­gar­dy kra­kow­skiej został wypar­ty z ogól­no­li­te­rac­kiej świa­do­mo­ści. Znacz­nie czę­ściej wspo­mi­na się o nie­zwy­kle popu­lar­nym po woj­nie uczniu Peipe­ra – Julia­nie Przy­bo­siu. I choć w sil­nej pozy­cji auto­ra Śrub nie ma nic złe­go (wszak w peł­ni na nią zasłu­żył), pusz­cze­nie w nie­byt Peipe­ra – jed­ne­go z naj­waż­niej­szych mię­dzy­wo­jen­nych twór­ców – jest jaw­ną nie­spra­wie­dli­wo­ścią. To on wszak wylan­so­wał Przy­bo­sia, on wyda­wał „Zwrot­ni­cę”, on w zbio­rach Nowe usta i Tędy ukuł wła­sną poety­kę opar­tą na tzw. pięk­nym zda­niu i poema­cie roz­kwi­ta­ją­cym, on wydał słyn­ny mani­fest „Mia­sto, masa, maszy­na…”. I to w koń­cu on jest auto­rem odważ­nych, ale jed­no­cze­śnie prze­pięk­nych poema­tów. Mam tu na myśli tek­sty ze zbio­ru Raz: Dan­cingNa pla­ży i przede wszyst­kim wypeł­nio­ne chłod­ną roz­pa­czą Że z jed­ną z moim zda­niem naj­pięk­niej­szych fraz w histo­rii pol­skiej poezji: „Ja, ja bur­mistrz, ja bur­mistrz marzeń nie­za­miesz­ka­nych”. Peiper to tak­że bun­tow­ni­czy poemat „Na przy­kład”, podej­mu­ją­cy pro­blem Bere­zy Kar­tu­skiej… Zbyt tego dużo i zbyt to waż­ne, by o tym zapo­mnieć.

No i Sta­ni­sław Gro­cho­wiak, któ­re­go trze­ba nie tyle przy­po­mnieć, co poka­zać z dru­giej stro­ny. Przy­bli­żyć czy­tel­ni­kom póź­ną fazę jego twór­czo­ści, tomy Nie było lataPolo­wa­nie na cie­trze­wieBilard. To już cał­kiem inny Gro­cho­wiak, niż ten powszech­nie zna­ny – tur­pi­stycz­ny. To już poeta „bun­tu usta­tecz­nio­ne­go” – tego, któ­ry wię­cej waży i mi oso­bi­ście podo­ba się bar­dziej. To jed­nak nie naj­istot­niej­sze. Waż­ne, że i ten Gro­cho­wiak wart jest poka­za­nia.

Mam więc szcze­rą nadzie­ję, że „Poezja pol­ska od nowa” nie skoń­czy się na trzech tomi­kach i odświe­ży wize­ru­nek wie­lu nie­ży­ją­cych już i coraz czę­ściach pomi­ja­nych, bądź nie­słusz­nie odar­tych z głę­bi i wie­lo­znacz­no­ści pol­skich poetów. Wszak gdy­by nie oni, poeci dzi­siej­si wyglą­da­li by cał­kiem ina­czej, a kto wie, czy kie­dyś i im nie przy­da się takie ponow­ne odczy­ta­nie.