Polityczności nie da się zrzucić
Anna Marchewka
Głos Anny Marchewki w debacie "Zawsze wolna i zaangażowana".
strona debaty
Zawsze wolna i zaangażowana„Zawsze wolna i zaangażowana” – brzmi temat kolejnej debaty Biura Literackiego. Pytania o wolność i obowiązki literatury (dokładnej: poety) w tekście zachęcającym do zabrania głosu są interesujące, ale – zapewne – prowokacyjne. Prowokacyjność tych pytań wynika z (zamierzonej?) anachroniczności. Wydawać mogłoby się, że sprawa zaangażowania i polityczności literatury została już omówiona i że nie trzeba już do tych spraw wracać: nie istnieje niepolityczna czy niezaangażowana wypowiedź, niezaangażowany czy niepolityczny tekst („polityczność” nie w dosłownym rozumieniu słowa: nie o dosłowną interwencję, nazwę państwa, partii czy wydarzenia chodzi). Przypadek poezji Jacka Podsiadły, który niby „wypowiedział uczestnictwo”, jest wzorcowym przykładem polityczności „nie wprost”, „nietradycyjnej” (choć tradycyjna, „interwencyjna”, jest nadal żywa). Poeta, który nie prowadzi czytelników na barykady czy nie sprawozdaje trudności transformacyjnych (co bliższe rzeczywistości przełomu ’89) i towarzyszących im wyborów etycznych/moralnych i w ten sposób znowu „zrzuca z ramion płaszcz Konrada” nie jest wolny, ani przez chwilę, od polityczności. Nie dlatego, że nie potrafi od niej uciec, ale dlatego, że to niemożliwe.
Przytaczane we wprowadzeniu przykłady „odmowy udziału” są wypowiedziami politycznymi na wskroś. Tak zwana prywatność jest polityczna. Co innego zwróciło jeszcze moją uwagę w tekście zachęcającym do przemyślenia na nowo roli poety i odpowiedzi na pytanie, czy powinien być komentatorem, z zacięciem dziennikarskim, przywódcą grup, głosem na ewentualnej wojnie. Otóż mowa tutaj wyłącznie o poezji pisanej przez poetów, o roli „poetów” i „poezji poetów”, nie padło ani jedno nazwisko poetki. Ta anachroniczność nie wydaje się zamierzona, przekaz jest jasny: poważna poezja robiona jest przez poetów, nie przez poetki, które rozpatrywane są w kontekstach uczuciowych, we wnętrzach osobnych, intymnych, zajmują pozycje „innych”, dodatkowych. Zamiast rozmawiać o zaangażowaniu muszę zwrócić uwagę na – doprawdy kłopotliwe – powielanie wiary w to, co pozornie uniwersalne, a przecież umocowane w rodzaju i przez to bardziej wartościowe. Kłopot w tym, że nadal (również w na łamach Biura Literackiego) nie padają następujące wskazania: to, co uniwersalne w lokalnej historii literatury, nie jest wcale żadnym uniwersalnym, ale jest wyżej ocenianym trybem męskim. Podziały dyktowane są przez rodzaj – u licha, pytam, gdzie w tym wprowadzeniu poetki, pisarki? Skąd to zawężenie perspektywy? To nie może być przypadek – zatem co za owym okrojeniem stoi? Czyje powinności są brane pod lupę?
Próby kompromitacji tak zwanej literatury zaangażowanej (przez zestawienie z czystym pięknem prawdziwej, już nie tej interwencyjnej, sztuki) podejmowane były wielokrotnie. Od (nadal) z lekceważeniem traktowanego wzorca tekstu pozytywistycznego do sporów wokół środowiska Krytyki Politycznej w pierwszym dziesięcioleciu XXI wieku. A przecież taka powieść (jeśli na prozie się skupić), która jest dobrze (z warsztatowego punktu widzenia) napisana i jeszcze o coś tej powieści chodzi, ma do załatwienia jakąś sprawę, przez polskich czytelników i czytelniczki wyczekiwana jest dzisiaj tak jak kania czeka dżdżu. Może nadal powszechna (a właściwie: lokalna, krajowa) wiara w to, że dosłowne zaangażowanie stoi w sprzeczności z prawdziwą sztuką, jest tym, co stoi na przeszkodzie rozwojowi literatury? A może to kłopoty wyłącznie tych osób, które zajmują się spisywaniem historii literatury czy krytyki literackiej, a nie samej literatury (w tym poezji)? Teksty literackie radzą sobie nieźle, są zaangażowane – każdy na swój sposób. Kłopoty ma krytyka i historia literatury, które węszą w otwartym zaangażowaniu tendencyjność i negatywnie je oceniają. Wszyscy jesteśmy tendencyjni. Warto o tym pamiętać.
O AUTORZE
Anna Marchewka
Urodzona w 1978 roku. Doktor literaturoznawstwa, krytyczka literacka. Autorka książki Ślady nieobecności. Poszukiwanie Ireny Szelburg (2014). Stypendystka Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego (2011). Prowadzi zajęcia w Katedrze Krytyki Współczesnej przy Wydziale Polonistyki UJ. Stale współpracuje z „Miesięcznikiem Znak”, w którym zajmuje się rubryką Stacja: literatura. Mieszka w Krakowie.