Porty
Tomasz Ważny
Głos Tomasza Ważnego w debacie "Z Fortu do Portu".
strona debaty
Z Fortu do PortuJako nieregularny, a nade wszystko spóźniony o całą dekadę uczestnik cyklicznych imprez organizowanych przez Biuro Literackie, nie posiadam kompetencji pozwalających mi na dokonanie porównań pomiędzy tym, co działo się podczas legnickich Fortów – w tej kwestii polegam na legendach, przypowieściach, wspomnieniach czy stronniczych doniesieniach naocznych świadków – oraz tym, czym wyróżniły się wobec nich dotychczasowe edycje festiwalu organizowane w stolicy Dolnego Śląska. Niewątpliwie jednak nawet skromna obecność pozwala wyrobić sobie zdanie na temat festiwali. Biurowe Porty to przedsięwzięcie ważne, pożyteczne, inspirujące, a nade wszystko potrzebne literaturze.
Przywołując z pamięci poszczególne Porty, w których miałem możliwość uczestnictwa, najpewniej sięgam do roku 2007. Impreza to dla mnie niebłaha przynajmniej z dwóch powodów. Po pierwsze: we Wrocławiu, ujmując rzecz niespecjalnie dosłownie, zapachniało Ameryką. Po drugie: po raz pierwszy od około czternastu lat, kiedy to zmuszony przez nadgorliwą i nieco pozbawianą zdolności realnej oceny faktów panią od informatyki w Szkole Podstawowej nr 6 im. Włodzimierza Puchalskiego w Jeleniej Górze, wystąpiłem w inscenizowanej katastrofie na przywitanie wiosny, stanąłem naprzeciw publiczności zgromadzonej w liczbie większej niż osób pięć. Pierwsza przyczyna, czyli Amerykanie, a jeszcze bardziej precyzyjnie – jeden Amerykanin w osobie własnej, to one of those days, na które nawet wcale nie czeka się latami, wcale nie wymaga od bezrozumnej (deficyt przymiotników) rzeczywistości, bo byłoby to nierozsądne. Tym bardziej cieszą, kiedy niespodziewanie następują. To właśnie August Kleinzahler czytający swoje wiersze manierą amerykańskiego sprzedawcy paliwa na pustkowiu stanu Teksas sprawił, że z większą uwagą zacząłem wsłuchiwać się w tembr głosu obsługujących mnie pracowników stacji rodzimych dostawców bezołowiowej. Nic z tego. Pan August okazał się nazbyt wprawionym operatorem, żeby ktokolwiek mógł mu w tej sztuce dorównać. Ale samo czytanie to nie wszystko. Kiedy już naświetlony tym, co w poezji Kleinzahlera najznamienitsze, chodziłem i powtarzałem: noc zasuwa się szczelnie, próbując imitować jego manierę, spotkałem samego autora w miejscu, które po prawdzie wydaje się być tłem zupełnie dla takich zdarzeń naturalnym. Kleinzahler wchodził właśnie do toalety na piętrze. Ja ją opuszczałem. Nie omieszkałem zagadnąć o to i owo, ale kto da wiarę? Przez kilka chwil spokojnie sobie porozmawialiśmy. Wcale nie o pieniądzach.
Druga przyczyna, czyli wieczór autorski „Połów 2007”, była całkiem sympatycznym zwieńczeniem projektu. Akompaniujący nam zespół Pustki dokładał wszelkich możliwych starań, żeby czytane przez nas wiersze ukazały się publiczności i nam samym z jeszcze innej, zupełnie znośnej strony. Cała procedura, w przygotowaniach nieco chaotyczna, przypomniała mi wspomniane zdarzenie z czasów szkoły podstawowej z tą drobną różnicą, że tym razem nikt nie pomylił tekstu, światło nie zgasło, nie byliśmy zmuszeni występować w ortalionowych dresach i z wielkimi słuchawkami na uszach oraz nie wyłączyłem wszystkich mikrofonów jednym szarpnięciem kabli owiniętych wokół moich łydek. No i jeszcze Tomasz Fijałkowski, którego czytanych wierszy tak bardzo lubię słuchać. Miłe wspomnienia. Tym milsze, że wspierającemu nas we wszystkim Karolowi Pęcherzowi papierosy zdawały się nigdy nie kończyć.
Kolejne dwa festiwale to przede wszystkim „samochód na babilońskich” numerach, który przejechał się po mnie kilkakroć, Piotr Sommer i Eugeniusz Tkaczyszyn-Dycki na – o ironio! – dobrą noc, wystawa Michała Kobylińskiego i trochę mniej udane czytanie czeskich autorów – prezentacja, której byłem ciekaw niemal jak Augusta Kleinzahlera. Poza tym to, co zwykle: dużo piwa, dymu, rozmów. To chyba dzięki tym kilku Portom zacząłem lubić Wrocław. Choćby odrobinę. Jedyna rzecz, która wywołuje pewne niepocieszenie, to nieobecność na Fortach legnickich. A może by tak wielki foto album z tekstami wspomnieniowymi dla wówczas nieobecnych, którym tych kilka lat zbiegło?
O AUTORZE
Tomasz Ważny
ur. 1979. Wiersze publikował m.in. w „Akcencie”, „Kresach”, „Lampie”, „Kursywie” , „Pro Libris” i „Odrze”. W roku 2007 ukazał się jego arkusz poetycki „Różne rodzaje”, będący zwieńczeniem projektu „Połów 2006”. Mieszka w Jeleniej Górze, gdzie pracuje jako lektor języka angielskiego.