debaty / ankiety i podsumowania

Poruszenie w leprozorium

Maciej Robert

Głos Macieja Roberta w debacie "Być poetą dzisiaj".

strona debaty

Być poetą dzisiaj

Być może naj­bli­żej praw­dy o dzi­siej­szym sta­tu­sie poety był Woj­ciech Kuczok, gdy przed laty powie­dział: „Być poetą dzi­siaj to tak, jak­by się przy­znać do miesz­ka­nia w bun­krze na przed­mie­ściach”. Tyle tyl­ko, że – naj­praw­do­po­dob­niej – iro­nia, na któ­rej ufun­do­wa­na zosta­ła ta opi­nia, wyni­ka­ła z poczu­cia nie­do­war­to­ścio­wa­nia. Kuczok, któ­ry na począt­ku swo­jej lite­rac­kiej karie­ry prak­ty­ko­wał jako poeta, oka­zał się auto­rem nie­zbyt ory­gi­nal­nym. A marzy­ło mu się bycie lite­ra­tem peł­ną gębą, marzy­ła mu się sła­wa i roz­po­zna­wal­ność. Uda­ło mu się osią­gnąć ten cel już jako pro­za­iko­wi i, przy­naj­mniej przez chwi­lę, poznał smak lite­rac­kie­go suk­ce­su. Jed­nak swo­ista zawiść wobec nie­speł­nio­nej miło­ści pozo­sta­ła i podob­ny­mi wypo­wie­dzia­mi pra­gnął on bez­ce­re­mo­nial­nie ode­grać się na śro­do­wi­sku, do któ­re­go nie­gdyś aspi­ro­wał. Jest to więc opi­nia skraj­nie subiek­tyw­na, efek­tow­nie kon­tro­wer­syj­na i zło­śli­wa. I nie było­by nawet czym się przej­mo­wać, gdy­by nie fakt, że – nie­za­leż­nie od pobu­dek rzą­dzą­cych Kuczo­kiem – dotknął tą wypo­wie­dzią sed­na spra­wy. Poezja od zawsze, pomi­mo ran­gi, któ­rą ongiś jej na wyrost przy­pi­sy­wa­no, była spra­wą niszo­wą. „Być poetą to jest nie być wca­le”. Nawet Nagro­da Nobla nicze­go tu nie zmie­ni. Owszem – pozy­cja śro­do­wi­sko­wa i zna­cze­nie lite­rac­kie mogą być w takich przy­pad­kach zna­czą­ce, lecz ran­ga spo­łecz­na nadal pozo­sta­je taka sama. Czy­li – żad­na. Poeta to ktoś prze­sta­rza­ły, nie­groź­ny sza­le­niec, smut­ny klaun, cho­ro­bli­wy fan­ta­sta, życio­wy nie­udacz­nik, pięk­no­duch, obdar­tus, parias (wachlarz epi­te­tów jest nie­zwy­kle sze­ro­ki – moż­na je dobie­rać w zależ­no­ści od tego, czy poeta jest zapra­wio­nym w bojach kla­sy­kiem, prze­mą­drza­łym uni­wer­sy­tec­kim inte­lek­tu­ali­stą czy prysz­cza­tym lice­ali­stą). Zawsze jed­nak wyra­ża­niu sądów o poecie towa­rzy­szy lek­ce­wa­żą­ce mach­nię­cie ręką. Bo kim wła­ści­wie jest poeta? Kimś, kogo twór­czość zna chy­ba tyl­ko jego rodzi­na i zna­jo­mi. I wydaw­ca. W sumie licz­ba osób, któ­ra mia­ła w ręce tomik takie­go deli­kwen­ta, zazwy­czaj jest mniej­sza od nakła­du tegoż (któ­ry nie jest bynaj­mniej powo­dem do chwa­ły). Cały pro­blem w tym, że poeci są zwie­rzę­ta­mi stad­ny­mi. Nie­zro­zu­mia­ni i wypchnię­ci poza mar­gi­nes spo­łe­czeń­stwa, a jed­no­cze­śnie doma­ga­ją­cy się uwa­gi, ska­za­ni są na wła­sne towa­rzy­stwo. W Kuczo­ko­wym „bun­krze na przed­mie­ściach” nie rezy­du­ją w samot­no­ści. Są niczym trę­do­wa­ci w lepro­zo­rium – odizo­lo­wa­ni od zdro­wych osob­ni­ków z powo­du swo­jej inno­ści. Ale zawsze w gru­pie, w któ­rej łatwiej się wza­jem­nie dowar­to­ścio­wać. Nagle docho­dzi do wiel­kie­go zamie­sza­nia, bo oto jeden z nich zosta­je zauwa­żo­ny. W lepro­zo­rium wrze – może to szan­sa dla nas? Inni rów­nież doma­ga­ją się uwa­gi, snu­ją spi­sko­we teo­rie doty­czą­ce maso­we­go wyj­ścia z ukry­cia, uzdro­wie­nia. Dostrze­żo­no nas! Zaczną się zło­te dni, teraz wszy­scy pochy­lą się nad nami z uwa­gą i z osób pogar­dza­nych sta­nie­my się oso­ba­mi doce­nia­ny­mi. Próż­ne nadzie­je. Po tygo­dniu, dwóch wzmo­żo­nej uwa­gi do lepro­zo­rium zawsze powra­ca sza­ra codzien­ność. Dla­cze­go teraz mia­ło­by być ina­czej?

Post scrip­tum, czy­li scen­ka z życia.

Ulicz­ne sto­isko z książ­ka­mi w cen­trum mia­sta. Pod­ręcz­ni­ki, pro­fe­sjo­nal­ne ścią­gi, tro­chę obo­wiąz­ko­wych albu­mów papie­skich. Od cza­su do cza­su – w zależ­no­ści od obec­nej mody – na widok wysta­wia się roz­le­wi­sko­wą powieść lub jakiś mię­dzy­na­ro­do­wy best­sel­ler. Aż tu nagle, kil­ka dni po ogło­sze­niu wer­dyk­tu Nagro­dy Nike, na ster­cie mate­ma­ty­ki dla szkół zawo­do­wych nie­ocze­ki­wa­nie poja­wia się tom Dyc­kie­go. Z dnia na dzień blak­nie coraz bar­dziej, po tygo­dniu ten jeden jedy­ny egzem­plarz zosta­je spi­sa­ny na stra­ty i ustę­pu­je miej­sca pozy­cjom znacz­nie bar­dziej cho­dli­wym. Śro­do­wi­sko­we lau­ry w niczym nie pomo­gły. Spo­łe­czeń­stwo wie swo­je – od trę­do­wa­tych trze­ba się trzy­mać z dale­ka.

O AUTORZE

Maciej Robert

Urodzony w 1977 roku w Łodzi. Poeta, dziennikarz, krytyk literacki i filmowy. Laureat wielu ogólnopolskich konkursów literackich. Publikował m.in. w „Opcjach”, „Studium”, „Frazie”, „Tyglu Kultury”, „Ha!arcie”, „Toposie” i „Gazecie Wyborczej”. Jego wiersze były tłumaczone na język angielski, chorwacki i serbski. Stypendysta Ministra Kultury. Mieszka w Łodzi.