debaty / wydarzenia i inicjatywy

Przed burzą

Mateusz Kotwica

Głos Mateusza Kotwicy w debacie "Dożynki 2008".

strona debaty

Dożynki 2008

Przez cały minio­ny rok docie­ra­ły do mnie z róż­nych źró­deł gło­sy i sygna­ły, że poezji nie ma kto czy­tać, nie ma kto o niej pisać, a co naj­istot­niej­sze, nie ma cze­go czy­tać. Tym­cza­sem moje pry­wat­ne obser­wa­cje dopro­wa­dzi­ły do wnio­sku dra­stycz­nie róż­ne­go – moim zda­niem w poezji moż­na było odczuć drgnię­cie, może nawet wie­le drgnięć, któ­re dopro­wa­dzą do „tąp­nię­cia”.

Gdy­by w poezji rze­czy­wi­ście źle się dzia­ło, to skąd bra­ły­by się wybor­ne wręcz pro­po­zy­cje auto­rów o uzna­nej pozy­cji lub debiu­tan­tów. Moje zasko­cze­nie wywo­ła­ły zwłasz­cza debiu­ty, ponie­waż pod­kre­śla­ją one, że tra­dy­cja lite­rac­ka jesz­cze nie zani­ka, nie wyco­fu­je się, a wręcz prze­ciw­nie – pozwa­la na stwo­rze­nie ksią­żek odkryw­czych, wraz z indy­wi­du­al­nym gło­sem poko­le­nia. Mam tu na myśli tomik Sła­wo­mi­ra Elsne­ra Anty­po­dy. Zaska­ku­je on doj­rza­ło­ścią – każ­dy wers ma swo­je miej­sce, a obok tego sło­wa pul­su­ją, tęt­nią życiem i ude­rza­ją wprost w czy­tel­ni­ka.

Przy­wo­łu­ję ten tom rów­nież z tego powo­du, że bar­dzo sil­nie korzy­sta z tra­dy­cji lite­rac­kiej, nie zapo­mi­na o niej. Sły­chać w tych wier­sza poety­kę „bru­lio­nu”, gdzie­nie­gdzie prze­bi­ja głos Sosnow­skie­go, ale na pierw­szym pla­nie ude­rza indy­wi­du­al­ny styl auto­ra, któ­ry świa­do­my ota­cza­ją­cej go lite­rac­kiej prze­strze­ni, wcho­dzi w nią bez kom­plek­sów.

Każ­dy kolej­ny rok przy­no­si rów­nież coraz moc­niej­szy wpływ Inter­ne­tu na lite­ra­tu­rę, Powsta­ją nowe ser­wi­sy i pozo­sta­je jedy­nie cze­kać, aż cza­so­pi­sma prze­nio­są swo­ją dzia­łal­ność do cyber­prze­strze­ni. Jak oce­nić to zja­wi­sko? Dla mnie sło­wo pisa­ne cią­gle posia­da trud­ną do opi­sa­nia siłę. Może docie­ra do mniej­szej licz­by odbior­ców, ale daje poczu­cie oswo­je­nia – pozwa­la na sen­ty­men­tal­ne powro­ty, roz­sta­nia, kil­ka­krot­ne podej­ścia, zadzi­wia­ją­ce kon­kre­ty­za­cje. Co naj­waż­niej­sze dla mnie – tra­dy­cjo­na­li­sty – pozwa­la na zży­cie się, książ­ka cią­gle nale­ży do mnie i odwrot­nie – ja do książ­ki.

Tak wyra­zi­sty minio­ny rok napa­wa nie­by­wa­łym opty­mi­zmem. Z nie­cier­pli­wo­ścią ocze­ku­ję poetyc­kie­go hura­ga­nu, któ­ry porwie wszyst­ko i wszyst­kich, jak u Sosnow­skie­go: „Wszyst­kie drze­wa zosta­ły natych­miast powa­lo­ne albo porwa­ne przez wiatr, nawet naj­bar­dziej tyta­nicz­na rzecz nie była w sta­nie sta­wić czo­ła olbrzy­miej potę­dze tak roz­le­głe­go tor­na­do”.