debaty / ankiety i podsumowania

Przekładać, przenosić, przewozić?

Tomasz Ososiński

Głos Tomasza Ososińskiego w debacie "Kogo tłumaczyć".

strona debaty

Kogo tłumaczyć?

Lite­ra­tu­ra nie­miec­ko­ję­zycz­na, któ­rą jako tłu­macz przede wszyst­kim się zaj­mu­ję, jest w prze­kła­dach pol­skich repre­zen­to­wa­na dość dobrze. Kil­ka nagród Nobla przy­zna­nych w ostat­nim cza­sie nie­miec­ko­ję­zycz­nym pro­za­ikom wzmo­gło czuj­ność wydaw­ców i przy­cią­gnę­ło uwa­gę czy­tel­ni­ków. Pro­za nie­miec­ko­ję­zycz­na poja­wia się u nas czę­sto: Gün­ter Grass, Elfrie­de Jeli­nek czy Her­ta Mül­ler nie mogą skar­żyć się na brak pol­skich prze­kła­dów. Po pol­sku uka­zu­ją się nawet cza­sem tłu­ma­cze­nia ksią­żek, któ­re nie zaist­nia­ły jesz­cze w języ­ku nie­miec­kim – jak było nie­daw­no w przy­pad­ku zbio­ru tek­stów Aglai Vete­ra­nyi pt. Kto znaj­du­je, źle szu­kałautor­stwa Kata­rzy­ny Lesz­czyń­skiej. Z pro­za­ików współ­cze­snych moż­na by naj­wy­żej upo­mnieć się o prze­kła­dy Jose­fa Win­kle­ra, lau­re­ata Nagro­dy Büch­ne­ra, naj­waż­niej­szej nie­miec­kiej nagro­dy lite­rac­kiej, któ­re­go twór­czość była­by dla pol­skie­go czy­tel­ni­ka o tyle inte­re­su­ją­ca, że pocho­dzą­cy z Austrii autor poru­sza pro­ble­my tam­tej­szej spo­łecz­no­ści kato­lic­kiej, pyta o moż­li­wość współ­ist­nie­nia tra­dy­cji kato­lic­kiej ze zja­wi­ska­mi współ­cze­sno­ści.

Nie­co gorzej wyglą­da spra­wa z nie­miec­ko­ję­zycz­ną poezją – rza­dziej się­ga­ją po nią wydaw­cy, na pew­no rza­dziej niż po poezje auto­rów anglo­ję­zycz­nych (nie­wie­le zmie­nia­ją pod tym wzglę­dem wyda­ne nie­daw­no przez Biu­ro Lite­rac­kie tomy Ber­tol­ta Brech­ta i Got­t­frie­da Ben­na). Żeby zna­leźć wydaw­cę na nie­miec­ką poezję, trze­ba się z regu­ły nie­źle naszu­kać. Wie­lu auto­rów jest tłu­ma­czo­nych na język pol­ski w cza­so­pi­smach, ale nie­zbyt wie­lu ma książ­ki poetyc­kie. Durs Grün­be­in, jeden z naj­wy­bit­niej­szych współ­cze­snych poetów nie­miec­kich, dopie­ro od nie­daw­na ma książ­kę w języ­ku pol­skim (Mizan­trop na Capri – w tłu­ma­cze­niu Andrze­ja Kopac­kie­go). Książ­ki po pol­sku nie ma Jan Wagner, tłu­ma­czo­ny już i mimo małej ilo­ści prze­kła­dów budzą­cy duże zain­te­re­so­wa­nie czy­tel­ni­ków. Wagner jest auto­rem wier­szy kla­row­nych, kon­cep­tu­al­nych, z któ­rych jeden pozwa­lam sobie zacy­to­wać w moim prze­kła­dzie:

w stud­ni

upa­dek w dół z sze­ściu, sied­miu metrów
i byłem dalej niż
kie­dy­kol­wiek przed­tem, kosmo­nau­ta
w kap­su­le z kamie­nia polne­go,
obser­wo­wa­łem z dale­ka
dro­go­cen­ny, okrą­gły błę­kit.

sta­ło się, wpa­dłem.
tyl­ko mchy
wspi­na­ły się w górę po linie
samych sie­bie,
bluszcz piął się sta­jąc
na ramio­nach blusz­czu, ucie­kał.

wszyst­kie­go było mniej.
od cza­su do cza­su bia­ła bły­ska­wi­ca
pta­ka, cza­sem bia­ły ptak bły­ska­wi­cy.
jadłem wszyst­ko, co było wol­niej­sze.
księ­życ, któ­ry wsu­nął się w otwór, był
jak oko bada­cza nad mikro­sko­pem.

wła­śnie gdy zaczy­na­łem zro­zu­mieć zna­cze­nie
sło­wa sto­no­ga i sło­wa kamień,
z góry wtar­gnął hałas, gło­sy, krzy­ki
i dostrze­głem począ­tek liny.

wró­ci­łem do dźwię­ku dzwo­nów
do zapa­chu chle­ba i roz­kła­dów jaz­dy auto­bu­sów,
do cie­nia pod drze­wa­mi, kole­jek,
roz­mów o pogo­dzie, wró­ci­łem
do chrztów i do tra­ge­dii,
do nagłów­ków w gaze­tach, sam
byłem jed­nym z nich.

Z młod­sze­go poko­le­nia na uwa­gę (i na samo­dziel­ną książ­kę po pol­sku) zasłu­gu­je na pew­no Nora Bos­song.

Jest też kil­ka zale­gło­ści wśród dzieł kla­sy­ków. W lite­ra­tu­rze nie­miec­ko­ję­zycz­nej bar­dzo cie­ka­wą epo­ką był prze­łom roman­tycz­ny, czy­li koniec XVIII i począ­tek XIX w. Wie­lu auto­rów z tego okre­su nie było tłu­ma­czo­nych w ogó­le lub tyl­ko w nie­wiel­kim stop­niu. Nie­daw­no uka­zał się pierw­szy pol­ski prze­kład cało­ści frag­men­tów Schle­gla, w dal­szym cią­gu pozo­sta­je nie­prze­ło­żo­nych wie­le jego innych dzieł, choć­by femi­ni­zu­ją­ca powieść Lucyn­da. Nawet taki autor jak Goethe pozo­sta­je w dużym stop­niu nie­prze­tłu­ma­czo­ny. Na prze­kład zasłu­gi­wa­ły­by na pew­no jego Roz­mo­wy nie­miec­kich wygnań­ców – cykl nowel zakoń­czo­ny arcy­cie­ka­wą sym­bo­licz­ną Baśnią, czy nie­któ­re z jego dzieł auto­bio­gra­ficz­nych: Oblę­że­nie Mogun­cji czy Kam­pa­nia we Fran­cji. Z auto­rów w ogó­le na pol­ski nie tłu­ma­czo­nych war­to było­by zazna­jo­mić pol­skich czy­tel­ni­ków z Bet­ti­ną von Arnim, zwłasz­cza z jej Kore­spon­den­cją Goethe­go z pew­nym dziec­kiem – wybo­rem listów pisa­nych przez autor­kę do Goethe­go i jego mat­ki, w któ­rym listy praw­dzi­we prze­mie­sza­ne zosta­ły z fik­cyj­ny­mi.

W auto­rów cie­ka­wych, a mało tłu­ma­czo­nych obfi­tu­je też prze­łom XIX i XX w. Nie byli zbyt czę­sto tłu­ma­cze­ni na pol­ski Hugo von Hof­man­n­sthal, Adal­bert Sti­fter, Ste­fan Zwe­ig czy Robert Wal­ser. Tego ostat­nie­go pró­bo­wa­ła przy­bli­żać pol­skim czy­tel­ni­kom w ostat­nim cza­sie Mał­go­rza­ta Łuka­sie­wicz, wciąż jed­nak wie­le jego ksią­żek cze­ka na wyda­nie w języ­ku pol­skim, np. Wypra­co­wa­nia Frit­za Köche­ra. Na prze­kład cze­ka też spo­ro cie­ka­wej pro­zy Ril­ke­go, m.in. boga­ta kore­spon­den­cja i dzien­ni­ki.

O prze­ło­że­nie wymie­nio­nych ksią­żek czu­ję się w obo­wiąz­ku sta­rać jako tłu­macz. Jako czy­tel­nik nato­miast chęt­nie zapo­znał­bym się z lite­ra­tu­rą chiń­ską czy kore­ań­ską – pra­wie zupeł­nie nie­obec­ną na pol­skim ryn­ku, czy ze wspo­mi­na­ną też już w dys­ku­sji lite­ra­tu­rą arab­ską. W tym przy­pad­ku trans­fer kul­tu­ro­wy jest dużo mniej­szy, lite­ra­tu­ra może być więc cie­ka­wa już ze wzglę­du na sama egzo­ty­kę (swój krąg odbior­ców pró­bu­je ostat­nio budo­wać na tej zasa­dzie wydaw­nic­two Karak­ter, zda­je się, że nie bez powo­dze­nia). W przy­pad­ku lite­ra­tur egzo­tycz­nych szcze­gól­ną rolę ma do ode­gra­nia tłu­macz: jako że dystans mię­dzy kul­tu­ra­mi jest duży, tłu­macz musi szcze­gól­nie moc­no poma­gać tek­sto­wi w jego poko­na­niu. Jego zada­niem jest nie tyl­ko dać prze­kład, ale opa­trzyć go komen­ta­rzem, wpro­wa­dzić czy­tel­ni­ka w świat, w jakim książ­ka powsta­ła. W przy­pad­ku takich tek­stów tłu­macz, moż­na by powie­dzieć, nie tyl­ko prze­kła­da tekst (z jed­nej stro­ny gra­ni­cy na dru­gą – jak dzie­je się w przy­pad­ku tłu­ma­czy lite­ra­tu­ry nie­miec­kiej na pol­ski), ale rze­czy­wi­ście prze­no­si go czy nawet prze­wo­zi (poko­nu­jąc dale­kie dystan­se). Podob­nie jest zresz­tą w przy­pad­ku lite­ra­tu­ry daw­niej­szej, któ­ra ze wzglę­du na coraz więk­szą odle­głość w cza­sie też sta­je się ponie­kąd coraz bar­dziej egzo­tycz­na.