debaty / wydarzenia i inicjatywy

Przesunięcia tematyczne

Paweł Kaczmarski

Głos Pawła Kaczmarskiego w debacie "Dobry wieczór".

strona debaty

Dobry wieczór

„Satys­fak­cja”, na któ­rą powo­łu­ją się orga­ni­za­to­rzy ankie­ty, jest dla mnie spra­wą dość obcą; nie cho­dzi o to, że z góry sprze­ci­wiam się chę­ci „usa­tys­fak­cjo­no­wa­nia” czy­tel­ni­ka – nie do koń­ca wiem po pro­stu, co mia­ło­by to zna­czyć i dla­cze­go czy­tel­nik usa­tys­fak­cjo­no­wa­ny jest lep­szy od nie­usa­tys­fak­cjo­no­wa­ne­go (może satys­fak­cja jest w myśl ankie­ty pro­stym prze­ci­wień­stwem „nudy i roz­cza­ro­wa­nia”?). Tym nie­mniej zga­dzam się z zasad­ni­czą, zało­żo­ną nie­ja­ko w domy­śle dia­gno­zą – ogól­na for­mu­ła dzi­siej­szych spo­tkań autor­skich (a jestem prze­ko­na­ny, że moż­na coś takie­go stwo­rzyć) – gdzieś, w jakiś spo­sób zgrzy­ta i doma­ga się poważ­nych zmian.

Nie chciał­bym roz­wo­dzić się nad uda­ny­mi i nie­uda­ny­mi spo­tka­nia­mi, w jakich uczest­ni­czy­łem. Tych pierw­szych było zde­cy­do­wa­nie mniej, ale rzad­ko winą za ich poziom moż­na było obar­czyć jed­ną oso­bę, pro­wa­dzą­ce­go bądź auto­ra. Nie­mal intu­icyj­nie wska­zać moż­na, że pro­ble­ma­tycz­ny jest sam model spo­tka­nia; takie odczu­cie podzie­la, zda­je się, znacz­na część uczest­ni­ków (nawet, jeśli nazy­wa je w nie­co inny spo­sób). Oczy­wi­ście, może­my wymie­nić bez więk­szej trud­no­ści nie­któ­re, przy­naj­mniej spo­śród osób, któ­re „nada­ją się” (w pięk­nej nie­okre­ślo­no­ści tego sfor­mu­ło­wa­nia) do pro­wa­dze­nia spo­tkań autor­skich. Kry­te­rium sta­no­wi zapew­ne w rów­nej mie­rze zna­jo­mość lite­ra­tu­ry, jak i codzien­ny z nią kon­takt. Są więc pro­wa­dzą­cy-kry­ty­cy, na cze­le z Guto­ro­wem, Orską, Popra­wą, Jan­ko­wi­czem, Stok­fi­szew­skim i Mali­szew­skim (to nie­do­kład­ne wyli­cze­nie, raczej pró­ba prze­kro­ju); ale też poeci, wśród któ­rych znaj­dzie­my choć­by Grze­bal­skie­go, Jar­nie­wi­cza czy Hone­ta. Rzecz w tym, że mimo tylu dobrych pro­wa­dzą­cych, spo­tka­nia autor­skie uda­ją się rzad­ko; zde­cy­do­wa­nie rza­dziej, niż powin­ny.

Wszyst­ko do tego miej­sca wyda­je się oczy­wi­ste. Pro­blem, rzecz jasna, w stwo­rze­niu nowej for­my spo­tka­nia – to wyczer­pa­ny od daw­na sche­mat wie­czo­rów autor­skich sta­je się z każ­dym rokiem bar­dziej uciąż­li­wy.

W tym miej­scu przy­po­mi­na­ją mi się – jako pozy­tyw­ne przy­kła­dy – dwa spo­tka­nia popro­wa­dzo­ne przez Jerze­go Jar­nie­wi­cza pod­czas ubie­gło­rocz­ne­go Festi­wa­lu Miło­sza z Chri­sto­phe­rem Reidem i Seamu­sem Heaney­em. Z obu roz­mów naj­le­piej zapa­mię­ta­łem dys­ku­sję o oso­bach trze­cich, o innych poetach – zarów­no o tych inspi­ru­ją­cych festi­wa­lo­wych gości, jak i o ich przy­ja­cio­łach, czy mło­dych, war­tych uwa­gi twór­cach z ich kra­ju (śro­do­wi­ska, oto­cze­nia). Reid w przej­mu­ją­cy spo­sób opo­wia­dał zarów­no o poezji Teda Hughe­sa, jak i o oso­bi­stej współ­pra­cy z nim.

Pol­skie spo­tka­nia autor­skie krą­żą tym­cza­sem mię­dzy dwo­ma tema­tycz­ny­mi bie­gu­na­mi. Z jed­nej stro­ny, mamy twór­czość zapro­szo­ne­go gościa (tutaj roz­mo­wa roz­my­wa się zwy­kle w komu­na­łach o swo­bo­dzie inter­pre­ta­cji i – osta­tecz­nie – w pyta­niach z gatun­ku „woli pan pisać ręcz­nie czy na kom­pu­te­rze?”); z dru­giej – lite­ra­tu­rę „w ogó­le”, tema­ty bar­dzo poważ­ne i z pew­no­ścią istot­ne, ale jed­no­cze­śnie zbyt abs­trak­cyj­ne, zbyt roz­pro­szo­ne.

Dla­te­go naj­cie­kaw­sza zda­je mi się per­spek­ty­wa tema­tycz­ne­go prze­su­nię­cia – mów­my z zapro­szo­nym poetą o poezji, ale o poezji cudzej. Potrak­tuj­my go jako inte­re­su­ją­ce­go, doświad­czo­ne­go czy­tel­ni­ka, któ­ry swo­je – czy­tel­ni­cze – opi­nie potwier­dza nie­ja­ko wła­snym pió­rem, wła­snym wier­szem. Nie poprze­sta­waj­my na pyta­niu o inspi­ra­cje. Na jed­nym z ostat­nich spo­tkań z Pio­trem Som­me­rem w Biu­rze Lite­rac­kim pro­wa­dzą­cy – Adam Popra­wa – nie bał się skie­ro­wać roz­mo­wy na Miło­sza i Rezni­kof­fa; jawi­li się już nie jako pozy­tyw­ny i nega­tyw­ny bodziec w twór­czo­ści gościa, ale (po pro­stu? aż?) jako twór­cy, o któ­rych z takich czy innych wzglę­dów war­to roz­ma­wiać. Rów­na w tym zasłu­ga Popra­wy i Som­me­ra – poety, tłu­ma­cza, „znaw­cy”.

W taki spo­sób, kie­ru­jąc się może z przy­mru­że­niem oka ku bar­dzo dosłow­nie rozu­mia­ne­mu „inne­mu”, nie tyl­ko wybrnie­my z tema­tycz­ne­go impa­su, ale stwo­rzy­my nową (lub przy­naj­mniej odno­wio­ną) płasz­czy­znę roz­mo­wy – czy­tel­ni­cy przyj­dą na spo­tka­nie z poetą-czy­tel­ni­kiem, a nie z powier­ni­kiem tajem­nic „pro­ce­su twór­cze­go”. Z Som­me­rem o Rezni­kof­fie, z Sosnow­skim o Wirp­szy (nie, nie zawsze i nie­ko­niecz­nie o Ash­be­rym), z Górą o Katul­lu­sie, z Kopy­tem o Spi­no­zie. Takie spo­tka­nia mogą być praw­dzi­wie pory­wa­ją­ce.