debaty / ankiety i podsumowania

Przystępną zawiłością o skronie

Nicole Wójcik

Głos Nicole Wójcik w debacie „Stacja z literaturą”.

strona debaty

Stacja z literaturą

Po zakoń­cze­niu trzy­dnio­we­go cyklu moc­no teo­re­tycz­nych prób wspól­ne­go zgłę­bie­nia struk­tu­ry języ­ka nie pozo­sta­ło nic inne­go, tyl­ko wciąż myśleć o lite­rac­kich poran­kach sen­ty­men­tal­nie, pijąc, jak wte­dy, czar­ną her­ba­tę z ciast­kiem na osło­dę w posta­ci… poezji.

Zde­cy­do­wa­nie moc­ną stro­ną tego­rocz­ne­go festi­wa­lu Sta­cja Lite­ra­tu­ra 21 były pre­zen­ta­cje wybra­nych przez Biu­ro Lite­rac­kie twór­ców, któ­rych indy­wi­du­al­ne przed­sta­wie­nie tek­stu w for­mie mówio­nej z pew­no­ścią mogło pomóc odbior­cy przy­swo­ić dany tekst w wer­sji pisem­nej.

Kto by pomy­ślał, ile sce­nicz­nych ele­men­tów kry­je James Joy­ce (Epi­fa­nie – czter­dzie­ści zapi­sków po raz pierw­szy w Pol­sce w for­mie książ­ko­wej) lub jak dotkli­wie frag­men­ty Kon­ra­da Góry (nomi­no­wa­ne­go do Wro­cław­skiej Nagro­dy Poetyc­kiej Sile­sius), auto­ra tomu Nie, uzu­peł­nia­ją się z prze­two­rzo­ną muzycz­nie adap­ta­cją Wojt­ka Baj­dy (szcze­gól­nie w sym­bio­zie z frag­men­tem: „jego bez­dź­więcz­ność to oszu­stwo”)?

Miłym zasko­cze­niem – z uwa­gi na mię­dzy­na­ro­do­we towa­rzy­stwo oraz zacie­ka­wio­nych pol­ską poezją sąsia­dów zza Odry, któ­rych Biu­ro Lite­rac­kie w tym roku gości­ło – oka­za­ło się czy­ta­nie poety i tłu­ma­cza Ryszar­da Kry­nic­kie­go, w któ­rym oprócz swe­go debiu­tu (Pęd pogo­ni, pęd uciecz­ki), nie zawa­hał się upa­mięt­nić wła­snym tłu­ma­cze­niem wier­sza Ber­tol­ta Brech­ta „Roz­wią­za­nie” dedy­ko­wa­ne­go robot­ni­kom ber­liń­skim, któ­rych powsta­nie zosta­ło krwa­wo stłu­mio­ne przez Armię Radziec­ką w 1953 roku.

Festi­wal Sta­cja Lite­ra­tu­ra 21 posze­rzył swój pro­gram rów­nież o warsz­ta­ty lite­rac­kie, mają­ce na celu zgłę­bie­nie kom­pe­ten­cji języ­ko­wych uczest­ni­ków bio­rą­cych w nich udział. Pro­fi­le pra­cow­ni były nastę­pu­ją­ce: kry­tycz­na, twór­cza, prze­kła­do­wa oraz kadro­wa. Sta­no­wi­ły one warsz­ta­to­wy począ­tek każ­de­go dnia przez czas trwa­nia festi­wa­lu.

Filo­zo­ficz­nym akcen­tem były roz­po­czę­te przez Ada­ma Lip­szy­ca warsz­ta­ty w pra­cow­ni kry­tycz­nej („Jak czy­tać, żeby pisać o książ­kach”); przy­bli­ży­ły one uczest­ni­kom lin­gwi­stycz­ne waria­cje recen­zo­wa­nia, pozwa­la­ją­ce umie­jęt­nie wyra­żać kon­struk­tyw­ną kry­ty­kę. Filo­lo­gicz­na wizja Arka­diu­sza Żychliń­skie­go („Warsz­tat kry­ty­ka”) nato­miast pozwo­li­ła uwraż­li­wić się na nowo na mor­fo­lo­gię tek­stu sta­no­wią­ce­go mate­rię tek­sto­lo­gicz­ną, na któ­rej kry­tyk – niczym rze­mieśl­nik – doko­nu­je lin­gwi­stycz­nych zabie­gów. Z kolei Pau­li­na Mało­chleb („Pisa­nie a zara­bia­nie”) ura­czy­ła prak­tycz­ny­mi wska­zów­ka­mi uczest­ni­ków, któ­rzy wią­żą  swo­je przy­szłe kro­ki ze współ­pra­cą z wydaw­nic­twa­mi. Zapo­zna­ła tak­że tych mniej oby­tych z warun­ka­mi współ­pra­cy kry­ty­ków oraz opo­wie­dzia­ła o tym, jak umie­jęt­nie wywią­zać się ze swo­ich obo­wiąz­ków, będąc blo­ge­rem. Nowe media, któ­re oka­za­ły się być punk­tem cięż­ko­ści tego­rocz­nych debat,  zde­cy­do­wa­nie słu­żą współ­pra­cy mię­dzy recen­zen­tem a wydaw­nic­twem, z jed­nej stro­ny dając obu­stron­ne korzy­ści w sfe­rze pro­mo­cji i roz­wo­ju, z dru­giej nato­miast dążąc, zgod­nie z Zeit­ge­istem, ku coraz inten­syw­niej­sze­mu zacie­śnie­niu rela­cji. Dzię­ki Pau­li­nie Mało­chleb warun­ki współ­pra­cy ryn­ku lite­rac­kie­go zosta­ły przed­sta­wio­ne w spo­sób przej­rzy­sty rów­nież czę­ści mają­cej mniej­sze doświad­cze­nie w danym obsza­rze niż sama recen­zent­ka.

Wsłu­chu­jąc się w wykła­dy począt­ku­ją­cy kry­ty­cy mie­li pra­wo być zasko­cze­ni ogro­mem teo­rii, cze­go następ­stwem było uświa­do­mie­nie sobie, jak bar­dzo zawi­ła potra­fi być dro­ga komu­ni­ka­cji mię­dzy arty­stą a odbior­cą – nie da się tego być może zmie­nić, ale moż­na ją czy­tel­ni­ko­wi przy­naj­mniej w klu­czo­wy spo­sób oświe­tlić. Być w sta­nie zro­zu­mieć zło­żo­ną struk­tu­rę pro­ble­ma­ty­ki, któ­ra prze­kła­da się na seman­tycz­ną (nie)przystępność to jed­no – zna­leźć odpo­wiedź na pyta­nie, jak to jed­nak (poten­cjal­ne­mu) czy­tel­ni­ko­wi w spo­sób dla nie­go zro­zu­mia­ły prze­ka­zać, wciąż jest powo­dem do debat, zatem moty­wa­cja do kon­struk­tyw­ne­go roz­pra­co­wy­wa­nia tek­sów prze lite­ra­tu­ro- oraz języ­ko­znaw­ców z pew­no­ścią nie szyb­ko zga­śnie.

Zwień­cze­niem impre­zy, dla któ­re­go war­to było dotrwać do same­go koń­ca w ramach poże­gna­nia gości i zamknię­cia festi­wa­lu – był nie­wąt­pli­wie nie­dziel­ny występ Kon­ra­da Góry i Wojt­ka Baj­dy – połą­cze­nie czy­ta­nia książ­ki Nie z odpo­wied­nią adap­ta­cją dźwię­ko­wą człon­ka for­ma­cji impro­wi­zo­wa­nej Tuw. Całe wyda­rze­nie oka­za­ło się rów­nie spryt­ną kom­bi­na­cją muzycz­ną jak fone­tycz­ne manew­ry języ­ko­we poety. Uwia­ry­god­nie­nie praw­dzi­wo­ści dzie­ła z pew­no­ścią nie było­by moż­li­we w więk­szym stop­niu niż pokaz impro­wi­za­cyj­ny na bazie dwu­wier­sza, prze­peł­nia­ją­cy salę atmos­fe­rą dotkli­wej zgro­zy, któ­rą nie­sie ze sobą „Nie”. Poprze­dzo­ny frag­men­tem z Jerze­go Kola­rza tom nawią­zu­je do kata­stro­fy w 2013 na przed­mie­ściach Dha­ki Sza­bhar – zawa­le­nia się kom­plek­su budyn­ków Rana Pla­za, nio­są­ce­go ze sobą oko­ło 1130 ofiar. Licz­ba ta zna­la­zła swo­je prze­ło­że­nie na ilość dys­ty­chów w książ­ce Kon­ra­da Góry, upa­mięt­nia­jąc tym spo­so­bem każ­dą ofia­rę osob­no. Ude­rza suro­wość for­my, do któ­rej przy­czy­nia się nie tyl­ko licz­ba dys­ty­chów, któ­re efek­tyw­nie wcią­ga­ją czy­tel­ni­ka w reali­stycz­ność sytu­acji odle­głej dla nas, jak się w trak­cie czy­ta­nia oka­zu­je, jedy­nie tery­to­rial­nie. Rów­nież trzy­ma­nie się kon­se­kwent­nie nume­ra­cji „1”, powta­rza­nej nie­ustan­nie od począt­ku do koń­ca sta­wia pie­ką­cą gorycz utra­ty ponad tra­dy­cyj­ne ponu­me­ro­wa­nie wier­szy. War­to wspo­mnieć,  że tytu­ło­we Nie – pozor­nie bra­na jako par­ty­ku­ła negu­ją­ca – to tak napraw­dę for­ma zaim­ko­wa (wycho­dzą­ca od nie­mę­sko­oso­bo­wych form zaim­ko­wych), wystę­pu­ją­ca w języ­ku pol­skim jako for­ma pobocz­na i nie poja­wia­ją­ca się nigdy na począt­ku zda­nia. Tytuł ten to przy­kład zgrab­nej pole­mi­ki Kon­ra­da Góry z nor­ma­mi gra­ma­tycz­ny­mi, będą­cej powo­dem do dys­ku­sji dla spo­strze­gaw­czych, nato­miast nie rażą­cą jed­no­cze­śnie swą inwa­zyj­no­ścią dyle­tan­tów.

Ostat­nią linij­kę cią­gu dys­ty­chów autor dedy­ku­je odbior­cy, wcho­dząc z nim nie tyl­ko w inte­rak­cję i zachę­ca­jąc go do współ­two­rze­nia, ale też zapra­sza­jąc go do odda­nia hoł­du kolej­nej ofie­rze. Kon­rad Góra sta­wia czy­tel­ni­ko­wi cierp­kie pyta­nie, na któ­re… war­to odpo­wie­dzieć w zgo­dzie z wła­snym  sumie­niem na osob­no­ści. Waż­ne było przy­po­mnieć, ile per­for­men­su nie­sie ze sobą mówio­ne sło­wo. Dźwię­ki pra­in­stru­men­to­wi dęte­mu cze­skie­go arty­sty Wojt­ka Baj­dy inspi­ro­wa­ne ryt­micz­nym poto­kiem sło­wa Kon­ra­da Góry były z jed­nej stro­ny ele­men­tem towa­rzy­szą­cym czy­ta­niu poety, a z dru­giej impro­wi­za­cyj­na całość, któ­ra pozwo­li­ła przyj­rzeć się swo­iste­mu akto­wi twór­cze­mu. Zami­ło­wa­nie do inte­rak­cji z pew­no­ścią obja­wi­ło się kro­cze­niem Wojt­ka Baj­dy z instru­men­tem po sce­nie, któ­re nastra­ja­ło publi­kę na nie­prze­wi­dy­wal­ność akcji – nie­jed­no­krot­nie zagłu­sza­jąc poetę wcho­dził z nim w brze­mien­ny dia­log, róż­nią­cy się jedy­nie for­mą eks­pre­sji.

Wystą­pie­nie spro­wo­ko­wa­ło bez wąt­pie­nia pyta­nia nad isto­tą poety oraz doty­czą­ce posze­rze­nia swej reflek­sji o trans­fe­rze infor­ma­cji, któ­rą nio­są ze sobą nie tyl­ko pisa­ne sło­wa, lecz ich fone­tycz­ne i fono­lo­gicz­ne udźwięcz­nie­nie, ich rytm oraz umie­jęt­na kom­bi­na­cja muzycz­na, potra­fią­ca men­tal­nie prze­mie­ścić odbior­ców w cza­sie i prze­strze­ni – do przed­mie­ścia Dha­ki Sza­bhar w 2013.

Reasu­mu­jąc, Festi­wal Sta­cja Lite­ra­tu­ra 21 oka­zał się być wyda­rze­niem przy­cią­ga­ją­cym sze­ro­kie spek­trum zain­te­re­so­wa­nych – zarów­no dopie­ro wdra­ża­ją­cy się miło­śni­cy lite­ra­tu­ry, jak i kone­se­rzy z dorob­kiem lite­rac­kim mie­li szan­sę na wspól­nie uczest­nic­two w trzy­dnio­wym pro­gra­mie, a natu­ral­na kolej rze­czy, któ­ra za tym stoi, to wymia­na infor­ma­cji aktu­al­ne­go sta­nu pol­skie­go świat­ka lite­rac­kie­go. Inte­gra­cja i inte­rak­cja powin­ny być sło­wa­mi-klu­cza­mi, mając na uwa­dze prze­kształ­ca­nie się ryn­ku lite­rac­kie­go pod wpły­wem nowych mediów. Co za tym idzie, war­to było­by roz­wa­żyć współ­pra­cę poszcze­gól­nych kie­run­ków pra­cow­ni w celu szu­ka­nia oraz pro­mo­cji talen­tów, nie zapo­mi­na­jąc
też o sztu­ce wdra­ża­nia teo­rii w prak­ty­kę.

Pozo­sta­je zatem tyl­ko cie­ka­wość w obser­wa­cji aktyw­ne­go roz­wo­ju poszcze­gól­nych teo­re­ty­ków czy arty­stów oraz cze­ka­nie na kolej­ną czar­ną her­ba­tę z innym już, poetyc­kim ciast­kiem na osło­dę…

O AUTORZE

Nicole Wójcik

Lingwistka, tłumaczka j. niemieckiego, kontynuatorka studiów (magisterskich) historii sztuki na Uniwersytecie Wrocławskim, początkujacy krytyk literacki, członek stowarzyszenia SZTUKiSZUM – mieszka aktualnie w Berlinie, zgłębiając temat rewitalizacji przestrzeni publicznej/miejskiej poprzez nowe formy sztuki oraz temat problematyki sztuk performatywnych. Prowadzi bloga www.wunderblox.wordpress.com.