Przyszłość bibliotek i udostępniania publikacji
Roman Wojciechowski
Głos Romana Wojciechowskiego w debacie „Przyszłość literatury”.
strona debaty
Przyszłość literatury: wprowadzenie„Z czasem postęp elektrotechniki czy może jeszcze innej, na jakiejś subtelniejszej, nie znanej dziś sile opartej techniki doprowadzi do tego, że całe dobro, jakie ludzkość w sztuce zgromadziła, stanie się dostępne dla wszystkich, wszędzie i w każdym czasie. Przenoszenie obrazów i dźwięków będzie rzeczą tak łatwą i zwykłą, że wymiana myśli, współrzędność wrażeń i wzruszeń, stanów psychicznych i uczuć, uczyni z ludzkości jakby jedną potężną duszę”.
Stanisław Witkiewicz, 1903
W dzisiejszych czasach trudno być prorokiem i stanowczo oznajmić, jak potoczą się losy bibliotek. Jako bibliotekarz, obserwuję te instytucje od 1989 roku. Odnotowuję zmiany, cieszę się sukcesami innych bibliotekarzy i martwię ich porażkami.
Zawsze byłem zwolennikiem wprzęgnięcia technologii w rozwój bibliotek. Tworzenia przyjaznych przestrzeni integrujących lokalną społeczność. Niemniej liczne zmiany, które możemy obserwować w Polsce na przykładzie, powiedzmy, kilkuset bibliotek (a mamy ponad 7 tysięcy publicznych placówek tego typu), to wciąż wierzchołek góry lodowej. Postęp technologiczny jest tak szybki i często nieoczekiwany, że nie możemy traktować technologii jedynie jako dodatku do działań animacyjno-kulturalnych bibliotek. Technologia to nie tylko gadżety, ale potężne narzędzia umożliwiające dostęp do wiedzy i kultury.
Mam wrażenie, że stoimy w jakimś progu, za którym może pojawić się wiele nieoczekiwanych rozwiązań.
Może najpierw uprzytomnijmy sobie, czym jest biblioteka i jakie ma zadania? Według Słownika języka polskiego PWN, to „instytucja powołana do gromadzenia, opracowywania, przechowywania i udostępniania materiałów bibliotecznych, która służy rozwijaniu potrzeb czytelniczych, edukacyjnych, kulturalnych i informacyjnych społeczeństwa, upowszechnianiu wiedzy, nauki i rozwoju kultury”[1]. Na pewno książnice nie są już magazynami zbiorów, repozytoriami pogrążonymi w ciszy. Raczej są gwarnymi suk, pełnymi kolorów i hałasu ludzkich rozmów.
Patrząc oczami człowieka z zewnątrz, ewolucja i przyszłość bibliotek wydają się stabilne. Czy rzeczywiście? Kiedy spojrzymy na rozwój nośników, dzięki którym tekst trafia do nas, mamy do czynienia z długimi interwałami czasowymi. Kamień, glina, papirus, skóra, papier i elektronika. Gwałtowne przyspieszenie to pojawienie się technologicznych możliwości dynamicznego udostępniania tekstu, ale także obrazu i dźwięku.
Wciąż, pomimo rewolucji ebooków i fali technologicznych zmian, wydaje nam się, że biblioteka będzie papierową skałą w ocenie streamingowanych dóbr kultury. Takie myślenie – przez pryzmat nośników – według mnie jest nietrafione. Jak można inaczej spojrzeć na książnice? Gdyby przyjąć, że biblioteki nie są biernymi składnicami myśli ludzkiej, przechowującymi je w uporządkowany sposób, a zmienić ich funkcję na transmisję zapisów dóbr kultury i edukacji, to zdecydowanie zmienia się nasza perspektywa, którą zresztą dodatkowo przyspieszyła pandemia.
Mick Jagger dosyć ponuro opisywał rzeczywistość pandemiczną w piosence „Living in a Ghost Town”:
Life was so beautiful
Then we all got locked down
Feel a like ghost
Living in a ghost town, yeah [2]
I wtedy okazało się, że jednak można, a nawet trzeba odejść od schematu wiodącego typu nośnika, a stać się otwartym zbiorem dla wszystkich.
Funkcja transmisji nie ogranicza się do stałego wyznaczonego demografią i geografią miejsca, do którego musimy się udać. Wprost przeciwnie – teksty, obrazy i dźwięki kierują się do nas. Zmieniając relację, kto jest dla kogo, zmieniamy również nasz ogląd, szczególnie w zakresie bibliotek naukowych. Biblioteki publiczne od czasu stosowania idei „trzeciego miejsca” podążają inną drogą, jeszcze nacechowaną starą wizją, ale z upływem czasu będą zmuszone zmienić kierunek rozwoju.
No ale czym jest to „trzecie miejsce”? Pojęcie to użyte zostało po raz pierwszy w 1989 r. przez amerykańskiego socjologa Raya Oldenburga w książce The Great Good Place, a Agnieszka Koszowska tak to przybliżyła w artykule „Trzecie miejsce wg Raya Oldenburga”:
„Trzecie miejsce” to miejsce odpoczynku – nie tylko od pracy, lecz także od wykonywanych na co dzień rutynowych czynności. Jest neutralną przestrzenią, w której spędzamy wolny czas, spotykamy przyjaciół, odpoczywamy po pracy zawodowej, pracach domowych, nabieramy oddechu przy filiżance kawy (herbaty), obserwujemy i pokazujemy się innym. „Trzecie miejsca” wzmacniają w nas poczucie przynależności do otoczenia oraz więzi z innymi – znanymi lub potencjalnie bliskimi nam osobami. Są to miejsca, w których tętni życie lokalnej społeczności, gdzie rodzą się nowe pomysły, utrwalają się lub ewoluują ważne w danym środowisku wartości”[3].
Wnioskuję, że to już nie tyle magazyn zbiorów, ale coś więcej, pewna nowa wartość dotycząca łączenia wielu dziedzin w umownym miejscu. Te działania same w sobie to zupełnie inna historia, która już się dzieje, szczególnie kiedy spojrzymy na przykład na biblioteki typu DOKK 1 w Aarhus (Dania) i OOdi w Helsinkach.
Takie rozwiązania biblioteki publiczne w Polsce wdrażają, ale istotną przeszkodą jest feudalny kształt organizmu bibliotecznego zwanego siecią. Organizatorzy różnego szczebla wasalizują swoje instytucje, a rozmaitość sieci bibliotecznych i sposób zarządzania nimi nie ułatwia współpracy i sieciowania bibliotek w zakresie wspólnych projektów. Nową jakością była między innymi Sopoteka w Sopocie, której byłem pomysłodawcą, ale także Galeria Książki w Oświęcimiu czy wrocławska Mediateka. Miejsca integracji, miejsca spotkań, miejsca nauki są charakterystyczne dla dużych organizmów samorządowych i wydają się sensownymi rozwiązaniami, ale co z niedofinansowymi, małymi instytucjami kultury? Może to rozwiązanie integrujące kilka instytucji w jednym miejscu jest rozwiązaniem dla małych organizmów samorządowych? Jeśli nie, to rozwiązanie, o którym piszę poniżej, może być jakimś wyjściem. Dobór kadry zarządzającej nie wynika z precyzyjnie punktowanych rzeczywistych umiejętności kandydata, jego miejsca na „rynku transferowym,” a jest pochodną wyobrażeń, sympatii, czasem gry politycznej czy przyjaźni organizatorów. No mamy przecież konkursy? To nie jest problem, by wybrać „właściwego” kandydata. Może w przyszłości analiza potrzeb organizatora z wykorzystaniem AI dałaby jakieś nowe spojrzenie na biblioteczny „head hunting”?
Czy w ten sposób chciałem oznajmić koniec książki papierowej? Nic bardziej błędnego. Relację papier–elektronika można sprowadzić do relacji muzyka streamowana–płyta winylowa.
Zaraz, zaraz! Jak to? Relacje streaming–winyl pokazują zmienną rolę nośnika. Płyta winylowa była głównym trwałym nośnikiem w zakresie muzyki oraz dźwięku i obrazu (gramowid). Dzisiaj pełni rolę bonusu, atrakcyjnego dodatku do medialnej promocji nowego materiału muzycznego. Jeśli odwrócimy sytuację, to taki może być los książki jako luksusowego dodatku do multimedialnej promocji nowego filmu, materiału multimedialnego. To duże uproszczenie, niemniej pokazujące, jak zmienia się rola nośnika, choć nie jest on wyrzucany na śmietnik historii.
Neil Postman o technologii pisał tak: „Każda technologia jest zarazem ciężarem i błogosławieństwem; nie albo-albo, lecz tym i tym jednocześnie. (…) Żadna bowiem kultura nie może uniknąć negocjacji z techniką, niezależnie od tego, czy prowadzi je inteligentnie, czy nie, Ubija się interes, w którym technika coś daje, a coś odbiera”.
Oznacza to dla mnie, że przewaga wielości rozwiązań leży po stronie elektroniki, bowiem jak się okazało i co wspomniałem wyżej, skazane na niebyt nośniki wciąż istnieją, choć są niszowe[4].
Jeśli zadamy sobie trud, to możemy zobaczyć brzask zupełnie nowej biblioteki, w sensie tworzenia nowego transmitera wiedzy i rozrywki. Proszę, oto tekst, który w naszej bibliotece przekształca się w wersję papierową, elektroniczną, zmienia się w film, grę video czy grę planszową albo audiobook. Puryści powiedzą, że to nie do przyjęcia. Cóż, każda książka może tworzyć swoje uniwersum, niczym imperium Marvela.
Dlaczego tak to widzę? Podstawą tworzenia informacji o zbiorach jest sztuka katalogowania, czyli opisywania i porządkowania posiadanych zbiorów i tu nie sprawdza się decentralizacja.
Może trzeba wyjaśnić co należy rozumieć pod hasłem „katalogu centralnego”, by odnieść się do centralizacji:wspólny katalog biblioteczny rejestrujący całość lub część zbiorów jednego typu bibliotek, jednego rodzaju zbiorów różnych bibliotek lub jednej sieci bibliotecznej. Katalog centralny nie jest mechanicznym połączeniem katalogów bibliotek uczestniczących, jak ma to miejsce w katalogu rozproszonym, ale stanowi jedną, wspólną bazę rekordów bibliograficznych opracowaną według jednolitej metodologii. Jego głównym zadaniem jest wskazanie lokalizacji zasobów bibliotecznych za pomocą listy bibliotek, które posiadają daną pozycję w swoich zbiorach, połączone często z hiperłączem odsyłającym do konkretnego zasobu[5].
Jeśli wyposażamy broń w amunicję, powinna być ona znormalizowana, o czym, póki co, nie ma mowy w przypadku sieci bibliotecznych.
Ten krok – pełna standaryzacja, pozwalająca na eliminację licznych błędów – pozornie niespełnialny, jest warunkiem powstania nowego typu biblioteki. Może zimnej i bezdusznej, ale dającej nam szansę znalezienia w jednym miejscu (smartfon, tablet, wirtualny asystent, smart lodówka, thermomix) zbiorów, które nas interesują. Biblioteka nowego typu nie będzie już dla nas mechanizmem „szaleństwa przeszukiwania,” a jednym repozytorium złożonym z bardzo wielu podzbiorów. Może taki swego rodzaju hub kulturalny.
O! Pominąłem jeszcze jeden element, obecnie bardzo modny, rozwojowy, wciąż jednak stanowiący dla nas zagadkę. Tak chodzi o Sztuczną InteligencjęI (SI) lub Artificial Intelligence (AI), jak kto lubi. Jak to zmieni naszą bibliotekę? Pominę obecne zastosowania, czyli tworzenie obrazków, tworzenie szablonów pism do gminy, tworzenie streszczeń dla uczniów…
Jak przyszłość bibliotek widzi Copilot czyli AI, opierające się na rozwiązaniu ChatGBT firmy Microsoft:
Widzę, że biblioteki w Polsce przeszły już długą drogę od czasów, gdy były jedynie miejscem przechowywania książek. Dziś biblioteki są centrami kulturalnymi, oferującymi różnorodne usługi, takie jak wypożyczanie książek, dostęp do Internetu, zajęcia edukacyjne, a nawet konsultacje z doradcami zawodowymi. Wraz z rozwojem technologii, biblioteki stają się coraz bardziej dostępne online, co umożliwia użytkownikom korzystanie z ich zasobów z dowolnego miejsca na świecie.
W przyszłości biblioteki mogą stać się jeszcze bardziej interaktywne i dostosowane do potrzeb użytkowników. Na przykład, biblioteki mogą wykorzystać sztuczną inteligencję do personalizacji oferty dla użytkowników, oferując im rekomendacje książek, które mogą ich zainteresować (aut. Patrz niżej). Biblioteki mogą również stać się bardziej zintegrowane z innymi instytucjami kulturalnymi, takimi jak muzea i galerie sztuki, aby zapewnić użytkownikom kompleksowe doświadczenia kulturalne.
Oczywiście, to tylko kilka możliwych scenariuszy. Przyszłość bibliotek zależy od wielu czynników, takich jak rozwój technologii, zmiany społeczne i kulturowe, a także potrzeby użytkowników. Jednak jedno jest pewne – biblioteki pozostaną ważnymi instytucjami kulturalnymi, które będą służyć społeczeństwu w różnorodny sposób.
Istnienie AI, którą nieustannie uczymy, ma bardzo dużo zastosowań. Najszybciej przy porządkowaniu opisów katalogowych. E tam, powie człowiek z zewnątrz, co to za zastosowanie? A jednak. Mamy w Polsce dwa katalogi centralne i dwa różne języki opisu publikacji, przy tym kolosalną liczbę błędów w katalogach poszczególnych instytucji, co utrudnia porządkowanie przy pomocy bytu, którego korzenie poznawcze sięgają systemu dwójkowego.
Pomimo wszystko „wyedukowana Siri” już jest skrytą pomocą w niektórych bibliotekach, a i twórcy programów bibliotecznych myślą lub wdrażają SI w swoich produktach, choćby częściowo. Przykład pierwszy z brzegu: firma Legimi opracowuje inteligentny system rekomendacji książek, oparty na algorytmach sztucznej inteligencji, a także analizy behawioralnej. Dzięki projektowi udostępnione zostaną zarówno mechanizmy rekomendacyjne (tj. Twój osobisty bibliotekarz) jak i wspierają działalność Legimi w zakresie optymalizacji zarządzania wskaźnikami finansowymi, związanymi z bazą subskrybentów. To tylko pierwszy krok. Wystarczy zaszaleć i dołożyć tego osobistego bibliotekarza, w postaci hologramu video jak Emergency Command Hologram z serialu Star Trek: Voyager i przestajemy się uśmiechać, a kiedy dodatkowo zdamy sobie sprawę, że już w 2021 roku technologia medyczna CarnaLife Holo, która została określona „technologią Star Trek” i została w praktyce zastosowana, to widzimy szeroką perspektywę rozwojową[6].
Skupiliśmy się na miejscu, gdzie możemy z tych zbiorów skorzystać, i już wiemy, że to pojęcie miejsca staje się względne. Co zawartością tych miejsc, czyli publikacjami?
Nie będę skupiał się na historii nośników przekazu, bo każdy z nich miał swoje miejsce i walczył z następcami, oczywiście z perspektywy czasu, bezskutecznie. Ot jak choćby ten przykład z książki Dominique’a Charpina Sztuka czytania i pisania w Babilonie:
Niemniej jednak w liście napisanym do funkcjonariusza stacjonującego na południu Babilonu, w Ur, król nowoasyryjski Sargon II odmawia otrzymywania listów pisanych „na skórze (sipru) po aramejsku”: należy do niego pisać „po akadyjsku”, czyli pismem klinowym na glinianej tabliczce. (…), jednakże począwszy od jego panowania (Assarhaddon, wnuk Sargona II) większość oficjalnej korespondencji była po aramejsku i dlatego do nas nie dotrwała…[7]
Jednak, kiedy patrzę na kwestie papierowej książki, to zgadzam się z Paulem Levinsonem, który w swojej książce Miękkie ostrze… wyraził pogląd, że to stosunek czysto sentymentalny, taki jak zapewne Sargona, władcy Akadu, do swoich glinianych tabliczek.
Pozornie w sytuacji udostępnianych zbiorów nic się nie zmieniło. Mamy książki, filmy, gry, audiobooki, ebooki. Mamy platformy streamingowe i świat papierowych chmur.
Na horyzoncie pojawiają się dwa zagrożenia. Pierwsze to zwalczanie, w przypadku bibliotek, inicjatyw związanych z rozszerzeniem tzw. licencji ustawowej na książki elektroniczne w Europie oraz walka z możliwością bezpośredniego nabywania ebooków przez biblioteki w USA (sprawa Massachusetts)[8]. To stały spór związany z prawami autorskimi, w który nie chce wnikać, bo z mojego punktu widzenia, jako klienta biblioteki i wielbiciela ebooków, działa na moją niekorzyść. Myślę, że duże korporacje wydawnicze wciąż nie doceniają roli bibliotek jako ważnego rynkowego odbiorcy, ale to piszę w trybie dygresji.
Druga kwestia jest moim zdaniem ważniejsza. Kwestia własności dotycząca nabywania książek jest załatwiona, bo to reguluje tak zwana „licencja ustawowa”.
Przy założeniu powolnego dochodzenia do wiodącej roli wydawnictw elektronicznych musimy rozważyć kwestię posiadania elektronicznej kopii. Póki co, sprawa jest prosta, możemy kupić swój ebook, ale kiedy patrzymy na różne platformy streamujące różne dobra kultury, to zaczynamy mówić o dostępie a nie posiadaniu na własność. Wydaje się to rozsądne, ale walor dostępu skażony jest możliwością utraty ulubionego filmu czy tekstu z powodu, nie braku możliwości finansowych, ale z powodu utraty licencji przez dystrybutora bądź właściciela platformy. Czyli dostęp jest dotknięty cechą nietrwałości, co może zwiastować nową jakość. Trudno tu wyrokować, bo przywiązanie do własności indywidualnej w naszej części świata jest silne, ale moda na współdzielenie zasobów uwzględniając ekologiczny nacisk może zdecydować o kolegialnym dostępie do dotychczasowych dóbr kultury o charakterze indywidualnym.
No a gdzie AI? Nie chcę pisać o bieżących rozwiązaniach wspomagających twórców czy odbiorców, poglądów bardzo bezpiecznych. Mamy tylko do czynienia z problemem dotyczącym określenia, kto jest twórcą, czyją własnością jest wyprodukowany utwór? Codziennie możemy znaleźć jakieś informacje na ten temat. Posuńmy się jednak dalej, przekroczmy barierę maszynowego uczenia i standardu na dzisiaj. Tu mała dygresja, jeśli zastanowimy się nad szybkością wdrażania nowych technologii, to nie możemy myśleć w kategoriach wielu lat rozwoju AI w bezpiecznych granicach prawa. Zobaczmy, jak szybko pojawiają się nowe narzędzia AI w różnych dziedzinach. Systemy prawne nigdy nie nadążają za rozwojem technologii, a prawo autorskie w Polsce jest na to dowodem. Niemniej, wyobraźmy sobie zupełnie nową koncepcję w zakresie książek. Może zamiast wydawnictw będziemy mieli do czynienia z kilkoma megakorporacjami dostarczającymi nam narzędzi AI, dzięki którym sami będziemy tworzyć czy współtworzyć książki i je dystrybuować? Niemożliwe? Hmm, czyż wszyscy nie jesteśmy fotografami, amatorskimi twórcami treści, rozrywkowych filmików? Mamy cały czas do czynienia ze stałym wzrostem tworzenia amatorskiego poprzez fanfiki, Wattpad czy Amazon, a to pierwszy krok. Narzędzia sterowane przez AI pozwolą szybko i sprawnie napisać sobie i przyjaciołom ciąg dalszy czy prequel interesującej nas książki. Niepoważne? Raczej realne. Możemy mieć do czynienia z gwałtownymi zmianami na rynku wydawniczym. Możemy już zacząć dyskutować nad nowymi rolami na tym rynku i pytaniami w stylu: czy czytelnik i twórca to jedno, czy wydawca i dystrybutor to jedno, a może jedna osoba wyposażona w rozmaite aplikacje będzie pełnić te wszystkie role naraz?
Jest jeszcze jedna ścieżka dywagacji związana ze stanem naszej planety. Nasze zasoby materiałów, roślin, minerałów czy kopalin mogą skutecznie uniemożliwić dyskusję na temat rozwoju bibliotek i publikowania wydawnictw…
Nie ma prądu, nie ma Internetu, AI i dorobku cywilizacji, a książek papierowych też nie wydrukujemy.
Możemy uczyć się na pamięć niczym u Ray’a Bradburego w 451 st. Fahrenheita lub przejść na nośnik gliniany, o którym tak pisał Dominique Charpin w przywołanej wyżej książce: „Natomiast glina posiada jedną ogromną zaletę: nie boi się ani ognia, ani wody, ani działania pól magnetycznych. Krótko mówiąc, za kilka tysięcy lat nasze zdjęcia, książki czy twarde dyski bez wątpienia znikną, a zbiory tabliczek klinowych wciąż będą istniały…”[9]
Przypisy:
[1] Biblioteka, patrz w: hasło [Biblioteka], za: pwn.pl, dostęp: 15.01.2024 r.
[2] Za: musicmatch.com, dostęp: 15.01.2024 r.
[3] Hasło [Trzecie miejsce], za: https://pl.wikipedia.org/wiki/Trzecie_miejsce, dostęp: 15.01.2024 r.
[4] N. Postman, Technopol. Triumf techniki nad kulturą, Warszawa 1995.
[5] Katalog centralny w https://pl.wikipedia.org/wiki/Katalog_centralny, dostęp: 16.01.2024 r.
[6] Zob:https://comparic.pl/medapp-rozwija-swoja-technologie-operacja-jak-ze-star-treka/, dostęp: 15.01.2024 r.
[7] D. Charpin, Sztuka czytania i pisania w Babilonie, Warszawa 2023, s. 82.
[8] Za: https://www.readersfirst.org/news/2023/11/17/more-whoppers-from-the-aap#commenting=, dostęp: 15.01.2024 r.
[9] D. Charpin, dz. cyt., s.20./
O AUTORZE
Roman Wojciechowski
Historyk, publicysta, bibliotekoznawca, animator kultury. Wieloletni dyrektor Miejskiej Bibliotece Publicznej w Sopocie. Obecnie członek Rady Fundacji Krajowy Depozyt Biblioteczny. Propagator idei książki cyfrowej. Współorganizator festiwali „Literacki Sopot” oraz KOZZI Film Festiwal. Wyróżniony przez Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego w 2004 roku Odznaką „Zasłużony Działacz Kultury”.