debaty / ankiety i podsumowania

Przyszłość bibliotek i udostępniania publikacji

Roman Wojciechowski

Głos Romana Wojciechowskiego w debacie „Przyszłość literatury”.

strona debaty

Przyszłość literatury: wprowadzenie

„Z cza­sem postęp elek­tro­tech­ni­ki czy może jesz­cze innej, na jakiejś sub­tel­niej­szej, nie zna­nej dziś sile opar­tej tech­ni­ki dopro­wa­dzi do tego, że całe dobro, jakie ludz­kość w sztu­ce zgro­ma­dzi­ła, sta­nie się dostęp­ne dla wszyst­kich, wszę­dzie i w każ­dym cza­sie. Prze­no­sze­nie obra­zów i dźwię­ków będzie rze­czą tak łatwą i zwy­kłą, że wymia­na myśli, współ­rzęd­ność wra­żeń i wzru­szeń, sta­nów psy­chicz­nych i uczuć, uczy­ni z ludz­ko­ści jak­by jed­ną potęż­ną duszę”.

Sta­ni­sław Wit­kie­wicz, 1903

W dzi­siej­szych cza­sach trud­no być pro­ro­kiem i sta­now­czo oznaj­mić, jak poto­czą się losy biblio­tek. Jako biblio­te­karz, obser­wu­ję te insty­tu­cje od 1989 roku. Odno­to­wu­ję zmia­ny, cie­szę się suk­ce­sa­mi innych biblio­te­ka­rzy i mar­twię ich poraż­ka­mi.

Zawsze byłem zwo­len­ni­kiem wprzę­gnię­cia tech­no­lo­gii w roz­wój biblio­tek. Two­rze­nia przy­ja­znych prze­strze­ni inte­gru­ją­cych lokal­ną spo­łecz­ność. Nie­mniej licz­ne zmia­ny, któ­re może­my obser­wo­wać w Pol­sce na przy­kła­dzie, powiedz­my, kil­ku­set biblio­tek (a mamy ponad 7 tysię­cy publicz­nych pla­có­wek tego typu), to wciąż wierz­cho­łek góry lodo­wej. Postęp tech­no­lo­gicz­ny jest tak szyb­ki i czę­sto nie­ocze­ki­wa­ny, że nie może­my trak­to­wać tech­no­lo­gii jedy­nie jako dodat­ku do dzia­łań ani­ma­cyj­no-kul­tu­ral­nych biblio­tek. Tech­no­lo­gia to nie tyl­ko gadże­ty, ale potęż­ne narzę­dzia umoż­li­wia­ją­ce dostęp do wie­dzy i kul­tu­ry.

Mam wra­że­nie, że sto­imy w jakimś pro­gu, za któ­rym może poja­wić się wie­le nie­ocze­ki­wa­nych roz­wią­zań.

Może naj­pierw uprzy­tom­nij­my sobie, czym jest biblio­te­ka i jakie ma zada­nia? Według Słow­ni­ka języ­ka pol­skie­go PWN, to „insty­tu­cja powo­ła­na do gro­ma­dze­nia, opra­co­wy­wa­nia, prze­cho­wy­wa­nia i udo­stęp­nia­nia mate­ria­łów biblio­tecz­nych, któ­ra słu­ży roz­wi­ja­niu potrzeb czy­tel­ni­czych, edu­ka­cyj­nych, kul­tu­ral­nych i infor­ma­cyj­nych spo­łe­czeń­stwa, upo­wszech­nia­niu wie­dzy, nauki i roz­wo­ju kultury”[1]. Na pew­no książ­ni­ce nie są już maga­zy­na­mi zbio­rów, repo­zy­to­ria­mi pogrą­żo­ny­mi w ciszy. Raczej są gwar­ny­mi suk, peł­ny­mi kolo­rów i hała­su ludz­kich roz­mów.

Patrząc ocza­mi czło­wie­ka z zewnątrz, ewo­lu­cja i przy­szłość biblio­tek wyda­ją się sta­bil­ne. Czy rze­czy­wi­ście? Kie­dy spoj­rzy­my na roz­wój nośni­ków, dzię­ki któ­rym tekst tra­fia do nas, mamy do czy­nie­nia z dłu­gi­mi inter­wa­ła­mi cza­so­wy­mi. Kamień, gli­na, papi­rus, skó­ra, papier i elek­tro­ni­ka. Gwał­tow­ne przy­spie­sze­nie to poja­wie­nie się tech­no­lo­gicz­nych moż­li­wo­ści dyna­micz­ne­go udo­stęp­nia­nia tek­stu, ale tak­że obra­zu i dźwię­ku.

Wciąż, pomi­mo rewo­lu­cji ebo­oków i fali tech­no­lo­gicz­nych zmian, wyda­je nam się, że biblio­te­ka będzie papie­ro­wą ska­łą w oce­nie stre­amin­go­wa­nych dóbr kul­tu­ry. Takie myśle­nie – przez pry­zmat nośni­ków – według mnie jest nie­tra­fio­ne. Jak moż­na ina­czej spoj­rzeć na książ­ni­ce? Gdy­by przy­jąć, że biblio­te­ki nie są bier­ny­mi skład­ni­ca­mi myśli ludz­kiej, prze­cho­wu­ją­cy­mi je w upo­rząd­ko­wa­ny spo­sób, a zmie­nić ich funk­cję na trans­mi­sję zapi­sów dóbr kul­tu­ry i edu­ka­cji, to zde­cy­do­wa­nie zmie­nia się nasza per­spek­ty­wa, któ­rą zresz­tą dodat­ko­wo przy­spie­szy­ła pan­de­mia.

Mick Jag­ger dosyć ponu­ro opi­sy­wał rze­czy­wi­stość pan­de­micz­ną w pio­sen­ce „Living in a Ghost Town”:

Life was so beau­ti­ful
Then we all got loc­ked down
Feel a like ghost
Living in a ghost town, yeah [2]

I wte­dy oka­za­ło się, że jed­nak moż­na, a nawet trze­ba odejść od sche­ma­tu wio­dą­ce­go typu nośni­ka, a stać się otwar­tym zbio­rem dla wszyst­kich.

Funk­cja trans­mi­sji nie ogra­ni­cza się do sta­łe­go wyzna­czo­ne­go demo­gra­fią i geo­gra­fią miej­sca, do któ­re­go musi­my się udać. Wprost prze­ciw­nie – tek­sty, obra­zy i dźwię­ki kie­ru­ją się do nas. Zmie­nia­jąc rela­cję, kto jest dla kogo, zmie­nia­my rów­nież nasz ogląd, szcze­gól­nie w zakre­sie biblio­tek nauko­wych. Biblio­te­ki publicz­ne od cza­su sto­so­wa­nia idei „trze­cie­go miej­sca” podą­ża­ją inną dro­gą, jesz­cze nace­cho­wa­ną sta­rą wizją, ale z upły­wem cza­su będą zmu­szo­ne zmie­nić kie­ru­nek roz­wo­ju.

No ale czym jest to „trze­cie miej­sce”? Poję­cie to uży­te zosta­ło po raz pierw­szy w 1989 r. przez ame­ry­kań­skie­go socjo­lo­ga Raya Olden­bur­ga w książ­ce The Gre­at Good Pla­ce, a Agniesz­ka Koszow­ska tak to przy­bli­ży­ła w arty­ku­le „Trze­cie miej­sce wg Raya Olden­bur­ga”:

„Trze­cie miej­sce” to miej­sce odpo­czyn­ku – nie tyl­ko od pra­cy, lecz tak­że od wyko­ny­wa­nych na co dzień ruty­no­wych czyn­no­ści. Jest neu­tral­ną prze­strze­nią, w któ­rej spę­dza­my wol­ny czas, spo­ty­ka­my przy­ja­ciół, odpo­czy­wa­my po pra­cy zawo­do­wej, pra­cach domo­wych, nabie­ra­my odde­chu przy fili­żan­ce kawy (her­ba­ty), obser­wu­je­my i poka­zu­je­my się innym. „Trze­cie miej­sca” wzmac­nia­ją w nas poczu­cie przy­na­leż­no­ści do oto­cze­nia oraz wię­zi z inny­mi – zna­ny­mi lub poten­cjal­nie bli­ski­mi nam oso­ba­mi. Są to miej­sca, w któ­rych tęt­ni życie lokal­nej spo­łecz­no­ści, gdzie rodzą się nowe pomy­sły, utrwa­la­ją się lub ewo­lu­ują waż­ne w danym śro­do­wi­sku wartości”[3].

Wnio­sku­ję, że to już nie tyle maga­zyn zbio­rów, ale coś wię­cej, pew­na nowa war­tość doty­czą­ca łącze­nia wie­lu dzie­dzin w umow­nym miej­scu. Te dzia­ła­nia same w sobie to zupeł­nie inna histo­ria, któ­ra już się dzie­je, szcze­gól­nie kie­dy spoj­rzy­my na przy­kład na biblio­te­ki typu DOKK 1 w Aar­hus (Dania) i OOdi w Hel­sin­kach.

Takie roz­wią­za­nia biblio­te­ki publicz­ne w Pol­sce wdra­ża­ją, ale istot­ną prze­szko­dą jest feu­dal­ny kształt orga­ni­zmu biblio­tecz­ne­go zwa­ne­go sie­cią. Orga­ni­za­to­rzy róż­ne­go szcze­bla wasa­li­zu­ją swo­je insty­tu­cje, a roz­ma­itość sie­ci biblio­tecz­nych i spo­sób zarzą­dza­nia nimi nie uła­twia współ­pra­cy i sie­cio­wa­nia biblio­tek w zakre­sie wspól­nych pro­jek­tów. Nową jako­ścią była mię­dzy inny­mi Sopo­te­ka w Sopo­cie, któ­rej byłem pomy­sło­daw­cą, ale tak­że Gale­ria Książ­ki w Oświę­ci­miu czy wro­cław­ska Media­te­ka. Miej­sca inte­gra­cji, miej­sca spo­tkań, miej­sca nauki są cha­rak­te­ry­stycz­ne dla dużych orga­ni­zmów samo­rzą­do­wych i wyda­ją się sen­sow­ny­mi roz­wią­za­nia­mi, ale co z nie­do­fi­nan­so­wy­mi, mały­mi insty­tu­cja­mi kul­tu­ry? Może to roz­wią­za­nie inte­gru­ją­ce kil­ka insty­tu­cji w jed­nym miej­scu jest roz­wią­za­niem dla małych orga­ni­zmów samo­rzą­do­wych? Jeśli nie, to roz­wią­za­nie, o któ­rym piszę poni­żej, może być jakimś wyj­ściem. Dobór kadry zarzą­dza­ją­cej nie wyni­ka z pre­cy­zyj­nie punk­to­wa­nych rze­czy­wi­stych umie­jęt­no­ści kan­dy­da­ta, jego miej­sca na „ryn­ku trans­fe­ro­wym,” a jest pochod­ną wyobra­żeń, sym­pa­tii, cza­sem gry poli­tycz­nej czy przy­jaź­ni orga­ni­za­to­rów. No mamy prze­cież kon­kur­sy? To nie jest pro­blem, by wybrać „wła­ści­we­go” kan­dy­da­ta. Może w przy­szło­ści ana­li­za potrzeb orga­ni­za­to­ra z wyko­rzy­sta­niem AI dała­by jakieś nowe spoj­rze­nie na biblio­tecz­ny „head hun­ting”?

Czy w ten spo­sób chcia­łem oznaj­mić koniec książ­ki papie­ro­wej? Nic bar­dziej błęd­ne­go. Rela­cję papier–elektronika moż­na spro­wa­dzić do rela­cji muzy­ka streamowana–płyta winy­lo­wa.

Zaraz, zaraz! Jak to? Rela­cje streaming–winyl poka­zu­ją zmien­ną rolę nośni­ka. Pły­ta winy­lo­wa była głów­nym trwa­łym nośni­kiem w zakre­sie muzy­ki oraz dźwię­ku i obra­zu (gra­mo­wid). Dzi­siaj peł­ni rolę bonu­su, atrak­cyj­ne­go dodat­ku do medial­nej pro­mo­cji nowe­go mate­ria­łu muzycz­ne­go. Jeśli odwró­ci­my sytu­ację, to taki może być los książ­ki jako luk­su­so­we­go dodat­ku do mul­ti­me­dial­nej pro­mo­cji nowe­go fil­mu, mate­ria­łu mul­ti­me­dial­ne­go. To duże uprosz­cze­nie, nie­mniej poka­zu­ją­ce, jak zmie­nia się rola nośni­ka, choć nie jest on wyrzu­ca­ny na śmiet­nik histo­rii.

Neil Post­man o tech­no­lo­gii pisał tak: „Każ­da tech­no­lo­gia jest zara­zem cię­ża­rem i bło­go­sła­wień­stwem; nie albo-albo, lecz tym i tym jed­no­cze­śnie. (…) Żad­na bowiem kul­tu­ra nie może unik­nąć nego­cja­cji z tech­ni­ką, nie­za­leż­nie od tego, czy pro­wa­dzi je inte­li­gent­nie, czy nie, Ubi­ja się inte­res, w któ­rym tech­ni­ka coś daje, a coś odbie­ra”.

Ozna­cza to dla mnie, że prze­wa­ga wie­lo­ści roz­wią­zań leży po stro­nie elek­tro­ni­ki, bowiem jak się oka­za­ło i co wspo­mnia­łem wyżej, ska­za­ne na nie­byt nośni­ki wciąż ist­nie­ją, choć są niszowe[4].

Jeśli zada­my sobie trud, to może­my zoba­czyć brzask zupeł­nie nowej biblio­te­ki, w sen­sie two­rze­nia nowe­go trans­mi­te­ra wie­dzy i roz­ryw­ki. Pro­szę, oto tekst, któ­ry w naszej biblio­te­ce prze­kształ­ca się w wer­sję papie­ro­wą, elek­tro­nicz­ną, zmie­nia się w film, grę video czy grę plan­szo­wą albo audio­bo­ok. Pury­ści powie­dzą, że to nie do przy­ję­cia. Cóż, każ­da książ­ka może two­rzyć swo­je uni­wer­sum, niczym impe­rium Marve­la.

Dla­cze­go tak to widzę? Pod­sta­wą two­rze­nia infor­ma­cji o zbio­rach jest sztu­ka kata­lo­go­wa­nia, czy­li opi­sy­wa­nia i porząd­ko­wa­nia posia­da­nych zbio­rów i tu nie spraw­dza się decen­tra­li­za­cja.

Może trze­ba wyja­śnić co nale­ży rozu­mieć pod hasłem „kata­lo­gu cen­tral­ne­go”, by odnieść się do centralizacji:wspólny kata­log biblio­tecz­ny reje­stru­ją­cy całość lub część zbio­rów jed­ne­go typu biblio­tek, jed­ne­go rodza­ju zbio­rów róż­nych biblio­tek lub jed­nej sie­ci biblio­tecz­nej. Kata­log cen­tral­ny nie jest mecha­nicz­nym połą­cze­niem kata­lo­gów biblio­tek uczest­ni­czą­cych, jak ma to miej­sce w kata­lo­gu roz­pro­szo­nym, ale sta­no­wi jed­ną, wspól­ną bazę rekor­dów biblio­gra­ficz­nych opra­co­wa­ną według jed­no­li­tej meto­do­lo­gii. Jego głów­nym zada­niem jest wska­za­nie loka­li­za­cji zaso­bów biblio­tecz­nych za pomo­cą listy biblio­tek, któ­re posia­da­ją daną pozy­cję w swo­ich zbio­rach, połą­czo­ne czę­sto z hiper­łą­czem odsy­ła­ją­cym do kon­kret­ne­go zasobu[5].

Jeśli wypo­sa­ża­my broń w amu­ni­cję, powin­na być ona znor­ma­li­zo­wa­na, o czym, póki co, nie ma mowy w przy­pad­ku sie­ci biblio­tecz­nych.

Ten krok – peł­na stan­da­ry­za­cja, pozwa­la­ją­ca na eli­mi­na­cję licz­nych błę­dów – pozor­nie nie­speł­nial­ny, jest warun­kiem powsta­nia nowe­go typu biblio­te­ki. Może zim­nej i bez­dusz­nej, ale dają­cej nam szan­sę zna­le­zie­nia w jed­nym miej­scu (smart­fon, tablet, wir­tu­al­ny asy­stent, smart lodów­ka, ther­mo­mix) zbio­rów, któ­re nas inte­re­su­ją. Biblio­te­ka nowe­go typu nie będzie już dla nas mecha­ni­zmem „sza­leń­stwa prze­szu­ki­wa­nia,” a jed­nym repo­zy­to­rium zło­żo­nym z bar­dzo wie­lu pod­zbio­rów. Może taki swe­go rodza­ju hub kul­tu­ral­ny.

O! Pomi­ną­łem jesz­cze jeden ele­ment, obec­nie bar­dzo mod­ny, roz­wo­jo­wy, wciąż jed­nak sta­no­wią­cy dla nas zagad­kę. Tak cho­dzi o Sztucz­ną Inte­li­gen­cjęI (SI) lub Arti­fi­cial Intel­li­gen­ce (AI), jak kto lubi. Jak to zmie­ni naszą biblio­te­kę? Pomi­nę obec­ne zasto­so­wa­nia, czy­li two­rze­nie obraz­ków, two­rze­nie sza­blo­nów pism do gmi­ny, two­rze­nie stresz­czeń dla uczniów…

Jak przy­szłość biblio­tek widzi Copi­lot czy­li AI, opie­ra­ją­ce się na roz­wią­za­niu ChatGBT fir­my Micro­soft:

Widzę, że biblio­te­ki w Pol­sce prze­szły już dłu­gą dro­gę od cza­sów, gdy były jedy­nie miej­scem prze­cho­wy­wa­nia ksią­żek. Dziś biblio­te­ki są cen­tra­mi kul­tu­ral­ny­mi, ofe­ru­ją­cy­mi róż­no­rod­ne usłu­gi, takie jak wypo­ży­cza­nie ksią­żek, dostęp do Inter­ne­tu, zaję­cia edu­ka­cyj­ne, a nawet kon­sul­ta­cje z dorad­ca­mi zawo­do­wy­mi. Wraz z roz­wo­jem tech­no­lo­gii, biblio­te­ki sta­ją się coraz bar­dziej dostęp­ne onli­ne, co umoż­li­wia użyt­kow­ni­kom korzy­sta­nie z ich zaso­bów z dowol­ne­go miej­sca na świe­cie.

W przy­szło­ści biblio­te­ki mogą stać się jesz­cze bar­dziej inte­rak­tyw­ne i dosto­so­wa­ne do potrzeb użyt­kow­ni­ków. Na przy­kład, biblio­te­ki mogą wyko­rzy­stać sztucz­ną inte­li­gen­cję do per­so­na­li­za­cji ofer­ty dla użyt­kow­ni­ków, ofe­ru­jąc im reko­men­da­cje ksią­żek, któ­re mogą ich zain­te­re­so­wać (aut. Patrz niżej). Biblio­te­ki mogą rów­nież stać się bar­dziej zin­te­gro­wa­ne z inny­mi insty­tu­cja­mi kul­tu­ral­ny­mi, taki­mi jak muzea i gale­rie sztu­ki, aby zapew­nić użyt­kow­ni­kom kom­plek­so­we doświad­cze­nia kul­tu­ral­ne.

Oczy­wi­ście, to tyl­ko kil­ka moż­li­wych sce­na­riu­szy. Przy­szłość biblio­tek zale­ży od wie­lu czyn­ni­ków, takich jak roz­wój tech­no­lo­gii, zmia­ny spo­łecz­ne i kul­tu­ro­we, a tak­że potrze­by użyt­kow­ni­ków. Jed­nak jed­no jest pew­ne – biblio­te­ki pozo­sta­ną waż­ny­mi insty­tu­cja­mi kul­tu­ral­ny­mi, któ­re będą słu­żyć spo­łe­czeń­stwu w róż­no­rod­ny spo­sób.

Ist­nie­nie AI, któ­rą nie­ustan­nie uczy­my, ma bar­dzo dużo zasto­so­wań. Naj­szyb­ciej przy porząd­ko­wa­niu opi­sów kata­lo­go­wych. E tam, powie czło­wiek z zewnątrz, co to za zasto­so­wa­nie? A jed­nak. Mamy w Pol­sce dwa kata­lo­gi cen­tral­ne i dwa róż­ne języ­ki opi­su publi­ka­cji, przy tym kolo­sal­ną licz­bę błę­dów w kata­lo­gach poszcze­gól­nych insty­tu­cji, co utrud­nia porząd­ko­wa­nie przy pomo­cy bytu, któ­re­go korze­nie poznaw­cze się­ga­ją sys­te­mu dwój­ko­we­go.

Pomi­mo wszyst­ko „wyedu­ko­wa­na Siri” już jest skry­tą pomo­cą w nie­któ­rych biblio­te­kach, a i twór­cy pro­gra­mów biblio­tecz­nych myślą lub wdra­ża­ją SI w swo­ich pro­duk­tach, choć­by czę­ścio­wo. Przy­kład pierw­szy z brze­gu: fir­ma Legi­mi opra­co­wu­je inte­li­gent­ny sys­tem reko­men­da­cji ksią­żek, opar­ty na algo­ryt­mach sztucz­nej inte­li­gen­cji, a tak­że ana­li­zy beha­wio­ral­nej. Dzię­ki pro­jek­to­wi udo­stęp­nio­ne zosta­ną zarów­no mecha­ni­zmy reko­men­da­cyj­ne (tj. Twój oso­bi­sty biblio­te­karz) jak i wspie­ra­ją dzia­łal­ność Legi­mi w zakre­sie opty­ma­li­za­cji zarzą­dza­nia wskaź­ni­ka­mi finan­so­wy­mi, zwią­za­ny­mi z bazą sub­skry­ben­tów. To tyl­ko pierw­szy krok. Wystar­czy zasza­leć i doło­żyć tego oso­bi­ste­go biblio­te­ka­rza, w posta­ci holo­gra­mu video jak Emer­gen­cy Com­mand Holo­gram z seria­lu Star Trek: Voy­ager i prze­sta­je­my się uśmie­chać, a kie­dy dodat­ko­wo zda­my sobie spra­wę, że już w 2021 roku tech­no­lo­gia medycz­na Car­na­Li­fe Holo, któ­ra zosta­ła okre­ślo­na „tech­no­lo­gią Star Trek” i zosta­ła w prak­ty­ce zasto­so­wa­na, to widzi­my sze­ro­ką per­spek­ty­wę rozwojową[6].

Sku­pi­li­śmy się na miej­scu, gdzie może­my z tych zbio­rów sko­rzy­stać, i już wie­my, że to poję­cie miej­sca sta­je się względ­ne. Co zawar­to­ścią tych miejsc, czy­li publi­ka­cja­mi?

Nie będę sku­piał się na histo­rii nośni­ków prze­ka­zu, bo każ­dy z nich miał swo­je miej­sce i wal­czył z następ­ca­mi, oczy­wi­ście z per­spek­ty­wy cza­su, bez­sku­tecz­nie. Ot jak choć­by ten przy­kład z książ­ki Dominique’a Char­pi­na Sztu­ka czy­ta­nia i pisa­nia w Babi­lo­nie:

Nie­mniej jed­nak w liście napi­sa­nym do funk­cjo­na­riu­sza sta­cjo­nu­ją­ce­go na połu­dniu Babi­lo­nu, w Ur, król nowo­asy­ryj­ski Sar­gon II odma­wia otrzy­my­wa­nia listów pisa­nych „na skó­rze (sipru) po ara­mej­sku”: nale­ży do nie­go pisać „po aka­dyj­sku”, czy­li pismem kli­no­wym na gli­nia­nej tablicz­ce. (…), jed­nak­że począw­szy od jego pano­wa­nia (Assar­had­don, wnuk Sar­go­na II) więk­szość ofi­cjal­nej kore­spon­den­cji była po ara­mej­sku i dla­te­go do nas nie dotrwała…[7]

Jed­nak, kie­dy patrzę na kwe­stie papie­ro­wej książ­ki, to zga­dzam się z Pau­lem Levin­so­nem, któ­ry w swo­jej książ­ce Mięk­kie ostrze… wyra­ził pogląd, że to sto­su­nek czy­sto sen­ty­men­tal­ny, taki jak zapew­ne Sar­go­na, wład­cy Aka­du, do swo­ich gli­nia­nych tabli­czek.

Pozor­nie w sytu­acji udo­stęp­nia­nych zbio­rów nic się nie zmie­ni­ło. Mamy książ­ki, fil­my, gry, audio­bo­oki, ebo­oki. Mamy plat­for­my stre­amin­go­we i świat papie­ro­wych chmur.

Na hory­zon­cie poja­wia­ją się dwa zagro­że­nia. Pierw­sze to zwal­cza­nie, w przy­pad­ku biblio­tek, ini­cja­tyw zwią­za­nych z roz­sze­rze­niem tzw. licen­cji usta­wo­wej na książ­ki elek­tro­nicz­ne w Euro­pie oraz wal­ka z moż­li­wo­ścią bez­po­śred­nie­go naby­wa­nia ebo­oków przez biblio­te­ki w USA (spra­wa Massachusetts)[8]. To sta­ły spór zwią­za­ny z pra­wa­mi autor­ski­mi, w któ­ry nie chce wni­kać, bo z moje­go punk­tu widze­nia, jako klien­ta biblio­te­ki i wiel­bi­cie­la ebo­oków, dzia­ła na moją nie­ko­rzyść. Myślę, że duże kor­po­ra­cje wydaw­ni­cze wciąż nie doce­nia­ją roli biblio­tek jako waż­ne­go ryn­ko­we­go odbior­cy, ale to piszę w try­bie dygre­sji.

Dru­ga kwe­stia jest moim zda­niem waż­niej­sza. Kwe­stia wła­sno­ści doty­czą­ca naby­wa­nia ksią­żek jest zała­twio­na, bo to regu­lu­je tak zwa­na „licen­cja usta­wo­wa”.

Przy zało­że­niu powol­ne­go docho­dze­nia do wio­dą­cej roli wydaw­nictw elek­tro­nicz­nych musi­my roz­wa­żyć kwe­stię posia­da­nia elek­tro­nicz­nej kopii. Póki co, spra­wa jest pro­sta, może­my kupić swój ebo­ok, ale kie­dy patrzy­my na róż­ne plat­for­my stre­amu­ją­ce róż­ne dobra kul­tu­ry, to zaczy­na­my mówić o dostę­pie a nie posia­da­niu na wła­sność. Wyda­je się to roz­sąd­ne, ale walor dostę­pu ska­żo­ny jest moż­li­wo­ścią utra­ty ulu­bio­ne­go fil­mu czy tek­stu z powo­du, nie bra­ku moż­li­wo­ści finan­so­wych, ale z powo­du utra­ty licen­cji przez dys­try­bu­to­ra bądź wła­ści­cie­la plat­for­my. Czy­li dostęp jest dotknię­ty cechą nie­trwa­ło­ści, co może zwia­sto­wać nową jakość. Trud­no tu wyro­ko­wać, bo przy­wią­za­nie do wła­sno­ści indy­wi­du­al­nej w naszej czę­ści świa­ta jest sil­ne, ale moda na współ­dzie­le­nie zaso­bów uwzględ­nia­jąc eko­lo­gicz­ny nacisk może zde­cy­do­wać o kole­gial­nym dostę­pie do dotych­cza­so­wych dóbr kul­tu­ry o cha­rak­te­rze indy­wi­du­al­nym.

No a gdzie AI? Nie chcę pisać o bie­żą­cych roz­wią­za­niach wspo­ma­ga­ją­cych twór­ców czy odbior­ców, poglą­dów bar­dzo bez­piecz­nych. Mamy tyl­ko do czy­nie­nia z pro­ble­mem doty­czą­cym okre­śle­nia, kto jest twór­cą, czy­ją wła­sno­ścią jest wypro­du­ko­wa­ny utwór? Codzien­nie może­my zna­leźć jakieś infor­ma­cje na ten temat. Posuń­my się jed­nak dalej, prze­krocz­my barie­rę maszy­no­we­go ucze­nia i stan­dar­du na dzi­siaj. Tu mała dygre­sja, jeśli zasta­no­wi­my się nad szyb­ko­ścią wdra­ża­nia nowych tech­no­lo­gii, to nie może­my myśleć w kate­go­riach wie­lu lat roz­wo­ju AI w bez­piecz­nych gra­ni­cach pra­wa. Zobacz­my, jak szyb­ko poja­wia­ją się nowe narzę­dzia AI w róż­nych dzie­dzi­nach. Sys­te­my praw­ne nigdy nie nadą­ża­ją za roz­wo­jem tech­no­lo­gii, a pra­wo autor­skie w Pol­sce jest na to dowo­dem. Nie­mniej, wyobraź­my sobie zupeł­nie nową kon­cep­cję w zakre­sie ksią­żek. Może zamiast wydaw­nictw będzie­my mie­li do czy­nie­nia z kil­ko­ma mega­kor­po­ra­cja­mi dostar­cza­ją­cy­mi nam narzę­dzi AI, dzię­ki któ­rym sami będzie­my two­rzyć czy współ­two­rzyć książ­ki i je dys­try­bu­ować? Nie­moż­li­we? Hmm, czyż wszy­scy nie jeste­śmy foto­gra­fa­mi, ama­tor­ski­mi twór­ca­mi tre­ści, roz­ryw­ko­wych fil­mi­ków? Mamy cały czas do czy­nie­nia ze sta­łym wzro­stem two­rze­nia ama­tor­skie­go poprzez fan­fi­ki, Wat­t­pad czy Ama­zon, a to pierw­szy krok. Narzę­dzia ste­ro­wa­ne przez AI pozwo­lą szyb­ko i spraw­nie napi­sać sobie i przy­ja­cio­łom ciąg dal­szy czy pre­qu­el inte­re­su­ją­cej nas książ­ki. Nie­po­waż­ne? Raczej real­ne. Może­my mieć do czy­nie­nia z gwał­tow­ny­mi zmia­na­mi na ryn­ku wydaw­ni­czym. Może­my już zacząć dys­ku­to­wać nad nowy­mi rola­mi na tym ryn­ku i pyta­nia­mi w sty­lu: czy czy­tel­nik i twór­ca to jed­no, czy wydaw­ca i dys­try­bu­tor to jed­no, a może jed­na oso­ba wypo­sa­żo­na w roz­ma­ite apli­ka­cje będzie peł­nić te wszyst­kie role naraz?

Jest jesz­cze jed­na ścież­ka dywa­ga­cji zwią­za­na ze sta­nem naszej pla­ne­ty. Nasze zaso­by mate­ria­łów, roślin, mine­ra­łów czy kopa­lin mogą sku­tecz­nie unie­moż­li­wić dys­ku­sję na temat roz­wo­ju biblio­tek i publi­ko­wa­nia wydaw­nictw…

Nie ma prą­du, nie ma Inter­ne­tu, AI i dorob­ku cywi­li­za­cji, a ksią­żek papie­ro­wych też nie wydru­ku­je­my.

Może­my uczyć się na pamięć niczym u Ray’a Brad­bu­re­go w 451 st. Fah­ren­he­ita lub przejść na nośnik gli­nia­ny, o któ­rym tak pisał Domi­ni­que Char­pin w przy­wo­ła­nej wyżej książ­ce:Nato­miast gli­na posia­da jed­ną ogrom­ną zale­tę: nie boi się ani ognia, ani wody, ani dzia­ła­nia pól magne­tycz­nych. Krót­ko mówiąc, za kil­ka tysię­cy lat nasze zdję­cia, książ­ki czy twar­de dys­ki bez wąt­pie­nia znik­ną, a zbio­ry tabli­czek kli­no­wych wciąż będą istniały…”[9]


Przy­pi­sy:
[1] Biblio­te­ka, patrz w: hasło [Biblio­te­ka], za: pwn.pl, dostęp: 15.01.2024 r.
[2] Za: musicmatch.com, dostęp: 15.01.2024 r.
[3] Hasło [Trze­cie miej­sce], za: https://pl.wikipedia.org/wiki/Trzecie_miejsce, dostęp: 15.01.2024 r.
[4] N. Post­man, Tech­no­pol. Triumf tech­ni­ki nad kul­tu­rą, War­sza­wa 1995.
[5] Kata­log cen­tral­ny w https://pl.wikipedia.org/wiki/Katalog_centralny, dostęp: 16.01.2024 r.
[6] Zob:https://comparic.pl/medapp-rozwija-swoja-technologie-operacja-jak-ze-star-treka/, dostęp: 15.01.2024 r.
[7] D. Char­pin, Sztu­ka czy­ta­nia i pisa­nia w Babi­lo­nie, War­sza­wa 2023, s. 82.
[8] Za: https://www.readersfirst.org/news/2023/11/17/more-whoppers-from-the-aap#commenting=, dostęp: 15.01.2024 r.
[9] D. Char­pin, dz. cyt., s.20./