Przyszłość czytelnictwa. Kto będzie czytać książki i uczestniczyć w życiu literackim?
Maria Deskur
Głos Marii Deskur w debacie „Przyszłość literatury”.
strona debaty
Przyszłość literatury: wprowadzenieW 1890 roku, na pierwszej Globalnej Konferencji Planowania Urbanistycznego, obwieszczono, że do lat trzydziestych dwudziestego wieku ekskrementy końskie w rozwijającym się dynamicznie Nowym Jorku sięgną drugiego piętra i miasto nie ma przyszłości. Z przewidywaniem przyszłości trzeba uważać.
Z drugiej strony, planowanie przyszłości to zajęcie szalenie ważne. Jeden z najsłynniejszych aforyzmów Franklina brzmi „By failing to prepare you are preparing to fail”, czyli „porażka planowania to zaplanowanie porażki”.
Jestem przekonana, że przyszłość czytelnictwa zależy także od nas. Wierzę, że mamy wpływ na to, jak będzie wyglądać krajobraz czytelniczy Polski w przyszłości. Oczywiście sugestia, że można ten krajobraz całkowicie zaplanować, byłaby bzdurą, ale podejmowanie wysiłków na rzecz kształtowania przyszłości nią nie jest.
Co więcej, z naszej słabości wynika potencjał poprawy: Polska nie jest liderem czytelnictwa, który zrobił w tym temacie wszystko, co się da, i w związku z tym bardzo trudno budować kolejne wzrosty (taki jest przypadek Francji, gdzie od lat osiemdziesiątych XX wieku wysiłki na rzecz czytelnictwa są nieprzerwanie ogromne, gdzie wspierane są systemowo biblioteki i rynek, gdzie popyt budowany jest poprzez bon na kulturę, gdzie od kilkudziesięciu lat pracuje się systemowo na olbrzymich seriach książek i czasopism do nauki czytania dla dzieci[1] – czytelnictwo jest tam na poziomie 70% nieustająco od ok. trzydziestu lat i realnie trudno oczekiwać, że będzie dużo wyższe). My jesteśmy raczej takim dość zapóźnionym uczniem, który miał po prostu po drodze wiele innych priorytetów i który może znienacka wykazać postęp, bo jest zdecydowanie nie głupszy od reszty i ma przestrzeń na dogonienie poziomu klasy.
Mamy przecież imponujący, rozwijający się rynek literacki (coraz liczniejsze targi książki, świetne festiwale literackie). Rynek książki w Polsce jest dziś bardzo profesjonalny (niektórzy wręcz narzekają na „korporacyzację” wielkich wydawców, ja jestem gotowa doceniać ich rolę w budowaniu rynku, ceniąc oczywiście zarazem różnorodność i ciesząc się z niskiego progu wejścia w świat wydawniczy, który sprawia, że nieustannie powstają nowe wydawnictwa). Dysponujemy olbrzymią siecią bibliotek publicznych, zdobywamy Noble właśnie z literatury. Naprawdę nie widzę powodu, dla którego w przyszłości tylko 40% dorosłych obywateli naszego kraju miałoby uczestniczyć w kulturze książki – a tak jest dziś. Po prostu odmawiam zaakceptowania faktu, że co prawda mamy te wszystkie potencjały, (a także więcej samochodów per capita niż Francuzi, Belgowie, Anglicy czy Austriacy[2], i 95% z nas używa smartfona[3]), ale jednak czytamy praktycznie dwukrotnie rzadziej niż oni.
Oczywiście – lepszej czytelniczej przyszłości trzeba pomóc przemyślanymi pomysłami, realistycznym planowaniem i skutecznymi wdrożeniami. Koalicja Czytająca Polska, zainicjowana przez Fundację Powszechnego Czytania, Polską Izbę Książki, KBF i Wrocławski Dom Literatury, a dziś zrzeszająca ponad trzydzieści instytucji, organizacji i firm[4], od kilku lat zajmuje się tą problematyką. Pracujemy nad strategią zmiany sposobu, w jaki książka funkcjonuje w szkole (to zagadnienie dużo szersze niż zmiany w liście lektur), wypracowujemy argumentację dla wprowadzenia czytania jako narzędzia niwelowania ryzyka uzależnień, tworzymy standardy: czym byłby standard gminy czytającej, czym firmy czytającej? Zdecydowanie chcemy wywrzeć pozytywny wpływ na przyszłość.
Byłoby jednak brakiem pokory (a właściwie głupotą) ignorowanie trendów współczesności, które nieuchronnie nas dotyczą, a na które nasz wpływ jest ograniczony. Europa pokazuje spadki w czytelnictwie (co też dowodzi, że utrzymanie przez Francuzów 70% jest sukcesem) i niekwestionowanym konkurentem czytania książek jest oglądanie ekranu (filmy i seriale, social media, gry).
Dostrzegam w tej sytuacji ogromnie niepokojący potencjał spotęgowania rozziewu kompetencyjnego, co niestety już, na naszych oczach, się dzieje. Szeroko dostępna technologia, osławiona „inkluzywność cyfrowa”, zamiast stać się narzędziem demokratyzacji i wyrównywania szans, staje się przyczyną poszerzania się różnic kompetencyjnych dzieci z różnych środowisk. Świadomi rodzice (w tym sam Mark Zuckerberg i inni magnaci z Doliny Krzemowej) nie dają swoim małym dzieciom smartfonów ani dostępu do ekranów, czytają z nimi książki i rozmawiają: bo rodzice czytający już dziś wiedzą, że ekrany od małego są szkodliwe.
Niestety, pediatrzy, z którymi pracujemy nad wprowadzeniem rekomendacji czytania do ich praktyki, podkreślają że w Polsce jest już normą uspokajanie niemowlaków smartfonem w poczekalni czy nawet w gabinecie. To ostatnie w świetle dostępnych badań jest naprawdę bardzo niebezpieczne. Bo nie chodzi tylko o to, co granie na komórce i oglądanie krótkich filmików robi dziecku, ale także o to, co to granie zastępuje: niemowlak pozostawiony z komórką czy nią uciszany zostaje obciążony podwójnie.
Zacznijmy od ekranów: filmiki i gierki budują swoją popularność poprzez generowanie automatycznej reakcji (klik), która uruchomia układ nagrody w naszym mózgu, dzięki czemu wydziela się dopamina, od której, szczególnie jeśli tak łatwo i często można ją wygenerować, zaczynamy się uzależniać. W identyczny sposób działa uzależnienie od alkoholu czy hazardu (i projektanci user experience uczeni są metodologii uzależnień, np. tego, że losowość wygranej uzależnia)[5]. Nie dajemy niemowlakom alkoholu i nie zabieramy ich do kasyna, ale dostarczamy ekwiwalent.
Małe dziecko nie potrzebuje ekranów. Tym, czego potrzebuje najpotężniej, jest kontakt z bliską osobą bogaty w słowa i koncepty. Rodzimy się z mózgiem neuroplastycznym (czyli otwartym na wpływ zewnętrzny, gotowym do rozwoju) i do końca trzeciego roku życia otoczenie dziecka ma literalnie niepowtarzalną okazję, by wpłynąć pozytywnie na stopień rozwoju jego mózgu: wspólne oglądanie książek, czytanie dialogowe, czyli czytanie i rozmowa wokół książki, zadawanie pytań, wywoływanie reakcji, to najdoskonalszy sposób na spowodowanie, by w mózgu dziecka namnożyło się więcej połączeń synaptycznych – dzięki różnorodności słów i konceptów, na które w takiej sytuacji młody mózg jest wystawiony. Po trzecim roku życia nasze mózgi wytracają zdolność do tak szybkiego rozwoju. A liczba połączeń synaptycznych, które zdołały się wytworzyć w naszych mózgach do tego czasu, predefiniuje bogactwo naszych możliwości kompetencyjnych. Dziecko, do którego rodzice mówią bogatym słownictwem (czytają) i z którym rozmawiają, już w wieku trzech lat rozumie dwukrotnie więcej słów (!) niż dziecko pozbawione takiego wsparcia.
Wracając do niemowlaka w poczekalni pediatry: zaczyna marudzić, bo daje sygnał, że jest znudzony, że jest gotowy na kontakt, do rozwoju – i jeśli zamiast zaangażowanej reakcji rodzica, opowieści, pozytywnej wymiany, uśmiechu i relacji, dostaje smartfon – to właśnie został obciążony podwójnie: nie dostał wsparcia w rozwoju, za to dostał narzędzie uzależniające. I myślę, że rozważając przyszłość czytelnictwa, ale także cywilizacji, ten obrazek – niemowlak uśmiechający się do smartfona – powinien budzić nasz głęboki niepokój. Mamy wszelkie dane, by przewidzieć fatalne konsekwencje takiej metody wychowawczej. I niech nas ten uśmiech nie zmyli – dziecko oczywiście kocha komórkę, bo obrazki, które ona serwuje, stymulują układ nagrody, są bodźcem „fajnym”, nie wymagają wysiłku, dają krótkofalowe ukojenie. Ale nie dają rozwoju, zwiększając ryzyko wszelkich niedoborów (poznawczych, emocjonalnych, psychofizycznych).
Na szczęście wiadomo, jakie działania społeczeństwa powinny podejmować, by móc zaplanować lepszą przyszłość. Szeroko zakrojone programy „bookstartowe” czyli ofiarowywanie książek rodzicom noworodków i niemowląt połączone z kontaktem z autorytetem, który namawia do czytania, pokazuje, jak to się robi (tak! to jest właśnie najważniejsze, jeśli chcemy mówić o jakimś prawdziwym włączeniu, inkluzywności – trzeba osobom, które nie czytają, pokazać, jak to robić) to sprawdzona metodologia – takie projekty funkcjonują w Wielkiej Brytanii czy USA. Polskie programy: „Książka na receptę” prowadzony przez FPC, „Mała książka – wielki człowiek” Instytutu Książki czy „Pierwsza książka mojego dziecka” Fundacji ABCXXI to kampanie stawiające sobie za cel pomoc rodzinom i opiekunom w zrozumieniu niesłychanej roli, jaką mogą odegrać w rozwoju swoich podopiecznych. Problemem jest oczywiście skala: w Wielkiej Brytanii pracownicy samorządowi i wolontariusze docierają co roku z pakietem startowym do niemal 100% domów rodzin, w których urodziło się dziecko (a pakiety produkują w około 20 językach dla najróżniejszych grup imigrantów) – zaczęli 30 lat temu, pełne pokrycie populacji osiągnęli około 20 lat temu. W Polsce do tej pory nie ma na to finansowania. Szalenie doceniam fakt, że powstał program „Mała książka – wielki człowiek” i mam nadzieję, że nie zostanie zamknięty przez nowe szefostwo Instytutu Książki – ale bez uzupełnienia go o prawdziwy systemowy i systematyczny kontakt z rodzinami niestety nie zrealizuje on pożądanej zmiany społecznej – ewaluacje programów międzynarodowych jasno pokazują, że przekazywanie książek nieczytającym bez kontaktu i pomocy dla nich nie wygeneruje zmiany.
Tak więc w Polsce, pomimo dostępu do cytowanych badań, nadal planujemy gorszą przyszłość dla naszych dzieci niż Brytyjczycy. Używam słowa „planowanie” świadomie, bo tak dokładnie jest: porażka w planowaniu to zaplanowanie porażki. Dziś nadal planujemy w tym zakresie porażkę. I pozwalam sobie na tak mocne sformułowanie, bo fundusze, które są potrzebne na realizację opisanego postulatu, w skali budżetu państwa są naprawdę niewielkie, stać nas na tę inwestycję bez problemu. A mówimy przecież o zaplanowaniu lepszej formacji mózgów przyszłych pokoleń Polaków – to jest fundament naszej przyszłości.
Wracając do trendów: całkiem interesujący „ferment” obserwuję w temacie ekranów. W kilkanaście lat po upowszechnieniu się smartfonów i platform streamingowych, w dwadzieścia lat od powstania facebooka dysponujemy danymi i badaniami na temat wpływu intensywnego używania ekranów na nasze mózgi, samopoczucie, relacje i zdrowie psychiczne. Jesteśmy na etapie, który Anna Cieplak i Michał Krzykawski w świetnym tekście „Czytać, pisać, uważać” nazwali „bitwą o uwagę”[6]. Dane na temat zaburzeń wynikających z nadużywania ekranów są dostępne i coraz bardziej powszechnie znane, świat zaczyna wprowadzać legislacje ograniczające wszechmoc platform społecznościowych, francuskie ministerstwo edukacji zakazało smartfonów w szkołach, Szwedzi zdecydowali się na całą wstecz: wycofują ekrany z nauczania, powracają do podręczników papierowych, w Polsce właśnie ukazała się książka Nie zostawaj influencerem napisana przez eksinfluencera Janka Strojnego, który, chcąc ratować swoje zdrowie psychiczne, odciął się od social mediów. Oczywiście nawet szeroko rozpowszechniona świadomość niedobrych skutków nadużywania ekranów nie sprawi, że ludzie będą czytać książki. Choć całkiem symptomatyczne jest, że Strojny, opowiadając o sposobach odbudowywania stabilności psychicznej i koncentracji, mówi właśnie, że zaczął czytać książki.[7]
Świat się zatem budzi, otrząsnął się z pierwszego zachwytu nad cudownymi możliwościami, które dają smartfony (bo przecież są to narzędzia wspaniałe, chodzi o nauczenie się sensownego z nimi kontaktu w wieku, kiedy już jesteśmy wyposażeni w kompetencje, by sobie poradzić z ich wpływem), i można mieć nadzieję, że krok po kroku będziemy zmierzać ku rzeczywistości, w której używanie ich będzie bardziej świadome.
Uważam, że paradoksalnie może nam w tym pomóc skokowy rozwój AI, budzący olbrzymi niepokój[8]. Odnoszę wrażenie, że pojawienie się chatu GTP przelało czarę goryczy wypełnioną już wieloma tematami: zalewem serwisów informacyjnych pisanych przez boty, doskonałością systemów tworzenia fałszywych informacji, narastającym poczuciem, że jesteśmy wykorzystywani, że skradziono nam koncentrację[9], że rozdmuchiwane są podziały plemienne, bo to generuje klikalność (pisze się o tym coraz więcej), że uzależnia się nas i dzieli, by generować zyski[10]. W październiku 2023 roku został opublikowany Lubljana Reading Manifesto[11], sformułowany przez neuronaukowców apel do decydentów, którego przesłaniem jest proste stwierdzenie, że w tej sytuacji jedyną obroną dla demokracji jest inwestycja w wysokie kompetencje czytelnicze obywateli, ponieważ tylko dzięki nim można budować odporność społeczeństw na manipulacje i podsycanie podziałów. Przyszłość czytelnictwa wpływa na przyszłość naszych społeczeństw. Demokratyczne społeczeństwo, oparte na wielostronnym konsensusie może odnieść sukces tylko jeśli jego obywatele będą odpornymi czytelnikami o wysokich kompetencjach. Decydenci we wszystkich dziedzinach muszą być tego świadomi – napisali autorzy Manifestu. Same obserwacje nie są nowe, wpływ czytelnictwa na siłę kapitału społecznego i demokracji był już badany i opisywany[12]; kontekst jest natomiast nowy, i ten świeży strach może stać się kołem zamachowym zmiany.
W listopadzie zeszłego roku Ministerstwo Kultury Słowenii przedstawiło Manifest Radzie Unii Europejskiej. Nie czytamy jeszcze doniesień, by europejscy decydenci masowo zwiększali budżety, które przeznaczają na promocję czytelnictwa w swoich krajach, ale myślę, że jesteśmy na początku mocnego trendu w tym kierunku, bo to staje się nieuniknione. Myślę też, że „kto pierwszy, ten lepszy” – pierwsze kraje, które zaczną nieść temat na sztandarach, zyskają status liderski. A gdyby tak Polska pokusiła się o przywództwo w tym temacie? Wygląda na to, że laur pierwszeństwa jest jeszcze do zgarnięcia… Ot, takie marzenie…
Pozostaje pytanie o czytelników i życie literackie. Rozważania powyższe prowadzone są z punktu widzenia organizacji zajmującej się czytaniem jako narzędziem niwelowania wykluczenia społecznego. Fundacja Powszechnego Czytania tak postrzega swoją misję: chcemy sprawić, by wszystkie dzieci (i potem dorośli) w Polsce miały szansę, dzięki czytaniu i rozmowie towarzyszącej, w pełni realizować potencjał, z którym przychodzą na świat. Skupiamy się na strategiach i działaniach, które umożliwią wyrównywanie tych szans. Nie zajmujemy się analizą czy animowaniem życia literackiego jako takiego. To nie to samo: nasze myślenie skupia się na zaproszeniu 60% nieczytających Polaków do czytania (ponieważ nieczytanie jest czynnikiem wykluczającym z życia społecznego). W życiu literackim uczestniczy dziś, jak sądzę, maksymalnie do 10% społeczeństwa i te dwie grupy to raczej inne populacje.
Dziś tylko 34% dorosłych w Polsce czyta co najmniej 1 książkę rocznie, około 50% rodziców czyta swoim dzieciom, i to przekłada się na jedynie 3% dorosłej populacji czytającej naprawdę regularnie (6–11 książek rocznie)[13]. Nadzieję budzą wyniki czytelnictwa młodzieży: wśród 15–18 latków w 2022 roku aż 12% przeczytało 6–11 książek rocznie i aż 72% potwierdzało przeczytanie co najmniej jednej książki. Jeśli ci młodzi ludzie nie przestaną czytać, to będziemy mieli znaczący wzrost czytelnictwa dorosłych.
Strategie wyrównywania szans skupiamy wokół zwiększenia odsetka rodziców czytających dzieciom, ale naszym celem nie jest spowodowanie, by te dzieci koniecznie wyrosły na uczestników życia literackiego – chcemy umożliwić im, by wyrośli na świetne matematyczki czy nauczycielki, inżynierów czy fryzjerów, artystki czy kucharzy, biznesmenów czy polityczki – i robili ze swoim wolnym czasem, co uznają za stosowne. Czytanie i rozmowa od małego z rodzicem da im lepszą szansę, by stali się, kim chcą być.
Obraz czytelnictwa to piramida, której podstawą są czytający tylko jedną książkę rocznie, a wierzchołkiem – uczestnicy wyzwań czytelniczych „zaliczający” ponad 50 książek i prawdopodobnie uprawiający turystykę festiwalową w czasie wakacji. Fundacja Powszechnego Czytania, stawiając sobie za cel zwiększenie fundamentów piramidy (zaproszenie nieczytających do czytania), w sposób naturalny, choć niebezpośredni zmierza ku poszerzeniu grupy uczestników festiwali literackich i życia literackiego – bo zwiększamy potencjał bazowy – mimo że, jak podkreślam, nie to jest naszym celem zasadniczym. I dlatego, będąc przekonana, że jest przestrzeń na poszerzenie fundamentu (podniesienie poziomu czytelnictwa w Polsce), wierzę, że wierzchołek uczestniczący w życiu literackim też może się rozrosnąć – bo przecież wielkość tego ostatniego jest pochodną szerokości fundamentu ludzi jakkolwiek włączonych w kulturę książki.
Na koniec wracam do kwestii przewidywania przyszłości. Nie wszystko wiemy (a w erze AI tym bardziej!) i tak jak wspomniani na początku specjaliści, możemy się potężnie mylić. Wiemy jednak wystarczająco dużo, by móc wdrożyć strategie, które z pewnością przysłużą się rozwojowi mózgów młodych obywateli, przyszłości czytelnictwa, a co za tym idzie – sukcesowi Polski. Warto skorzystać: zaplanować lepszy krajobraz czytelniczy, by móc go spokojnie przewidywać, może wręcz dożyć do jego realizacji – i nie przejść do historii jako pokolenie, które znało badania i nic nie zrobiło.
Przypisy:
[1] Chyba najsłynniejsza francuska seria książek i czasopism do nauki czytania: J’aime lire : Abonnement magazine enfant de 6 à 13 ans (jaimelire.com)
[2] Eurostat: Statistics | Eurostat (europa.eu)
[3] Polacy coraz bardziej cyfrowi: smartfony i laptopy niezbędne w codziennym życiu – ccnews.pl
[4] Czytająca Polska – Fundacja Powszechnego Czytania (fpc.org.pl)
[5] Vide wypowiedzi Tristana Harrisa, np: Tristan Harris Congress Testimony: Understanding the Use of Persuasive Technology (youtube.com)
[6] https://www.dwutygodnik.com/artykul/10870-czytac-pisac-uwazac.html
[7] Jan Strojny, Krystyna Romanowska, „Jak przedawkowałem media społecznościowe”, „Plus Minus”, 3–4 lutego 2024, .
[8] Interesujący wykład Center for Humane Technologies: The A.I. Dilemma – March 9, 2023 (youtube.com)
[9] Vide tekst Cieplak i Krzykawskiego.
[10] Vide Marcin Napiórkowski Naprawić przyszłość, Tomasz Stawiszyński Reguły na czas chaosu, Christopher Wylie, Mindf*ck, czy film Social dilemma
[11] The Ljubljana Reading Manifesto: Why higher-level reading is important
[12] W publikacji Supermoc książek. Poradnik upowszechniania czytania zebrane są te argumenty: Supermoc_Ksiazek_Poradnik‑P.pdf (fpc.org.pl)
[13] Stan czytelnictwa w Polsce w 2022 – Biblioteka Narodowa (bn.org.pl)
O AUTORZE
Maria Deskur
Wydawca, ekspertka upowszechniania czytania. Absolwentka romanistyki UJ, Literatury francuskiej na Sorbonie oraz komunikacji społecznej na Université Lumière w Lyonie. Współzałożycielka wydawnictwa Muchomor, współtwórczyni serii „Basia” i „Czytam sobie”, wieloletnia dyrektor zarządzająca wydawnictw: Egmont oraz Burda, współfundatorka i prezeska Fundacji Powszechnego Czytania. Zwyciężczyni konkursu Zwyrtała 2019 na najlepszy pomysł na promocję czytelnictwa za akcję „Książka na receptę. Recepta na sukces”, autorka poradnika upowszechniania czytania Supermoc książek oraz współautorka poradnika Supermoc książek. #TataTeżCzyta, Ashoka Fellow od 2023 roku. Prywatnie – mama czwórki dzieci, rowerzystka.