debaty / ankiety i podsumowania

Przyszłość literatury

Inga Iwasiów

Podsumowanie debaty „Przyszłość literatury".

strona debaty

Przyszłość literatury: wprowadzenie

Naj­ła­twiej myśleć o prze­szło­ści, naj­trud­niej wytrzy­mać teraź­niej­szość, przy­szłość zaś jest nie­ja­sna, mgli­sta i zara­zem inten­syw­na jak zła­pa­ny w wiel­ką mem­bra­nę sygnał z kosmo­su. Prze­czu­wa­my nie­uchron­ność zmia­ny, któ­rej nie potra­fi­my dookre­ślić, oscy­lu­jąc mię­dzy „będzie podob­nie” a „będzie nie­wy­obra­żal­nie ina­czej”. Fan­ta­zju­je­my więc o kre­sie epo­ki ksią­żek, chwy­ta­jąc się nadziei tkwią­cej w ludz­kiej skłon­no­ści do opo­wia­da­nia. Nar­ra­cja będzie trwać z nami, a może nawet przy­bie­rać te nowe for­my, któ­rych uczy­my się od świa­ta poza­ludz­kie­go, lub indu­ko­wa­ne wyna­laz­ka­mi – choć wie­ści na ten temat mogą być prze­sa­dzo­ne, tak jak prze­ka­zy o tajem­ni­czej wiecz­no­tr­wa­ło­ści papie­ru. Z podzi­wem śle­dzi­my sprze­daż pro­zy dla mło­dych doro­słych, zabra­nia­jąc sobie nawza­jem defe­ty­zmu wywo­ły­wa­ne­go ana­li­zą fanow­skie­go tren­du. Czę­sto myślę, że czło­wiek nie przyj­mie ani pod­po­wie­dzi natu­ry, ani sztucz­nej inte­li­gen­cji, ani inter­pre­ta­cji fak­tów, ponie­waż sam bez­u­stan­nie gada i pisze, pisze i gada. Po co cedo­wać te czyn­no­ści na inne byty? Z roz­sąd­ku? Dla pie­nię­dzy? Pod przy­mu­sem? Dla wygo­dy? Jed­nak pisze­my i czy­ta­my tak­że z roz­sąd­ku, dla pie­nię­dzy, z przy­mu­su – wygo­dę zosta­wiam za bur­tą aka­pi­tu.

Mam tu mówić o przy­szło­ści lite­ra­tu­ry, ale już padło sło­wo „książ­ka”. Wokół tej gwiaz­dy Insta­gra­ma i wyrzut­ka leżą­ce­go w hiper­mar­ke­to­wym koszu – deba­tu­je­my, wznie­ca­my kłót­nie, uza­sad­nia­my wnio­ski kie­ro­wa­ne do urzę­dów. Sia­da­my w krę­gach, pali­my ogni­ska i skła­da­my baj­ki o kry­zy­sie, zapa­ści, sile, odro­dze­niu, zanie­dba­niu książ­ki. Jej słu­żą i z niej są wypra­sza­ne zna­ne nam dziś insty­tu­cje: szko­ła, egza­min, biblio­te­ka, wydaw­nic­two, księ­gar­nia, festi­wal, nagro­da, kurs twór­cze­go pisa­nia, dota­cja, cena okład­ko­wa, pro­gram czy­tel­nic­twa, kon­fe­ren­cja, klub czy­tel­ni­czy, cza­so­pi­smo kul­tu­ral­ne, kry­ty­ka, prze­kład, fan­klub. Ter­mi­no­lo­gia socjo­lo­gicz­na uży­wa for­ma­li­zu­ją­ce­go poję­cia insty­tu­cji, a gdy chce zdez­o­rien­to­wać nie­wta­jem­ni­czo­nych, zwie wszyst­ko to „polem” za Pierre’em Bour­dieu. Pozwól­cie, że uciek­nę na chwi­lę z pola ku roman­ty­zo­wa­ne­mu obra­zo­wi ksią­żek zgro­ma­dzo­nych w mniej­szej pry­wat­nej lub ogrom­nej publicz­nej biblio­te­ce. Trwa­ją tam w kurzu: goto­we, przy­dat­ne, zbęd­ne, cier­pli­we, mądre i głu­pie, wid­ma oraz kon­kre­ty­za­cje naszych habi­tu­sów.

To obraz tak prze­moż­ny, tak powszech­ny, wmon­to­wa­ny w doświad­cze­nie czło­wie­ka nowo­cze­sne­go, że każ­da zmia­na, zwłasz­cza zaś zmia­na tech­no­lo­gicz­na, wywo­łu­je u czę­ści popu­la­cji ostre napa­dy nostal­gii i lęku, a każ­da kolej­ka po auto­graf zawie­sza wizję kre­su wpi­sa­ną w dys­kur­sy roz­wo­ju. Co to będzie, co to będzie, gdy odrzu­ci­my szkol­ny kanon, kim sta­ną się nasze dzie­ci, ich dzie­ci, jeśli nie pozna­ją boha­te­rów roman­ty­zmu i pozy­ty­wi­zmu? A jed­nak nic się nie sta­nie, nic nie runie, bo mło­dzi w tym roku pobi­li rekord zaku­pów pod­czas tar­gów książ­ki w War­sza­wie.

Czy­ta­nie jest w wyobraź­ni nowo­cze­snej ści­śle powią­za­ne z awan­sem spo­łecz­nym, wspo­mi­na­ne jako mode­lu­ją­ce, ale też przy­jem­ne, otwie­ra­ją­ce wyobraź­nię; obo­wiąz­ko­we i wywro­to­we. Moty­wy wędrow­ne bio­gra­fii biblio­fil­nej: pierw­szy raz z tomem pod koł­drą, syla­bi­zo­wa­nie w obec­no­ści ulu­bio­nej nauczy­ciel­ki, dłu­ga podróż z naj­lep­szą towa­rzysz­ką, ław­ka w par­ku, zaku­py spod lady, aukcje. Pocie­sze­nie w miło­ści, stra­cie, nudzie. Ratu­nek – jak lek­tu­ra poży­czo­nych od współ­więź­niar­ki Nata­lii Lwow­nej „Zapi­sków z mar­twe­go domu” Fio­do­ra Dosto­jew­skie­go podej­mo­wa­na przez Gusta­wa Her­lin­ga-Gru­dziń­skie­go w Jar­ce­wie. Legion posta­ci fik­cyj­nych i rze­czy­wi­stych eman­cy­pu­ją­cych się przy szaf­kach z kata­lo­giem dzie­sięt­nym (tu Atwo­od spo­glą­da na Mun­ro), lek­ce­wa­żą­cym jed­ne toż­sa­mo­ści, dowar­to­ścio­wu­ją­cym inne. Har­le­qu­iny prze­ciw poema­tom; sla­my prze­ciw ese­ist­kom.

O ile na począt­ku, kie­dyś i gdzieś, ludz­kość szu­ka­ła dla histo­rii spo­so­bu zapi­su, o tyle obec­nie recy­to­wa­nie z pamię­ci zakła­da ist­nie­nie pro­to­ty­pu, któ­re­go for­mą dosko­na­łą jest książ­ka. Pomy­śle­nie o jej zastą­pie­niu urzą­dze­niem elek­tro­nicz­nym, a więc o prze­obra­że­niu całej infra­struk­tu­ry i nawy­ków, wyma­ga wycię­cia z prze­szło­ści i teraź­niej­szo­ści tak duże­go obsza­ru, że przy­po­mi­na pro­jek­to­wa­nie odręb­nej cywi­li­za­cji. Tak rady­kal­ne dywa­go­wa­nie nie ma oczy­wi­ście sen­su, bo lite­ra­tu­ra trans­for­mu­je wol­no, my zaś tu mamy do roz­wią­za­nia kwe­stie kon­kret­ne, a nie wizję wystrze­le­nia nas rakie­tą na pla­ne­tę wiel­kie­go czyt­ni­ka, pod­da­ne­go wiel­kie­go smart­fo­na. Jed­no­cze­śnie ma sens, ponie­waż pozwa­la uzmy­sło­wić sobie dzia­ła­nie fety­szu książ­ki, jego kró­lew­skość, pod­bi­ja­ną lękiem przed zale­wem komu­ni­ka­tów gene­ro­wa­nych przez SI. Tym­cza­sem potrze­ba nam roz­trzą­sa­nia idei oraz pra­cy nad kon­kret­ny­mi roz­wią­za­nia­mi. Potrze­ba nam wie­dzy, sta­ty­sty­ki, wywia­du w polu oraz fan­ta­zji.

Parę tygo­dni temu spę­dzi­łam popo­łu­dnie na miej­skim jar­mar­ku. Towa­rzy­szy­łam księ­gar­ce, któ­ra pod­ję­ła misję spo­ty­ka­nia poten­cjal­nych osób czy­ta­ją­cych, czy po pro­stu nabyw­ców i nabyw­czyń, w ich ulu­bio­nych zaka­mar­kach. Posta­wie­nie lady mię­dzy stra­ga­na­mi z ręko­dzie­łem, kieł­ba­są i piwem jest dobrym przy­kła­dem oddol­ne­go pro­mo­wa­nia lite­ra­tu­ry, przy­po­mi­na­ją­cym wyj­ście sztuk wizu­al­nych w prze­strzeń. Opusz­cze­nie gale­rii, biblio­te­ki, sta­nię­cie w cie­pły dzień mię­dzy sprze­daw­czy­nia­mi ofe­ru­ją­cy­mi roz­ma­ito­ści – czy­ni z tomów poetyc­kich arty­kuł dostęp­ny. Albu­my i baj­ki zwra­ca­ją uwa­gę prze­cha­dza­ją­cych się, mogą wywo­łać chęt­kę na obda­ro­wa­nie dziec­ka lub zna­jo­mej czymś, po co nie poszli­by spe­cjal­nie do skle­pu, a pew­nie też nie jecha­li­by na wiel­ką impre­zę.

Nawią­za­łam do pierw­sze­go z brze­gu przy­kła­du. Domy kul­tu­ry, biblio­te­ki, akty­wi­ści i akty­wist­ki wymy­śla­ją wciąż nowe spo­so­by ani­mo­wa­nia czy­tel­nic­twa. Czy w tych dzia­ła­niach widzę wyci­nek przy­szło­ści, prze­trwal­ni­ko­wą enkla­wę w śro­do­wi­sku nacie­ra­ją­cej biblio­fo­bii? Opar­ta na prze­ko­na­niu o waż­no­ści książ­ki pra­ca ludzi odby­wa się na zaple­czu ryn­ko­wych nie­pra­wi­dło­wo­ści, czer­pa­nia zysków z koniunk­tur, któ­re desta­bi­li­zu­ją już i tak wywrot­ną pozy­cję lite­ra­tu­ry wyso­ko­ja­ko­ścio­wej. Dyżu­ru­jąc za ladą w namio­cie ofe­ru­ją­cym fik­cję, odczu­łam fizycz­nie kru­chość i dotkli­wość pra­cy, któ­rą wyko­nu­ję tak­że ja i wiele/wielu z nas, eks­per­tów od idei czy­ta­nia, nie­ma­ją­cych wpły­wu na stra­te­gicz­ne decy­zje. Idea ta nie musi zna­leźć jed­nej wykład­ni: ktoś wyzna­je komu­ni­ka­cyj­ną donio­słość gatun­ków pisa­nych, ktoś zwra­ca się ku testo­wa­niu wydol­no­ści języ­ka, ktoś łak­nie zapa­mię­ta­nia lub zapo­mnie­nia. Wszy­scy uwa­ża­my, że lite­ra­tu­ra jest potrzeb­na – poli­tycz­nie, poję­cio­wo, mate­rial­nie, este­tycz­nie, toż­sa­mo­ścio­wo; bez niej nie mamy języ­ków.

Sto­jąc więc w namio­cie, odczu­łam trud­ność swej pozy­cji – pisar­ki, któ­ra chcia­ła­by, by ją czy­ta­no i opła­ca­no, prze­bra­nej tego popo­łu­dnia w sprze­daw­czy­nię na obo­la­łych nogach, zmę­czo­ną uśmie­cha­niem się do obo­jęt­nie prze­pły­wa­ją­cych prze­chod­niów. Pomy­śla­łam o fak­tu­ro­wa­niu, nosze­niu paczek, roz­kła­da­niu egzem­pla­rzy na wyso­kich pół­kach, wycie­ra­niu kurzu. W opi­sie pola lite­rac­kie­go waż­ne są napię­cia, gra pre­sti­żu, zależ­no­ści. Upo­rząd­ko­wa­nia i wpły­wy, budże­ty i prze­pi­sy. W tle pozo­sta­je nie­po­na­zy­wa­na robo­ta wszyst­kich tych osób, któ­re uczest­ni­czą w pro­duk­cji lite­ra­tu­ry w każ­dym sen­sie tego poję­cia – od pisa­nia, reda­go­wa­nia, korek­ty, obsłu­gi maszyn, po orga­ni­zo­wa­nie spo­tkań, pro­mo­cję, sprzą­ta­nie biblio­te­ki. Nie­któ­re z nich wyko­nu­ją zawód nie z wybo­ru, a z przy­pad­ku. Nie­któ­rzy lubią pod­kre­ślać misyj­ność swe­go zaję­cia. Gdy­by zapa­dła się bez resz­ty zna­na nam lite­ra­tu­ra z obie­ga­mi książ­ki i tego, co jej towa­rzy­szy, wszy­scy ci ludzie musie­li­by zmie­nić zaję­cie. Dziś to wła­śnie my, roz­ma­wia­ją­cy o nowo­ściach, sta­ra­ją­cy się o kup­no krze­seł na spo­tka­nia, zakła­da­ją­cy stro­ny w mediach, pod­trzy­mu­je­my w jako takim sta­nie maszy­ne­rię kul­tu­ry, zanie­dby­wa­nej tak­że w imię tej rze­ko­mo prze­kra­cza­ją­cej nas, naszą zdol­ność poj­mo­wa­nia, wiel­kiej zmia­ny.

Przy­szłość wyma­ga zebra­nia danych z teraź­niej­szo­ści – o czy­tel­nic­twie, zarob­kach w sek­to­rze książ­ki, kształ­ce­niu, funk­cjach biblio­tek, budże­tach i ryn­ku. Nie moż­na jed­nak poprze­stać na rema­nen­cie, bo wie­my, że wie­le czyn­ni­ków wpły­nę­ło na obni­że­nie sta­tu­su lite­ra­tu­ry, a więc na stan maga­zy­no­wy potrzeb, kom­pe­ten­cji i aspi­ra­cji. Nie wystar­czy więc teraz „wspo­ma­gać”, trze­ba wymie­niać zale­ty i nie ule­gać ani fata­li­stycz­nej wizji zbęd­no­ści pisa­nia-czy­ta­nia, ani eufo­rii wiel­kie­go odro­dze­nia w mło­dych czy­tel­nicz­kach. W ide­al­nym dla pisa­nia-czy­ta­nia świe­cie warun­ki tych prak­tyk były­by luk­su­so­we. Luk­sus zwy­kle osią­ga­ją kasty wybrań­ców, wolę więc pla­no­wa­nie reali­stycz­ne – pra­wo sprzy­ja­ją­ce kul­ty­wo­wa­niu czy­tel­nic­twa. Naj­waż­niej­sza zmia­na men­tal­na jest też poli­tycz­na. Sfor­mu­łu­ję ją jako postu­lat: uzna­nie czy­tel­nic­twa za rodzaj aktyw­no­ści tak samo waż­nej jak tro­ska o zdro­wie i cen­niej­szej dla wspól­not od wydaj­no­ści i kon­sump­cji, któ­rych naj­gor­sze skut­ki opi­sy­wa­li zawsze pisar­ki i pisa­rze, więc teraz nie stać nas na ich znik­nię­cie. Powtó­rzę warian­tyw­nie: uzna­nie lite­ra­tu­ry za pro­fi­lak­ty­kę, dostęp­ną i sto­so­wa­ną dobro­wol­nie. Takie podej­ście ma przy­szłość.

O AUTORZE

Inga Iwasiów

Profesorka Uniwersytetu Szczecińskiego, literaturoznawczyni, krytyczka literacka, poetka i prozaiczka. W latach 1999–2012 redaktorka naczelna Szczecińskiego Dwumiesięcznika Kulturalnego „Pogranicza”. Pomysłodawczyni oraz była przewodnicząca kapituły Ogólnopolskiej Nagrody Literackiej dla Autorki Gryfia, zasiada w kapitule Poznańskiej Nagrody Literackiej im. A. Mickiewicza. Członkini jury Nagrody Literackiej Nike, prezeska Polskiego Towarzystwa Autobiograficznego. W pracy naukowej specjalizuje się w zagadnieniach z zakresu historii literatury polskiej, historii literatury XX wieku i teorii literatury. Odznaczona Brązowym Krzyżem Zasługi (2001) oraz Brązowym Medalem „Zasłużony Kulturze Gloria Artis” (2005). W 2010 roku została uhonorowana tytułem Ambasadora Szczecina. Wyróżniona Nagrodą Artystyczną Miasta Szczecin (2008) i Zachodniopomorskim Noblem (2009).