debaty / wydarzenia i inicjatywy

Rzecz o pełnych kawiarniach, opuszczonych halach

Rafał Różewicz

Głos Rafała Różewicza w debacie "Dobry wieczór".

strona debaty

Dobry wieczór

Spo­tka­nie autor­skie. Z czym prze­cięt­ne­mu, haru­ją­ce­mu od świ­tu do nocy oby­wa­te­lo­wi może się koja­rzyć? Mnie­mam, iż z wyso­ką kul­tu­rą sło­wa, ele­gan­cją, poczę­stun­kiem, tudzież z nastro­jo­wą muzy­ką wyż­szych sfer. Z gło­wa­mi w chmu­rach albo z nosa­mi w kupio­nych zawcza­su egzem­pla­rzach naj­now­szej książ­ki. Jed­nak rów­nie dobrze może koja­rzyć się ze sno­bi­zmem jak i nudą, któ­ra dla nie­któ­rych jest pra­wie że legen­dar­na, szcze­gól­nie dla osób nie­bę­dą­cych ze sło­wem pisa­nym za pan brat; czy to przez uraz z dzie­ciń­stwa (np. śmierć Nemecz­ka w Chłop­cach z Pla­cu Bro­ni), czy przez polo­nist­kę bez powo­ła­nia. Stąd dla powyż­szych jed­no­stek spo­tka­nie autor­skie, a pisząc ści­ślej poetyc­kie, jest i będzie zawsze (zakła­da­jąc, że swo­je­go sto­sun­ku do lite­ra­tu­ry nie zmie­nią) stra­tą cza­su. Dla­te­go maso­we (celo­wo uży­wam tego sło­wa) pró­by wyj­ścia z poezją do tych­że ludzi uwa­żam za bez­sen­sow­ne, ponie­waż:

a) jeże­li czło­wiek inte­re­su­je się tą for­mą sztu­ki, to zakła­dam, iż sam będzie wyszu­ki­wał jakichś spo­so­bów na kon­takt z ludź­mi dzie­lą­cy­mi jego pasję (tj. reje­stro­wał się na stro­nach o książ­kach, wsze­la­kich por­ta­lach lite­rac­kich, czy­tał aktu­al­no­ści kul­tu­ral­ne etc.),

b) jeże­li nawet pro­pa­gan­da odnie­sie sku­tek i ktoś przyj­dzie na festi­wal poetyc­ki, spo­tka­nie, to przyj­dzie on jedy­nie w cha­rak­te­rze bier­ne­go obser­wa­to­ra i nie­ste­ty, nie będąc obe­zna­nym z obo­wią­zu­ją­cą na powyż­szych spę­dach for­mą – tyl­ko potwier­dzi swo­je przy­pusz­cze­nia, a co za tym idzie: wię­cej nie raczy się poja­wić.

Oczy­wi­ście w mojej wypo­wie­dzi pobrzmie­wa nuta subiek­ty­wi­zmu, jed­nak­że praw­dzi­we spo­tka­nia poetyc­kie koja­rzą mi się nie z wiel­ki­mi festi­wa­la­mi, mani­fe­sta­cja­mi, tyl­ko wła­śnie z przy­tul­ną restau­ra­cją, nie­zbyt dużą salą na góra dwa­dzie­ścia krze­se­łek, świe­ca­mi, cichut­ko gra­ją­cym pia­ni­nem, wresz­cie – nie z przy­pad­ko­wą publicz­no­ścią, tyl­ko z publicz­no­ścią moc­no trzy­ma­ją­cą się cho­in­ki. Pra­gnę dodać, że w naj­mniej­szym stop­niu nie nawo­łu­ję przy tym do zamy­ka­nia drzwi na kłód­kę, cho­dzi mi wyłącz­nie o zacho­wa­nie kame­ral­no­ści. Niech to ludzie puka­ją, nie zaś poezja (cho­ciaż z dru­giej stro­ny poezja powin­na też dać coś od sie­bie; w kwe­stii języ­ko­wej jestem za likwi­da­cją kodów, gryp­sów – albo­wiem żywię nadzie­ję, iż „zro­zu­mia­ła liry­ka” szyb­ciej przy­cią­gnie ludzi niż mar­ke­ting).

Pod­su­mo­wu­jąc pierw­szą część: kame­ral­ne spo­tka­nia według mnie są naj­lep­szy­mi spo­tka­nia­mi, a czy­tel­nik wyj­dzie usa­tys­fak­cjo­no­wa­ny, kie­dy poczu­je tę sub­tel­ną więź łączą­cą go z utwo­rem, jak i z auto­rem.

Pozo­sta­je więc jesz­cze kwe­stia auto­ra. Twier­dzę, że festi­wa­le two­rzą zbyt­ni dystans mię­dzy publicz­no­ścią a auto­rem (naj­czę­ściej auto­ra­mi). Dys­ku­sje towa­rzy­szą­ce tym­że spo­tka­niom są ponad­to zbyt jało­we, zamknię­te, widz odno­si wra­że­nie, że oso­by sie­dzą­ce przy sto­li­ku nie mają ocho­ty na kon­wer­sa­cję z publicz­no­ścią, bar­dziej zaję­te są sobą – a to powo­du­je wyalie­no­wa­nie czy­tel­ni­ka, nudę i nara­sta­ją­cą fru­stra­cję. Innym zgo­ła pro­ble­mem takich imprez jest zbyt duża ilość poetów wystę­pu­ją­cych „naraz”. Czyn­nik ten bowiem czy­ni z liry­ki pro­dukt, co rów­nież według mnie nie jest zachwy­ca­ją­cym zja­wi­skiem.

Odpo­wia­da­jąc na ostat­nie pyta­nie napi­szę, iż wyjąt­ko­wym i nie­za­po­mnia­nym wyda­rze­niem musia­ło być z pew­no­ścią wtar­gnię­cie pija­ne­go Rafa­ła Wojacz­ka na wie­czór Miro­na Bia­ło­szew­skie­go. A tak poważ­nie, to uwa­żam za jed­ne­go z lep­szych pro­wa­dzą­cych p. Karo­la Mali­szew­skie­go, któ­re­go wie­dzy nie trze­ba chy­ba pod­wa­żać.