debaty / ankiety i podsumowania

Stacja strachu warta

Joanna Mueller

Głos Joanny Mueller w debacie „Ludzie ze Stacji”.

strona debaty

Ludzie ze Stacji: wprowadzenie

Strach bie­rze, gdy pomy­ślę, że na festi­wa­le Biu­ra Lite­rac­kie­go jeż­dżę od dwu­dzie­stu lat, co daje poło­wę moje­go życia! Bywa­ły oczy­wi­ście prze­rwy – edy­cje, na któ­re nie wybra­łam się z powo­du pra­cy albo obo­wiąz­ków macie­rzyń­skich, albo po pro­stu dla­te­go, że już wyro­słam z jeż­dże­nia na Por­ty w roli bez­in­te­re­sow­nej fan­ki, a jesz­cze nie sta­łam się autor­ką ani współ­pra­cow­nicz­ką Biu­ra, któ­ra jeź­dzi­ła­by na festi­wa­le nie tyl­ko dla ucie­chy, ale też „z obo­wiąz­ku”. Kil­ka nostal­gicz­nych legnic­kich kwiat­ków dołą­czy­łam do bukie­tu, jakim był jubi­le­uszo­wy „kata­log wspo­mnień” sprzed pię­ciu lat, o cza­sach wro­cław­skich nie mam zbyt wie­le do napi­sa­nia (tam­tej­sze edy­cje pamię­tam jak przez mlecz­ną mgłę, bo zwy­kle bywa­łam we Wro­cła­wiu na chwi­lę i z dosko­ku, jako wiecz­na mat­ka kar­mi­ciel­ka gna­ją­ca szyb­ko z powro­tem do domu), sku­pię się więc w tym tek­ście na festi­wa­lo­wych spo­tka­niach w Sien­nej i Stro­niu Ślą­skim.

Strach bie­rze, gdy pomy­ślę, jaki kom­bi­nat usług opie­kuń­czych muszę uru­cho­mić, żeby w dru­gim tygo­dniu wrze­śnia – czy­li w naj­bar­dziej napię­tym okre­sie roku szkol­ne­go – znik­nąć na czte­ry dni z rodzin­ne­go domu. Festi­wa­lo­we „zni­ka­nie” zaczy­na się zresz­tą dużo wcze­śniej – eki­pa Biu­ra Lite­rac­kie­go, do któ­rej nale­żę, pla­nu­je każ­dy naj­drob­niej­szy szcze­gół impre­zy już od wio­sny (by nie powie­dzieć: od zakoń­cze­nia poprzed­niej edy­cji!), pod­czas waka­cji przy­go­to­wu­je­my ostat­nie pla­no­wa­ne na festi­wal książ­ki (żeby cie­plut­kie zdą­ży­ły przy­je­chać do Stro­nia na czas), trwa też obmy­śla­nie prze­bie­gu warsz­ta­tów i spo­tkań autor­skich, któ­re mamy na miej­scu popro­wa­dzić. Szcze­rze mówiąc, myślę, że kie­dy w czwart­ko­wy ranek wresz­cie wycho­dzę z miesz­ka­nia z waliz­ką, moja rodzi­na oddy­cha z ulgą: wpraw­dzie będzie cięż­ko spiąć logi­stycz­nie następ­ne dni, ale przy­naj­mniej mat­ka (żona, cór­ka) prze­sta­nie wresz­cie gadać o tym całym Stro­niu.

Strach bie­rze mnie za fra­ki (lub fla­ki) jesz­cze przed wyru­sze­niem. Czy zdą­żę (na auto­bus spod Pała­cu Kul­tu­ry, pod blok Beaty Sta­siń­skiej, z któ­rą jecha­łam na festi­wal w 2018 roku, na Moko­tów, skąd wyru­sza­li­śmy do Stro­nia wraz z Asią Łań­cuc­ką i Kazi­kiem Bie­gań­skim rok póź­niej), czy doje­dzie­my odpo­wied­nio wcze­śnie, czy nie wpad­nie­my w prze­paść na dość ryzy­kow­nych gór­skich zakrę­tach w oko­li­cach Sien­nej?

A póź­niej, gdy uda się prze­żyć i doje­chać w porę (czy­li aku­rat na tyle wcze­śnie, by zamel­do­wać się w hote­lu i prze­brać na chyb­ci­ka, zanim zacznie się napię­ty czwart­ko­wy pro­gram), bio­rą mnie – za gar­dło, za ato­picz­ne, swę­dzą­ce ze stre­su dło­nie, za rumie­nią­ce się policz­ki – kolej­ne lęki. Bo trze­ba wyjść z hote­lo­we­go poko­ju z wido­kiem na głu­pi serial i gór­skie zbo­cze, bo trze­ba zmie­rzyć się z set­ka­mi mniej lub bar­dziej zna­nych ludzi, bo trze­ba pod­jąć się licz­nych zadań, za któ­re wzię­ło się odpo­wie­dzial­ność. To nie są łatwe wyj­ścia – i wie­dzą o tym wszyst­kie przy­jeż­dża­ją­ce tu intro­wer­tycz­ne oso­by, któ­re podob­nie jak ja mają pro­blem z wyj­ściem ze swej lęko­wej sko­rup­ki.

Dla­cze­go w kon­tek­ście festi­wa­lu – czy­li cza­su szczę­ścia i rado­ści, jak chcia­ła­by ety­mo­lo­gia – piszę o lęku? Dla­te­go że nie­za­leż­nie od tego, jak bar­dzo cie­szę się z bycia czę­ścią biu­ro­wej eki­py, z roz­mów z fan­ta­stycz­ny­mi ludź­mi (na przy­kład nale­żą­cy­mi do „mojej” Pra­cow­ni pierw­szej książ­ki), z uczest­nic­twa w wiel­kim świę­cie, jakim są spo­tka­nia autor­skie, to lęk – wła­śnie lęk – jest moim naj­wier­niej­szym towa­rzy­szem. Cze­go tak bar­dzo się boję? Zaczy­na się od dro­bia­zgów – boję się, że zatrza­sną się zablo­ko­wa­ne dre­wien­kiem drzwi poko­ju, w któ­rym mam popro­wa­dzić warsz­ta­ty dla poetów i poetek przed debiu­tem; a jeśli się nie zatrza­sną, to może gru­pa oka­że się zamknię­ta w sobie, nie otwo­rzy się na roz­mo­wę – i nie uda się nam ze sobą napraw­dę spo­tkać. Boję się, że nie skoń­czę warsz­ta­tów na czas i spóź­ni­my się na auto­bus, któ­ry ma prze­trans­por­to­wać festi­wa­lo­wą publicz­ność z kom­plek­su hote­lo­we­go w Sien­nej na wyda­rze­nia w Stro­niu Ślą­skim. A kie­dy już szczę­śli­wie (a jak­że, tym razem zno­wu nie spa­dli­śmy w prze­paść!) znaj­dzie­my się w CETiK‑u, oba­wiam się zarów­no tego, co zda­rzy się w kulu­arach, jak i na samej sce­nie. W kulu­arach lękam się szep­tów, bo nie wiem, czy któ­reś z nich nie są ostrza­mi wymie­rzo­ny­mi w moim kie­run­ku. Jest mi nie­swo­jo, gdy prze­my­kam z kawą albo piwem przed budyn­kiem byłej sta­cji kole­jo­wej i docho­dzą do mnie gło­śne dys­pu­ty kry­ty­czek oraz kry­ty­ków. Przy­po­mi­nam sobie wte­dy rok 2017, kie­dy pro­mi­nent­ny mło­dy kry­tyk zro­bił mi publicz­ną awan­tu­rę w imię rów­no­ści płci, kie­dy to trzę­słam się w pani­ce pod rzę­si­stym ata­kiem jego obja­śnie­pa­ni­czo­wych inwek­tyw, a potem dogo­ry­wa­łam w pufach na zaple­czu, gdzie ukry­wa­łam się przed ludź­mi z wiel­kim cią­żo­wym brzu­chem i jesz­cze więk­szym poczu­ciem upo­ko­rze­nia.

Jed­nak kulu­aro­wy mrok, nawet jeśli zło­wro­go roz­szep­ta­ny, nie prze­ra­ża mnie tak bar­dzo jak sce­na. Nie, wca­le nie muszę na niej stać (o tym za chwi­lę). Wystar­czy, że w świe­tle reflek­to­rów sta­je bli­ska mi oso­ba, z któ­rą jestem (albo kie­dyś byłam) zaprzy­jaź­nio­na. Jej lub jego tre­ma sta­je się moją pani­ką. Kie­dy pierw­sze sło­wa czy­ta­ne­go do mikro­fo­nu wier­sza wbi­ja­ją się w moje uszy, ja ze stre­su wbi­jam paznok­cie w skó­rę dło­ni, i tak już sro­dze podra­pa­ną. Cza­sem lęk doty­czy pada­ją­cych w mrok słów (jak bar­dzo czy­ta­ją­cy się odsło­nią i czy ten mrok ich nie pożre?), a kie­dy indziej oba­wiam się tego, czy ze sce­ny nie spad­nie sam poeta, któ­ry od kil­ku godzin zagłu­szał wła­sny lęk alko­ho­lem.

Tak, o tym stra­chu tak­że chcia­łam napi­sać. Poet­ki i poeci przy­jeż­dża­ją na festi­wal, żeby publicz­nie prze­czy­tać to, co naj­in­tym­niej­sze. Książ­ka jest bez­piecz­ni­kiem, pozwa­la na dystans, chro­ni. Czy­ta­nie na sce­nie to sytu­acja odbez­pie­cze­nia. Sto­isz w ośle­pia­ją­cym świe­tle, przed set­ka­mi oczu i uszu, a w dło­niach trzy­masz chu­dy tomik z wycią­gnię­tą zawlecz­ką. I robisz to – na przy­kład jeśli jesteś autor­ką Biu­ra, któ­ra w ostat­niej deka­dzie opu­bli­ko­wa­ła w wydaw­nic­twie sześć swo­ich ksią­żek – z kon­se­kwen­cją god­ną recy­dy­wist­ki. Robisz to, ponie­waż strach, pomi­mo któ­re­go sta­nę­łaś na sce­nie – znie­czu­liw­szy się alko­ho­lem czy pro­chem albo po pro­stu „wziąw­szy się do kupy” – jest pod­szy­ty nie­sa­mo­wi­tą rado­ścią, że możesz wła­śnie tutaj, na deskach byłej sta­cji kole­jo­wej, cza­sem sama, cza­sem – jak to było w 2019 roku pod­czas czy­ta­nia z Waruj – z przy­ja­ciół­ką, robiąc rebe­lię w różo­wych kró­li­czych uszach, dzie­lić się z ludź­mi, przy­chyl­ny­mi albo i nie, tym, co dla cie­bie naj­waż­niej­sze.

Strach bie­rze, gdy pomy­ślę, że może zda­rzyć się taki dru­gi tydzień wrze­śnia, kie­dy nie będę stre­so­wać się Sta­cją. Lękam się, że mogło­by jej nie być. I zakli­nam: niech będzie, niech będzie.

 

Dofi­nan­so­wa­no ze środ­ków Mini­stra Kul­tu­ry i Dzie­dzic­twa Naro­do­we­go pocho­dzą­cych z Fun­du­szu Pro­mo­cji Kul­tu­ry

>Biuro Literackie kup książkę na poezjem.pl

O AUTORZE

Joanna Mueller

Urodzona w 1979 roku. Poetka, eseistka, redaktorka. Wydała tomy poetyckie: Somnambóle fantomowe (2003), Zagniazdowniki/Gniazdowniki (2007, nominacja do Nagrody Literackiej Gdynia), Wylinki (2010), intima thule (2015, nominacje do Nagrody Literackiej m.st. Warszawy i do Silesiusa), wspólnie z Joanną Łańcucką Waruj (2019, nominacje do Silesiusa i Nagrody im. W. Szymborskiej) oraz Hista & her sista (2021, nominacja do Silesiusa), dwie książki eseistyczne: Stratygrafie (2010, nagroda Warszawska Premiera Literacka) i Powlekać rosnące(2013) oraz zbiór wierszy dla dzieci Piraci dobrej roboty (2017). Redaktorka książek: Solistki. Antologia poezji kobiet (1989–2009) (2009, razem z Marią Cyranowicz i Justyną Radczyńską) oraz Warkoczami. Antologia nowej poezji (2016, wraz z Beatą Gulą i Sylwią Głuszak). Członkini grupy feministyczno-artystycznej Wspólny Pokój. Mieszka w Warszawie.