debaty / ankiety i podsumowania

„Te wszystkie nagłe zmiany, nagłe światy”[1]. Najnowsza poezja jako permanentna rewolucja?

Monika Brągiel

Głos Moniki Brągiel w debacie "Powiadacie, że chcecie rewolucji".

strona debaty

Powiadacie, że chcecie rewolucji

Z pew­no­ścią ma rację Adam Popra­wa, któ­ry pod­kre­śla, że ini­cja­ty­wy zwią­za­ne z For­tem Legni­ca, Por­tem Wro­cław, czy w koń­cu z dzia­łal­no­ścią Biu­ra Lite­rac­kie­go wypra­co­wa­ły dla nowej pol­skiej poezji istot­ną prze­strzeń: tak w zna­cze­niu insty­tu­cjo­nal­nym, jak i arty­stycz­nym. Roz­wi­ja­ją­ce się w jej obrę­bie poety­ki oraz posta­wy docie­ra­ły przez lata do gro­na odbior­ców śle­dzą­cych losy współ­cze­snej liry­ki, zado­mo­wia­ły się więc w szer­szej świa­do­mo­ści. Orga­ni­zo­wa­ne w Legni­cy i Wro­cła­wiu impre­zy przy­czy­ni­ły się też do popu­la­ry­za­cji cie­ka­wych zja­wisk, intry­gu­ją­cych auto­rów i języ­ków. Jako że uro­dzi­łam się na począt­ku lat dzie­więć­dzie­sią­tych, nie mogłam brać udzia­łu w spo­tka­niach legnic­kich ani w więk­szo­ści wro­cław­skich, jed­nak jako mło­da czy­tel­nicz­ka mogłam – i mogę – uczest­ni­czyć w pro­ce­sie przez nie zaini­cjo­wa­nym, w pro­ce­sie dają­cym moż­li­wość poru­sza­nia się pośród wie­lu pro­po­zy­cji wydaw­ni­czych i orga­ni­zu­ją­cych się wokół nich dys­ku­sji, reflek­sji. Z tego powo­du moje myśle­nie o For­tach i Por­tach sku­pia się głów­nie na publi­ka­cjach, przez lata kształ­tu­ją­cych jed­no z waż­niej­szych miejsc na lite­rac­kiej sce­nie. Od twór­ców zwią­za­nych począt­ko­wo z „Bru­lio­nem”, przez innych debiu­tu­ją­cych w latach dzie­więć­dzie­sią­tych, po kolej­nych debiu­tan­tów. I tak jak pisze Popra­wa, trud­no mówić o rewo­lu­cji jako wyra­zi­stym zda­rze­niu wyod­ręb­nia­ją­cym się na tle spo­so­bów ist­nie­nia i dróg roz­wo­ju poezji ostat­nie­go ćwierć­wie­cza, war­to nato­miast – o sze­re­gu mniej­szych i więk­szych prze­mian, gestów, wyzwań pro­wa­dzą­cych nas ku miej­scu, któ­re­go obec­nie patrzy­my na współ­cze­sną poezję.

Obcho­dzo­ny w tym roku jubi­le­usz festi­wa­lu, któ­ry roz­po­czął się w 1996 roku w Legni­cy, a w 2004 roku prze­niósł się do Wro­cła­wia, był oka­zją do zasta­no­wie­nia się nad warun­ka­mi, w jakich przez ostat­nie dwa­dzie­ścia lat funk­cjo­no­wa­ła poezja, czy sze­rzej – poetyc­kie życie. Być może rze­czy­wi­ście zabra­kło osob­nej deba­ty o prze­mia­nach doko­nu­ją­cych się wraz z kolej­ny­mi festi­wa­la­mi, jed­nak war­to­ścią tak a nie ina­czej pomy­śla­ne­go jubi­le­uszu było odda­nie miej­sca i gło­su książ­kom oraz ich twór­com. To spoj­rze­nie na dwu­dzie­sto­let­ni doro­bek poszcze­gól­nych auto­rów jest moim zda­niem jed­nym z bar­dziej war­to­ścio­wych punk­tów odnie­sie­nia skła­nia­ją­cych do namy­słu, roz­mo­wy i dal­szej pra­cy.

Czy cią­głość w róż­no­rod­no­ści? Wystar­czy przy­wo­łać nazwi­ska i powią­za­ne z nimi gesty: od Świe­tlic­kie­go, Sen­dec­kie­go, Sosnow­skie­go po Elsne­ra, Szy­cho­wiak czy Buli­żań­ską – for­mu­ła spraw­dza się i daje czy­tel­ni­kom sze­ro­ki ogląd sytu­acji. Owszem – jest to wyci­nek, część kra­jo­bra­zu współ­cze­snej poezji, ale część istot­na, otwar­ta na róż­ne kie­run­ki poszu­ki­wań. Zwią­za­ne z Por­tem posta­ci przy­na­le­żą do cią­gle usta­la­ją­ce­go się na prze­strze­ni ostat­nich lat kano­nu, do kano­nu rucho­me­go, a dzię­ki temu – sta­ją­ce­go się zja­wi­skiem, któ­re war­to śle­dzić czuj­nie, kry­tycz­nie, na bie­żą­co. I znów nazwi­ska, któ­rych nie wol­no pomi­nąć myśląc o ostat­nim ćwierć­wie­czu w pol­skiej poezji: od Róże­wi­cza, Miło­będz­kiej, Kier­ca, Maty­wiec­kie­go po Tka­czy­szy­na-Dyc­kie­go, Wie­de­man­na, Suskę, Maje­ra­na czy Górę. Trud­no nie wspo­mnieć o Zdro­dow­skim, Fie­dor­czuk, Sośnic­kim, Pod­gór­nik i wie­lu, wie­lu innych. Poza tym wydaw­nic­twa przy­bli­ża­ją­ce twór­czość auto­rów zagra­nicz­nych w zna­ko­mi­tych tłu­ma­cze­niach i wybit­na pol­ska poezja dwu­dzie­sto­wiecz­na. W mar­cu tego roku uka­za­ła się z oka­zji jubi­le­uszu anto­lo­gia 100 wier­szy pol­skich sto­sow­nej dłu­go­ści skła­da­ją­ca się z tek­stów autor­stwa więk­szo­ści Biu­ro­wych auto­rów – anto­lo­gia cen­na choć­by ze wzglę­du na to, że wska­zu­je na róż­no­rod­ność poetyc­kich pro­po­zy­cji.

Prze­łom zwią­za­ny z rokiem 1989 doko­nał się na polu wydaw­ni­czym, dzię­ki zmia­nom w spo­so­bie finan­so­wa­nia i struk­tu­rach ryn­ku. Jed­no­cze­śnie doko­na­ła się  insty­tu­cjo­nal­na decen­tra­li­za­cja, nie poja­wi­ło się nato­miast orga­ni­zu­ją­ce wzór cen­trum. Zja­wi­sko to war­to­ścio­we, choć ska­zu­ją­ce na roz­pro­sze­nie, czę­sto na utrud­nie­nia w dotar­ciu do cie­ka­wych zja­wisk. Prze­my­sław Cza­pliń­ski zazna­czał: „Jeste­śmy świad­ka­mi i uczest­ni­ka­mi prze­ło­mu lite­rac­kie­go. Gdy nad­cho­dzi, roz­gry­wa się przy­naj­mniej w trzech sfe­rach: poetyk, idei, insty­tu­cji”2. Śla­dów prze­ło­mu szu­ka­no w sytu­acji kon­wen­cji i gatun­ków, w szer­szej per­spek­ty­wie w spo­so­bach poj­mo­wa­nia i okre­śla­nia lite­rac­ko­ści w ogó­le, a tak­że w sfe­rze insty­tu­cjo­nal­nej, czy­li pośród reguł powsta­wa­nia i roz­po­wszech­nia­nia tek­stów, rela­cji mię­dzy auto­rem a wydaw­cą, mię­dzy szko­łą a ryn­kiem. Wysi­łek nie­jed­no­krot­nie zbęd­ny, lecz wska­zu­ją­cy na potrze­bę kla­sy­fi­ka­cji zja­wisk podług upra­gnio­ne­go sche­ma­tu – rewo­lu­cyj­ne­go, oczy­wi­ście, raczej w domy­śle. Prze­ło­mu, jak się oka­za­ło, jed­nak nie było. Nastę­po­wa­ły trud­no uchwyt­ne przej­ścia, zwia­stu­ny prze­mian.  War­to znów przy­wo­łać Cza­pliń­skie­go  i  jego stwier­dze­nie, że

„zmia­na ustro­jo­wa, choć nie musi wywo­łać zmia­ny poetyk, powo­du­je zmia­nę poło­że­nia i postrze­ga­nia lite­ra­tu­ry, zmia­nę jej usy­tu­owa­nia wobec ryn­ku, poli­ty­ki, pie­nią­dza, źró­deł spo­łecz­nych wzor­ców oso­bo­wo­ścio­wych, potrzeb i zamó­wień odbior­cy. W takiej sytu­acji sztu­ka – choć­by nie mia­ła do zapro­po­no­wa­nia nicze­go nowe­go – ule­ga zmia­nom, ponie­waż zna­czy co inne­go, jest inna, ponie­waż znaj­du­je się w nowym ukła­dzie. Prze­łom w lite­ra­tu­rze nie musi być więc real­ny, ponie­waż jest aż nad­to real­ny wokół niej”3.

Nowa prze­strzeń dla poezji, któ­ra otwo­rzy­ła się dzię­ki spo­łecz­nym i poli­tycz­nym prze­mia­nom zwią­za­nym z rokiem 1989 jest dziś już prze­strze­nią „doro­słą”, cią­gle jed­nak mło­dą, rzut­ką, roz­wi­ja­ją­cą się. Czy dziś ocze­ku­je­my zmia­ny? Raczej obser­wu­je­my, towa­rzy­szy­my, cza­sa­mi – spie­ra­my się, odrzu­ca­my, wyra­ża­my sprze­ciw. Wra­ca­my do roku 1989, mądrzej­si o lata doświad­czeń, nie­ko­niecz­nie prze­ko­na­ni o koniecz­no­ści zazna­cza­nia prze­ło­mów, rewo­lu­cyj­nych gestów. Jeśli cho­dzi o spoj­rze­nie na sytu­ację lite­ra­tu­ry w tzw. cza­sach prze­ło­mu, moja per­spek­ty­wa jest ogra­ni­czo­na, a jed­no­cze­śnie zdy­stan­so­wa­na. Cen­tral­ną pozy­cję zaj­mu­je w niej fio­le­to­wa seria „Bru­lio­nu” z 1992 roku, któ­ra przy­nio­sła dzie­więć waż­nych tomi­ków poetyc­kich, pre­zen­to­wa­ła – co szcze­gól­nie istot­ne – mło­dych, alter­na­tyw­nych twór­ców, rzu­ca­ła pro­wo­ka­cyj­nie: „macie swo­ich poetów”. Poetów na cza­sy prze­ło­mo­we. W koń­cu począ­tek ostat­niej deka­dy ubie­głe­go wie­ku rze­czy­wi­ście był w Pol­sce cza­sem prze­si­le­nia, tak­że w sfe­rze kul­tu­ry, szcze­gól­nie – w poezji. Jed­nym z wyra­zi­stych, aktu­al­nych do dziś wystą­pień otwie­ra­ją­cych pole dys­ku­sji, jest pro­wo­ka­cyj­na auto­te­ma­tycz­na reflek­sja, z jaką wystą­pił Krzysz­tof Jawor­ski w Draż­nią­cych przy­jem­no­ściach, pisząc: „tyle już zro­bi­li­śmy dla tej bied­nej poezji,/ a Brod­ski cof­nął ją fatal­nie. Murzy­ni też/ wyrzą­dza­ją jej krzyw­dę. I Cze­sław”4.

Okres rado­ści powo­do­wa­nej otwar­ciem nowe­go spo­łecz­ne­go i este­tycz­ne­go kon­tek­stu nie trwał dłu­go, bowiem już w 1995 roku mło­dym poetom przy­szło się mie­rzyć z zarzu­ta­mi kwe­stio­nu­ją­cy­mi wywro­to­wy cha­rak­ter ich twór­czych dzia­łań5. Jeśli przyj­rzeć się dokład­niej, moż­na zoba­czyć, że ostat­nia deka­da ubie­głe­go wie­ku w lite­ra­tu­rze pol­skiej to w isto­cie czas rewo­lu­cyj­nych w zamia­rze gestów, m.in. anty­mi­ło­szow­skich czy anty­no­wo­fa­lo­wych. War­to przy­po­mnieć też posta­wę Igo­ra Stok­fi­szew­skie­go wystę­pu­ją­ce­go z postu­la­tem natych­mia­sto­wej zmia­ny para­dyg­ma­tu z indy­wi­du­ali­stycz­ne­go na wspól­no­to­wy, kolej­ny prze­jaw nara­sta­nia pra­gnie­nia jakiejś rewo­lu­cji. Prze­łom, rewo­lu­cja – nawet ist­nie­ją­ce jesz­cze w sfe­rze poten­cjal­no­ści – mają wszak­że szan­sę utwo­rzyć nowe miej­sce reflek­sji doty­czą­cej współ­cze­sno­ści, a więc warun­ków, w jakich funk­cjo­nu­je, do któ­rych na róż­nych pozio­mach odno­si się poezja czy lite­rac­kie życie. Stąd nośność ter­mi­nu i popu­lar­ność sytu­ują­cych się w polu „rewo­lu­cyj­no­ści” gestów.

A co z mło­dy­mi? Cią­gle przy­cho­dzi nowe, jakieś nowe cią­gle cze­ka na swój moment, cią­gle doko­nu­je się zmia­na, któ­rej nie zauwa­ża­my, jako że jeste­śmy jej uczest­ni­ka­mi. Albo dla­te­go, że widzieć nie chce­my, lecz to już część reflek­sji doty­czą­ca, zazwy­czaj, bra­ku nale­ży­tej uwa­gi połą­czo­ne­go z wąt­pli­wej jako­ści pre­ten­sja­mi wobec dzie­dzi­ny wyma­ga­ją­cej jed­nak indy­wi­du­al­ne­go zaan­ga­żo­wa­nia i jed­nost­ko­wej opi­nii. Patrząc na pro­blem z innej stro­ny, war­to powie­dzieć, że auto­rzy debiu­tu­ją­cy w Biu­rze mają szan­sę dotrzeć do sto­sun­ko­wo dużej gru­py czy­tel­ni­ków. Począw­szy od nie­na­gan­nej for­my tomi­ku, przez roz­mo­wy, czy­ta­nia, spo­tka­nia autor­skie, naj­efek­tyw­niej przed­sta­wia­ją wła­sną twór­czość. Zmia­na, o któ­rej pisze Popra­wa, ów pro­ces doko­nu­ją­cy się po  prze­ło­mie dzię­ki ini­cja­ty­wom For­tu – Por­tu – Biu­ra  Lite­rac­kie­go, doko­nu­je się więc nadal. Nie zali­czam się wpraw­dzie do sta­łych bywal­ców wro­cław­skiej – ostat­ni­mi laty – impre­zy (choć ini­cja­ty­wę doce­niam), na bie­żą­cą śle­dzę za to kolej­ne wydaw­ni­cze nowo­ści. W zgo­dzie z wydaw­ni­czy­mi, więc poli­tycz­ny­mi sym­pa­tia­mi, czy też w jaw­nym wobec nich sprze­ci­wie, nie moż­na zaprze­czyć, że są to pozy­cje waż­kie, dys­ku­syj­ne, dają­ce do myśle­nia.

Mamy rok 2015, w kon­tek­ście dys­ku­sji o prze­mia­nach w życiu nowej poezji narzu­ca się pyta­nie, czy nie sto­imy cią­gle w prze­cią­gu, w jakimś momen­cie „otwar­cia”? Waż­nym przy­czyn­kiem do deba­ty jest miej­sce festi­wa­li, a więc prze­strze­ni spo­tkań i dia­lo­gu, nie­po­wta­rzal­ne­go kon­tak­tu z wier­szem, poetą, czy­tel­ni­kiem. W XXI wie­ku ta for­ma pre­zen­ta­cji lite­ra­tu­ry sta­ła się narzę­dziem umoż­li­wia­ją­cym posze­rza­nie  lite­rac­kie­go pola. Od Por­tu Wro­cław, przez Poznań Poetów, Mia­sto Poezji, Puls Lite­ra­tu­ry czy Festi­wal Miło­sza – festi­wa­le, jak sądzę, umoż­li­wia­ją zawią­zy­wa­nie nowych rela­cji mię­dzy auto­ra­mi a czy­tel­ni­ka­mi. Warun­ki prze­mia­ny, nie­ko­niecz­nie rewo­lu­cyj­nej, to bowiem warun­ki języ­ka, jego zmia­ny i pola dzia­ła­nia, odkry­wa­nia nowych moż­li­wo­ści i włą­cza­nia ich w kul­tu­ro­wy obieg, jak rów­nież warun­ko­wa­nej przez język rze­czy­wi­sto­ści roz­mo­wy, spo­ru, pre­zen­ta­cji odmien­nych zgo­ła postaw, twór­czych napięć. Jak pisze Piotr Śli­wiń­ski: „Waż­no­ści poezji nie gwa­ran­tu­ją już ani pro­gra­mo­we (…), ani kul­tu­ro­we cen­tra­le – sta­ła się spra­wą roz­pro­szo­nych pier­wiast­ków, czyn­ni­ków ludz­kich, idio­mów”6. One wła­śnie są czyn­ni­ka­mi współ­two­rzą­cy­mi współ­cze­sny poetyc­ki obieg, tę per­ma­nent­ną (zatem: nie­do­strze­gal­ną w nur­cie współ­brz­mią­cych z nią kul­tu­ro­wych prze­su­nięć) rewo­lu­cję języ­ka, postaw i punk­tów widze­nia, któ­re poezja – na stro­nach tomi­ków, festi­wa­lach, pod­czas spo­tkań autor­skich i spo­tkań zupeł­nie nie­ofi­cjal­nych – bez­u­stan­nie kreu­je.


[1] M. Świe­tlic­ki, Od dzi­siaj woj­na, w: tegoż: Zim­ne kra­je. Wier­sze 1980 – 1990, Kra­ków – War­sza­wa 1992, s. 12.
[2] P. Cza­pliń­ski, Śla­dy prze­ło­mu. O pro­zie pol­skiej 1976–1996, Kra­ków 1997, s. 5.
[3] Tam­że, s. 166.
[4] K. Jawor­ski, Draż­nią­ce przy­jem­no­ści, w: tegoż: Wier­sze 1988–1992, Kra­ków-War­sza­wa 1992, s. 8.
[5] Por. M. Sta­la, Coś się skoń­czy­ło, nic się nie chce zacząć, „Tygo­dnik Powszech­ny”, nr 2/2000.
[6] P. Śli­wiń­ski, Hor­ror poeti­cus. Szki­ce, notat­ki, Wro­cław 2012, s. 9.