debaty / wydarzenia i inicjatywy

Tekst o Portach z dygresjami

Anna Podczaszy

Głos Anny Podczaszy w debacie "Z Fortu do Portu".

strona debaty

Z Fortu do Portu

Minę­ło pięt­na­ście lat i ani krzty rozu­mu wię­cej. Choć – powia­dam par­szy­wym pesy­mi­stom i zgorzk­nia­łym ele­men­tom – ani i mniej. Jest więc i nad czym pła­kać, i z cze­go się cie­szyć, bo mimo żem o pięt­na­ście wio­sen star­sza i doświad­cze­niem ponoć bogat­sza („Cho­ciaż doświad­cze­niem!”, krzyk­nie nie­je­den zło­śli­wiec), to od owe­go doświad­cze­nia nie dur­niej­sza jed­nak i pomi­mo nie­go wciąż lat szes­na­ście mają­ca.

A w dodat­ku miesz­kam w Legni­cy i mam dać głos (wokół mnie śnież­na pusty­nia i wil­cy) na temat, co się tu dzia­ło i nie dzia­ło przez kil­ka lat, począw­szy od godzi­ny 14. 44, gdy mia­łam szes­na­ście lat i lata­łam w pod­ko­la­nów­kach. (Nawia­sem mówiąc, gdzie by się czło­wiek nie obró­cił i przy­pad­kiem lub nie cze­goś doświad­czył, cze­muś świad­ko­wał, czy w czymś uczest­ni­czył, zaraz się pyta­ją, jak, co, gdzie i za ile. Zapę­ta­łam się, byłam kie­dyś przed falą pol­skiej emi­gra­cji jesz­cze, do Edyn­bur­ga, a tu patrzę – legnic­ki teatr „Korio­la­na” na festi­wa­lu wysta­wia. Poszłam zoba­czyć, bo się chcia­łam dowie­dzieć, jak, co, gdzie, za ile i po co się taki szmat dro­gi tłuc, a sko­ro już, to co z tego i zaraz mnie za dar­mo wpu­ści­li, więc twier­dzę sta­now­czo, że Szko­ci, a wła­ści­wie Pola­cy w Szko­cji, wca­le nie są ską­pi. Ale że nie ma nic za dar­mo, toteż po powro­cie mnie namie­rzo­no i kaza­no pisać jak, co, gdzie, za ile, po co i co z tego zosta­ło albo i nie zosta­ło).

Tak oto nawias prze­ro­dził się w cały aka­pit, ale to nie­zbęd­ne dla spój­no­ści tek­stu z tytu­łem, a jak to chy­trze obmy­śli­łam, kto prze­brnął taki zwa­li­sty począ­tek, ten jest rze­czy­wi­ście zde­spe­ro­wa­ny, by się dowie­dzieć jak to było w Legni­cy i co z tego, jak, dla­cze­go, gdzie i z kim się nie piło, bądź i piło. I ten rze­czy­wi­ście wśród was zde­spe­ro­wa­ny ele­ment (tro­chę to nie­skład­ne, jak i więk­szość wspo­mi­nek) jest gotów zmie­rzyć się ze wspo­min­ka­mi sta­rej bab­ki, któ­ra twier­dzi, że kie­dyś już mia­ła szes­na­ście lat i dobrze pamię­ta, pomi­mo pierw­szych siwych wło­sów na swo­jej skro­ni, jak to do Legni­cy przy­je­chał Artur Bursz­ta i ścią­gnął tutaj całą ban­dę bar­ba­rzyń­ców. I nie – ale jak miał przy­je­chać bar­ba­rzyń­ca i nie, to się roz­cho­ro­wał, czy coś, przez co nie przy­je­chał i rów­no­wa­ga (i tak pozor­na) zosta­ła moc­no zachwia­na. Upa­dła. Co się tu dzia­ło, dzia­two i nie dzia­two szkol­na? Ot, przy­jeż­dża­li kole­sie – Pod­sia­dło nawet pocią­giem na rowe­rze – wygło­si­li, co chcie­li, bo są wol­ny­mi ludź­mi, radio eL nawet Świe­tlic­kie­go nagra­ło i już. „I już? I już?!”, krzyk­nie nie­je­den z dzia­twy o roz­pa­lo­nych z emo­cji policz­kach. Jak dla was, coście tu nie byli, to i już, co ja wam będę lody przez szy­bę lizać kazać. Kto nie sły­szał, jak Andrzej Sosnow­ski czy­ta wie­lo­kro­pek, ten w ogó­le nic nie sły­szał, choć­by Aka­de­mię Muzycz­ną na kie­run­ku Sły­sze­nie koń­czył na piąt­kach i szóst­kach, i na doda­tek Polo­ni­sty­kę, wydział Inter­punk­cja, jak zeszło­rocz­na burza let­nia prze­szedł i wyrów­nał.

Ale może mito­lo­gi­zu­ję, jak to sta­re bab­ki w zwy­cza­ju par­szy­wym mają.

Ja tam się nie dzi­wię, że Artur Bursz­ta się z Legni­cy wypro­wa­dził, mimo, że mu się tu dzie­ci uro­dzi­ły i ban­da dzi­wa­ków zwa­la­ła co rok, oto­cze­nie przy­jem­niej­szym czy­niąc, bo jak wspo­mnę sobie wizy­tę żebra­czą u władz mia­sta, czy­by nie zaspon­so­ro­wa­li czę­ścio­wo choć wdo­wim swo­im gro­szem moją pierw­szą książ­czy­nę, to mnie pan urzęd­nik spy­tał, co mia­sto z tego mieć będzie, jak­by zaraz coś musia­ło mieć, np. lep­sze dro­gi, mniej­szą prze­stęp­czość, czy wzrost gospo­dar­czy. Ale dyplom uzna­nia od władz mia­sta póź­niej uzy­ska­łam, spra­wie­dli­wość trze­ba moje­mu mia­stu oddać. Z wła­dzą lepiej nie zadzie­rać. Byłam kie­dyś na uro­czy­sto­ści jakiejś tele­wi­zyj­nej we Wro­cła­wiu, wyobraź­cie sobie, w stu­diu tele­wi­zyj­nym z pom­pą to było krę­co­ne, kul­tu­ral­ne osią­gnię­cia Dol­no­ślą­za­ków, czy inne waż­ne tre­le more­le. Wystę­po­wał też nomi­no­wa­ny, czy nawet wygra­ny Jacek Głomb, dyrek­tor legnic­kie­go teatru z wła­dza­mi mia­sta skon­flik­to­wa­ny, bo jakąś chciał kasę jak zwy­kle i zamiast prze­mó­wie­nia dzięk­czyn­no-pochwal­ne­go wygło­sił przed kame­ra­mi wer­bal­ny środ­ko­wy palec. Wiem, bo tam byłam i wszyst­ko sły­sza­łam na żywo. Tyl­ko pro­gram, pech mu chciał, na żywo nie szedł w tele­wi­zji nr 3 i tak Głom­ba Jac­ka zmon­to­wa­li, że z agre­syw­ne­go ata­ku­ją­ce­go wyszedł płacz­li­wy i sen­ty­men­tal­ny głu­pek. Wiem, bo widzia­łam i nikt mi nie powie, że do wła­dzy bez­kar­nie moż­na mieć pre­ten­sje i rosz­cze­nio­wą posta­wę pre­zen­to­wać. Artu­rze, możesz ten aka­pit wyciąć, jeśli uznasz, że jest nie na temat.

Tak więc się nie dzi­wię, cho­ciaż szko­da, że paru momen­tów nie da się powtó­rzyć, cho­ciaż i tak by się nie dało, nawet gdy­by Fort/Port został w Legni­cy, bo prze­cież nie moż­na mieć wiecz­nie szes­na­stu lat i do tej samej lokal­nej rze­ki Kacza­wy wcho­dzić. A Lech Janer­ka i tak jest z Wro­cła­wia, nawet jak tu przy­je­chał i zagrał, i sobie czło­wiek w spo­ko­ju, czy nie posłu­chał. Z dru­giej stro­ny, takie Kar­bi­do gra­ło na któ­rymś Por­cie Wro­cław i też mi się podo­ba­ło. A potem poje­cha­li na festi­wal do Edyn­bur­ga, ale ja nie, i nikt mi nie kazał pisać, co z tym „Sto­li­kiem” było, jak, gdzie, dokąd, po co i co z tego wyni­kło.

Nie dzi­wię się, ale szko­da, bo jak to ujął na któ­rymś Por­cie Legni­ca Adam Wie­de­mann, sto­imy tu teraz jak te odrą­ba­ne chu­je, sie­ro­ty i zmi­ło­wa­nia cze­ka­my. Nawia­sem mówiąc, czy Adam Wie­de­mann nam, legni­cza­nom, wiesz­czył ponu­ro, czy mu się tak wymknę­ło – po dziś dzień nie wiem.

Szko­da, ale tak samo szko­da, jak tego, że nam dzie­ci rosną. A co niby mają do robo­ty (oprócz kom­pu­te­ra)? Rosną i sobie idą (zagrać), i już, mimo naszych kazań. Ja też, dziec­kiem będąc szes­na­sto­let­nim, widzia­łam to, czy tam­to, słu­cha­łam, jak pani Kry­sty­na Miło­będz­ka prze­strze­ga mnie na Por­cie Legni­ca przed zale­wem przy­miot­ni­ków, i co? Czy ja się posłu­cha­łam dobrych rad? Może i tak, np. nie odpo­wia­dam na pyta­nie, jak jest poezja pol­ska, mądrzej­si są od tego. A może i nie posłu­cha­łam się, nie myśla­łam nad tym, choć może powin­nam, ale może i od tego mądrzej­si są.

Tak więc, jak powie­dzia­łam, szko­da, że nam dzie­ci rosną. Bo do Por­tu w Legni­cy mia­ło się sła­bość, bo moż­na mu było zarzu­cić nie­doj­rza­łość, czy co tam, ale był mie­sza­ni­ną wariac­twa i kul­tu­ry z wyż­szej pół­ki, a stan­dar­dom trak­to­wa­nia uczest­ni­ków po obu stro­nach wciąż żaden nikt nie może nic zarzu­cić.

I tego Por­to­wi Wro­cław nadal życzę. Rozu­miem i akcep­tu­ję roz­wój, i roz­rost, bo jak­że­by tak mieć lat pięt­na­ście i nadal w krót­kich majt­kach latać? Ale mie­wam też mie­sza­ne uczu­cia – dosłow­nie – gdy mnie, pro­stą sta­rą bab­kę, napa­da na raz ilość bodź­ców prze­kra­cza­ją­cych moją per­cep­cję świa­do­mą, a może i nie­świa­do­mą, przy­znam, cokol­wiek zmur­sza­łą i zębem cza­su prze­żu­tą. A z dru­giej stro­ny, po tej łące India­nie w pió­ro­pu­szach latać już nie będą i nie ma co krę­cić nosem na kolej trans­kon­ty­nen­tal­ną, tędy tu coraz prę­dzej bie­gną­cą.

No więc życzę jak naj­wię­cej momen­tów, gdy się słu­cha, przy­ku­tym będąc do sie­dze­nia, nie dla­te­go, że jest się nie­ru­cha­wą sta­rą bab­ką, ale dla­te­go, że Euge­niusz Tka­czy­szyn-Dyc­ki impro­wi­zu­je „Pij­cie kro­ple kró­la duń­skie­go, panie i pano­wie” albo Andrzej Sosnow­ski chwi­lę póź­niej obwiesz­cza „Dano dur­nio­wi morze”. To są momen­ty, któ­re się pamię­ta do koń­ca swo­je­go szes­na­sto­let­nie­go życia. Może i nie­wie­le ich tutaj przed­sta­wi­łam, ale wierz­cie mi, panie i pano­wie, jak kie­dyś powiem swo­im wnu­kom, że faj­ny film wczo­raj widzia­łam, a one, w mig łapiąc meta­fo­rę, spy­ta­ją, czy momen­ty były, to odpo­wiem, no masz!, bo w życiu waż­ne są tyl­ko chwi­le i trze­ba je sobie same­mu zbie­rać, co i Wam niech się sta­je.

O AUTORZE

Anna Podczaszy

ur. w 1972 r. Poetka, wykładowczyni w Centrum Kształcenia Językowego i Ustawicznego Kadr. Nominowana do Nagrody Literackiej Nike za tomik danc (2000), który był jej poetyckim debiutem. W kolejnych latach opublikowała również zbiór wierszy Wte i nazad (2003) oraz Mniej, więcej (2007), a w 2018 r. również książkę z wierszami dla dzieci Grymasy. Życie między wierszykami. Mieszka w Legnicy.