Tu nadaje Rosja
Marek Olszewski
Głos Marka Olszewskiego w debacie "Biurowe książki 2015 roku".
strona debaty
Biurowe książki 2015 rokuSpośród książek wydanych w 2015 roku przez Biuro Literackie chyba największy mój entuzjazm wzbudziła antologia współczesnej poezji rosyjskiej Radio Swoboda. I to co najmniej z kilku powodów.
Jeżeli poezja w dzisiejszym polskim krajobrazie literackim jest niszą, to poezja tłumaczona, do tego współczesna, jest już prawdziwą i niekwestionowaną niszą nisz. To, co o niej wiemy, sprowadza się właściwie do niestrudzonej, misjonarskiej wręcz działalności kilku zapaleńców, głównie ze środowiska „Literatury na Świecie”. Każdą pojawiającą się w Polsce publikację aktualnych wyrobów poetyckich z zagranicy witam więc z podnieceniem dziecka, które czeka na św. Mikołaja. Niestety, takich okazji wciąż jest u nas bardzo niewiele.
Tym większe wyrazy uznania należą się tłumaczowi, Zbigniewowi Dmitrocy, który – jak relacjonuje w posłowiu do Radia Swoboda – musiał wykazać się ogromną determinacją, by rosyjską poezję w końcu udało się u nas zaprezentować. Kiedy przygotowywana publikacja była już na ukończeniu, przydarzył się festiwal neoimperializmu rosyjskiego na Ukrainie, w efekcie którego wiele planowanych inicjatyw kulturalnych na linii Polska-Rosja upadło – w tym niestety również pomysł antologii. Do projektu jednak powrócono – chcąc uczynić zadość polityce (zwłaszcza budżetowej), postanowiono wydać wiersze o charakterze obywatelskim. Znajdziemy więc w Radiu Swoboda utwory i o zatopionym Kursku, i o słynnym cerkiewnym występie zespołu Pussy Riot, i o zajęciu Krymu. Jakkolwiek ciekawe to wątki, nie ukrywam, że traktuję je jako konieczne „argumenty” w jakiś sposób instytucjonalnie usprawiedliwiające cały pomysł antologii (najwidoczniej, zdaniem naszych włodarzy kulturalnych, dysponujących środkami finansowymi na dotowanie podobnych publikacji, nic tak Polaka nie ucieszy, jak wiersze samych Rosjan, które utwierdzą go w niechęci do kremlowskiej polityki). Radio Swoboda podoba mi się jednak zdecydowanie bardziej w tych momentach, gdy nadaje ciszej. Wspaniale, że i takie fale udało się Dmitrocy złapać i przekazać dalej.
W książce prezentuje się dziesięciu poetów (trzy kobiety, siedmiu mężczyzn) w kolejności od najstarszego, Wiaczesława Kuprijanowa (ur. 1939), do najmłodszego, Lwa Oborina (ur. 1987). Charakter antologii zaprasza do poszukiwania jakiejś wspólnoty głosu. Znalazłoby się kilka wdzięcznych cytatów na ten cel – chociażby: „przejdziemy poboczem historii / przez nędznej mowy przestrzenie” (Demian Kudriawcew, [witaj miszka…]). Doskonale wymowne i uderzające są też linijki z fragmentów poematu Spolia Marii Stiepanowej, które składają się na obraz tego, czym Rosja – podejrzana z pewnego dystansu historycznego – może dziś być:
ona nie-zdolna jest mówić za siebie
dlatego zawsze rządzą nią inni
dlatego w jej historii tyle powtórzeń
i podrabiane są przebrzmiałe formy
i nie sposób zrozumieć, skąd jest jaki cytat,
z trzydziestego czy siedemdziesiątego roku
bo ona wszystko cytuje jednocześnie
i nie żeby przypomnieć, lecz żeby zapchać dziury
(co jest szczególnie straszne)
Jednak próby uspójniania, usilne poszukiwanie jakiegoś generacyjnego klucza, zawsze kończą się tak samo – zagłuszeniem samych poetów i ich indywidualnych wrażliwości. Zamiast więc dowodzić wysilonej wspólnoty rosyjskich autorów, wolę pozostać przy tych paru błyskach, które po lekturze książki pozostaną ze mną na dłużej. Myślę choćby o wspaniałym Dmitriju Wodiennikowie, który „między wulgarnością i wstydem” przekonał mnie do siebie jako autor przejmujących wierszy, w których konfrontuje się ludzka intymność z wyobraźnią bezkompromisowo zainfekowaną przemocą. Myślę o moskiewsko-telawiwskiej poetce, Linor Goralik, która w swoich lirycznych, nieco bajkowych narracjach zderza indywiduum z potworami historii, chcąc mocno osadzić byt w czasie i w istnieniu. Myślę też o niepokornym Andrieju Rodionowie, który po wcześniejszych, odnalezionych w książce momentach wyciszenia, w ostrej, punkrockowej i ironicznej poetyce najmocniej trafił mi do przekonania pośród innych, zebranych w Radiu Swobodzie głosów obywatelskiego sprzeciwu. W utworze [W obywatelskich obcych światach…] pisze tak na przykład: „żyjcie, bawcie się, chodźcie sobie w gości, / nic złego wam się nie stanie, absolutnie, / ale dookoła widzę jakieś kości, / nie kurze, tylko ludzkie”. Prosto i po głowie. Tak, jak w celnej rymowance ze Spolii Marii Stepanowej, która powraca niczym echo słów zapisanych na kartach największych narodowych rosyjskich powieściopisarzy: „tenkraj / to w objęciach piekła śpiący raj”. I to dziwne déjà vu, że gdzieś już o tym słyszeliśmy.
O AUTORZE
Marek Olszewski
Urodzony ostatniego dnia sierpnia 1986 roku. Doktorant w Katedrze Krytyki Współczesnej UJ. Teksty krytycznoliterackie publikuje na papierze (m.in. „Nowe Książki”, „Opcje”, „Nowa Dekada Krakowska”, „Wyspa”, „FA-Art”, „Arterie”, „Elewator”) i w sieci (m.in. dwutygodnik, artpapier). Współautor książki Literatura i kino. Polska po 1989 roku. Mieszka w Krakowie.