debaty / ankiety i podsumowania

„Uderz w stół, a nożyce się odwdzięczą…”

Marcin Jurzysta

Odpowiedź Marcina Jurzysty na polemikę Pawła Kaczmarskiego z podsumowaniem debaty "Krytyka krytyki".

strona debaty

Krytyka krytyki

Dopraw­dy, nie sądzi­łem, że swo­im sło­wem pisa­nym potra­fię wpły­wać na czło­wie­czą fizjo­lo­gię! Oka­zu­je się jed­nak, że nie­świa­do­mie i nie­za­mie­rze­nie wywo­ła­łem „stu­por, […] ciar­ki (z gatun­ku tych nie­mi­łych), spo­ro gry­ma­sów i przy­naj­mniej ze trzy bez­wied­ne jęki roz­pa­czy” u Paw­ła Kacz­mar­skie­go, jed­ne­go z uczest­ni­ków minio­nej deba­ty „Kry­ty­ka kry­ty­ki”. Oka­zu­je się zatem, że sło­wo nie tyl­ko jest sil­niej­sze od mie­cza, ale ma w sobie poten­cjał zbli­żo­ny do gry­py jeli­to­wej.
Dzi­wi mnie, że tekst, któ­ry z zało­że­nia miał być iro­nicz­ny, uka­zu­ją­cy dystans nar­ra­to­ra wobec przed­sta­wia­ne­go pro­ble­mu, będą­cy oka­zją do słow­nej igrasz­ki, celo­wej i zamie­rzo­nej gry pozo­rów, został ode­bra­ny jako zbiór „nad­użyć inter­pre­ta­cyj­nych, nie­tra­fio­nych ana­lo­gii i led­wo skry­wa­ne­go sek­si­zmu” [sic!]. Autor lubi od cza­su do cza­su zagrać, idąc śla­dem sta­ro­grec­kiej eiro­ne­ia, w płasz­czu któ­rej moż­na pouda­wać głup­sze­go, oszu­ki­wać oraz zacho­wy­wać się w spo­sób chy­try i ple­bej­ski. Taka gra jest war­ta świecz­ki zwłasz­cza wte­dy, kie­dy wymie­rzo­na jest tak­że w same­go sie­bie, a tak było w wypad­ku popeł­nio­ne­go prze­ze mnie pod­su­mo­wa­nia. Bo cza­sem zdro­wym obja­wem jest zagrać buf­fo, zwłasz­cza kie­dy miej­sce i czas po temu.

Ad vocem „ad rem” i moje­go domnie­ma­ne­go „nasta­wie­nia anty­aka­de­mic­kie­go i anty­in­te­lek­tu­al­ne­go”, a nawet pro­pa­go­wa­nia „kry­ty­ki anty­in­te­lek­tu­al­nej”, to zarzu­ty takie wysła­ne są pod błęd­ny adres (bez wzglę­du na to, czy mam, czy też nie mam stop­nia dok­to­ra przed nazwi­skiem). Książ­ki kry­tycz­no­li­te­rac­kie, któ­re zro­bi­ły naj­więk­sze wra­że­nie na mnie jako czy­tel­ni­ku, to wła­śnie w więk­szo­ści książ­ki auto­rów zwią­za­nych zawo­do­wo z uni­wer­sy­te­ta­mi. Uda­wa­ło im się połą­czyć inte­lek­tu­al­ną pre­cy­zję wywo­du, traf­ną intu­icję czy­tel­ni­czą i swo­isty uni­wer­sa­lizm sty­lu, któ­ry tra­fiał zarów­no do pro­fe­so­ra, dok­to­ran­ta, jak rów­nież zain­te­re­so­wa­ne­go poezją lice­ali­sty. Mój przy­tyk doty­czy z jed­nej stro­ny tych aka­de­mi­ków, któ­rzy grzę­zną w histo­rii lite­ra­tu­ry, igno­ru­jąc zja­wi­ska lite­ra­tu­ry naj­now­szej, z dru­giej stro­ny tych, któ­rzy pod płasz­czy­kiem uni­wer­sy­tec­kich splen­do­rów upra­wia­ją bar­dzo trud­ną sztu­kę „nic nie­ro­bie­nia” oraz tych, któ­rzy zamiast pisać o poezji, jedy­nie o niej beł­ko­czą w nie­zro­zu­mia­łym i sztucz­nym dia­lek­cie. Bo naj­trud­niej jest powie­dzieć w spo­sób zro­zu­mia­ły o czymś, co czę­sto zro­zu­mia­łe nie jest. Pisząc o cho­ro­bie toczą­cej aka­de­mic­ką kry­ty­kę, wbrew temu, co sądzi wro­cław­ski kry­tyk, pod­kre­śla­łem pro­blem natu­ry zewnętrz­nej, leżą­cy w cho­rym sys­te­mie szkol­nic­twa wyż­sze­go, opar­tym na para­me­try­za­cji, zupeł­nie nie­kom­pa­ty­bil­nej z natu­rą lite­ra­tu­ro­znaw­stwa i huma­ni­sty­ką w ogó­le. Sprze­ci­wiam się uprzed­mio­to­wio­nej kry­ty­ce,
a więc będą­cej na usłu­gach kogoś wię­cej niż samej lite­ra­tu­ry. Myśl tę już roz­wi­ja­łem
w pod­su­mo­wa­niu dys­ku­sji, ponie­cham ponow­ne­go roz­wi­ja­nia jej, a zain­te­re­so­wa­nych zachę­cam do „riser­czu”.
Na pyta­nie: „Czym zawi­nił hydrau­lik?”, odpo­wiem: dopraw­dy niczym, wręcz prze­ciw­nie – ma umie­jęt­no­ści, któ­re czy­nią go dużo bar­dziej potrzeb­nym niż kry­tyk lite­rac­ki. Nie zmie­nia to fak­tu, że obaj mogą ocze­ki­wać zapła­ty za swo­ją pra­cę – każ­dy według swo­jej staw­ki. Na mar­gi­ne­sie dodam, że zde­cy­do­wa­nie obce mi są uprze­dze­nia i podzia­ły kla­so­we – nigdy nawet nie zało­ży­łem pro­fi­lu na Naszej Kla­sie.

Bat­man, jak słusz­nie zauwa­ża wro­cław­ski kry­tyk, to alter ego mul­ti­mi­lio­ne­ra, ale to rów­nież przy­kład posta­ci, któ­ra w prze­ci­wień­stwie do innych „super­bo­ha­te­rów” nie posia­da żad­nych nad­przy­ro­dzo­nych mocy, posłu­gu­jąc się jedy­nie wytwo­ra­mi tech­ni­ki, tak samo jak kry­tyk, posłu­gu­ją­cy się wytwo­ra­mi swe­go inte­lek­tu oraz intu­icji.
Kon­klu­du­jąc moje pod­su­mo­wa­nie i zachę­ca­jąc kole­gów i kole­żan­ki do tego, by robi­li swo­je i nigdy nie byli dur­nia­mi, nie chcia­łem opo­wia­dać się po żad­nej ze stron, bo kry­ty­ka nie powin­na mieć jed­ne­go tyl­ko obli­cza. Była­by wte­dy po pro­stu nud­na. Dla­te­go każ­dy powi­nien umieć czy­tać mię­dzy wier­sza­mi, mając świa­do­mość, że poezja zawsze będzie górą, nie­za­leż­nie jak o niej będzie­my mówić,
i nie dając się nabrać tym, któ­rzy chcą ukraść nasz głos. Co do inte­lek­tu­ali­zmu, to jed­nym
z prze­ja­wów jego auto­re­flek­syj­no­ści jest wła­śnie zdol­ność do iro­ni­zo­wa­nia.
Od „sek­si­zmu i inne­go rodza­ju toż­sa­mo­ścio­wych uprze­dzeń” jestem szczę­śli­wie wol­ny, do tego stop­nia, że posłu­gu­jąc się iro­nicz­nie kolo­kwial­ny­mi obraz­ka­mi, nie boję się, że kogoś obra­żam. Stro­nię nawet od ujaw­nia­nia swo­ich anty­pa­tii poli­tycz­nych, w prze­ci­wień­stwie do wro­cław­skie­go kry­ty­ka, któ­ry daje klap­sa poli­ty­kom SLD za „trans­gre­sję na mia­rę wuj­ka Stasz­ka”. Dopraw­dy, nie wiem, o co cho­dzi z tym sek­si­zmem, któ­re­go dopa­tru­je się Paweł Kacz­mar­ski w moim tek­ście
o dłu­go­ści dzie­się­ciu tysię­cy zna­ków (jak paro­krot­nie pod­kre­śla). Jeśli zaś cho­dzi o dłu­gość… – to tekst wro­cław­skie­go kry­ty­ka jest dwa razy dłuż­szy. Wszy­scy, któ­rzy w tej kwe­stii mają jakieś sko­ja­rze­nia, niech wpi­szą je pomię­dzy „bawar­skie dow­ci­py”.