debaty / ankiety i podsumowania

Wakacyjne zen

Filip Zawada

Głos Filipa Zawady w debacie "Wakacje z książkami".

strona debaty

Wakacje z książkami

Jeże­li zafun­do­wał­bym sobie urlop nad morzem, to na pew­no zabrał­bym do ple­ca­ka książ­kę Eugene’a Her­ri­ge­la Zen w sztu­ce łucz­nic­twa.

Cie­ka­we, że co roku linia brze­go­wa więk­szo­ści mórz, do któ­rych mam w mia­rę bli­ski dostęp, jest zbyt krót­ka żeby wszyst­kich pomie­ścić. Dla­te­go zen w tej sytu­acji jest rze­czą koniecz­ną, a łucz­nic­two to tyl­ko pre­tekst do tego, żeby zro­zu­mieć, w jaki spo­sób moż­na go upra­wiać. W podob­nym duchu jest napi­sa­na książ­ka Zen i sztu­ka obsłu­gi moto­cy­kla Pir­sin­ga, ale jej abso­lut­nie na waka­cje nie pole­cam, bo tego, cze­go się nie zdą­ży­ło napra­wić przed urlo­pem, na pew­no nie nale­ży robić pod­czas jego trwa­nia.

Cza­sa­mi tak się zda­rza, że waka­cje spę­dza­my w miej­scach nud­nych, brzyd­kich i zmu­sza­ją­cych do zasta­no­wie­nia, po co ja wła­ści­wie na waka­cje wyje­cha­łem. Dla tych, któ­rzy tra­fi­li w takie miej­sca, pole­cam książ­kę Pat­ti Smith Ponie­dział­ko­we dzie­ci. Fascy­nu­ją­ca lek­tu­ra, któ­ra spra­wi­ła, że po wie­lu latach zaczą­łem zno­wu słu­chać płyt Pat­ti i wyda­je mi się, że dopie­ro teraz jestem w sta­nie w więk­szym stop­niu je zro­zu­mieć.

Kie­dy o sobie piszą gwiaz­dy sce­ny lub pił­ki noż­nej, ist­nie­je oba­wa, że pozy­cja będzie nie do stra­wie­nia ze wzglę­du na jało­wość tek­stu. W Ponie­dział­ko­wych dzie­ciach nie ma o tym mowy. Dosko­na­le napi­sa­na książ­ka bar­dzo pięk­nie piszą­cej pio­sen­kar­ki i poet­ki w niczym nie przy­po­mi­na wspo­mnień wie­lu pięk­nie gra­ją­cych w pił­kę pił­ka­rzy.

W tym roku trzy razy kupi­łem sobie tę samą książ­kę. Wyni­ka to z fak­tu, że wie­le osób, któ­rym poży­czam coś do czy­ta­nia, po pew­nym cza­sie trak­tu­je to jak wła­sne. To bar­dzo dobrze, bo ozna­cza, że coś podo­ba im się tak samo jak mnie. A takim wydaw­nic­twem jest w tym przy­pad­ku tom Joh­na Cage’a Prze­lud­nie­nie i sztu­ka. Teraz chciał­bym z nie­go coś zacy­to­wać, ale nie­ste­ty nie mam tej książ­ki w biblio­te­ce, bo komuś zno­wu ją poży­czy­łem. Trze­ba mieć nadzie­ję, że kolej­ny raz na zawsze.

Kto znaj­du­je źle szu­kał Aglai Vete­ra­nyi to lek­tu­ra, dzię­ki któ­rej waka­cje moż­na z zado­wo­le­niem spę­dzić w domu. Są takie książ­ki, cho­ciaż w tym wypad­ku cięż­ko jest mówić o książ­ce, a raczej nale­ża­ło­by powie­dzieć o czło­wie­ku, z któ­rym moż­na spę­dzić czas po pro­stu sie­dząc obok i nic nie mówiąc, i było­by to zaję­cie mądre, pięk­ne i uczą­ce tego, że czło­wiek roz­sąd­nie i pięk­nie żyją­cy na co dzień mógł­by spo­koj­nie obejść się bez waka­cji.

Dla osób, któ­re posta­no­wi­ły pod­czas tego­rocz­ne­go wypo­czyn­ku odbyć podróż życia i nie wra­cać do domu wcze­śniej niż za rok, bar­dzo pole­cam nie­wiel­ką w roz­mia­rach książ­kę (bo ple­cak i tak spo­ro waży) Jorie Gra­ham Prze­świ­ty. Nie umiem o niej nic powie­dzieć, bo za każ­dym razem, kie­dy pró­bu­ję ją ująć w jakie­kol­wiek ramy, wyda­ję się sobie głup­szy. Kie­dy byłem dziec­kiem, zawsze chcia­łem być Gustli­kiem z Czte­rech pan­cer­nych. Kie­dy jestem sta­ry, chciał­bym być Jorie Gra­ham.