debaty / wydarzenia i inicjatywy

Warsztaty, edycja 19

Joanna Żabnicka

Głos Joanny Żabnickiej w debacie "20. edycja Warsztatów literackich".

strona debaty

20. edycja Warsztatów literackich

Było zim­no. Pociąg spóź­nił się pół godzi­ny i dro­ga do celu sta­ła się jesz­cze trud­niej­sza. Wsia­dłam do pierw­szej lep­szej tak­sów­ki, obju­czo­na dwie­ma tor­ba­mi (swe­try, awa­ryj­ny koc, duży ter­mos z kawą) i popro­si­łam o pod­wie­zie­nie pod wska­za­ny adres. Kie­row­ca dość cere­mo­nial­nie prze­stał palić papie­ro­sa (wewnątrz wehi­ku­łu) i rów­nie widocz­nie sku­pił wzrok na czub­ku wła­sne­go nosa (wada zauwa­żo­na ponie­wcza­sie). Ruszy­li­śmy w dro­gę, któ­ra zakoń­czy­ła się w pro­za­icz­nym kor­ku. Na szczę­ście pan sie­dzą­cy za kie­row­ni­cą nie był zbyt roz­mow­ny, mogłam więc w spo­ko­ju dener­wo­wać się, czy aby na pew­no szczę­śli­wie dotrę na miej­sce.

Nie było to moje pierw­sze spo­tka­nie z Wro­cła­wiem – byłam tam już kil­ka razy i cho­ciaż kra­sna­le usta­wicz­nie pod­kła­da­ły mi nogi – to mia­sto urze­kło mnie mno­go­ścią teatrów i niski­mi cena­mi piwa dla stu­den­tów (a może w odwrot­nej kolej­no­ści).

Opi­su­ję to wszyst­ko tak dokład­nie, bo Warsz­ta­ty pamię­tam jako kalej­do­sko­po­wy obraz, na któ­ry patrzy się po to, aby zauwa­żyć jak naj­wię­cej zacho­dzą­cych w nim zmian. W zasa­dzie jest to spo­re nie­chluj­stwo z mojej stro­ny – podej­mo­wać się spi­sa­nia wspo­mnień przy świa­do­mo­ści, że dość mgli­ście się pamię­ta kon­kret­ne wyda­rze­nia.

Na pierw­szy plan z całe­go rekwi­zy­to­rium wysu­wa­ją się tak nie­istot­ne rze­czy, jak do poło­wy obtar­te z czar­ne­go lakie­ru paznok­cie Julii Fie­dor­czuk (też zde­ner­wo­wa­na?) i pasia­ste skar­pe­ty Roma­na Hone­ta (fro­ta?). Do tego skrzęt­nie prze­cho­wy­wa­ny prze­ze mnie do dziś „deka­log” skła­da­ją­cy się z sied­miu (sic!) przy­ka­zań przy­kład­ne­go gra­fo­ma­na, któ­ry roz­wa­ża­ny był z per­spek­ty­wy przy­kład­ne­go grzesz­ni­ka, jeśli o tę kate­go­rię cho­dzi. Pamię­tam też pra­cę w pod­gru­pach (jak mia­ło to pomóc?). Mie­li­śmy roz­wa­żać temat: „Po co się two­rzy?”. Nikt mnie nie chciał słu­chać, kie­dy mówi­łam, że pisze się głów­nie na potrze­by wła­sne­go widzi­mi­się. Tra­fi­łam do zespo­łu, któ­ry two­rzy­li spo­łecz­ni­cy, któ­rzy dekla­ro­wa­li two­rze­nie „dla mas”.

Oczy­wi­ście gwoź­dziem pro­gra­mu były kon­sul­ta­cje. Wcho­dzi­łam do dru­gie­go poko­ju jak na egza­min, by chwi­lę potem ze zdzi­wie­niem odkryć, że to jed­nak nie ja będę odpo­wia­da­ła z prze­czy­ta­ne­go tek­stu. Myślę, że ta roz­mo­wa dała naj­wię­cej – kon­struk­tyw­na kry­ty­ka w moim wypad­ku skon­stru­owa­ła coś na kształt wewnętrz­ne­go baro­me­tru, któ­re­go pierw­szym przy­ka­za­niem było dane­go dnia kon­kret­ne hasło, na przy­kład: wystrze­gaj się narzęd­ni­ków.

Jed­nak tak napraw­dę żad­ne warsz­ta­ty nie są w sta­nie nauczyć pisać, choć­by­śmy spę­dzi­li pół życia na burzy mózgów pod­czas zajęć w pod­gru­pach. Nie to zresz­tą jest ich celem – mogą co naj­wy­żej ukie­run­ko­wać tych, któ­rzy chcą słu­chać. Dla­te­go też nie wyda­je się, by nasze Warsz­ta­ty mogły kogoś sku­tecz­nie odwieść od pisa­nia (mimo usil­nych nawo­ły­wań pro­wa­dzą­cych). Mnie uzmy­sło­wi­ły przede wszyst­kim to, że o wie­le trud­niej jest uło­żyć bły­sko­tli­wy rebus, niż potem roz­wią­zać go na nie­skoń­czo­ną ilość spo­so­bów.