debaty / wydarzenia i inicjatywy

Warsztaty krytyczne, uczty deliryczne

Michał Piętniewicz

Głos Michała Piętniewicza w debacie "20. edycja Warsztatów literackich".

strona debaty

20. edycja Warsztatów literackich

W dniach od 16 do 18 stycz­nia roku 2009 uczest­ni­czy­łem w warsz­ta­tach kry­tycz­nych we Wro­cła­wiu zor­ga­ni­zo­wa­nych przez Biu­ro Lite­rac­kie. Nie ukry­wam, że wspo­mi­nam je bar­dzo miło. Pozna­łem cie­ka­wych ludzi, z cie­ka­wy­mi ludź­mi roz­ma­wia­łem, piłem piwo, cho­dzi­łem do knajp, pali­łem papie­ro­sy, „gra­łem w ludz­kie gry” i wresz­cie: „roz­pro­szy­łem się”. Miesz­ka­łem wte­dy w Hote­lu Tum­skim na Ostro­wie Tum­skim. Codzien­nie wsta­wa­łem o ran­nej godzi­nie, kupo­wa­łem jogurt, kefir lub maślan­kę w skle­pie spo­żyw­czym, po czym wsia­da­łem do tram­wa­ju. Przed sie­dzi­bą Biu­ra pali­łem jesz­cze moje­go kon­tem­pla­cyj­ne­go papie­ro­sa (oczy­wi­ście myśla­łem wte­dy o Ani) i wcho­dzi­łem do sie­dzi­by Biu­ra, gdzie wła­śnie trwa­ła dys­ku­sja.

O ile pamię­tam, warsz­ta­ty pro­wa­dzi­ła świet­na poet­ka Mar­ta Pod­gór­nik. O ile pamię­tam, jecha­łem tam z zamia­rem zre­da­go­wa­nia książ­ki poetyc­kiej. Zamiar ten ponie­kąd póź­niej zre­ali­zo­wa­łem, książ­ka rze­czy­wi­ście zosta­ła zre­da­go­wa­na (choć nie­ste­ty jesz­cze nie uka­za­ła się w dru­ku), ale dopie­ro okrą­głych, peł­nych kształ­tów nabra­ła po redak­cji Roma­na Hone­ta (któ­ra nastą­pi­ła nie­co póź­niej).

Lubi­łem przy­cho­dzić do biu­ro­wej sali, w któ­rej zazna­łem wie­le cie­pła. Mogłem brać sobie kawę, mogłem jeść cia­stecz­ka, mogłem w koń­cu uda­wać, że inter­pre­tu­ję wiersz.

Warsz­ta­ty trwa­ły trzy dni i po każ­dym takim dniu cho­dzi­li­śmy do knaj­py, aby oddać się dal­szym dys­ku­sjom. Z tego, co pamię­tam, w pierw­szy dzień nie posze­dłem. Posze­dłem za to w dru­gi, w trze­cim nastą­pił już wyjazd do Kra­ko­wa poprze­dzo­ny wie­czor­kiem poetyc­kim Mar­ty Pod­gór­nik i Karo­la Mali­szew­skie­go.

Co dały mi te warsz­ta­ty? Z per­spek­ty­wy cza­su stwier­dzam, że nie­wie­le, ale trak­tu­jąc je jako okre­ślo­ny punkt w cza­sie, muszę stwier­dzić, że dały mi na tam­ten czas wła­śnie bar­dzo dużo. Nie mia­łem wte­dy pra­cy, jeź­dzi­łem regu­lar­nie na dru­gi koniec mia­sta, aby mel­do­wać swo­je bez­ro­bo­cie w Urzę­dzie Pra­cy. Oprócz tego wpa­dłem w egzy­sten­cjal­ną otchłań, mrok i pust­kę. Te warsz­ta­ty to była dobra odskocz­nia dla moje­go życio­we­go wów­czas mara­zmu. Stwier­dzi­łem, że moż­na jakoś powo­li odbi­jać się od dna, bio­rąc udział w tego rodza­ju impre­zach, któ­re bądź co bądź, ale dają jed­nak jakąś nadzie­ję. Na co? Ano na przy­szłość, na to, że książ­ka się uka­że, na to, że zyska dobre gło­sy od kry­ty­ki, na to, że sta­nę się uczest­ni­kiem lite­rac­kie­go obie­gu. Na to wszyst­ko mia­łem nadzie­ję i powiem wię­cej: wciąż mam! Artur Bursz­ta co praw­da napi­sał mi już daw­no, że książ­ka w Biu­rze się nie uka­że, ale ja wciąż szu­kam odpo­wied­nie­go wydaw­cy i mam już kil­ka ście­żek pootwie­ra­nych. Pozo­sta­je kwe­stia kry­sta­li­za­cji i osta­tecz­ne­go wybo­ru.

Po wie­czor­ku Mar­ty i Karo­la poszli­śmy znów na piwo. Wra­ca­łem do Kra­ko­wa z Macie­jem Melec­kim w pocią­gu i wspo­mi­nam ten czas jako świet­ną podróż. Dużo wte­dy śmia­li­śmy się, roz­ma­wia­li­śmy o rze­czach nie­waż­nych. Ale tak­że i waż­niej­szych. Bo roz­ma­wia­li­śmy rów­nież o pisar­stwie Emi­la Cio­ra­na i o tak zwa­nej spra­wie Wojacz­ka (Maciek jest w koń­cu dyrek­to­rem Insty­tu­tu Miko­łow­skie­go).

Powró­ci­łem do Kra­ko­wa pełen sił i werwy do dal­sze­go życia. Pomi­mo ambi­wa­lent­nych uczuć, jakie obec­nie żywię dla sze­fa BL, powi­nie­nem mu chy­ba teraz podzię­ko­wać, że umoż­li­wił mi wte­dy wła­śnie takie powol­ne odbi­ja­nie się od dna (wte­dy było to dla mnie bar­dzo waż­ne). Dzi­siaj wahał­bym się, czy poje­chać, gdy­by znów zapro­po­no­wa­no mi udział w tego rodza­ju impre­zie.

Czy warsz­ta­ty kry­tycz­ne nauczy­ły mnie nowe­go spoj­rze­nia na wiersz? Szcze­rze mówiąc, wąt­pię, choć sły­sza­łem wte­dy wie­le cie­ka­wych gło­sów. Moje stu­dia filo­lo­gicz­ne nauczy­ły mnie pew­ne­go spoj­rze­nia na tekst, w jakiś spo­sób mnie ska­zi­ły. W tam­tym cza­sie tej ska­zy nie mogłem się pozbyć, a warsz­ta­ty trwa­ły nie­ste­ty zbyt krót­ko, abym pozbył się zupeł­nie tej polo­ni­stycz­nej infek­cji. Na pew­no była to cie­ka­wa oka­zja do wymia­ny wza­jem­nych fascy­na­cji tek­sto­wych, poetyc­kich, inte­lek­tu­al­nych. No i była to też spo­sob­ność ku temu, aby lepiej się poznać, co zawsze, jak mnie­mam, choć z pozo­ru na dru­gim miej­scu, jest cechą istot­ną imprez orga­ni­zo­wa­nych przez BL.