debaty / ankiety i podsumowania

Western po polsku

Jakub Skurtys

Głos Jakuba Skurtysa w debacie "Jak rozmawiać o poezji".

strona debaty

Toczy­my deba­tę, mozol­nie, pod gór­kę – ale ona wymy­ka nam się i sta­cza w dół – i wszy­scy raz za razem scho­dzi­my do par­te­ru. Adam Zaga­jew­ski mówi, że poko­le­nia lite­rac­kie przy­po­mi­na­ją w Pol­sce par­tie poli­tycz­ne i nic tyl­ko się kłó­cą, jed­na­ko­woż prze­jeż­dża sku­ter. Chcę zaprze­czyć, ale mikro­fon przej­mu­je Luigi Mari­nel­li i zmie­nia temat, gdyż ktoś na sali inten­syw­nie kasła. To cie­ka­wa meta­fo­ra – zaczy­nam, ale już ktoś z sali pyta o wło­skie prze­kła­dy pol­skiej poezji… I tak trwa ta roz­mo­wa głu­chych, ta wymia­na wyso­ko auty­stycz­nych, nar­cy­stycz­nych mono­lo­gów.

Tym obszer­nym cyta­tem z dosko­na­łych Gra­wi­ta­cji Jerze­go Fran­cza­ka chciał­bym roz­po­cząć swój głos w dys­ku­sji, przy­zna­jąc zara­zem, że sam nie wyra­ził­bym tych spo­strze­żeń lepiej. Czym jest bowiem roz­mo­wa o poezji, jeśli nie roz­mo­wą głu­chych, wymia­ną nar­cy­stycz­nych mono­lo­gów, któ­re cza­sem tyl­ko docie­ra­ją do sie­bie wza­jem­nie i prze­ła­mu­ją lustrza­ny obraz? W pierw­szej chwi­li, gdy pod­ją­łem się odpo­wie­dzi na posta­wio­ne przez redak­cję pyta­nie, zasta­no­wił mnie jed­nak pro­blem zgo­ła inny: z kim i jako kto roz­ma­wiać? Nie do koń­ca wie­dzia­łem bowiem, czy zabrać tu głos jako począt­ku­ją­cy poeta, począt­ku­ją­cy kry­tyk, czy też począt­ku­ją­cy czy­tel­nik (a może ktoś zupeł­nie z zewnątrz, celo­wo umiesz­cza­jąc się poza „śro­do­wi­skiem”?). Odpo­wiedź na tak posta­wio­ne pyta­nie zale­żeć będzie bowiem przede wszyst­kim od tego, z jakiej pozy­cji (towa­rzy­skiej czy insty­tu­cjo­nal­nej?) podej­mie­my się roz­mo­wy. Bo i nikt, jak sądzę, nie zwąt­pił zupeł­nie w stan, w któ­rym dys­ku­sja o poezji jest moż­li­wa, ba, jest zupeł­nie natu­ral­na.

Obraz przed­sta­wio­ny w krót­kiej zapo­wie­dzi deba­ty wydał mi się zatem znacz­nie prze­sa­dzo­ny, pełen gory­czy, któ­ra być może sku­mu­lo­wa­ła się po ostat­nich deba­tach na Por­tach Wro­cław. Wbrew pozo­rom istot­nym pro­blem oka­za­ła się tam wła­śnie odpo­wiedź na to, „kto mówi?”, a w związ­ku z tym oba­lo­ny został mit wszech­stron­ne­go poety, któ­ry jest rów­no­cze­śnie kry­ty­kiem, redak­to­rem i znaw­cą lite­ra­tu­ry. Deba­ty te rodzi­ły się na sty­ku mię­dzy cie­ka­wy­mi gło­sa­mi doty­czą­cy­mi poezji, dia­gnoz i pro­gnoz, a zwy­czaj­nym dyle­tanc­twem (ostat­nie pro­wa­dze­nie) i arty­stycz­ną kre­acją, któ­ra skłon­na była uda­wać wyso­kie kom­pe­ten­cje przed poten­cjal­nie głup­szą publicz­no­ścią. Pro­blem pole­ga na tym, że publicz­ność nie­bez­piecz­nie zbli­ży­ła się do insty­tu­cjo­nal­nie pro­mo­wa­nej kry­ty­ki, a wła­śnie umie­jęt­ność obro­ny poglą­dów win­na być tym, co dobre­go kry­ty­ka wyróż­nia. Z dru­giej stro­ny nie nale­ża­ło się oczy­wi­ście zbyt wie­le spo­dzie­wać po deba­tach, któ­re bar­dziej niż z potrze­by pre­zen­ta­cji idei i prze­my­śleń, wyni­ka­ły z koniecz­no­ści zapeł­nie­nia pro­gra­mu Por­tu „solid­ną” dys­ku­sją o lite­ra­tu­rze.

Kry­ty­ka lite­rac­ka jest dziś nie­chęt­na pro­gra­mom (dosko­na­le widać to w kolej­nych gło­sach w „8 Arku­szu Odry”): wypo­wia­da się poprzez recen­zje i nie ogła­sza mani­fe­stów, a jeśli już, wypa­da­ją one dość gro­te­sko­wo. Przy­kła­dem niech będzie ostat­nio ini­cjo­wa­ny cykl debat mię­dzy „zwro­tem poli­tycz­nym” Igo­ra Stok­fi­szew­skie­go, a „kry­ty­ką dywer­syj­ną” Krzysz­to­fa Uni­łow­skie­go, z któ­rych to dys­ku­sji wynik­nął jedy­nie pogłę­bia­ją­cy się podział na kry­ty­kę uni­wer­sy­tec­ką i uni­wer­sy­te­to­wi prze­ciw­ną.

Nie ukry­waj­my jed­nak, że to jak, ile i kie­dy mówi się o poezji, zwią­za­ne jest w ogó­le z tym, ile i jak mówi się o całej lite­ra­tu­rze. Jeśli spoj­rzy­my wstecz na mani­fe­sty XIX- i XX-wiecz­ne, oczy­wi­ście ude­rzy nas w oczy obec­ne ubó­stwo idei, a może raczej brak odwa­gi (wyni­ka­ją­cy wszak z coraz więk­szej świa­do­mo­ści teo­re­tycz­nej kry­ty­ków). Na poziom deba­ty czy nie­kom­pe­ten­cję dys­ku­tu­ją­cych, a w dal­szej per­spek­ty­wie na prze­wa­gę dys­ku­sji o pro­gra­mach i oso­bach raczej niż o wier­szach, uty­sku­je się wszak już od prze­szło stu lat. A mimo to na tle debat o pro­zie, choć usil­nie lan­so­wa­nych w tele­wi­zji, stan roz­mów o poezji wypa­da nader dobrze. Nie war­to więc zała­my­wać rąk i wypi­sy­wać epi­ta­fij­nych pre­am­buł, w któ­re po śmier­ci auto­ra i pod­mio­tu wpi­sze­my śmierć kry­ty­ka, a po nim śmierć dia­lo­gu i kil­ku innych jesz­cze rze­czy, któ­re przyj­dą nam do gło­wy w zbio­ro­wej daw­ce pesy­mi­zmu.

Na uwa­gę zasłu­gu­ją jedy­nie bole­sne dość stra­te­gie mar­ke­tin­go­we, bo trud­no ina­czej nazwać fakt, że w roku 2010 książ­ka otrzy­mu­ją­ca nagro­dę Kazi­mie­rza Wyki dostęp­na jest wła­ści­wie tyl­ko przez inter­net za pośred­nic­twem skle­pu Fa-artu. Kry­ty­ka XX wie­ku zosta­ła przez Uni­ver­si­tas jak widać zawie­szo­na, a ese­je doty­czą­ce kolej­nych auto­rów (Som­mer, Miło­będz­ka, Kar­po­wicz) w WBP Mariu­sza Grze­bal­skie­go sta­ją się polem wypo­wie­dzi nauko­wej. Trud­no zara­zem kryć się ze zdzi­wie­niem, któ­re przy­cho­dzi w chwi­li reflek­sji nad „Szki­ca­mi” w BL, gdzie obok ksią­żek Jar­nie­wi­cza, Guto­ro­wa czy Bart­cza­ka, zago­ści wkrót­ce nowa pozy­cja „znaw­czy­ni poezji moder­ni­zmu”, Anny Kału­ży.

Nie ma co się rów­nież oszu­ki­wać, że istot­ny głos w inter­ne­cie jest dzi­siaj gło­sem wyde­le­go­wa­nym, zare­kla­mo­wa­nym, popar­tym przez jakiś auto­ry­tet. Naczel­ni „inter­ne­to­wi kry­ty­cy” posia­da­ją albo swo­je stro­ny (choć­by na poe.wiki) albo piszą na stro­nach insty­tu­cji (dzia­łal­ność BL czy Fun­da­cji Kar­po­wi­cza), a zwy­czaj­ny, ano­ni­mo­wy sygnał roz­my­wa się w sie­ci, jak każ­dy inny sygnał. Oczy­wi­ście jego ist­nie­nie jest nie­pod­wa­żal­ne; nader licz­ne są blo­gi mło­dych filo­lo­gów czy czy­tel­ni­ków, któ­rzy swo­je prze­my­śle­nia ogła­sza­ją bez­in­te­re­sow­nie, z potrze­by pisa­nia, zara­zem jed­nak pozo­sta­ją poza głów­nym obie­giem, nie mając wpły­wu ani na poetyc­ką sce­nę, ani na opi­nie innych. Zamiast zapy­tać o to, jak nie strze­lić sobie w kola­no, spy­tam zatem, cze­go ocze­ku­je redak­cja po tak sfor­mu­ło­wa­nym pro­ble­mie: pro­po­zy­cji na roz­mo­wę o poezji (pry­wat­ną czy publicz­ną?), czy też pro­gra­mu kry­ty­ki lite­rac­kiej, a więc w peł­ni opi­nio­twór­cze­go mecha­ni­zmu (a może jego oddol­nej i samo­czyn­nej orga­ni­za­cji na forach i por­ta­lach dla mło­dych auto­rów)? Mam bowiem nie­od­par­te wra­że­nie, że poeci zaję­li się w koń­cu pisa­niem wier­szy, a kry­ty­cy pisa­niem recen­zji, któ­re sta­ra­ją się (z lep­szym lub gor­szym skut­kiem) zebrać w książ­ki. W poło­wie 2010 roku nie moż­na też narze­kać na mono­pol Biu­ra Lite­rac­kie­go (co było dotąd jed­nym z głów­nym tema­tów roz­mów), a tym bar­dziej na sła­bość śro­do­wi­ska poetyc­kie­go, w któ­rym w cią­gu ostat­nich lat zary­so­wa­ły się bar­dzo wyra­zi­ste syl­wet­ki, mniej medial­ne niż ich bru­Lio­no­wi poprzed­ni­cy, ale za to z cie­kaw­szy­mi pro­po­zy­cja­mi. Jeśli moż­li­wa jest w ogó­le roz­mo­wa o poezji, to roz­mo­wa ta doko­nu­je się dzi­siaj tak, jak doko­ny­wa­ła się przed dzie­się­cio­ma i dwu­dzie­sto­ma laty, choć korzy­sta cza­sem z innych mediów. Pyta­nie zaś o jakość komu­ni­ka­cji nale­ży już nie do spie­ra­ją­cych się (czy to w kulu­arach przy piwie, czy na festi­wa­lo­wych sce­nach) poetów i kry­ty­ków, lecz do teo­re­ty­ków języ­ka i kul­tu­ry. A żeby zakoń­czyć filo­zo­ficz­no-śro­do­wi­sko­wym akcen­tem, jesz­cze raz pozwo­lę sobie wyrę­czyć się Fran­cza­kiem, jako że dobrej lek­tu­ry nigdy za wie­le:

Pod­czas ostat­nich tar­gów książ­ki wymie­ni­łem ser­decz­no­ści z Różyc­kim, życz­li­wo­ści z Zaga­jew­skim, wyra­zy powa­ża­nia z Bort­now­skim, wyra­zy sza­cun­ku z Deh­ne­lem, uścisk dło­ni z Marec­kim i dwa sło­wa z Lek­szyc­kim. Następ­ne­go dnia roz­ma­wia­łem z Micha­łem Zada­rą o Księ­dzu Mar­ku – i nie wiem, czy cho­dzi­ło o jego przed­sta­wie­nie? Albo jakiś pro­jekt? (Nigdy nie myśla­łem, że będę z kimś roz­ma­wiał o Księ­dzu Mar­ku!). Nie wiem też, czy to sama komu­ni­ka­cja jest upo­śle­dzo­na czy my? Czy nasze obco­wa­nie jest ufo­lo­gią z koniecz­no­ści czy z przy­pad­ku? Czy to wszyst­ko jest zdaw­ko­we z natu­ry czy z kul­tu­ry?