debaty / ankiety i podsumowania

„Why so real?” – nowa poezja i rzeczywistość alternatywna

Krzysztof Sztafa

Głos Krzysztofa Sztafy w debacie "Wielki kanion".

strona debaty

Wielki kanion

1.

Nale­ża­ło­by chy­ba zacząć od rze­czy pod­sta­wo­wych. Zada­ne przez Prze­my­sła­wa Roj­ka pyta­nie „kto z nowych pisa­rzy powi­nien zna­leźć swo­je trwa­łe miej­sce w kano­nie polo­ni­stycz­nych lek­tur?” wyda­je się nie­co źle posta­wio­ne. W kon­tek­ście logi­ki kul­tu­ro­wej póź­nej, a więc nie­co już sfa­ty­go­wa­nej pono­wo­cze­sno­ści, „kanon”, trak­to­wa­ny jako kate­go­ria lite­ra­tu­ro­znaw­cza, sta­je się poję­ciem nie tyl­ko nie­co ana­chro­nicz­nym, lecz rów­nież – a być może przede wszyst­kim – rady­kal­nym i nie­bez­piecz­nym. Jako taki, pod­trzy­mu­je on przy życiu badaw­czą ilu­zję o pew­ne­go rodza­ju inter­su­biek­tyw­nym sys­te­mie namy­słu nad lite­ra­tu­rą oraz, dalej, suge­ru­je ist­nie­nie insty­tu­cjo­nal­ne­go „kafta­nu bez­pie­czeń­stwa”, de fac­to izo­lu­ją­ce­go dys­kurs kry­tycz­no­li­te­rac­ki od rze­czy­wi­stej poli­fo­nii lirycz­nych stra­te­gii. W odnie­sie­niu do naj­śwież­szych zja­wisk z zakre­su poezji tego rodza­ju uro­je­nia nie mogą zostać pod­trzy­ma­ne; na kontrze nale­ża­ło­by raczej zasta­no­wić się nad nowy­mi feno­me­na­mi sztu­ki sło­wa oraz wska­zać w szcze­gól­no­ści te z nich, któ­re zasta­ne­mu wachla­rzo­wi teo­re­tycz­ne­mu sta­wia­ją naj­bar­dziej zacie­kły opór bez (jało­wych) prób par­ce­la­cji nowej szu­flad­ki w tota­li­zu­ją­cym poję­ciu „kano­nu”.

W kla­sycz­nym już opra­co­wa­niu Słow­nik ter­mi­nów lite­rac­kich Janusz Sła­wiń­ski defi­niu­je kanon jako „zespół dzieł uzna­wa­nych w obrę­bie danej kul­tu­ry naro­do­wej za naj­wy­bit­niej­sze i naj­war­to­ściow­sze, prze­ka­zu­ją­ce w spo­sób dosko­na­ły żywot­ne w niej war­to­ści, idee i prze­ko­na­nia; jako swo­ista całość kanon odpo­wia­da wyobra­że­niom o tym, co z este­tycz­ne­go punk­tu widze­nia naj­cen­niej­sze, co jest czyn­ni­kiem zapew­nia­ją­cym kul­tu­ro­wą cią­głość1”. Dzi­siaj, a więc w per­spek­ty­wie powszech­nej egzy­sten­cjal­nej kon­ta­mi­na­cji oraz nie­zli­czo­nych prób jej twór­cze­go prze­ło­że­nia na język lite­ra­tu­ry, nie spo­sób wyod­ręb­nić postu­lo­wa­nych przez bada­cza donio­słych, „zapew­nia­ją­cych kul­tu­ro­wą cią­głość” este­tycz­nych domi­nant bez popa­da­nia w wyklu­cza­ją­cą arbi­tral­ność. Zwią­za­ne z usta­no­wie­niem „kano­nu” pró­by narzu­ce­nia jakiejś hege­mo­nicz­nej nar­ra­cji o pry­ma­cie pew­nych war­to­ści nad inny­mi wyda­ją się już nie tyl­ko nie­moż­li­we, lecz rów­nież nie­po­żą­da­ne. Nie cho­dzi tutaj jed­nak o apo­te­ozę jakie­goś skraj­ne­go rela­ty­wi­zmu: w wie­lo­ści współ­cze­snych poetyk poję­cie war­to­ści (lite­rac­kiej, este­tycz­nej, ale też „war­to­ści” jako takiej) po pro­stu nie ofe­ru­je już żad­ne­go kon­struk­tyw­ne­go punk­tu odnie­sie­nia. Dzie­je się tak zwłasz­cza w naj­now­szej poezji, w dużej mie­rze prze­kra­cza­ją­cej utrzy­my­wa­ną sztucz­nie przy życiu dycho­to­mię pomię­dzy języ­kiem i doświad­cze­niem, a więc rów­nież – nie­ja­ko na mocy struk­tu­ral­nej koniecz­no­ści – „kon­wen­cjo­nal­ne” regu­ły rzą­dzą­ce dotych­cza­so­wym teo­re­tycz­nym namy­słem. Wraz z obna­że­niem ana­chro­nicz­no­ści „kano­nu” nale­ża­ło­by zatem pod­jąć wal­kę o nowe kate­go­rie opi­su, któ­re w prze­ko­nu­ją­cy spo­sób umoż­li­wi­ły­by dys­kur­syw­ne otwar­cie na nowe prze­strze­nie poetyc­kie i oko­ło­po­etyc­kie.

Ist­nie­je jed­nak w kon­tek­ście same­go sta­tu­su poję­cio­we­go kano­nu pewien kon­sty­tu­tyw­ny pro­blem, któ­ry nale­ża­ło­by pod­jąć, cho­ciaż w grun­cie rze­czy jako taki otwie­ra już nie­co inne pole docie­kań. Z tego też powo­du zapre­zen­to­wa­ne tutaj roz­po­zna­nia pozo­sta­ją szcze­gól­nie wstęp­ne i nie­zo­bo­wią­zu­ją­ce; chciał­bym jedy­nie zazna­czyć, iż mam świa­do­mość rodzą­cych się w tym momen­cie kło­po­tów. Teo­re­tycz­ny cię­żar zwią­za­ny z pro­ble­ma­ty­ką kano­nu powi­nien zostać odse­pa­ro­wa­ny od jego wymia­ru funk­cjo­nal­ne­go. „Naucza­nie” lite­ra­tu­ry na pozio­mie pod­sta­wo­wym (gim­na­zjal­nym oraz ponad­gim­na­zjal­nym) wyma­ga jed­nak ist­nie­nia pew­nych jasnych punk­tów odnie­sie­nia, już to ze wzglę­du na jego (naucza­nia) ogól­ny i ini­cja­cyj­ny cha­rak­ter, już to z powo­du koniecz­no­ści funk­cjo­no­wa­nia na wspo­mnia­nym pozio­mie wokół jakie­goś „czy­tel­ni­cze­go porząd­ku”. Tak też moja skró­to­wa i w spo­sób oczy­wi­sty „uprasz­cza­ją­ca” kry­ty­ka „kano­nu” nie ozna­cza auto­ma­tycz­nej nega­cji wypra­co­wa­nych od lat spo­so­bów wdra­ża­nia lite­ra­tu­ry w opar­ciu o spraw­dzo­ne „listy lek­tur” w szkol­nym pro­gra­mie naucza­nia – takie sta­no­wi­sko było­by, mówiąc w spo­sób deli­kat­ny, pozba­wio­ne sen­su. Do okre­ślo­ne­go więc momen­tu ist­nie­nie kano­nu, jako pew­ne­go rodza­ju funk­cjo­nal­ne­go narzę­dzia słu­żą­ce­go wysił­kom peda­do­gicz­nym na pod­sta­wo­wym stop­niu ogól­no­kształ­cą­cym, wyda­je się złem koniecz­nym. Złem – ponie­waż pie­lę­gnu­je ana­chro­nicz­ny model myśle­nia o samej lite­ra­tu­rze i ska­zu­je owo myśle­nie na mniej­szą bądź więk­szą arbi­tral­ność, koniecz­nym nato­miast, bowiem mimo wszyst­ko w ostat­niej instan­cji porząd­ku­ją­cym wybra­ne feno­me­ny w „jakąś” opo­wieść, któ­ra dla przy­szłych użyt­kow­ni­ków lite­ra­tu­ry ofe­ru­je „jakiś” poznaw­czy punkt odnie­sie­nia. Pró­ba korek­ty tej sytu­acji była­by z pew­no­ścią o wie­le bar­dziej skom­pli­ko­wa­na i jako taka zde­cy­do­wa­nie prze­kra­cza skrom­ne zamia­ry niniej­sze­go opra­co­wa­nia – wyma­ga­ła­by bowiem grun­tow­ne­go prze­my­śle­nia lwiej czę­ści sys­te­mu naucza­nia na nowo oraz wymu­sza­ła­by pod­ję­cie okre­ślo­nych zmian na pozio­mie samej peda­do­gi­ki – z tego wzglę­du poprze­sta­nę jedy­nie na zasy­gna­li­zo­wa­niu same­go pro­ble­mu.

Tym­cza­sem powróć­my do wła­ści­we­go ruchu myśli. Kolej­ną trud­no­ścią zwią­za­ną z zada­nym przez Roj­ka pyta­niem było­by uści­śle­nie, kto ze współ­cze­snych pisa­rzy jest dziś napraw­dę „nowy” i co to wła­ści­wie ozna­cza. Przy­kła­do­wo: czy „nowym” pisa­rzem jest debiu­tu­ją­cy w 1995 roku Krzysz­tof Siw­czyk,  czy raczej o nie­speł­na deka­dę póź­niej­szy Szcze­pan Kopyt? A może ubie­gło­rocz­ny fina­li­sta Nike Szy­mon Słom­czyń­ski? Wszak żaden z nich – wyłą­cza­jąc zamknię­ty za aka­de­mic­ki­mi mura­mi świat bada­czy – nie wpi­sał się na sta­łe w „potocz­ne” wyobra­że­nie o współ­cze­snej lite­ra­tu­rze pięk­nej. Poję­cie „nowe­go”, anty­cy­pu­ją­ce jesz­cze przy oka­zji auto­roz­po­znań rocz­ni­ków 70. u pro­gu XXI wie­ku jakieś śla­dy poten­cjal­ne­go „prze­ło­mu2” (jak­kol­wiek nale­ża­ło­by zacho­wać tutaj szcze­gól­ną ostroż­ność), dzi­siaj wyda­je się raczej pozba­wio­ne praw­dzi­we­go desy­gna­tu. Upa­dek zbio­ro­wych, wspól­no­to­wych form funk­cjo­no­wa­nia w liry­ce (przy­wo­dzą­cych na myśl, jak słusz­nie pisał Tomasz Cie­ślak, jesz­cze z grun­tu „moder­ni­stycz­ny spo­sób rozu­mie­nia lite­rac­ko­ści3) oraz zwią­za­na z nimi śmierć kate­go­rii „poko­le­nia4” spra­wia­ją, że na grun­cie współ­cze­snej poezji to nie „nowość” sama w sobie sta­je się auto­ma­tycz­nym wek­to­rem prze­mian, jak mia­ło to miej­sce w mar­ke­tin­go­wych pro­jek­cjach wzmian­ko­wa­nej już „Gene­ra­cji Nic”. Myśle­nie według rocz­ni­ków czy też metek „nowy/stary” powin­no zostać zastą­pio­ne myśle­niem podług rze­czy­wi­ście jako­ścio­wych zmian w obrę­bie lirycz­nych nar­ra­cji, według jakie­goś fer­men­tu, któ­ry mógł­by wyzna­czyć alter­na­tyw­ną dro­gę (raczej: dróż­kę, ścież­kę) roz­wo­ju pol­skiej poezji bądź wnieść do niej pew­ne­go rodza­ju oży­wie­nie. Wyda­ny w 2013 roku debiut dzie­więt­na­sto­let­niej pod­ów­czas Mar­ty­ny Buli­żań­skiej moja jest ta zie­mia – jak­kol­wiek z pew­ne­go punk­tu widze­nia inte­re­su­ją­cy – pod wzglę­dem for­mal­nym pozba­wio­ny był jakie­go­kol­wiek poten­cja­łu „rewi­du­ją­ce­go” i jako taki wpi­sy­wał się w (jed­nak) kon­wen­cjo­nal­ną opo­wieść o „wier­szu-zna­cze­niu”. Zamiast o „nowej” Buli­żań­skiej, pie­lę­gnu­ją­cej zasta­ne wyobra­że­nie o poezji z moc­ną, nie­wzru­szo­ną figu­rą pod­mio­tu, nale­ża­ło­by zwró­cić uwa­gę cho­ciaż­by na już być może nie do koń­ca „nowych” twór­ców z krę­gu nowo­me­dial­ne­go, któ­rzy w swo­jej (eks­pe­ry­men­tal­nej?) twór­czo­ści od lat w spo­sób nie­zwy­kle inte­re­su­ją­cy rewi­du­ją kon­wen­cjo­nal­ny pogląd na isto­tę współ­cze­snej liry­ki. Mam tutaj na myśli twór­ców zwią­za­nych z taki­mi gru­pa­mi jak Per­fo­kar­ta (zało­żo­na w 2005 roku) czy Roz­dziel­czość Chle­ba (2011).

2.

Reje­stry, w któ­rych poru­sza­ją się wspo­mnia­ni twór­cy nowo­me­dial­ni, wypły­wa­ją z sil­nej potrze­by rewi­zji zasta­ne­go szta­fa­żu lirycz­nych stra­te­gii. Twór­czość arty­stów zwią­za­nych z taki­mi gru­pa­mi jak Pefro­kar­ta czy Roz­dziel­czość Chle­ba oscy­lu­je już nie wokół poszu­ki­wań nowych, zaska­ku­ją­cych tre­ści w obrę­bie poetyc­kiej wypo­wie­dzi, lecz sku­pia się przede wszyst­kim na zasad­ni­czej rede­fi­ni­cji zarów­no tak zwa­ne­go pro­ce­su twór­cze­go, jak i pro­ce­su recep­cji. Jak pisa­ła Maja Staś­ko: „nowe rozu­mie­nie zakła­da nie­moc peł­ne­go, total­ne­go rozu­mie­nia – zro­zu­mia­ły i zro­zu­mia­ny może być raczej nowy tryb funk­cjo­no­wa­nia (nie)rozumienia5”. Naczel­ne kate­go­rie słu­żą­ce opi­so­wi two­rze­nia oraz odbio­ru dzie­ła zosta­ją rady­kal­nie prze­war­to­ścio­wa­ne. W tym kon­tek­ście nie tak odle­głe zarzu­ty Franaszka6, doma­ga­ją­ce­go się od poezji współ­cze­snej reali­za­cji kla­sycz­nej tria­dy move­re doce­re delec­ta­re, oka­zu­ją się cał­ko­wi­cie ana­chro­nicz­ne i pozba­wio­ne jakiej­kol­wiek mocy poznaw­czej. Roz­po­zna­nia auto­bio­gra­fi­sty Miło­sza są wąt­pli­we nie tyl­ko zresz­tą przy oka­zji lite­ra­tu­ry flir­tu­ją­cej z dys­kur­syw­nym poten­cja­łem cyber­ne­ty­ki, lecz rów­nież tej zgo­ła wcze­śniej­szej, wywo­dzą­cej się z intu­icji Sosnow­skie­go czy – do pew­ne­go stop­nia – rów­nież Roma­na Hone­ta, a więc ruchu ośmie­lo­nej wyobraź­ni, w któ­rej zasta­ny impe­ra­tyw „zna­cze­nia” nie sta­no­wi już wystar­cza­ją­cej instan­cji dla ade­kwat­ne­go opi­su poetyc­kiej prze­strze­ni. O ile jed­nak Sosnow­ski nade wszyst­ko sta­wiał na z ducha Der­ri­diań­ską „poraż­kę komu­ni­ka­cji”, nie­uchron­nie wpi­sa­ną w każ­dy język [lan­gue], o tyle w przy­pad­ku wspo­mnia­nej lite­ra­tu­ry nowo­me­dial­nej „postu­la­tyw­ne zaan­ga­żo­wa­nie (…) na rzecz języ­ka prze­mie­nia się w postu­la­tyw­ne zaan­ga­żo­wa­nie w języ­ku7”, któ­ry – źró­dło­wo obcy – nie tyle odzwier­cie­dla rze­czy­wi­stość, co raczej w pewien spo­sób wyprze­dza ją i deter­mi­nu­je jej kształt, jak cho­ciaż­by w wier­szu „fisz­ki” Macie­ja Taran­ka z tomu Repe­ty­to­rium:

fisz­ka na mar­gi­ne­sie h:
trumna.rar, roz­pa­kuj do
grób, gra­barz, czasz­ka,
kula, krę­gle i krę­go­słup

 Refe­ren­cja prze­sta­je być „po pro­stu” funk­cją i sta­je się słu­żeb­na wobec wyeman­cy­po­wa­ne­go, per­for­ma­tyw­ne­go języ­ka, gene­ru­ją­ce­go w nie­spre­cy­zo­wa­nej, hiper­rze­czy­wi­stej prze­strze­ni okre­ślo­ny stan rze­czy. Dycho­to­mia pomię­dzy nim a rze­czy­wi­sto­ścią zosta­je naru­szo­na, gdyż nie spo­sób wska­zać gra­ni­cę pomię­dzy repre­zen­ta­cją i symu­la­cją. „Per­for­ma­tyw­ny język nowo­me­dial­ny wyprze­dza rze­czy­wi­stość: repre­zen­ta­cja kon­stru­uje to, co repre­zen­to­wa­ne8”. Wiersz uprzy­wi­le­jo­wu­ją­cy zawar­te w nim zna­cze­nie mutu­je w nową for­mu­łę lirycz­ną, zwra­ca­ją­cą uwa­gę na feno­men „dzia­ła­nia”, któ­ra rezy­gnu­je z przed­sta­wie­nia rze­czy­wi­sto­ści, gdyż sama – jako taka – jest odręb­ną rze­czy­wi­sto­ścią o cha­rak­te­rze języ­ko­wym. Auto­no­mia gestu per­for­ma­tyw­ne­go, zawar­te­go w lite­rac­kim mate­ria­le, spra­wia, iż sce­na, na któ­rej tekst odgry­wa swo­je zaan­ga­żo­wa­nie, wyod­ręb­nia się w sto­sun­ku do real­nej rze­czy­wi­sto­ści. Zna­mien­ny w tym kon­tek­ście wyda­je się frag­ment wier­sza „bli­żej nie­zna­nej” Kami­la Bre­wiń­skie­go ze zbio­ru Club­bing, w któ­rym wypo­wiedź lirycz­na wska­zu­je pier­wot­ną instan­cję kodu źró­dło­we­go:

<!—
@page { size: 21cm 29.7cm; mar­gin: 2cm}
P {mar­gin-bot­tom: 0.21cm}
H2 {mar­gin-bot­tom: 0.21cm; page-bre­ak-after: avo­id}
…}
A:link { color: #000080; so-lan­gu­age: ———>

Nie­czy­tel­ność kodu odsy­ła do pier­wot­ne­go bra­ku trans­cen­den­tal­ne­go zna­czą­ce­go, lecz rów­nież obna­ża kolej­ne pro­ble­my o cha­rak­te­rze meta­li­te­rac­kim: kwe­stię dyna­micz­ne­go, digi­tal­ne­go medium: „este­ty­ka digi­tal­na pod­kre­śla dzie­ła medial­ne, elek­tro­nicz­ne, cechu­ją­ce się imma­te­rial­no­ścią i gene­ra­tyw­no­ścią. Zmu­sza do prze­mia­no­wa­nia pojęć arty­sty, dzie­ła i odbior­cy9”. Repe­ty­cyj­na kon­struk­cja mate­ria­łu lirycz­ne­go, będą­ca w „Repe­ty­to­rium” Taran­ka zara­zem naczel­ną zasa­dą kom­po­zy­cyj­ną, roz­pusz­cza moc­ną instan­cję nadaw­czą w kate­go­rii twór­cy-cybor­ga, ope­ra­to­ra dys­try­bu­ują­ce­go kolej­ne tek­sto­we zapę­tle­nia w polu poetyc­kiej wypo­wie­dzi. Kon­tro­la nad języ­kiem wkrót­ce sta­je się ilu­zo­rycz­na i zamie­nia się w prze­strzeń nie­zno­śnej gry o usta­lo­nych, lecz nie­zna­nych zasa­dach, któ­ra nad mówią­cym przej­mu­je kon­tro­lę i odsu­wa od same­go sie­bie. Nie­zro­zu­mia­łe two­rzy­wo kodo­wa­nia odsy­ła do natyw­ne­go, sym­bo­licz­ne­go języ­ka użyt­kow­ni­ka, w któ­rym z kolei refe­ren­cja, miast „tago­wać” rze­czy­wi­stość, znie­kształ­ca ją i roz­pusz­cza w siat­ce arbi­tral­nych, seman­tycz­nych zawłasz­czeń. W ramach tak rozu­mia­nej dez­in­te­gra­cji pod­miot sta­je „się” funk­cją (ambi­wa­lent­nej, bo z jed­nej stro­ny „mojej”, lecz z dru­giej: zasad­ni­czo ode mnie zewnętrz­nej) gra­ma­ty­ki. Taran­ka inte­re­su­je „mówie­nie w mil­cze­niu poety­ki, aby gra­ma­ty­ka zaczę­ła jak wście­kła krzy­czeć”, a więc pró­ba prze­kro­cze­nia jej gra­nic. Stąd zabieg repe­ty­cji – poprzez paro­no­ma­stycz­ną i paro­ni­micz­ną mani­pu­la­cję – reje­stru­je samą poten­cjal­ność tego, co poza zasię­giem naby­te­go sys­te­mu ope­ra­cyj­ne­go.

Takie­mu prze­su­nię­ciu odpo­wia­da rów­nież fun­da­men­tal­ne prze­ko­na­nie o nie­skoń­czo­nej pro­ce­su­al­no­ści for­mo­wa­nia się pod­mio­tu; osią­gnię­cie jakiej­kol­wiek domknię­tej for­my toż­sa­mo­ścio­wej – nie­za­leż­nie od jej pozy­tyw­ne­go czy też nega­tyw­ne­go cha­rak­te­ru – nie sta­no­wi już żad­ne­go punk­tu odnie­sie­nia. Mówią­cy, w zgo­dzie ze swo­im „wier­szem-dzia­ła­niem”, reali­zu­je się w cią­głym ruchu, odpo­wia­da­ją­cym natu­rze doświad­cze­nia egzy­sten­cjal­ne­go póź­nej pono­wo­cze­sno­ści. W zwię­zły i nie­co humo­ry­stycz­ny spo­sób pisze o tym Tomasz Puł­ka wier­szu ze zbio­ru Zespół Szkół:

przyj­mo­wać i odrzu­cać idee
jak aport psu

 („życie”)

 Zawie­sze­nie, na fali któ­re­go w dużej mie­rze zro­dzi­ła się lwia część intu­icji spod zna­ku „Bru­Lio­nu” oraz jego rady­ka­li­za­cja w pew­nych ele­men­tach twór­czo­ści póź­niej­szych rocz­ni­ków 70., zosta­je w twór­czo­ści mło­dych twór­ców prze­zwy­cię­żo­ne. Nie ozna­cza to jed­nak cał­ko­wi­te­go wyma­za­nia pro­ble­ma­ty­ki zwią­za­nej z egzy­sten­cjal­ną kon­ta­mi­na­cją – był­by to wnio­sek zupeł­nie nie­upraw­nio­ny. Cho­dzi raczej o doko­nu­ją­ce się prze­su­nię­cie akcen­tów: „od przed­sta­wie­nia do gene­ro­wa­nia utwo­ru, od for­my skoń­czo­nej i trwa­łej do for­my otwar­tej, nie­sta­bil­nej i gene­ra­tyw­nej, od utwo­rów skon­cen­tro­wa­nych na wydo­by­cie zna­cze­nia do kon­cen­tru­ją­cych się na oddzia­ły­wa­niu10”. Odpo­wia­da temu rów­nież coraz sil­niej­szy zanik auto­te­ma­ty­zmu, nie­rzad­ko zwią­za­ny z opi­sa­ną swe­go cza­su przez Ryszar­da Nycza figu­rą pod­mio­tu syl­lep­tycz­ne­go, będą­ce­go jed­no­cze­śnie w tek­ście, jak i poza nim; liry­ka doświad­cze­nia wyra­ża­ne­go w idio­mie poetyc­kiej wypo­wie­dzi ustę­pu­je coraz czę­ściej na rzecz pyta­nia o związ­ki zacho­dzą­ce na linii autor-medium-odbior­ca przy moc­nej supre­ma­cji same­go medium. Dla tak rady­kal­nej rede­fi­ni­cji dotych­cza­so­wej „gry w poezję” naj­bar­dziej repre­zen­ta­tyw­na sta­je się twór­czość upra­wia­na za pomo­cą i za spra­wą elek­tro­nicz­ne­go medium, jakim jest kom­pu­ter z dostę­pem do sie­ci inter­ne­to­wej – obiek­ty11 na pogra­ni­czu lite­ra­tu­ry i sztuk wizu­al­nych naj­le­piej odpo­wia­da­ją zało­że­niom, któ­re w przy­pad­ku cyfro­wej poezji „ana­lo­go­wej12” zosta­ją – z oczy­wi­stych powo­dów – jedy­nie zasy­gna­li­zo­wa­ne. Nie ozna­cza to jed­nak, iż tra­dy­cyj­ny nośnik lite­ra­tu­ry, jakim jest fizycz­nie ist­nie­ją­ca książ­ka (zbiór poetyc­ki wyda­ny na papie­rze), zosta­je auto­ma­tycz­nie ode­sła­ny do tak zwa­ne­go lamu­sa. Twór­cy inspi­ro­wa­ni teo­rią nowych mediów zwra­ca­ją raczej uwa­gę na pew­ne­go rodza­ju ogra­ni­cze­nia zwią­za­ne z dru­ko­wa­niem swo­ich dzieł „na papie­rze”, któ­ry mimo wszyst­ko nie posia­da tak rady­kal­ne­go poten­cja­łu inte­rak­tyw­no­ści oraz gene­ra­tyw­no­ści jak medium elek­tro­nicz­ne. Zer­k­nij­my na zna­mien­ny frag­ment z mani­fe­stu gru­py Roz­dziel­czość Chle­ba, w któ­rym wita­li­stycz­ne intu­icje zosta­ją bez­po­śred­nio zwią­za­ne z kon­sty­tu­tyw­nym odkry­ciem inspi­ru­ją­cych wła­ści­wo­ści prze­strze­ni wir­tu­al­nej: „Zawie­sze­nie tek­stu zawdzię­cza­my papie­ro­wi – func­kją inter­ne­tu jest inte­rak­cja i ruch (…). Wysy­ła­my żąda­nie lite­rac­kie­go robac­twa, malware’u, spa­mu! (…) Wszech­obec­ne wi-fi, jak Bóg, pro­jek­tu­je nasze poczy­na­nia mru­ga­jąc sumą świę­tych DiÓd. Wie­rzy­my, że zba­wi nas par­ska­nie kodu i nie­chcia­na pocz­ta. Poezja jako miej­sce na dys­ku13” W tym kon­tek­ście supre­ma­cja nowe­go medium wyni­ka głów­nie z arty­stycz­ne­go zamia­ru „odzwier­cie­dle­nia inter­fej­su naszych cza­sów” – tryb line­ar­nej, kon­wen­cjo­nal­nej lek­tu­ry nie odpo­wia­da dyna­mi­ce dzi­siej­szej egzy­sten­cji: raczej „tele­obec­nej14” za pomo­cą sie­cio­we­go zapo­śred­ni­cze­nia niż li tyl­ko „obec­nej” w ana­lo­go­wej prze­strze­ni rze­czy­wi­stej, cho­ciaż w grun­cie rze­czy taka „moc­na” dycho­to­mia pomię­dzy rze­czy­wi­sto­ścią wir­tu­al­ną i real­ną nie jest już dłu­żej wystar­cza­ją­ca: sta­no­wi raczej spa­dek po rewo­lu­cyj­nych na grun­cie tech­no­lo­gicz­nym wcze­snych latach dzie­więć­dzie­sią­tych. Żad­na z tych sfer nie wyda­je się dzi­siaj auto­no­micz­na – naj­czę­ściej nacho­dzą one na sie­bie w try­bie obo­pól­ne­go, bila­te­ral­ne­go oddzia­ły­wa­nia.

3.

Rady­kal­ne postu­la­ty „wir­tu­ali­za­cji naszych bebe­chów i mózgów” powin­ny zostać odczy­ta­ne w zgo­dzie z opie­ra­ją­cy­mi się na hiper­bo­li­za­cji wła­ści­wo­ścia­mi mani­fe­stów poetyc­kich. W sfe­rze rze­czy­wi­stej dzia­łal­no­ści twór­czej wszyst­ko to nie prze­szka­dza­ło oma­wia­nym twór­com wyda­wać swo­ich tomów w spo­sób tra­dy­cyj­ny. Wyda­ne w roku 2010 i utrzy­ma­ne w glit­cho­wym kli­ma­cie Noce i pętle Łuka­sza Pod­gór­nie­go trans­po­nu­ją poten­cjał medium elek­tro­nicz­ne­go w kon­wen­cjo­nal­ny, „ana­lo­go­wy” prze­kaz lite­rac­ki. Osob­ną kwe­stią była­by pró­ba odpo­wie­dzi na pyta­nie, na ile takie zabie­gi sta­no­wią rze­czy­wi­stą nowość, a na ile rzą­dzi nimi z grun­tu epi­go­nicz­ny pęd kon­ty­nu­acji zamie­rzeń pierw­szych awan­gard w sty­lu futu­ry­stycz­nym czy też zde­cy­do­wa­nie póź­niej­szych eks­pe­ry­men­tów zwią­za­nych z twór­czo­ścią kon­kre­ty­stycz­ną:

Pta­ki posnę­ły na wyso­kim napię­ciu
W naszych domach gwiż­dże elek­tycz­ność

(„Power Elec­tro­nics”)

Jako swo­ista pre­hi­sto­ria pol­skiej poezji cyber­ne­tycz­nej, Noce i pętle Łuka­sza Pod­gór­nie­go mają dziś war­tość głów­nie histo­rycz­no­li­te­rac­ką i sta­no­wią – mimo wszyst­ko – świa­dec­two poszu­ki­wa­nia alter­na­tyw­ne­go idio­mu poetyc­kie­go, z jed­nej stro­ny ide­owo zadłu­żo­ne­go wobec futu­ry­stycz­no-kubi­stycz­no-dada­istycz­nej prak­ty­ki awan­gar­do­wej, z dru­giej jed­nak stro­ny pró­bu­ją­cej wyab­stra­ho­wać się z niej na mocy supre­ma­cji este­ty­ki zwią­za­nej z tech­no­lo­gią kom­pu­te­ro­wą. Zna­mien­na w tym kon­tek­ście wyda­je się już sama okład­ka wzmian­ko­wa­ne­go tomu, sta­no­wią­ca „typo­wy” glitch, a więc błąd wyge­ne­ro­wa­ny przez przy­pad­ko­wą uster­kę w opro­gra­mo­wa­niu. Podob­nie dzie­je się z wyda­nym – rów­nież w 2010 roku – tomem Roma­na Brom­bosz­cza U‑man i masa, w któ­rym postę­pu­ją­ca nie­czy­tel­ność odno­si się nie tyl­ko do zmia­ny zasta­ne­go wyobra­że­nia o isto­cie liry­ki, ale anty­cy­pu­je rów­nież wyj­ście poza pier­wot­ną mate­rię poetyc­ką w stro­nę kon­cep­tu­al­nych obiek­tów gra­ficz­nych. W świe­tle dzi­siej­szej dzia­łal­no­ści twór­ców zwią­za­nych z Roz­dziel­czo­ścią Chle­ba wspo­mnia­ne tomi­ki wyróż­nia­ją się zde­cy­do­wa­nym impul­sem rewi­du­ją­cym oraz skie­ro­wa­nym na skry­sta­li­zo­wa­nie wła­sne­go – a więc rów­nież prze­kra­cza­ją­ce­go zasta­ne poety­ki – pro­gra­mu arty­stycz­ne­go.

Bez­po­śred­nim adwer­sa­rzem tej twór­czo­ści wyda­je się tak zwa­na poezja zaan­ga­żo­wa­na w sty­lu Szcze­pa­na Kopy­ta, Kiry Pie­trek czy Kon­ra­da Góry, będą­ca pew­ne­go rodza­ju pró­bą prze­ła­ma­nia impa­su zasta­ne­go po „bez­i­de­owych” rocz­ni­kach sie­dem­dzie­sią­tych. Swo­isty powrót do poety­ki doświad­cze­nia zde­ter­mi­no­wa­ne­go przez pro­gra­mo­we pomie­sza­nie tek­sto­wych reje­strów, poety­ki roz­gry­wa­nej na zasa­dzie zide­olo­gi­zo­wa­nej krzy­kli­wo­ści oraz pew­ne­go rodza­ju iro­nicz­ne­go pędu w nie­ja­sność i kon­ta­mi­na­cję, zmu­sza twór­ców poszu­ku­ją­cych odmien­ne­go idio­mu do wir­tu­al­ne­go eska­pi­zmu z total­no­ści spo­łecz­ne­go uni­wer­sum. Zna­mien­ne, iż oma­wia­ny exo­dus – przy czym nale­ża­ło­by tutaj poczy­nić sze­reg zastrze­żeń – nie przy­no­si za sobą żad­nej rewo­lu­cyj­nej zmia­ny for­my poetyc­kie­go opi­su. Przej­ście, jakie­go w sto­sun­ku do poezji zaan­ga­żo­wa­nej doko­nu­ją twór­cy nowo­me­dial­ni, zawie­ra w sobie – na spo­sób Heglow­ski – to, co prze­kro­czo­ne, a więc pewien okre­ślo­ny spo­sób kon­sty­tu­cji lirycz­nej wypo­wie­dzi w ogó­le, będą­cy zresz­tą punk­tem doj­ścia pono­wo­cze­snych intu­icji w obsza­rze lite­ra­tu­ry pięk­nej. Tak też – podob­nie jak Kopyt czy Góra – twór­cy korzy­sta­ją­cy z poten­cja­łu nowych mediów nie doko­nu­ją żad­nej resty­tu­cji unie­sie­nia, chy­ba że w zgo­dzie z roz­po­zna­nia­mi poczy­nio­ny­mi przez Rorty’ego; odrzu­ce­nie „kon­wen­cjo­nal­nych” odnie­sień zwią­za­nych z poję­cia­mi taki­mi jak natchnie­nie czy wznio­słość sta­no­wi wspól­ną oś, wokół któ­rej krą­żą te podob­ne, jed­nak w osta­tecz­nym roz­ra­chun­ku nie­przy­sta­ją­ce do sie­bie poety­ki. Praw­dzi­wa zmia­na doko­nu­je się gdzie indziej, nie w for­mach nar­ra­cyj­nych prób nało­że­nia siat­ki na rze­czy­wi­stość, lecz w zupeł­nie róż­nych arte­fak­tach okre­śla­ją­cych jej dyna­mi­kę, sło­wem: zmie­nia się sym­bo­licz­ny szta­faż świad­czą­cy o onto­lo­gicz­nym sta­tu­sie świa­ta. O ile w twór­czo­ści takich twór­ców jak Kopyt czy Góra nama­cal­ność spo­łecz­nych pro­ble­mów (po)nowoczesnych wyda­je się nie pod­le­gać żad­nym poważ­nym wąt­pli­wo­ściom, o tyle poeci korzy­sta­ją­cy z poten­cja­łu nowych mediów zwra­ca­ją się raczej w stro­nę hiper­rze­czy­wi­stej gry w źró­dło­wo obcym języ­ku, porzu­ca­jąc jed­no­cze­śnie zide­olo­gi­zo­wa­ne zaan­ga­żo­wa­nie na rzecz pie­lę­gna­cji zasta­ne­go (nie)porządku spo­łecz­ne­go uni­wer­sum. Tę pod­sta­wo­wą róż­ni­cę dobrze odzwier­cie­dla zesta­wie­nie dwóch – nie­zwy­kle repre­zen­ta­tyw­nych – wypo­wie­dzi poetyc­kich. Nie­chaj pierw­szy prze­mó­wi Szcze­pan Kopyt:

prze­pchnij życie przez banał. idea nie­wol­nic­twa
żywi się poezją, zlep­kiem potu i tuszu
oto jest moja histo­ria. mojej eks-dziew­czy­ny.

sta­re taśmy. meta­fo­ry, któ­rych głę­bo­kość moż­na było zmie­rzyć
pisząc, że śnieg jest w zimie, że skwar jest latem.
dziś sam jestem dziad­kiem – prze­ży­łem te woj­ny

w tele­wi­zo­rze głód jest gumo­wy, ludzie – z cukru.
ich sło­wa są potem w tram­wa­jach. ich zapach
to auto­bus szó­sta-rano. oddy­chaj rześ­kim smo­giem

(len­to soste­nu­to tra­nqu­il­lo ma can­ta­bil­le)

prze­pchnij życie przez banał. poezja nie­wol­ni­ków
to nowa ramów­ka tv. to pięk­ny blo­czek reklam
pisa­nych przez poetów. prze­pchnij ideę życia.

(„-”)

Gdy­by potrak­to­wać tę zamiesz­czo­ną w tomie yass/może czuć się bez­piecz­nie wypo­wiedź w kate­go­riach meta­li­te­rac­kie­go cre­do, wiersz Kopy­ta sta­je się w pewien prze­wrot­ny spo­sób zna­mien­ny dla lirycz­ne­go kra­jo­bra­zu po auto­te­ma­tycz­nym impul­sie, jaki nawie­dził poczy­na­nia całej gru­py poetów, począw­szy od „Bru­Lio­nu” aż po Dzie­ci gor­szej koniunk­tu­ry. Nale­ża­ło­by tutaj dodać: impul­sie wyczer­pa­nym, bo wła­śnie bez­i­de­owym. Ruch pod­mio­tu, nie­uchron­nie wrzu­co­ne­go w świat, pole­ga tutaj na prze­by­ciu pew­nej cha­rak­te­ry­stycz­nej wędrów­ki – od „mojej wła­snej histo­rii”, ska­żo­nej bana­łem codzien­nej egzy­sten­cji („meta­fo­ry, któ­rych głę­bo­kość moż­na było zmierzyć/ pisząc, że śnieg jest w zimie, że skwar jest latem”), egzy­sten­cji tra­gicz­nej, bo żywią­cej się ilu­zo­rycz­nym prze­ko­na­niem, że nale­ży tyl­ko do mnie, aż do momen­tu prze­kro­cze­nia gra­ni­cy wła­snej jaź­ni i pozor­ne­go otwar­cia się na świat. Pozor­ne­go, ponie­waż zapo­śred­ni­czo­ne­go przez ekran tele­wi­zji, w któ­rej głód jest „gumo­wy”, a ludzie są z „cukru”. W tym kon­tek­ście postu­lo­wa­ny zwrot „prze­pchnij życie przez banał” sta­je się wypad­ko­wą wie­dzy o świe­cie, w któ­rym „cząst­ko­we uję­cia rze­czy­wi­sto­ści sca­la­ją się w nową ogól­ną jed­ność, two­rząc wyod­ręb­nio­ny pseu­do­świat, przed­miot czy­stej kon­tem­pla­cji.15” Pod­miot pra­gnie więc jakiejś auten­tycz­nej par­ty­cy­pa­cji, jed­nak w total­no­ści spek­ta­klu16 każ­dy ruch kry­tycz­ny wyda­je się z góry zawłasz­czo­ny przez urzą­dze­nie kapi­ta­li­stycz­nych sto­sun­ków spo­łecz­nych. Zna­mien­ne, że nawet pra­ca twór­cza poety wyda­je się ska­żo­na w wyni­ku nie­uchron­ne­go ruchu inter­pe­la­cji: „poezja niewolników/ to nowa ramów­ka tv. to pięk­ny blo­czek reklam pisa­nych przez poetów.” Jedy­nym aktem sabo­ta­żu, suge­ru­je Kopyt, wyda­je się kon­se­kwent­ne obna­ża­nie fał­szy­wej, narzu­co­nej pod­mio­to­wi struk­tu­ry rze­czy­wi­sto­ści. I wła­śnie ten ruch sta­je się naj­bar­dziej cha­rak­te­ry­stycz­ny – prze­ko­na­nie, że mimo wszyst­ko nale­ży docie­rać do świa­ta i w jakiś spo­sób kon­fron­to­wać się z jego prze­krzy­wio­nym obli­czem dzię­ki dez­i­lu­zyj­ne­mu, a więc sub­wer­syw­ne­mu poten­cja­ło­wi poezji.

To wła­śnie lirycz­na wypo­wiedź – koniec koń­ców – jako jedy­na ofe­ru­je sen­sow­ną orien­ta­cję poznaw­czą w sto­sun­ku do zakrzy­wio­nej przez symu­la­cję rze­czy­wi­sto­ści, któ­ra w pre­zen­to­wa­nym utwo­rze wyda­je się nie­pod­wa­żal­nym punk­tem doj­ścia. Pod­miot wypo­wie­dzi – cał­ko­wi­cie zde­ter­mi­no­wa­ny przez okre­ślo­ne prak­ty­ki dys­kur­syw­ne – przy­po­mi­na tutaj par­ty­zan­ta reje­stru­ją­ce­go wyło­my w pła­skiej powierzch­ni pono­wo­cze­sne­go spek­ta­klu, by uczy­nić z nich pre­tekst do utwo­rze­nia jakie­goś auto­no­micz­ne­go porząd­ku sym­bo­licz­ne­go, wła­snej, małej „praw­dy”. Cie­ka­wą kontrę wobec takie­go sta­no­wi­ska ofe­ru­je nie­co póź­niej­szy i wyra­sta­ją­cy z odmien­nych inspi­ra­cji tekst Łuka­sza Pod­gór­nie­go „Burza ude­rzy­ła w mój router” (tom Ska­no­wa­nie balu):

trans | trans | trans
dosy­pa­łem ci pro­chów do liry
będziesz syp(i)ać jak kogut od teraz
rewa­lo­ry­za­cjo dzba­nusz­ka! masz
wspa­nia­łe popio­ły! ja dzwo­nię po gli­ny
detek­tyw poirot nakrył czasz­kę
han­dlu­ją­cą mor­fi­ną – skraw­kiem płót­na od razu!
powy­krę­ca­ło jej łap­ska w skład­ni!
chcę krzy­czeć!
napi­sa­łem wiersz w pain­cie!

wow!

Pod­sta­wo­wą trud­no­ścią przy oka­zji tego typu – na pierw­szy rzut oka „beł­ko­tli­wej” – wypo­wie­dzi wyda­je się okre­śle­nie, kto wła­ści­wie i z jakiej pozy­cji mówi. Kwe­stia ta w tek­ście Kopy­ta w zasa­dzie nie wyda­je się w żaden spo­sób pro­ble­ma­tycz­na: cho­dzi o kon­kret­ny, wrzu­co­ny w świat pod­miot, obser­wu­ją­cy oto­cze­nie poprzez kon­tem­pla­cję tele­wi­zyj­nej ramów­ki z per­spek­ty­wy roz­cza­ro­wa­nia wła­sną, pozba­wio­ną kon­kret­nych war­to­ści egzy­sten­cją oraz prób jej twór­cze­go zre­de­fi­nio­wa­nia. „Burza ude­rzy­ła mój router” nato­miast okre­śla para­dyg­ma­tycz­ną zmia­nę w obsza­rze naj­bar­dziej pod­sta­wo­we­go sto­sun­ku do świa­ta: przej­ście od kul­tu­ry uczest­nic­twa do kul­tu­ry remik­su, w ramach któ­rej docho­dzi do zna­czą­cej pro­ble­ma­ty­za­cji pod­sta­wo­wych kate­go­rii, takich jak autor­stwo, ory­gi­nal­ność, odbior­ca czy pod­mio­to­wość. Już sam tytuł tek­stu Pod­gór­nie­go może przy­spo­rzyć wie­lu kło­po­tów, cho­ciaż – jak się oka­zu­je – w ostat­niej instan­cji sta­no­wi chy­ba naj­bar­dziej czy­tel­ną poszla­kę, wska­zu­ją­cą zało­żo­ny ruch myśli i „tagu­ją­cą” przed­sta­wio­ną sytu­ację lirycz­ną (?). Otwie­ra­ją­cy tekst wers „trans | trans | trans” suge­ru­je prze­ła­ma­nie pew­ne­go porząd­ku sym­bo­licz­ne­go, spo­wo­do­wa­ne­go nagłą inwa­zją burzy w zapew­nia­ją­cy dostęp do sie­ci router; pod­miot – trud­ny do uchwy­ce­nia, przy­po­mi­na­ją­cy maszy­nę zop­ty­ma­li­zo­wa­ną ze sprzę­tem kom­pu­te­ro­wym – za spra­wą wspo­mnia­ne­go prze­rwa­nia łącza wpa­da więc w bli­żej nie­spre­cy­zo­wa­ny, eks­tatcz­ny stan, wpra­wia­jąc za jego pośred­nic­twem w ruch ale­ato­rycz­ną, gene­ra­tyw­ną kon­struk­cję tek­stu. Wra­że­nie dyse­mi­na­cyj­ne­go poka­wał­ko­wa­nia sta­je się de fac­to narzę­dziem nego­cjo­wa­nia toż­sa­mo­ści oraz usta­lo­ne­go porząd­ku rze­czy. Punkt wyj­ścia tego tek­stu, sygna­li­zu­ją­cy bli­żej nie­okre­ślo­ną (od)podmiotową kon­ta­mi­na­cję, wbrew pozo­rom pod wzglę­dem kon­cep­tu­al­nym wyda­je się bar­dzo podob­ny do tego, z któ­re­go korzy­sta rów­nież Kopyt – rady­kal­nie zmie­nia się nato­miast kon­tekst, w któ­rym funk­cjo­nu­je nar­ra­tor oraz, dalej, deter­mi­nu­ją­cy go szta­faż sym­bo­licz­nych punk­tów odnie­sie­nia. O ile w wypo­wie­dzi poznań­skie­go poety bez­spor­nym punk­tem doj­ścia sta­je się rze­czy­wi­sty świat, o tyle Pod­gór­ni dąży do prze­ła­ma­nia jego auto­no­micz­no­ści, nakła­da­jąc nań wiru­tal­ną, hiper­rze­czy­wi­stą siat­kę zna­czeń i odnie­sień. Takie­mu przej­ściu odpo­wia­da rów­nież zmia­na języ­ko­wej per­spek­ty­wy: na krzy­kli­wy, zide­olo­gi­zo­wa­ny ton Kopy­ta Pod­gór­ni odpo­wia­da chłod­nym, gene­ra­tyw­nym reje­strem zawie­szo­nej w „trans­fe­ro­wej próż­ni” maszy­ny algo­ryt­micz­nej, któ­ra – koniec koń­ców – sta­je się wła­ści­wym mówią­cym w jego tek­ście. Poety­ka sabo­ta­żu zosta­je zastą­pio­na poety­ką przy­pad­ku, wiersz-zna­cze­nie nato­miast – wier­szem-dzia­ła­niem, ope­ru­ją­cym raczej na supre­ma­cji błę­du w kodzie źró­dło­wym i zwią­za­ną z nim nie­moż­no­ścią osią­gnię­cia peł­ne­go zro­zu­mie­nia niż jaką­kol­wiek wpi­sa­ną weń for­mą inter­pre­ta­cyj­ne­go sce­na­riu­sza. O ile więc Kopyt uprzy­wi­le­jo­wu­je akt kon­wen­cjo­nal­ne­go „odczy­ta­nia”, o tyle Pod­gór­ni sta­wia na mil­czą­ce po-rozu­mie­nie z czy­tel­ni­kiem, na wspól­ną, pozba­wio­ną kry­tycz­ne­go impul­su, par­ty­cy­pa­cję w nad­mia­rze infor­ma­cyj­ne­go „szu­mu”, tego same­go, od któ­re­go Kopyt chciał­by się uwol­nić w imię par­ce­la­cji jakiejś szcząt­ko­wej for­my pod­mio­to­wej inte­gral­no­ści.

4.

Zesta­wie­nie tych dwóch wier­szy – róż­nych od sie­bie ide­owo, jed­nak spo­krew­nio­nych ze sobą na mocy wspól­no­ty zagad­nień „język, świat, doświad­cze­nie” – ilu­stru­je cie­ka­we przej­ście, jakie­go na bie­żą­co doko­nu­je pewient wariant współ­cze­snej pol­skiej poezji. Wariant, któ­ry – nale­ży to powie­dzieć – sta­no­wi nie tyle mar­gi­nes obec­nych prak­tyk lite­rac­kich, co raczej „mar­gi­nes mar­gi­ne­su”. Zawar­te w nim pró­by pro­ble­ma­ty­za­cji reguł i zasad okre­śla­ją­cych kon­wen­cjo­nal­ny spo­sób opi­su spra­wia­ją jed­nak, iż ponad wszel­ką wąt­pli­wość war­to zwró­cić więk­szą uwa­gę na oma­wia­ne zja­wi­sko; sko­ro naj­now­sza poezja ma sta­no­wić żywio­ło­wą odpo­wiedź na spe­cy­fi­kę naszych cza­sów, nale­ża­ło­by na dobre wpro­wa­dzić w jej pole zja­wi­ska odno­szą­ce się do sfe­ry zwią­za­nej z cyber­kul­tu­rą oraz, dalej, par­ty­cy­pa­cją w sie­ci, gdyż, mówiąc wprost, po pro­stu wszy­scy w niej jeste­śmy i wszy­scy w niej dzia­ła­my. Nama­cal­na, empi­rycz­na rze­czy­wi­stość nie jest już sfe­rą okre­śla­ją­cą egzy­sten­cję w spo­sób cało­ścio­wy, nie sta­no­wi też żad­ne­go auto­no­micz­ne­go obsza­ru – zarów­no deter­mi­nu­ją­ca, jak i zde­ter­mi­no­wa­na przez „pier­wiast­ki wir­tu­al­ne”, przy­bie­ra dziś postać trud­nej do uchwy­ce­nia hiper-rze­czy­wi­sto­ści, w któ­rej lwia część pojęć okre­śla­ją­cych dotąd natu­rę i isto­tę egzy­sten­cjal­ne­go doświad­cze­nia ule­ga prze­miesz­cze­niu i rekon­tek­stu­ali­za­cji.

Nie łudzę się, że pro­po­no­wa­na prze­ze mnie per­spek­ty­wa lirycz­nych docie­kań wej­dzie do „ogól­nie obo­wią­zu­ją­ce­go” kano­nu lite­rac­kie­go, nie­za­leż­nie zresz­tą od tego, jak moż­na było­by go zde­fi­nio­wać. Było­by to pro­ble­ma­tycz­ne nade wszyst­ko ze wzglę­du na (1) zasad­ni­czą trud­ność meto­do­lo­gicz­ną, na dzień dzi­siej­szy imma­nen­tą wobec oma­wia­ne­go zja­wi­ska oraz, dalej, (2) wyni­ka­ją­cy z tej twór­czo­ści sil­ny impuls meta­li­te­rac­ki, zwią­za­ny z wewnętrz­ną zależ­no­ścią dużej czę­ści „poeto­lo­gicz­nych” kate­go­rii, któ­re nie­rzad­ko kore­spon­du­ją ze sobą i nakła­da­ją się na sie­bie. Uwa­żam jed­nak, że pod­sta­wo­wa war­tość, jaka kry­je się za czę­sto na pierw­szy rzut oka nie­zro­zu­mia­łym i nie­czy­tel­nym języ­kiem tej liry­ki tkwi w tym, iż sta­no­wi on dyna­micz­ną odpo­wiedź na zmie­nia­ją­cą się pod wpły­wem tech­no­lo­gii rze­czy­wi­stość spo­łecz­ną. Tech­no­lo­gii, któ­ra zmu­sza do ponow­ne­go prze­my­śle­nia pod­sta­wo­wych kate­go­rii rzą­dzą­cym dotych­cza­so­wym namy­słem teo­re­tycz­nym, tech­no­lo­gii, któ­ra nie­uchron­nie okre­śla nasze uczest­nic­two w świe­cie oraz wyzna­cza dla nie­go nowe per­spek­ty­wy.

Zostaw­my za sobą ana­chro­nicz­ne poję­cie kano­nu; w kon­tek­ście lite­ra­tu­ry nowo­me­dial­nej sta­je się ono na dzień dzi­siej­szy szcze­gól­nie nie­funk­cjo­nal­ne i, co gor­sza, w dużej mie­rze para­li­żu­ją­ce nasze badaw­cze aspi­ra­cje. Zamiast tego otwórz­my się na nowe języ­ki, jakie ofe­ru­ją nam naj­now­sze prak­ty­ki lite­rac­kie, by za ich pomo­cą okre­ślić ota­cza­ją­cy nas – nie­zwy­kle prze­cież zło­żo­ny – świat. W Repe­ty­to­rium Maciej Tara­nek pisał: „jeże­li twój wiersz «nie oca­la naro­dów ani ludzi» (?), to się w two­im wier­szu dzie­je”. Naj­now­sza liry­ka nie obie­cu­je już żad­ne­go wiel­kie­go zba­wie­nia; supre­mu­je nato­miast okre­śla­ją­ce naszą epo­kę ruch i dzia­ła­nie. Niech się więc dzie­je.

 


Biblio­gra­fia:
I.
1) Bre­wiń­ski K., Club­bing, Kra­ków 2013
2) Kopyt S., yass/możesz czuć się bez­piecz­nie, Poznań 2005
3) Pod­gór­ni Ł., ska­no­wa­nie balu, Kra­ków 2012
4) Puł­ka T., zespół szkół, Kra­ków 2010
5) Tara­nek M., Repe­ty­to­rium, Kra­ków 2013
II.
1) Brom­boszcz R., „Este­tycz­ne aspek­ty tele­obec­no­ści”, [w:] Este­ty­ka wir­tu­al­no­ści (red. M. Ostro­wic­ki), Kra­ków 2005
2) Cie­ślak T., „O kon­ty­nu­acjach i nowo­ściach – czy war­to porzu­cić myśle­nie według rocz­ni­ków?”, [w:] Poezja pol­ska po roku 2000. Dia­gno­zy – pro­ble­my – inter­pre­ta­cje (red. T. Dala­siń­ski, A. Szwa­grzyk, P. Tań­ski), Toruń 2015
3) Debord G., Spo­łe­czeń­stwo spek­ta­klu i roz­wa­ża­nia o spo­łe­czeń­stwie spek­ta­klu, War­sza­wa 2006, tłum. Mate­usz Kwa­ter­ko
4) Fra­na­szek A., „Dla­cze­go nikt nie lubi nowej poezji?”, http://wyborcza.pl/magazyn/1,136823,15666202,Dlaczego_nikt_nie_lubi_nowej_poezji_.html (dostęp: 22/02/2015)
5) Kunz T., „Uni­wer­sum spo­łecz­nej nie­waż­ko­ści. O (bez)użyteczności kate­go­rii poko­le­nia dla badań nad lite­ra­tu­rą pol­ską ostat­nie­go dwu­dzie­sto­le­cia”, [w:] Dwie deka­dy nowej (?) lite­ra­tu­ry 1989–2009, (red. S. Gaw­liń­ski, D. Siwor), Kra­ków 2011
6) Paw­lic­ka U., (pol­ska) poezja cyber­ne­tycz­na. Kon­tek­sty i cha­rak­te­ry­sty­ka, Kra­ków 2012
7) Paw­lic­ka U., „Pol­ska poezja i nowe media po roku 2000”, [w:] Poezja pol­ska po roku 2000. Dia­gno­zy – pro­ble­my – inter­pre­ta­cje (red. T. Dala­siń­ski, A. Szwa­grzyk, P. Tań­ski), Toruń 2015
8 ) Słow­nik ter­mi­nów lite­rac­kich, (red. J. Sła­wiń­ski), Wro­cław-War­sza­wa-Kra­ków 1998
9) Staś­ko M., „Poro­zu­mial­cy. O nowej poezji (cz.2)”,  http://ha.art.pl/projekty/felietony/4016-porozumialcy-o-nowej-poezji-cz‑2 (dostęp: 22/02/2015)
10) Tek­sty­lia. O rocz­ni­kach sie­dem­dzie­sią­tych (red. P. Marec­ki, I. Stok­fi­szew­ski, M. Wit­kow­ski), Kra­ków 2002

[1] Słow­nik ter­mi­nów lite­rac­kich, (red. J. Sła­wiń­ski), Wro­cław-War­sza­wa-Kra­ków 1998, s. 234.
[2] Tek­sty­lia. O rocz­ni­kach sie­dem­dzie­sią­tych, (red. P. Marec­ki, I. Stok­fi­szew­ski, M. Wit­kow­ski), Kra­ków 2002.
[3] T. Cie­slak, „O kon­ty­nu­acjach i nowo­ściach – czy war­to porzu­cić myśle­nie według rocz­ni­ków?”, [w:] Poezja pol­ska po roku 2000. Dia­gno­zy – pro­ble­my – inter­pre­ta­cje (red. T. Dala­siń­ski, A. Szwa­grzyk, P. Tań­ski), Toruń 2015, s. 32.
[4] Jako kate­go­ria lite­ra­tu­ro­znaw­cza, „poko­le­nie” przy­po­mi­na dzi­siaj kolej­ny moder­ni­stycz­ny ata­wizm, o czym w kon­tek­ście mię­dzy inny­mi Bau­dril­lar­dow­skie­go „zani­ku anta­go­ni­zmu” w spo­sób nie­zwy­kle suge­styw­ny pisał cho­ciaż­by Tomasz Kunz. Por. Ten­że, „Uni­wer­sum spo­łecz­nej nie­waż­ko­ści. O (bez)użyteczności kate­go­rii poko­le­nia dla badań nad lite­ra­tu­rą pol­ską ostat­nie­go dwu­dzie­sto­le­cia”, [w:] Dwie deka­dy nowej (?) lite­ra­tu­ry 1989–2009, (red. S. Gaw­liń­ski, D. Siwor), Kra­ków 2011.
[5] M. Staś­ko, Poro­zu­mial­cy. O nowej poezji (cz.2)”,  http://ha.art.pl/projekty/felietony/4016-porozumialcy-o-nowej-poezji-cz‑2 (dostęp: 22/02/2015).
[6] Por. A. Fra­na­szek „Dla­cze­go nikt nie lubi nowej poezji?”, http://wyborcza.pl/magazyn/1,136823,15666202,Dlaczego_nikt_nie_lubi_nowej_poezji_.html (dostęp: 22/02/2015).
[7] M. Staś­ko, op. cit.
[8] M. Staś­ko, op. cit.
[9] U. Paw­lic­ka, (pol­ska) poezja cyber­ne­tycz­na. Kon­tek­sty i cha­rak­te­ry­sty­ka, Kra­ków 2012, s.53
[10] U. Paw­lic­ka, „Pol­ska poezja i nowe media po roku 2000”, [w:] Poezja pol­ska po roku 2000. Dia­gno­zy – pro­ble­my – inter­pre­ta­cje (red. T. Dala­siń­ski, A. Szwa­grzyk, P. Tań­ski), Toruń 2015, s. 206.
[11] http://perfokarta.net/, http://kaleka.net/, http://szafranchinche.ovh.org/ (dostęp: 19/02/2015).
[12] U. Paw­lic­ka, (pol­ska) poezja cyber­ne­tycz­na. Kon­tek­sty i cha­rak­te­ry­sty­ka, Kra­ków 2012.
[13] http://ść-ch.pl/manifest/ (dostęp: 19/02/2015).
[14] R. Brom­boszcz, „Este­tycz­ne aspek­ty tele­obec­no­ści”, [w:] Este­ty­ka wir­tu­al­no­ści (red. M. Ostro­wic­ki), Kra­ków 2005
[15] Guy Debord, Spo­łe­czeń­stwo spek­ta­klu i roz­wa­ża­nia o spo­łe­czeń­stwie spek­ta­klu, War­sza­wa 2006, tłum. Mate­usz Kwa­ter­ko, s. 33.
[16] Jak dalej pisze Guy Debord: „Spek­takl jako kon­kret­ne odwró­ce­nie życia sta­no­wi samo­ist­ny ruch tego, co nie­oży­wio­ne”; tam­że, s. 33.

 

O AUTORZE

Krzysztof Sztafa

Urodzony w 1991 roku. Pochodzi z gór, mieszka w Krakowie. Publikuje w prasie i Internecie. Po godzinach trochę prozaik.