debaty / ankiety i podsumowania

Wiara w słowo to „minimum zawodowe”

Głos Benedeka Tottha w debacie „Czy próbujesz zmienić świat swoim pisaniem?”.

strona debaty

Czy próbujesz zmienić świat swoim pisaniem? Czy próbujesz zmienić świat swoim pisaniem?

Czy lite­ra­tu­ra zmie­nia świat? Jest por­tem, w któ­rym moż­na bez­piecz­nie zacu­mo­wać, czy raczej por­ta­lem do nowej rze­czy­wi­sto­ści?

Na to trud­ne pyta­nie, jak na więk­szość pytań, jest bar­dzo pro­sta odpo­wiedź: tak. Napraw­dę głę­bo­ko wie­rzę, że lite­ra­tu­ra, sło­wo pisa­ne, może zmie­nić świat. „W jakim kie­run­ku?” to już inna spra­wa. Nie będzie chy­ba prze­sa­dą stwier­dze­nie, że jako pisarz uwa­żam, że wia­ra we wpływ słów na świat to jed­nak „mini­mum zawo­do­we”. Napi­sa­nie sło­wa, zda­nia, aka­pi­tu to ogrom­na odpo­wie­dzial­ność i uwa­żam, że jako pisa­rze nie powin­ni­śmy o tym zapo­mi­nać. Muszę się od razu popra­wić. Gdy­bym zasta­na­wiał się, pisząc każ­de sło­wo, zda­nie, aka­pit itd. jak dużą odpo­wie­dzial­ność one z sobą nio­są, nic bym nie napi­sał. (Był­bym chy­ba jak nie­sław­ny nar­ra­tor powie­ści Życie i myśli JW Pana Tri­stra­ma Shan­dy) Po tej krót­kiej dygre­sji mogę wró­cić do pier­wot­ne­go pyta­nia.

Bar­dzo łatwo moż­na poka­zać, że lite­ra­tu­ra może zmie­nić świat: już opu­bli­ko­wa­nie dobrej/średniej/złej książ­ki da się uznać za jakąś zmia­nę. Oczy­wi­ście moż­na powie­dzieć, kogo, do dia­bła, obcho­dzi kolej­na książ­ka, sko­ro wyda­no już ich tak wie­le? Tak, to tyl­ko pierw­szy krok. Praw­dzi­wa zmia­na – jeśli w ogó­le nastę­pu­je – zaczy­na się, gdy ktoś (mam nadzie­ję, że Czy­tel­nik przez duże „C”) bie­rze do ręki książ­kę i ją czy­ta. Wisien­ką na tor­cie jest sytu­acja, w któ­rej ów Czy­tel­nik bądź owa Czy­tel­nicz­ka się nad tym tek­stem zasta­na­wia, zada­je pyta­nia, szuka/znajduje odpo­wie­dzi na wła­sne pyta­nia. Zmia­na nie musi prze­cież przy­po­mi­nać trzę­sie­nia zie­mi, wul­ka­nu czy hura­ga­nu. Bo czy to będzie zmia­na na świe­cie, jeśli Czytelnik/Czytelniczka sta­nie się szczęśliwszy/smutniejszy/etc. za spra­wą książ­ki? Wyda­je mi się, że tak.

Mam świa­do­mość, że to sze­ro­ka defi­ni­cja zmia­ny. Mam jed­nak oso­bi­stą histo­rię, któ­ra dobrze to ilu­stru­je. Zosta­łem kie­dyś zapro­szo­ny do liceum na Węgrzech, gdzie nauczy­ciel­ka opo­wie­dzia­ła mi, że mia­ła ucznia, któ­ry nie mógł zna­leźć sobie miej­sca na świe­cie, wpadł w złe towa­rzy­stwo, ewi­dent­nie się pogu­bił. Ta nauczy­ciel­ka dała mu do rąk książ­kę (tak się zło­ży­ło, że był to wła­śnie Tru­pi bieg) o mło­dych ludziach, któ­rzy nie mogli zna­leźć swo­je­go miej­sca na świe­cie, wpa­dli w złe towa­rzy­stwo, pogu­bi­li się. Książ­ka nim wstrzą­snę­ła. Być może brzmi to pate­tycz­nie, ale chy­ba nie będzie prze­sa­dą stwier­dze­nie, że tak napraw­dę ta książ­ka go ura­to­wa­ła, ponie­waż uda­ło mu się wte­dy zawró­cić z bar­dzo nie­bez­piecz­nej ścież­ki. Oczy­wi­ście to skraj­ny przy­kład, coś takie­go rela­tyw­nie rzad­ko docie­ra do auto­ra. Nie mogę oczy­wi­ście mówić za innych, ale sam nigdy nie wyobra­ża­łem sobie, że to, co napi­szę, może mieć na kogo­kol­wiek taki wpływ.

Oczy­wi­ście nigdy nie sia­dam do pra­cy z myślą, że napi­szę zaraz coś, co zmie­ni świat albo nawet życie innych ludzi. (Mogę tyl­ko zmie­nić życie moich boha­te­rów, ale oni nie mają na to wpły­wu.) Nie mam wpły­wu na to, jak tekst wpły­wa na czy­tel­ni­ków po jego opu­bli­ko­wa­niu. Nigdy o tym nie myślę, bo pew­nie by mnie to spa­ra­li­żo­wa­ło. Ta odpo­wie­dzial­ność, któ­ra zapo­cząt­ko­wa­ła cały tok myśle­nia, bywa onie­śmie­la­ją­ca. Cho­ciaż nie celu­ję w doko­na­nie zmia­ny, to oczy­wi­ście nie zaprze­czę, że to napraw­dę miłe uczu­cie, kie­dy coś takie­go się dzie­je.

Ale książ­ka może nie tyl­ko zmie­nić nie tyl­ko czytelnika/czytelniczkę. Może też odmie­nić życie same­go twór­cy. Na przy­kład moje cał­ko­wi­cie się zmie­ni­ło po opu­bli­ko­wa­niu pierw­szej powie­ści. Bez powie­ści praw­do­po­dob­nie nigdy nie pły­wał­bym z reki­na­mi (przy oka­zji sesji zdję­cio­wej), nie sie­dział­bym w wię­zie­niu (w ramach spe­cjal­ne­go czy­ta­nia) ani nie został­bym zapro­szo­ny na wspa­nia­łe festi­wa­le lite­rac­kie, gdzie mogłem spo­tkać się z inny­mi pisa­rza­mi i roz­ma­wiać o o zmie­nia­niu świa­ta.

Wyda­je się, że przez dłu­gi czas lite­ra­tu­ra była „pogrze­ba­na”, zawsze mia­ła sil­ną kon­ku­ren­cję, od fil­mu przez inter­net po Tik­Tok, ale wszyst­ko wska­zu­je na to, że świet­nie sobie pora­dzi­ła, prze­trwa­ła i jakimś spo­so­bem jak zawsze uda­ło jej się wyzdro­wieć. Nie­za­leż­nie od tego, czy zmie­nia świat, czy zapew­nia czy­tel­ni­ko­wi bez­pie­czeń­stwo i sta­bil­ność, to wszyst­ko zna­ki, że „żyje i kopie”. Jako pisarz nigdy nie pró­bu­ję z góry decy­do­wać, co mój tekst zro­bi świa­tu, czy­tel­ni­kom. Moim zada­niem jest pisa­nie moich opo­wia­dań, aby mogły pole­cieć w świat i żyć swo­im życiem. Jeśli posta­no­wią go zmie­nić, nie mam nic prze­ciw­ko. Są wol­ne i mogą robić, co chcą.