debaty / ankiety i podsumowania

Władza nas z(a)bawi

Krzysztof Sztafa

Głos Krzysztofa Sztafy w debacie „Formy zaangażowania”, towarzyszącej premierze antologii Zebrało się śliny, która ukaże się niebawem w Biurze Literackim.

strona debaty

Formy zaangażowania

Jest [to] tak, jak­by­śmy mogli dostrzec jedy­nie cie­nie posta­ci, któ­re oży­wią naszą przy­szłość

Załóż­my, że jed­nak żyje­my w Impe­rium. Tak bez spi­sko­we­go nadą­sa­nia. Dla­te­go też, nawia­sem mówiąc, wybacz­cie dużą lite­rę i (co by nie mówić) jed­nak dość pre­ten­sjo­nal­ną nazwę – szczę­śli­wie nie pocho­dzi ona ode mnie. Załóż­my sobie zatem nie­zo­bo­wią­zu­ją­co, że kie­dy miesz­ka­my, to miesz­ka­my wewnątrz Impe­rium: bia­łe ścia­ny i bla­de świa­tło jarze­niów­ki. Że kie­dy pra­cu­je­my, to też – ojej, wte­dy to już w cało­ści! „Myślisz, że far­misz gol­da, a to gold far­mi cie­bie”, żeby zacy­to­wać pra­wie-kla­sy­ka. Jeste­śmy w Impe­rium nawet kie­dy śpi­my: śni­my sobie wte­dy o tro­skli­wym, impe­rial­nym doty­ku.

Albo kie­dy jemy. Złe Impe­rium żywi się nami, a jego smak jest cierp­ki.

Zawsze jeste­śmy „tutaj” – oto­cze­ni, osa­cze­ni i jacyś jesz­cze – bo nie ma żad­ne­go „tam”. W Impe­rium, czy­li wszę­dzie. Z Impe­rium pod rącz­kę. Zresz­tą nie nazwa jest waż­na. Mię­dzy nami: sam wolał­bym mówić raczej o spek­ta­klu. Albo wiel­kiej pro­ce­sji – wia­do­mo cze­go. Wszy­scy czy­ta­li­śmy te „mod­ne bzdu­ry”.

Podob­nie jak wszy­scy czy­ta­li­śmy poezję. Poezja pany.

W każ­dym razie nie nazwa jest waż­na. Waż­ne jest co inne­go. To, że Impe­rium jest naszą – wybacz­cie – ludz­ką kon­dy­cją. Że żyje w nas i nasze życie wytwa­rza. Uwi­kła­li­śmy się w jego try­bi­ki, mecha­ni­zmy i koło­wrot­ki: tak nas zro­bio­no, tak dzia­ła świat.

Pro­ste, praw­da? Pro­ste i nie pro­ste. Ktoś kie­dyś powie­dział, że Ord­nung muss sein – to wca­le nie był nazi­sta z tru­pią czasz­ką na czo­le – i w to uwie­rzy­li­śmy. Uwie­rzy­li­śmy i naj­pew­niej wca­le o tym nie wie­my. „Robią to i nie wie­dzą o tym”, albo lepiej: „robią to, cho­ciaż o tym wie­dzą” – kła­nia się kla­sycz­ny Marks z kla­sycz­ną wykład­nią ide­olo­gii. Stąd te try­bi­ki i mecha­ni­zmy, pię­trzą­ce się nad nami i wokół nas. Dopie­ro z cza­sem – kie­dy miesz­ka­my, pra­cu­je­my, śpi­my, jemy – docho­dzi do nas, że w zasa­dzie moż­na ina­czej, cho­ciaż­by „trosz­kę” ina­czej. I chwa­ła tej chwi­li prze­bły­sku!

Dobrze, to do rze­czy: jeste­śmy w Impe­rium i z cza­sem zaczy­na nas to boleć. Boli nas, przy­naj­mniej intu­icyj­nie, że – posłu­gu­jąc się pew­ną kli­szą – „nie ma zewnę­trza”. Albo że tak trud­no je sobie wyobra­zić. Obo­la­li szu­ka­my zatem jakie­goś wyj­ścia, szcze­li­ny, w któ­rą mogli­by­śmy sobie wsko­czyć.

Hop! Wia­do­mo, oto poezja, dearest friend. Poezja jest czymś wyłącz­nym. I jako coś wyłącz­ne­go zagra­ża Impe­rium: w sen­sie jak naj­bar­dziej poli­tycz­nym.

*

Tak po pro­stu. Naj­pew­niej ryzy­ku­ję zbyt dużo, ba, być może nara­żam się na śmiesz­ność, ale co tam, chy­ba jakoś sobie z tym w życiu pora­dzę: mam wra­że­nie, że w całej swo­jej spo­łecz­nej i – to być może klu­czo­we – ryn­ko­wej nie­istot­no­ści, w całej tej cudow­nie lek­kiej nie­waż­ko­ści współ­cze­sna poezja jest dzi­siaj for­mą exo­du­su: szcze­gól­nym rodza­jem zerwa­nia, cię­ciem, pro­duk­tyw­nym wyłą­cze­niem spod jurys­dyk­cji wszel­kich instru­men­tal­nych, celo­wo-racjo­nal­nych logik, na któ­re w ostat­niej instan­cji skła­da się wspo­mnia­ne Impe­rium.

Dla­te­go też chy­ba naj­bli­żej mi do tego sty­lu myśle­nia, jaki pre­zen­tu­je Dawid Kuja­wa. W zasa­dzie powta­rzam tutaj i być może nie­co roz­wi­jam wąt­ki, na któ­re wska­zy­wał w swo­im – lako­nicz­nym, tro­chę nie­kon­klu­zyw­nym, ale inspi­ru­ją­cym i cie­ka­wym – tek­ście Orzeł, resz­ka i rant.

Zatem – jak za Enzens­ber­ge­rem pisał Kuja­wa – poezja nie jest zaan­ga­żo­wa­na tyl­ko dla­te­go że po pro­stu jest poezją. Poezja dopie­ro sta­je się zaan­ga­żo­wa­na – w ści­śle okre­ślo­nych warun­kach. A my sta­je­my się wraz z nią, tak w ogó­le. Aż samo przy­cho­dzi na myśl słyn­ne Mark­so­we poucze­nie z 18 Brumaire’a: „Ludzie sami two­rzą swo­ją histo­rię, ale nie two­rzą jej dowol­nie, nie w wybra­nych przez sie­bie warun­kach, lecz w takich, w jakich się bez­po­śred­nio zna­leź­li”. Warun­ki są takie, że Impe­rium się­ga wszę­dzie: do nasze­go domu, do naszej pra­cy, do naszych lodó­wek i snów. Dzwo­ni do nas przez budzik i tuli koły­san­ką. Wska­zu­je, któ­rą nogą wstać z łóż­ka i jak sobie to łóż­ko póź­niej poście­lić.

A dodat­ko­wo jesz­cze uda­je przed nami, że wca­le go nie ma. Sło­wem, pro­du­ku­je i warun­ku­je nasz sto­su­nek do świa­ta. Zarzą­dza zna­cze­niem i spra­wia, że „dobra­noc” ozna­cza dobra­noc. Nie wypa­da nam tak mówić przed zacho­dem słoń­ca, praw­da? Gene­ral­nie wie­le rze­czy nie wypa­da, nie wol­no i już. Dla­te­go też w pew­nym – być może zbyt kru­chym – sen­sie nasza życio­wa aktyw­ność, pole­ga­ją­ca na miesz­ka­niu, pra­cy, spa­niu i jedze­niu, jest nazna­czo­na roz­kła­dem. Nasza pra­ca jest mar­twa: pole­ga na cią­głej pro­duk­cji i repro­duk­cji, zresz­tą jed­no­cze­snych i sprzę­żo­nych ze sobą jak sierp i młot, słu­ży pod­trzy­ma­niu cią­gło­ści i kon­ty­nu­acji. Sła­bo, no nie?

Pra­ca, jaką wyko­nu­je poezja, jest z kolei pra­cą żywą. Nie­za­leż­na wobec wszel­kich zewnętrz­nych reżi­mów mia­ry, usta­na­wia ona szcze­gól­ny rodzaj cią­gło­ści pomię­dzy mną i Tobą (Tobą, czy­tel­ni­ku oraz „Tobą, wier­szu”), w któ­rej na Impe­rium po pro­stu nie ma miej­sca. Nie ma i już. Dobre, nie? Impe­rium z całym tym swo­im instru­men­ta­rium zni­ka sobie i roz­pły­wa się w powie­trzu. Logi­ka kon­ty­nu­acji zosta­je wypar­ta na rzecz logi­ki zerwa­nia: wów­czas poezja sta­je się zaan­ga­żo­wa­na. Wal­czy o naszą wyobraź­nię: two­ją, moją. Spo­łe­czeń­stwa. Odłóż­my przy tym na bok Rancière’a: nie­wie­le jest nam w sta­nie tutaj zaofe­ro­wać.

Wiersz dzia­ła i dzia­ła na wie­le spo­so­bów. Chy­ba wszy­scy, od Koron­kie­wicz poprzez Kacz­mar­skie­go, Skur­ty­sa i wresz­cie Kuja­wę, zga­dza­my się co do tego, że podział, któ­ry krył się w punk­cie wyj­ścia naszych roz­wa­żań – podział na for­mę i treść, prze­sta­je tutaj obo­wią­zy­wać. Jest zwy­czaj­nie nie­wy­star­cza­ją­cy, by nie powie­dzieć: jaw­nie szko­dli­wy. Tak jak zatem kie­dyś na grun­cie post­struk­tu­ra­li­stycz­ne­go namy­słu (wybacz­cie ten skrót: Kuja­wa mówił w tym miej­scu o „reżi­mie Zna­czą­ce­go”, z któ­re­go nie może­my się wyrwać) demon­to­wa­no dwa pla­ny: plan istot i plan zja­wisk, tak też na naszym grun­cie kry­tycz­nym, o ile mówi­my o zaan­ga­żo­wa­niu, demon­tu­je­my dwa odręb­ne wymia­ry: wymiar for­mal­ny i wymiar tre­ścio­wy. Jed­no struk­tu­ry­zu­je i uru­cha­mia dru­gie. Pierw­sze dru­gie umoż­li­wia i na odwrót, hej! Zacho­dzi tutaj sto­su­nek rela­cyj­ny. Prze­rzut­nia, o któ­rej wspo­mi­na­ła Koron­kie­wicz, jest świet­nym przy­kła­dem: zry­wa związ­ki „spo­ko­ju i zgo­dy” i jako taka okre­śla ruch zna­cze­nia. Jest nie tyl­ko for­mą. Jest czymś wię­cej.

*

W Impe­rium już zawsze „jeste­śmy”. W wier­szu „sta­je­my się”. Wiersz znaj­du­je się dale­ko poza ate­ry­to­rial­nym Impe­rium. Jest jego nie-miej­scem, pod­ziem­nym kana­łem, w któ­rym prze­pły­wa rze­ka – ba, oce­an! – innej, pozba­wio­nej roz­kła­du zasa­dy sen­so­twór­czej. Może­my taplać się do woli, robi­my to poza kon­tro­lą instru­men­tal­nej logi­ki. A sko­ro poza kon­tro­lą, to i w odmien­nych warun­kach rozu­mie­nia. Sko­ro nato­miast – dopro­wadź­my to do koń­ca – w odmien­nych warun­kach rozu­mie­nia, to rów­nież z zupeł­nie nowej pozy­cji. To nasz „wehi­kuł moż­li­wo­ści”: iść za ruchem sta­wa­nia-się i śle­dzić dyna­mi­kę moż­li­wych powią­zań poza spek­ta­klem.

Nie war­to? War­to. Moc, jaką ma wiersz, któ­ry prze­ła­mu­je dys­kur­syw­ną hege­mo­nię Impe­rium, pole­ga na samo­wa­lo­ry­za­cji. Na prze­ła­ma­niu i prze­miesz­cze­niu instru­men­tal­ne­go urzą­dze­nia w taki spo­sób, by wyłą­czyć je z pola pro­ble­mo­we­go – wła­śnie wyłą­czyć, a nie prze­kro­czyć. Tyl­ko w ten spo­sób otwie­ra się przed nami – czy­tel­ni­ka­mi – przy­szłość: jesz­cze nie­wy­raź­na, ale z pew­no­ścią rady­kal­nie inna i kon­sty­tu­ują­ca. Dale­ko poza impe­rial­ną wyobraź­nią.