debaty / książki i autorzy

Wolta!

Bianka Rolando

Głos Bianki Rolando w debacie "Po co nam Dzieła zebrane Karpowicza".

strona debaty

Po co nam „Dzieła zebrane” Karpowicza?

Kar­po­wicz wszyst­kie naj­lep­sze okla­ski i tak miał w sobie, dla­te­go wła­śnie pisał poezję, któ­ra zawsze prze­gra, prze­gra i jesz­cze raz prze­gra. I to nie tak na niby, na zasa­dzie mod­nej pozy, ale tak napraw­dę głę­bo­ko jest dla tej rze­czy­wi­sto­ści prze­kre­ślo­na.

Poezja Kar­po­wi­cza prze­gra kon­kur­sy publicz­no­ści, nie zain­te­re­su­je mediów, nie będzie tubą poli­ty­ki, ani tema­tem kul­tu­ral­nej poli­ty­ki miast, ani też nie zdo­bę­dzie kościel­nych kazal­nic. Jego poezja nie wdzię­czy­ła się do juro­rów spek­ta­ku­lar­nych kon­kur­sów, nie kokie­to­wa­ła za wszel­ką cenę kry­ty­ków. Publicz­ność nie sza­la­ła i nie będzie sza­leć. Nie będzie licy­to­wa­nia dłu­go­pi­sów mistrza. Nie będzie histe­rycz­nych fanek, w zamro­cze­niu tatu­ują­cych sobie na pier­si imię Tymo­te­usz. Spo­łecz­ność filo­zo­ficz­na nie wyko­rzy­sta jego twór­czo­ści jako naj­lep­sze­go i spraw­dzo­ne­go knock-outu. Nie będzie też kalen­da­rzy­ków trój­dziel­nych obi­tych w skó­rę eko z foto­gra­fia­mi poety tra­cie pisa­nia Kamien­nej muzy­ki, nie będzie cyta­tów via sms na każ­dy dzień z Odwró­co­ne­go świa­tła, gadże­ci­ków z Trud­ne­go lasu. Nikt nie kupi kub­ka ter­micz­ne­go na USB o pojem­no­ści 0,5 l z napi­sem Gorz­kie źró­dła, smy­czy rekla­mo­wych, anty­stre­so­wych zaba­wek, bre­lo­ków, szkla­nych pod­kła­dek, trans­pa­rent­nych para­so­li ze zdję­ciem, mise­czek na mlecz­ko, bole­rek z nadru­ka­mi, śnież­nych ręka­wic w roz­mia­rze XS-XL z wyszy­tym Kie­dy ktoś zapu­ka. Nie będzie fil­mów o życiu i twór­czo­ści, w któ­rych zagra­ją demo­nicz­ni cele­bry­ci. Nie będzie pomni­ków z brą­zu w każ­dym daw­nym mie­ście woje­wódz­kim wyko­ny­wa­nych przez lokal­ne­go i ambit­ne­go rze­mieśl­ni­ka, ni pocią­gów, rond poświę­co­nych pamię­ci wiel­kie­go poety. Nie będzie pla­ka­tów, plan­dek, zakrę­tek, pro­mo­cji, kap­sli, papie­ro­sów o nazwie, nakle­jek, reklam wódek i pie­luch dzie­cię­cych. Nie poja­wią się zespo­ły muzycz­ne gra­ją­ce jego kawał­ki, nie będzie budże­tów uwzględ­nia­ją­cych. Poezja pora­ża­ją­cej poraż­ki nie zdo­bę­dzie ser­du­szek i nie napeł­ni brzusz­ków.

Wol­ta.

Jak­że nie­mod­ne, jak­że śmiesz­ne jest pisa­nie o meta­fi­zy­ce, o „tych” spra­wach. Cho­ciaż jak twier­dzi Leszek Nowak, to nic nowe­go, ta moda jest już czwar­tą modą anty­me­ta­fi­zycz­ną z kolei na prze­strze­ni ostat­nich stu lat. Spo­koj­nie, była już neo­po­zy­ty­wi­stycz­na, wcze­sno mark­sow­ska, póź­no­wit­t­gen­ste­inow­ska. Każ­dy jej ponow­ny cover jest coraz słab­szy. Dalej idąc za Lesz­kiem Nowa­kiem, docie­ram do jego eks­pe­ry­men­tu świa­ta bez meta­fi­zy­ki, gdzie nagra­dza­ny, doce­nia­ny jest kon­for­mizm i tchó­rzo­stwo inte­lek­tu­al­ne. Powstrzy­maj się od wła­sne­go osą­du, sprawdź co mówią inni, pod­pisz się pod sądem domi­nu­ją­cym (Leszek Nowak,Byt i myśl, Zysk i S‑ka, Poznań, 1998). Przy­słu­chaj się, zazwy­czaj opi­nie tak zwa­nych spe­cja­li­stów na topie to zwy­kłe komu­na­ły, zatem, po pro­stu, wol­ta.

Być niczym, to móc się we wszyst­ko prze­isto­czyć. Być wszyst­kim, to nie móc się prze­isto­czyć w nic (Leszek Nowak, Byt i myśl, Zysk i S‑ka, Poznań, 1998). Nico­wa­nie, poten­cjal­ność, nega­tyw­ność, świa­ty moż­li­we, bez­świa­ty, uni­tar­ność, nie­jed­no­znacz­ność. Przed podró­żą moż­na zaopa­trzyć się jesz­cze w ucho na prze­strzał zwi­nię­te, opa­da­ją­cą szczę­kę poję­cia, moż­na chwi­lo­wo zająć łąkę i być za pustym na ramio­na, za peł­nym na sto­py. Za to nic, któ­re­go chce szu­kać nie tyl­ko Kar­po­wicz, pędzą­cy z wiel­ki­mi wia­dra­mi do źró­dła, gdzie goń­czy cie­nia cią­gle odbie­ra poro­dy nie­opatrz­nych węzłów roz­wią­zań. I przede wszyst­kim ucie­kać, ucie­kać, bo to cię będzie wyja­śniać.

Wcho­dzę w to i nie będę się nawet odwra­cać.