debaty / ankiety i podsumowania

Współczesna bibliotekarka zna się na fizyce kwantowej i wie, kto był pradziadkiem Przemysła II

Małgorzata Zychowicz

Głos Małgorzaty Zychowicz w debacie „Biblioteka z poezją”.

strona debaty

Biblioteka z poezją: wprowadzenie

Sytu­acja biblio­tek i ich dzia­łal­ność uza­leż­nio­na jest od umiej­sco­wie­nia pla­có­wek. Jeśli biblio­te­ka jest jedy­ną insty­tu­cją kul­tu­ry w gmi­nie – powin­na roz­sze­rzać ofer­tę i stać się śro­do­wi­sko­wym cen­trum kul­tu­ry. Uwa­żam jed­nak, że zawsze na pierw­szym miej­scu powin­na sta­wiać książ­kę i czy­tel­nic­two. Jeśli jest pla­ców­ką jed­no­oso­bo­wą, powin­na sku­piać się na dzia­ła­niach typo­wo biblio­tecz­nych, czy­li zwią­za­nych z krze­wie­niem czy­tel­nic­twa i dzia­łal­no­ścią edu­ka­cyj­ną (lek­cje biblio­tecz­ne, spo­tka­nia autor­skie, pro­mo­cje ksią­żek, lite­rac­kie i oko­licz­no­ścio­we wystaw­ki ksią­żek, Dys­ku­syj­ne Klu­by Książ­ki, wie­czo­ry lite­rac­kie, kon­kur­sy lite­rac­kie, recy­ta­tor­skie). Gdy w biblio­te­ce gmin­nej zatrud­nio­nych jest wię­cej osób – ofer­tę moż­na, a nawet trze­ba posze­rzyć o dzia­ła­nia sze­ro­ko rozu­mia­nej ani­ma­cji kul­tu­ry, reci­ta­le, sean­se fil­mo­we, festy­ny etc. Jed­nak dobrze jest zacho­wać pew­ne stan­dar­dy i jed­nak nie zamy­kać biblio­te­ki w cza­sie jej otwar­cia z powo­du „goto­wa­nia bigo­su” na festyn lub obsłu­gi­wa­nia „kotła z gro­chów­ką”.

W innej sytu­acji jest biblio­te­ka umiej­sco­wio­na w więk­szym mie­ście, gdzie funk­cjo­nu­je wie­le insty­tu­cji kul­tu­ry o róż­nych zada­niach, a pod­mio­ty nie­ko­ja­rzo­ne wprost z pro­mu­ją­cy­mi kul­tu­rę orga­ni­zu­ją tego rodza­ju impre­zy (Archi­wum Pań­stwo­we – noce, Kosza­liń­skie Wodo­cią­gi – występ Gdyń­skiej Orkie­stry Sym­fo­nicz­nej, MEC – gale­rię wysta­wo­wą i inne) W tej sytu­acji biblio­te­ka powin­na szcze­gól­nie pro­mo­wać i reali­zo­wać swe pry­mar­ne funk­cje: gro­ma­dze­nia, prze­cho­wy­wa­nia, udo­stęp­nia­nia dzie­dzic­twa piśmien­ne­go i infor­mo­wa­nia na jego temat. Powin­na dzia­łać nawet wbrew tren­dom na rzecz pro­mo­wa­nia książ­ki, czy­tel­nic­twa, aż do prze­sa­dy! Bo któż, jeśli nie my – biblio­te­ka­rze – ma jesz­cze szan­sę zacho­wać książ­kę, uczy­nić mod­ną? W takiej biblio­te­ce powin­no być miej­sce zarów­no dla wiel­bi­cie­li komik­sów, James’a Joyce’a, a tak­że poezji, nawet gdy­by na te wie­czor­ki poetyc­kie przy­cho­dzi­ło nie­wie­le osób. Inna spra­wa, że orga­ni­za­to­rzy biblio­tek – pre­zy­den­ci, bur­mi­strzo­wie, wój­to­wie, a nawet ich dyrek­to­rzy, nie zawsze tak uwa­ża­ją… Wie­lu wybie­ra dro­gę łatwiej­szą, bo łatwiej zado­wo­lić publicz­ność za pomo­cą „kieł­ba­sy, piwa i popu­lar­nej gwiaz­dy show-biz­ne­su”, a o wie­le trud­niej przy­go­to­wać zaj­mu­ją­cą impre­zę poetyc­ką! Tu wie­le zale­ży od oso­bo­wo­ści biblio­te­ka­rza i sprzy­ja­ją­ce­go kli­ma­tu (apro­ba­ta dyrek­cji, środ­ki finan­so­we).

Współ­cze­sna biblio­te­kar­ka „tań­czy z eme­ry­ta­mi i wycie­ra nosy malu­chom”, jak pisze prof. Jadwi­ga Koło­dziej­ska. Ja do tego dodam, że zna się na fizy­ce kwan­to­wej i wie, kto był pra­dziad­kiem Prze­my­sła II. Jed­nym sło­wem, musi być wszech­stron­na. Oprócz facho­wo­ści, nie­zbęd­ny jest bar­dzo dobry kon­takt z ludź­mi, komu­ni­ka­tyw­ność, a jed­no­cze­śnie deli­kat­ność w postę­po­wa­niu (psy­cho­lo­gicz­ne podej­ście w sytu­acjach trud­nych). Przy­da­ło­by się też przy­go­to­wa­nie peda­go­gicz­ne i talent do pra­cy z dzieć­mi. Nie do prze­ce­nie­nia jest też zdol­ność do poko­ny­wa­nia natu­ral­nych opo­rów przed wystą­pie­nia­mi publicz­ny­mi, „chęć bry­lo­wa­nia” w mediach oraz umie­jęt­ność logicz­ne­go, gra­ma­tycz­ne­go, zaj­mu­ją­ce­go, a cza­sem zabaw­ne­go for­mu­ło­wa­nia zdań w tek­stach pisa­nych i mówio­nych. Biblio­te­ka jest atrak­cyj­nym miej­scem pra­cy dla osób kre­atyw­nych – każ­dy może roz­wi­jać swo­je zdol­no­ści. Roz­cza­ro­wa­ni będą ludzie pra­gną­cy dużo zara­biać (z wyjąt­kiem tych na dyrek­tor­skim sta­no­wi­sku) i szu­ka­ją­cy „cichej i spo­koj­nej pra­cy”. No chy­ba że będą pra­co­wać w opra­co­wa­niu zbio­rów…

Dzi­siej­sza biblio­te­ka jest pod­da­wa­na takiej samej pre­sji na wyni­ki, medial­ność, jak inne przed­się­bior­stwa. Nawet nazew­nic­two zmie­ni­li­śmy z czy­tel­ni­ka na użyt­kow­ni­ka i klien­ta. Sto­su­je­my tech­ni­ki mar­ke­tin­go­we. Roz­my­śla­my, jak naj­le­piej przed­sta­wić nasze usłu­gi, ofer­tę. Jak zatrzy­mać użyt­kow­ni­ka? Jak przy­cią­gnąć nie­czy­tel­ni­ka lub „czy­tel­ni­ka opor­ne­go”? Współ­pra­cu­je­my z media­mi wszel­kie­go gatun­ku, zakła­da­my pro­fi­le, krę­ci­my fil­my, z NGO-sami reali­zu­je­my wspól­ne pro­jek­ty. Nie znam aktyw­niej­sze­go śro­do­wi­ska pra­cow­ni­cze­go. Biblio­te­ka­rze jako gru­pa zawo­do­wa prze­szli chy­ba naj­więk­sza prze­mia­nę. Wdro­ży­li z powo­dze­niem sys­te­my kom­pu­te­ro­we, nauczy­li się z suk­ce­sa­mi apli­ko­wać o fun­du­sze zewnętrz­ne, budu­ją nowo­cze­sne gma­chy biblio­tek z nowo­cze­sny­mi aran­ża­cja­mi wnętrz, nowin­ka­mi tech­nicz­ny­mi. Prze­mo­de­lo­wa­li spo­sób pro­wa­dze­nia zajęć z czy­tel­ni­ka­mi, z powo­dze­niem wyko­rzy­stu­ją tech­ni­ki z peda­go­gi­ki zaba­wy, meto­dy dar­mo­we, z muzy­ko­te­ra­pii, arte­te­ra­pii, cho­re­ote­ra­pii i inne. Impre­zy biblio­tecz­ne są obec­nie na bar­dzo wyso­kim pozio­mie, oprócz wspo­mnia­nych orga­ni­zu­je­my hap­pe­nin­gi, two­rzy­my mura­le i co tam jesz­cze, komu w duszy gra. Wyobraź­nia biblio­te­ka­rzy nie ma gra­nic, chy­ba że finan­so­we. Jed­nak te wspa­nia­łe prze­mia­ny mają swo­ją cenę, któ­rą pła­cą aktyw­ni biblio­te­ka­rze. Bory­ka­ją się oni z prze­cią­że­niem obo­wiąz­ka­mi (pra­cu­ją coraz wię­cej, kre­atyw­niej, a eta­tów nie przy­by­wa), bra­kiem cza­su na spo­tka­nia bran­żo­we, dys­ku­sje o biblio­te­kar­stwie.

Dokąd zmie­rza­my? W związ­ku z ogrom­nym przy­ro­stem zadań odha­cza­my jed­ną impre­zę i bie­gnie­my orga­ni­zo­wać dru­gą, pozba­wie­ni cza­su na radość z dobrze, bar­dzo dobrze wyko­na­nej pra­cy, na odsap­nię­cie, zebra­nie sił i pomy­słów, któ­re przy­cho­dzą, gdy jest czło­wiek zre­lak­so­wa­ny, a nie pod pre­sją cza­su. Mie­rze­nie się z coraz więk­szy­mi wyzwa­nia­mi i zada­nia­mi, gdy liczy­ło się na „cichą i spo­koj­ną pra­cę”, spo­tka­nia z „trud­ny­mi” czy­tel­ni­ka­mi oraz „nie­wy­gó­ro­wa­ne” pła­ce spra­wia­ją, że coraz wię­cej biblio­te­ka­rzy mówi o wypa­le­niu zawo­do­wym. Świet­nie tę sytu­acje posu­mo­wa­ła wie­le lat temu tre­ner­ka pro­wa­dzą­ca warsz­ta­ty w biblio­te­ce „u was jak w kor­po­ra­cji, tyl­ko pie­nią­dze mniej­sze”…

 War­to więc tro­chę zwol­nić, zasta­no­wić się, co przy­no­si kon­kret­ne korzy­ści w posta­ci więk­szej licz­by czy­tel­ni­ków? A może nie war­to gonić za wyni­ka­mi? Może okre­ślić prio­ry­te­ty i ich się trzy­mać, nawet wbrew tren­dom? Czy war­to stać się kolej­nym „domem kul­tu­ry”, „kino-biblio­te­ką” bez ukie­run­ko­wa­nia na książ­kę i czy­tel­nic­two?

O AUTORZE

Małgorzata Zychowicz

Od 32 lat pracuje w Koszalińskiej Bibliotece Publicznej, najpierw w filii bibliotecznej, później wypożyczalni naukowej, dziale metodycznym i promocji. Obecnie instruktorka biblioteczna. Lubi zmienność bibliotecznej pracy i kontakt z czytelnikami, który daje wiele satysfakcji. Prywatnie interesuje się muzyką poważną, ostatnio najbardziej barokową, a na koncert pewnego francuskiego kontratenora gotowa jechać przez pół Polski.