debaty / ankiety i podsumowania

Wypisy z Bargielskiej

Joanna Żabnicka

Głos Joanny Żabnickiej w debacie "Biurowe książki roku 2013".

strona debaty

Biurowe książki roku 2013

Do tej pory wyda­wa­ło mi się, że zesta­wia­nie ze sobą tomi­ków poetów mają­cych się dobrze i wciąż dobrze roku­ją­cych jeśli cho­dzi o wyda­nie kolej­nych ksią­żek, jest bez­ce­lo­we i nie­co przed­wcze­sne. Nie­mniej ucie­szy­ło mnie, że pierw­sze trzy tomi­ki Justy­ny Bar­giel­skiej zna­la­zły się w zbio­rze Szyb­ko przez wszyst­ko. Fakt ten nastra­ja pozy­tyw­nie o tyle, o ile jest to prze­druk „czy­sty” – to zna­czy taki, w któ­ry nie inge­ro­wał nikt, kto mógł­by zmie­nić odau­tor­skie napię­cia nada­ne poszcze­gól­nym ksią­żecz­kom.

Sko­ro pole tej deba­ty nie zosta­ło w żaden spo­sób ogra­ni­czo­ne, chcę sku­pić się na kil­ku zna­czą­cych moim zda­niem ele­men­tach, czy to bli­skich cyta­tach, czy też moty­wach w poezji Bar­giel­skiej. Od razu pra­gnę zazna­czyć, że jest to wybór subiek­tyw­ny, siłą rze­czy uszczu­plo­ny, umo­ty­wo­wa­ny emo­cjo­nal­nym sto­sun­kiem do tej twór­czo­ści.

Jeże­li mie­rzyć jak­kol­wiek rozu­mia­ną nośność książ­ki – skrzy­dla­tość lub ulot­ność zawar­tych w niej fraz – to Bar­giel­ska jest w ści­słej czo­łów­ce. Dla wszyst­kich, któ­rzy czy­ta­ją poezję przy uży­ciu narzę­dzia piszą­ce­go, ilość zazna­czo­nych sfor­mu­ło­wań po lek­tu­rze mówi sama za sie­bie.

Do mnie przy­naj­mniej prze­ma­wia.

Cie­ka­we, że te wyróż­nia­ją­ce się frag­men­ty doty­czą klu­czo­wych w poetyc­kiej twór­czo­ści autor­ki Obso­le­tek tema­tów. Kwe­stie pamię­ci, opusz­cze­nia czy rezy­gna­cji, wzbo­ga­co­ne są czę­sto o suge­stie bar­dzo este­tycz­nych obra­zów, zmu­sza­ją­cych wyobraź­nię do aktyw­no­ści. I tak na przy­kład cytat „Tak, zna­łam takie sło­wo. I praw­da, że od cie­bie”, pocho­dzą­cy z wier­sza Nie­pa­mięć z debiu­tanc­kie­go tomi­ku Bar­giel­skiej, Dating ses­sions, ide­al­nie obra­zu­je spo­sób kon­struk­cji mapy myśli zawie­ra­nych w jej wier­szach. Tutaj nakre­ślo­no jed­ną z waż­niej­szych umie­jęt­no­ści przy­dat­nych przy obco­wa­niu, czy raczej może zazna­ja­mia­niu się z twór­czo­ścią poet­ki. Idąc tym tro­pem, w tej samej ksią­żecz­ce doczy­tać moż­na się kolej­nej stra­te­gii „nar­ra­cyj­nej”: „[…] teraz poszu­ka / w sobie lecz nie powie co zna­lazł” (dzień pod snem). Bar­giel­ska zawsze zosta­wia czy­tel­ni­ków ze swe­go rodza­ju nie­do­mó­wie­niem, prze­su­wa pole ich aktyw­no­ści w sfe­rę domy­słów. Nie jest to może spe­cjal­nie wyróż­nia­ją­ca ją spo­śród innych auto­rów tak­ty­ka; istot­ne nato­miast w przy­pad­ku jej twór­czo­ści jest to, że poet­ka wła­śnie w tym obsza­rze umiesz­cza dźwi­gnię, któ­ra pusz­cza mecha­nizm utwo­ru w ruch.

Inną, rów­nie istot­ną wła­sno­ścią tej twór­czo­ści jest rów­nież pew­na czu­łość. Uży­wam tego przy­miot­ni­ka nie przez przy­pa­dek; owo uczu­cie jest bowiem pew­nym o tyle, że jego doza zawsze obec­na jest w utwo­rach Bar­giel­skiej. Pro­szę zwró­cić uwa­gę choć­by na wybór cyta­tów z Dating ses­sions: „Cału­ję opusz­ki two­ich pal­ców, póki mnie pamię­ta­ją” (wiersz Savo­ir, vivre), „[…] zmie­rzam do tego / że wyli­zu­jesz ze mnie reszt­ki ciem­no­ści […]” – (*** [ruda się oko­ci­ła…]), czy z Dwóch fia­tów: „[…] aż ty sta­nie się tym […]” – Wyspa na zgię­ciu fal, „Nie mia­ła­bym miej­sca dla niko­go z was, gdy­bym nie zro­bi­ła / miej­sca śmier­ci […]” – Prze­kład. Kto tak nie czuł, kto nie chciał­by być obiek­tem takiej języ­ko­wej intym­no­ści? To wiel­ka siła poezji Bar­giel­skiej: emo­cjo­nal­ne prze­sy­ce­nie gestów i zna­ków, któ­re nie pozo­sta­ją tym samym dome­ną mar­twej typo­gra­fii, a są tęt­nią­cym ośrod­kiem zna­czeń.

Innym, waż­nym moty­wem, któ­ry moż­na zaob­ser­wo­wać w książ­kach Bar­giel­skiej, prze­glą­da­jąc zbiór Szyb­ko przez wszyst­ko, jest zabieg pole­ga­ją­cy na defi­nio­wa­niu rze­czy­wi­sto­ści poprzez wska­zy­wa­nia w niej wyrw, na kła­dze­niu naci­sku na istot­ność bra­ku. I gdy czy­tam: „[…] powie­cie, że się zmie­ni­łam, / że jest w moich oczach wyraz, któ­re­go nie było” w utwo­rze ***[Pamię­ta­cie nasz ostat­ni wie­czór w Nie­po­rę­cie?…] z debiu­tanc­kiej książ­ki lub takie frag­men­ty z Dwóch fia­tów: „źle jest lgnąć do umar­łych? So what.” (wiąz­ka), „A hasłem jest zima nie­prze­spa­na, / ośle­pie­nie świ­tem, któ­re­go mia­ło nie być.” (Kobie­ca cho­ro­ba) oraz „To jest naj­do­kład­niej to, o co nie nale­ży pro­sić” (Zebra), to wyda­je mi się, że to, co jest, ist­nie­je tyl­ko po to, żeby owe bra­ki ujaw­nić. Zupeł­nie tak, jak gdy­by naj­waż­niej­szym było to, co z owej ukła­dan­ki wypad­nie; to, za czym się tęsk­ni i co w bar­dzo dotkli­wy spo­sób sta­je się nie­uchwyt­ne. To prze­ko­na­nie daje się zresz­tą zauwa­żyć i w języ­ku, jakim poet­ka ope­ru­je. Ope­ru­je i wyci­na, czę­sto sto­su­jąc elip­sy.

Jak pora­dzić sobie z owym nie­do­bo­rem? W wier­szu Po sezo­nie z pierw­szej książ­ki Bar­giel­skiej prze­czy­tać moż­na taką oto recep­tę: „Rano wrze­sień. / Od życia już tyl­ko cze­goś, / do cze­go mogła­bym się przy­zwy­cza­ić.

Oby nie zabra­kło fraz, do któ­rych tak łatwo przy­wyk­nąć. Niech mówią, że ich nie ma.