debaty / ankiety i podsumowania

Z czeluści trzeciej be

Dawid Kujawa

Głos Dawida Kujawy w debacie „Nowe języki poezji”.

strona debaty

Nowe języki poezji

pamię­taj nigdy nie bierz nic od nie­zna­jo­mych pamię­taj żad­nych cukier­ków lizacz­ków żad­nych
socz­ków nie bierz ostrze­ga­ła mnie mat­ka kie­dy byłem tro­chę młod­szy pamię­tam jak zaklę­cie
powta­rza­ła nar­ko­ty­ki nar­ko­ty­ki praw­dzi­wy strach w jej oczach praw­dzi­wa mat­czy­na tro­ska
pamię­tam jak w dro­dze do szko­ły z nie­po­ko­jem oglą­da­łem nie­zna­jo­me dło­nie prze­chod­niów
i udzie­lał mi się ten strach i sze­dłem coraz szyb­ciej coraz szyb­ciej pra­wie już bie­głem
ze łza­mi w oczach a każ­da dłoń jak­by czę­sto­wać mnie chcia­ła w każ­dej dło­ni socz­ki lizacz­ki
cukier­ki […]
Adam Grze­lec, nar­ko­ty­ki nar­ko­ty­ki

Nie wiem, czy jestem w sta­nie zdać spra­wę z tego, jak duży dys­kom­fort czu­ję w tej chwi­li: sam z sie­bie zwy­kle nie wypo­wia­dam się w spra­wach, o któ­rych nie mam bla­de­go poję­cia, więc i tym razem zabie­ram głos wyłącz­nie w odpo­wie­dzi na zapro­sze­nie Jaku­ba Skur­ty­sa i Artu­ra Bursz­ty. Pre­zen­to­wa­ne poni­żej intu­icje mogą oka­zać się dla czy­tel­nicz­ki roz­cza­ro­wu­ją­ce – po pierw­sze dla­te­go, że zupeł­nie omi­nę­ła mnie pierw­sza część deba­ty, któ­ra odby­ła się w Stro­niu Ślą­skim, po dru­gie dla­te­go, że omi­ja­ją mnie od jakie­goś cza­su wszel­kie deba­ty lite­rac­kie anga­żu­ją­ce bada­czy uni­wer­sy­tec­kich, co ma zwią­zek z moimi oso­bi­sty­mi wybo­ra­mi este­tycz­ny­mi i życio­wy­mi. Po trze­cie wresz­cie: trud­no mówić o nowych języ­kach poezji, gdy jest się nie­ustan­nie pro­wo­ko­wa­nym do for­mu­ło­wa­nia wypo­wie­dzi meta­kry­tycz­nej.

Nie ukry­wam, że po lek­tu­rze tek­stu Joan­ny Orskiej poczu­łem się zawcza­su roze­gra­ny, wła­ści­wie mógł­bym już teraz opu­ścić gło­wę i podzię­ko­wać za repry­men­dę: oto zosta­łem chy­ba a prio­ri usta­wio­ny w roli rzecz­ni­ka nowych języ­ków, któ­rych jako przed­sta­wi­ciel „szkol­nej kry­ty­ki” mam teraz zawzię­cie bro­nić z pozy­cji sza­cho­we­go goń­ca. Wie­le wska­zu­je więc na to, że nie będę w sta­nie napi­sać nic prze­ko­nu­ją­ce­go o nowych języ­kach poezji, dopó­ki nie wej­dę w dia­log z tek­stem Joan­ny Orskiej i nie prze­ana­li­zu­ję pro­jek­cji badacz­ki. Sytu­acja to o tyle nie­for­tun­na, że mowa o autor­ce, któ­rą sza­nu­ję naj­bar­dziej z całe­go gro­na kon­fi­gu­ru­ją­ce­go kry­tycz­no­li­te­rac­ki softwa­re prze­ło­mu wie­ków. A może wszyst­ko jest już dla Pań­stwa jasne?

Meta­fo­ra sza­chow­ni­cy, któ­rą wpro­wa­dza Orska, może i w jakimś stop­niu odpo­wia­da na nie­co sztyw­ną zajaw­kę Skur­ty­sa, ale jeśli rze­czy­wi­ście, jak chce badacz­ka, odno­si się ona do „prze­raź­li­wie sta­re­go języ­ka współ­cze­snej kry­ty­ki lite­rac­kiej”, to ja popro­szę o tym­cza­so­we wstrzy­ma­nie moich skła­dek na rzecz tej kom­ba­tanc­kiej wspól­no­ty. Zapro­po­no­wa­ne przez Kac­pra Bart­cza­ka w cza­sie pierw­szej deba­ty uję­cie życia lite­rac­kie­go jako plan­szy do gry w Go nie tyl­ko odpo­wia­da mi bar­dziej, ale w stu pro­cen­tach pokry­wa się z moim opi­sem zagad­nie­nia, pre­zen­to­wa­nym tu i ówdzie od daw­na.

Odzy­ski­wa­nie takich nazwisk jak Tomaž Šala­mun, Miłosz Bie­drzyc­ki, Jaro­sław Mar­kie­wicz, Grze­gorz Wró­blew­ski czy Krzysz­tof Jawor­ski oraz towa­rzy­szą­ce temu pro­ce­so­wi opra­co­wy­wa­nie zja­wi­ska eks­ta­tycz­no­ści od począt­ku trak­tu­ję jako pró­by suk­ce­syw­ne­go rede­fi­nio­wa­nia pola, stop­nio­we­go wpro­wa­dza­nia do nie­go „nowych” atrak­to­rów. Fakt, że dla Orskiej pro­ces ten wyglą­da na jakiś zama­szy­sty gest wymia­ny elit, na sta­ro­świec­kie pod­sta­wia­nie nowych figur sza­cho­wych w miej­sce sta­rych, jest dla mnie jed­no­cze­śnie czymś nor­mal­nym i zupeł­nie zaska­ku­ją­cym. Nor­mal­nym, bo wro­cław­ska kry­tycz­ka gor­li­wie bro­ni decy­zji este­tycz­no-poli­tycz­nych pod­ję­tych przed laty przez jej wła­sne śro­do­wi­sko; zaska­ku­ją­cym – bo widzę ją jako ostat­nią oso­bę z tego śro­do­wi­ska, któ­ra pozo­sta­wa­ła­by cał­ko­wi­cie nie­chęt­na do kry­tycz­nej reflek­sji nad swo­imi dzia­ła­nia­mi sprzed lat. Spró­bu­ję Pań­stwu coś zasu­ge­ro­wać: może wypo­wiedź Orskiej nie mówi nam wca­le o tym, co dzie­je się w kry­ty­ce A.D. 2020, a o tym, co sta­ło się w kry­ty­ce A.D. 2000?

Cóż, będę mówił głów­nie za sie­bie, być może kolej­ne gło­sy pozwo­lą sfal­sy­fi­ko­wać tę tezę w odnie­sie­niu do jakie­goś więk­sze­go „my”: nie zale­ży mi ani na detro­ni­za­cji Andrze­ja Sosnow­skie­go, ani na zane­go­wa­niu wpły­wu Pio­tra Som­me­ra na pol­ską lite­ra­tu­rę, ani tym bar­dziej na dys­kur­syw­nym posze­rza­niu gro­na „dzia­der­sów” pol­skiej poezji. Od kie­dy świa­do­mie reali­zu­ję pewien pro­jekt kry­tycz­ny, sta­ram się wyka­zy­wać arbi­tral­ność i dys­ku­syj­ność ruchów wyko­na­nych przez kry­ty­kę lite­rac­ką rocz­ni­ków 60. – a więc to, że sza­chow­ni­cą pole lite­rac­kie było dwa­dzie­ścia lat temu, a mnie kon­ty­nu­owa­nie tej gry nie­szcze­gól­nie inte­re­su­je (i dla­te­go wychy­lam się do Pań­stwa znad służ­bo­we­go kom­pu­te­ra z żywym mię­sem kodu na ekra­nie, a nie z uni­wer­sy­tec­kiej paka­mer­ki). Bo czym wobec Jaro­sła­wa Mar­kie­wi­cza było posu­nię­cie Sosnow­skie­go – mam na myśli jego słyn­ny esej Apel pole­głych – i jego kry­tycz­nej świ­ty, jeśli nie dość bez­względ­ną pró­bą oczysz­cze­nia pola dla wła­snej inno­wa­cyj­no­ści? Aby same­mu zostać poetą „tego, co nowe”, trze­ba było naj­pierw usu­nąć z sza­chow­ni­cy poetę „ludzi, któ­rzy nadej­dą” – ale opi­sa­nie tego feno­me­nu w przej­rzy­sty spo­sób jest zda­niem Orskiej zwy­kłą pod­mian­ką nowo­fa­lo­we­go patro­na­tu: tak oto „zamiast Zaga­jew­skie­go czy Korn­hau­se­ra” wespół z Waw­rzyń­czy­kiem i Skur­ty­sem wycią­ga­my „z zaku­rzo­nej pół­ki Mar­kie­wi­cza”. Pozwo­lę sobie spro­sto­wać: nie Joan­no, wycią­ga­my Mar­kie­wi­cza z zaku­rzo­nej pół­ki wła­śnie po to, by „zaj­rzeć histo­rii lite­ra­tu­ry pod far­tu­szek” i poka­zać czar­no na bia­łym to, co Wy – tak się zło­ży­ło – zigno­ro­wa­li­ście, by odpo­wied­nio obsa­dzić swo­ich boha­te­rów. Powta­rzam: nie mamy przy tym zamia­ru Waszych boha­te­rów kom­pro­mi­to­wać, czy­ta­my ich i ceni­my, wycho­wa­li­śmy się na nich! Chce­my jedy­nie roz­sze­rzyć zbiór moż­li­wych inspi­ra­cji, doda­jąc do nie­go te pro­jek­ty arty­stycz­ne, któ­re naszym zda­niem (i nie twier­dzę wca­le, że nasze zda­nie ma się stać dla mło­dzie­ży dogma­tem) lepiej odpo­wia­da­ją na pro­ble­my współ­cze­sno­ści. Czy „nowe języ­ki” (Myt­ni­ka, Tosiek, Strehl, Kusia­ka, Matwiej­czu­ka, Sucha­nec­kie­go, Nie­miec) wyra­sta­ją bez­po­śred­nio z pro­po­no­wa­nych przez nas źró­deł? Nie sądzę, praw­do­po­dob­nie nie posta­wił­bym tezy tak ostro jak Skur­tys. Czy wpływ Rybic­kie­go i MLB na mło­dych poetów i poet­ki zwięk­szył się w ostat­nich latach? Nie mam co do tego naj­mniej­szych wąt­pli­wo­ści. Ale nie sta­ło się tak dla­te­go, że w ramach dzia­łań spi­sko­wych pro­wa­dzo­nych pod osło­ną nocy doko­na­li­śmy bez Waszej wie­dzy jakiejś pod­mia­ny auto­ry­te­tów – może po pro­stu po dosta­wie­niu kil­ku nowych kamie­ni na plan­szy mar­twy­mi sta­ły się te pola, któ­re dwie deka­dy temu były Waszą naj­więk­sza stre­fą wpły­wu? Nie dzi­wi mnie wca­le, że trud­no się z tym pogo­dzić – ale język „heglow­skiej napier­da­lan­ki”, szcze­rze mówiąc, wyczu­wam raczej w wypo­wie­dzi autor­ki Lirycz­nych nar­ra­cji niż u Skur­ty­sa.

Poza tym, co wyra­żo­ne expli­ci­te, jesz­cze jed­na kwe­stia w tek­ście Orskiej odsła­nia to, że podej­mo­wa­ne obec­nie pró­by rekon­fi­gu­ra­cji pola w jego total­no­ści są przez kry­tycz­kę odbie­ra­ne jako gra o wła­dzę czy pry­wat­ne pora­chun­ki. Gdy badacz­ka odno­si się do ini­cju­ją­cej deba­tę wypo­wie­dzi Skur­ty­sa, nie może zosta­wić poję­cia „zaan­ga­żo­wa­nia” bez komen­ta­rza, musi zwró­cić uwa­gę na nie­obec­ność w tym uję­ciu „auto­no­mii”, czy­li „dru­gie­go czło­nu opo­zy­cji”. Ale czy ktoś przed chwi­lą nie zarzu­cał Skur­ty­so­wi archa­icz­ne­go hegli­zmu? Topor­nej dia­lek­ty­ki? Ktoś odsy­łał do szko­ły, tłu­ma­cząc jak dziec­ku, czym jest Aufhe­bung? Przy­wra­ca­nie pol­skie­mu czy­tel­ni­ko­wi wymie­nio­nych prze­ze mnie wyżej nazwisk od począt­ku trak­tu­ję jako dzia­ła­nie ści­śle zwią­za­ne z prze­ła­my­wa­niem Waszej upior­nej dycho­to­mii auto­no­mii i zaan­ga­żo­wa­nia! Kie­dyś legi­ty­mi­zo­wa­li­ście ten podział Bür­ge­rem, dziś może­cie zasła­niać się Rancière’em, ale – prze­pra­szam za śmia­łość – czy nie widzi­cie, że od deka­dy z gór­ką nic nie zmie­ni­ło się w Waszym uję­ciu poli­tycz­no­ści wier­sza? Co wię­cej, wciąż nie wyka­za­li­ście, jak moż­li­we było płyn­ne przej­ście od iro­nicz­ne­go dekon­struk­cjo­ni­zmu jako sil­ne­go mode­lu lek­tu­ro­we­go do dekla­ra­tyw­nej poli­tycz­no­ści, a potem do tak zwa­ne­go nowe­go mate­ria­li­zmu – czy napraw­dę to tyl­ko kwe­stia ule­ga­nia tren­dom huma­ni­sty­ki? Nie miej­sce to i nie czas na dys­ku­sję o tym pro­ble­mie, ale czy nie wyda­je się Pań­stwu dziw­ne, że nawet wymie­nia­jąc nie­mod­ny dekon­struk­cjo­nizm na mod­ną schi­zo­ana­li­zę, Ali­na Świe­ściak w pod­ty­tu­le swo­jej nowej książ­ki pisze: „mię­dzy auto­no­mią a zaan­ga­żo­wa­niem”? Zapew­niam, że Guat­ta­rie­mu nie było­by weso­ło. Czy nie wyda­je się Pań­stwu dziw­ne, że Kac­per Bart­czak, zawsze opo­wia­da­ją­cy o poezji języ­kiem pro­gre­sy­wi­zmu, pyta w wywia­dzie Char­le­sa Bern­ste­ina o to, jak uda­je mu się łączyć poli­tycz­ność wier­sza z jego for­mal­ną auto­no­mią, po czym Bern­ste­in nie­mal­że zamie­ra? W prze­ci­wień­stwie do Orskiej nie będę odsy­łał gro­na pro­fe­sor­skie­go do szko­ły ani wska­zy­wał w przy­pi­sach war­tych prze­śle­dze­nia źró­deł z zakre­su filo­zo­fii este­ty­ki.

Nie piszę o tym po to, żeby na siłę ini­cjo­wać spo­ry albo zabie­gać o uzna­nie sza­now­ne­go śro­do­wi­ska. Zwra­cam tyl­ko uwa­gę, że jeśli kry­ty­ka lite­rac­ka nie widzi nowych pro­ble­mów, któ­re kry­sta­li­zu­ją się wraz z kolej­ny­mi rekom­po­zy­cja­mi pola, to kry­ty­ka taka z pew­no­ścią prze­śle­pi każ­dy „nowy język”, bo prze­sad­nie przy­wią­za­ła się do wypro­mo­wa­nych przez sie­bie nazwisk i ukon­sty­tu­owa­ne­go przez sie­bie mode­lu lek­tu­ro­we­go. Nie mam żad­nych zło­tych rad, bo nie jest to kwe­stia dobrej woli ani stra­te­gii, lecz miejsc, z któ­rych mówi­my. Dla­te­go nie mam też dobrych wia­do­mo­ści dla mło­dych poetów i poetek: o Waszych wier­szach nie poroz­ma­wia­my rze­tel­nie, dopó­ki nasi star­si Kole­dzy i Kole­żan­ki z uni­wer­sy­te­tu nie zwal­czą syn­dro­mu oblę­żo­nej twier­dzy. A to może trwać w nie­skoń­czo­ność, bo trwa, od kie­dy pamię­tam.

O AUTORZE

Dawid Kujawa

Doktor nauk humanistycznych, marksistowski krytyk literacki, redaktor. Ostatnio wspólnie z Jakubem Skurtysem i Rafałem Wawrzyńczykiem opracował wybór wierszy Jarosława Markiewicza Aaa!... (Wydawnictwo Convivo). Obecnie przygotowuje do druku tom Powrót możliwego, poświęcony polskiej poezji i krytyce 2000–2010 (Korporacja Ha!art). Mieszka w Katowicach, pracuje jako programista.