debaty / ankiety i podsumowania

Z tęsknoty za utopią (kosmiczne suchary)

Jakub Skurtys

Głos Jakuba Skurtysa w debacie „Biurowe książki 2020 roku”.

strona debaty

BIUROWE KSIĄŻKI 2020 ROKU: WPROWADZENIE

Chciał­bym zapew­ne bar­dziej obiek­tyw­nie spoj­rzeć na minio­ny rok w Biu­rze Lite­rac­kim, ale byłem zaan­ga­żo­wa­ny w tyle pro­jek­tów wydaw­nic­twa, że trud­no mi o nim myśleć bez odro­bi­ny oso­bi­stych wspo­min­ków. Zaczął się dla mnie lek­tu­rą dwóch waż­nych ksią­żek poetyc­kich – debiu­tanc­kie­go tomu Alek­san­dra Tro­ja­now­skie­go Par­kin­gi pod­ziem­ne jako mia­sta spo­tkań, któ­ry mogłem zre­cen­zo­wać dla „Wizji”, oraz kolej­ne­go zbio­ru wier­szy Ada­ma Kacza­now­skie­go Zabaw­ne i zba­wien­ne, wciąż cze­ka­ją­ce­go na jakiś więk­szy, ese­istycz­ny tekst. Potem było nie­co gorzej – pan­de­mia, brak dostę­pu do ksią­żek, lek­tu­ro­wa wyrwa aż do festi­wa­lu w Stro­niu. Za to na sam koniec roku mia­ła miej­sce pre­mie­ra świet­nej Nebu­liAnny Ada­mo­wicz oraz deba­ta o „nowych języ­kach poezji”, w któ­rej – wbrew moim inten­cjom – zosta­łem wzię­ty za kogoś pota­jem­nie prze­my­ca­ją­ce­go swój kry­tycz­no­li­te­rac­ki pro­gram, bo zgo­dzi­łem się popro­wa­dzić spo­tka­nie w cza­sie wrze­śnio­wej Sta­cji, a potem pocią­gnąć głów­ne wąt­ki i zapro­sić do dal­szej roz­mo­wy. Cóż, jak widać bywa i tak, że mię­dzy inten­cją piszą­ce­go i zna­cze­niem przy­pi­sa­nym jego sło­wom roz­le­wa się rze­ka nie­po­ro­zu­mień.

Tym­cza­sem z rze­czy dobrych i przy­jem­nych: mia­łem oka­zję pisać dla BL o kolej­nym Poło­wie i prze­kła­dach Župa­nči­ča, pro­wa­dzić spo­tka­nia, domknąć posło­wiem dru­gą odsło­nę Wier­sza i opo­wia­da­nia doraź­ne­go i recen­zo­wać do „biBLio­te­ki” Zakła­dy holen­der­skie Rad­ka Jur­cza­ka, a przy oka­zji śle­dzić począt­ki kil­ku serii, któ­re zapo­wia­da­ły się dłu­go, ale mają szan­sę na bar­dzo cie­ka­we roz­wi­nię­cia, zwłasz­cza ta Pro­za­tor­ska (ze świet­nym debiu­tem) i Kla­sy­ka poezji euro­pej­skiej (tu naj­bli­żej mi było do serb­skie­go awan­gar­dy­sty Mirol­ju­ba Todo­ro­vi­cia, ale w tym roku cze­ka nas kil­ka więk­szych odkryć, w tym ofen­sy­wa sło­weń­ska).

Nie śle­dzi­łem tym razem wszyst­kie­go, a pan­de­micz­ność spra­wi­ła, że nawet nie każ­dą z wyda­nych ksią­żek widzia­łem na wła­sne oczy (zwłasz­cza z serii 25/25, z któ­rej nama­cal­nie doświad­czy­łem chy­ba tyl­ko Woj­ny. Pie­śni lisów Kon­ra­da Góry). Dla­te­go nie będzie to głos pod­su­mo­wu­ją­cy cokol­wiek, a pewien kry­tycz­ny apen­dyks wokół jed­ne­go poję­cia, któ­re w minio­nym roku naj­bar­dziej zro­sło się dla mnie z este­ty­ka­mi BL. Cho­dzi mi o kosmicz­ny futu­ryzm. Dwie zimo­we­go pozy­cje od razu rzu­ca­ją się tu w oczy i aż zasta­na­wia, skąd taka bli­skość tema­tycz­na i wizyj­na oboj­ga auto­rów (czy sto­ją za tym wspól­ne pra­cow­nie, czy raczej wspól­ne falo­wa­nie?): Zakła­dy holen­der­skie Jur­cza­ka i Nebu­la Ada­mo­wicz. Oba tomy bez spe­cjal­ne­go zawo­alo­wa­nia eks­plo­ru­ją tema­ty­kę pod­bo­ju kosmo­su, ta jed­nak sta­no­wi oczy­wi­ście maskę dla kapi­ta­li­stycz­nych lęków doby póź­nej nowo­cze­sno­ści, w epo­ce big data i kata­stro­fy kli­ma­tycz­nej. Jur­czak jest bar­dziej scjen­ty­stycz­ny, bliż­szy futu­ro­lo­gii Lemow­skiej, zain­te­re­so­wa­ny narzę­dzia­mi komu­ni­ka­cji, pro­ce­du­ra­mi kodo­wa­nia i kogni­ty­wi­stycz­nym pyta­niem o mode­le prze­twa­rza­nia danych jako mode­le spo­łecz­nych wią­zań. Ada­mo­wicz z kolei prze­sy­ła w swo­im quasi-poema­cie, ponow­nie zło­żo­nym ze sple­cio­nych ze sobą cykli, jak­by lirycz­ny dopi­sek do Spa­ce Oddi­ty Davi­da Bowie­go. W typo­wym dla sie­bie, egzy­sten­cjal­no-ency­klo­pe­dycz­nym sty­lu stu­diu­je kres ziem­skie­go życia, żegna­nie się z pla­ne­tą-mat­ką i powol­ną alie­na­cję czło­wie­ka kosmicz­ne­go, któ­ry tym samym po pro­stu prze­sta­je być czło­wie­kiem. Może to dobrze – zda­je się dopo­wia­dać poet­ka, bo wszak „pla­ne­ta to jak ogrom­ny bry­lant w dło­ni / pla­ne­ta to jak ogrom­ny oszczep w gło­wie”, a odpo­wie­dzial­ność za nią zde­cy­do­wa­nie prze­ro­sła nasz dekla­ra­tyw­ny huma­nizm.

W obu przy­pad­kach poetyc­ka wizja odda­la­nia się od tego, co zna­ne, ma aspekt futu­ry­stycz­ny i uto­pij­ny. Futu­ryzm w sen­sie naj­do­słow­niej­szym doty­czy tu oczy­wi­ście pew­ne­go wymia­ru tem­po­ral­no­ści, a nie histo­rycz­ne­go kie­run­ku este­tycz­no-lite­rac­kie­go. Oba tomy wysy­ła­ją nas w podróż w przy­szłość, ale też pozwa­la­ją nar­ra­cyj­nie ograć upływ cza­su mię­dzy pierw­szym i ostat­nim wier­szem. Są opo­wie­ścią nie tyle o cza­sie, któ­ry nadej­dzie, ile o cza­sie, któ­ry zni­ka, a efek­ty tego zani­ku nie są wca­le opty­mi­stycz­nie nastra­ja­ją­ce. Inte­re­su­ją­ce wyda­je się sprzę­gnię­cie upły­wa­ją­ce­go cza­su jako kate­go­rii fan­ta­stycz­no­nau­ko­wej i filo­zo­ficz­nej z anty­ak­ce­le­ra­cjo­ni­stycz­nym nasta­wie­niem oboj­ga twór­ców. Futu­ryzm poetyc­kich wizji w obu przy­pad­kach nie słu­ży podró­żom w nad­świetl­nej pręd­ko­ści, a więc zin­ten­sy­fi­ko­wa­niu doświad­czeń czy­tel­ni­ka, lecz melan­cho­lij­ne­mu, ele­gij­ne­mu nawet roz­pa­mię­ty­wa­niu moż­li­wo­ści zaist­nie­nia alter­na­tyw­nej kon­fi­gu­ra­cji świa­ta. Wszak w poezji „[c]zas bie­gnie nie­li­ne­ar­nie, swo­bod­ne wędrów­ki w przy­szłość i prze­szłość odby­wa­ją się bez prze­szkód, niczym w kosmicz­nej próż­ni. To, co moż­li­we, zaj­mu­je miej­sce tego, co rzeczywiste”[1].

I tak poja­wia się dru­gi ele­ment ele­ment obu tych pro­po­zy­cji: uto­pia. Kosmos zno­wu posłu­żył naszej liry­ce do spoj­rze­nia z zewnątrz, ale też spo­za cza­su, na brud­ną plam­kę, jaką wyda­je się być nasza cywi­li­za­cja. To nie jest „nowy język”, ani w przy­pad­ku Jur­cza­ka, ani Ada­mo­wicz. Nie pro­po­nu­ją oni este­tycz­nych roz­wią­zań, na któ­re trze­ba by się dopie­ro przy­go­to­wać czy­tel­ni­czo, a w tym sen­sie znacz­nie dalej zabrnął patro­nu­ją­cy tej futu­ro­lo­gicz­nej ten­den­cji  w BL Kac­per Bart­czak w Nawo­ra­dio­wej, wir­tu­al­nej żeglu­dze po nie­ludz­kich hory­zon­tach mate­rial­no­ści języ­ka). Nie jest to też spe­cjal­nie „nowa per­spek­ty­wa”, bo oba te uję­cia w jakiś spo­sób poprze­dza nie tyl­ko Lem, ale cały wła­ści­wie futu­ryzm radziec­ki, z jego pla­na­mi skon­stru­owa­nia uto­pij­nej wspól­no­ty z dala od ziem­skich ogra­ni­czeń i porząd­ku histo­rycz­ne­go. Zarów­no dla Ada­mo­wicz (bar­dziej ducho­lo­gicz­nej, z nie­od­łącz­nym gło­sem Gaga­ri­na i wid­mem Łaj­ki jako kró­lo­wej nowe­go świa­ta), jak i dla Jur­cza­ka (bar­dziej tech­no­kra­tycz­ne­go, repli­ku­ją­ce­go Elo­na Muska w iście duka­jo­wych twi­stach try­um­fu nad śmier­cią), istot­ny jest jed­nak teo­re­tycz­ny hory­zont uto­pii jako cze­goś, co daje się pomy­śleć poza rama­mi real­ne­go kapi­ta­li­zmu, nawet jeśli do wyko­na­nia takie­go ćwi­cze­nia potrze­bu­je­my prze­strze­ni mię­dzy­gwiezd­nej i kil­ku wie­ków tech­nicz­ne­go postę­pu. Fre­dric Jame­son i Mark Fisher zda­ją się pom­po­wać w te wier­sze tyleż uto­pij­ne­go pra­gnie­nia wyrwa­nia się z kapi­ta­li­stycz­nych mecha­ni­zmów struk­tu­ry­zo­wa­nia rze­czy­wi­sto­ści, ile roz­pacz­li­wej, ele­gij­nej wznio­sło­ści, jak­by tyl­ko ona była w sta­nie udźwi­gnąć roz­brat z post­mo­der­ni­stycz­ną iro­nią (u Jur­cza­ka będzie to tym razem sam­pling fraz Kocha­now­skie­go, Rober­ta Fro­sta czy Dyla­na Tho­ma­sa, u Ada­mo­wicz dra­ma­tycz­no-iro­nicz­ny powrót do Fugi śmier­ci Cela­na).

Wydo­by­wam te dwie, wyda­ne w podob­nym cza­sie i sąsia­du­ją­ce ze sobą (rów­nież wewnętrz­ny­mi dedy­ka­cja­mi), książ­ki nie dla­te­go, że uwa­żam je za naj­cie­kaw­sze pro­po­zy­cje BL w minio­nym roku. Wyda­je mi się po pro­stu, że ukła­da­ją się one w jakiś nowy (lub odzy­ski­wa­ny z prze­szło­ści i emi­to­wa­ny w przy­szłość) fan­ta­zmat mówie­nia z per­spek­ty­wy planetarnej/kosmicznej, ale też z wnę­trza gatun­ko­wych kon­wen­cji kina i powie­ści sci-fi. Nie cho­dzi więc tyl­ko o punkt wyj­ścia. Ten mie­li­śmy prze­cież już u Grze­go­rza Wró­blew­skie­go w Kosmo­nau­tach, a swo­ista „kosmicz­ność” towa­rzy­szy­ła też od począt­ku Andrze­jo­wi Sosnow­skie­mu; młod­szym czy­tel­ni­kom war­to chy­ba przy­po­mnieć Z punk­tu widze­nia UFO Krzysz­to­fa Gąsio­row­skie­go i genial­ny zbiór Jana Brzę­kow­skie­go z 1964 o tytu­le Scien­ce Fic­tion, z taki­mi szto­sa­mi jak Car­bo­pla­zma, Pneu­mo­pom­py i Nawi­ga­cja mię­dzy­pla­ne­tar­na. Idzie raczej kon­se­kwent­ne wchła­nia­nie w liry­kę popkul­tu­ro­wej fan­ta­sty­ki, gdy memy i kli­py o kosmicz­nych kot­kach płyn­nie prze­cho­dzić zaczy­na­ją w new­sy o kubric­kow­skich obe­li­skach na Zie­mi.

W 2019 roku wyszedł naj­bar­dziej futu­ro­lo­gicz­ny z dotych­cza­so­wych tomów Bart­cza­ka (w BL) oraz naj­bar­dziej pomi­nię­ty z kosmicz­nych debiu­tów – Robo­dra­my w zie­le­nia­kach Patry­ka Kosen­dy (w ha!arcie). Oba, choć w zupeł­nie inny spo­sób, korzy­sta­ły z kon­wen­cji gatun­ko­wej spa­ce ope­ra. Teraz się­ga­ją po nią Jur­czak i Ada­mo­wicz, ale nie po to, żeby ocza­ro­wać naszą wyobraź­nię, tyl­ko żeby przy­wró­cić jej poję­cie histo­rii. W tym sen­sie oba te tomy dają raczej świa­dec­two histo­rycz­no­ści niż futu­ry­stycz­nej wizyj­no­ści: Ada­mo­wicz z jej wyciecz­ka­mi w prze­szłość, w stro­nę ZSRR i sta­li­now­skich ludo­bójstw, i w przy­szłość ku osta­tecz­nej ciem­no­ści i ener­ge­tycz­nej śmier­ci Zie­mi, Jur­czak z rucha­mi w stro­nę este­ty­ki ele­gij­ne­go, wyso­kie­go moder­ni­zmu i impe­rial­ne­go kolo­nia­li­zmu oraz kogni­tyw­ne­go kapi­ta­li­zmu jutra.

Wiersz-chra­bonszcz, wiersz-rabosz (Ada­mo­wicz) i wiersz jako usu­nię­te cia­stecz­ko cookies (Jur­czak) zda­ją się podob­nie pra­co­wać na pod­sta­wo­wym poję­ciu życia (moż­li­we­go, myśla­ne­go i dopie­ro sta­ją­ce­go się), tak jak wcze­śniej robi­li to Bart­czak i Kosen­da. Takie życie prze­sta­je przy­bie­rać for­mę pod­mio­to­we­go mono­lo­gu – jest arte­fak­tem: gło­sem z pli­ku mp4 (Ada­mo­wicz), stru­mie­niem danych i kodem do prze­ko­do­wa­nia (Jur­czak), auto­po­je­tycz­nym pro­ce­sem prze­po­czwa­rza­ją­ce­go się języ­ka (Bart­czak) lub ska­to­lo­gicz­nym wybry­kiem wyobraź­ni, ima­gi­na­cyj­nym abiek­tem, któ­ry opie­ra się pust­ce na chwi­lę, zanim zosta­nie przez nią pożar­ty (Kosen­da z całą futu­ry­stycz­ną fagicz­no­ścią, czy jak to nazwał świet­nie Korn­hau­ser z kon­tek­ście sur­re­ali­stów rumuń­skich – teo­rią efial­tycz­ną). Te i podob­nie futu­ry­stycz­no-kosmicz­ne moty­wy poja­wia­ły się w też Poło­wie i Wier­szu doraź­nym, a tak­że w wie­lu tek­stach auto­rów publi­ku­ją­cych na stro­nach „biBLio­te­ki”. Na pew­no nie zdo­mi­no­wa­ły one róż­no­rod­nej ofer­ty wydaw­ni­czej Biu­ra Lite­rac­kie­go, ale dla mnie były czymś, cze­go chęt­nie wypa­try­wał­bym w kolej­nych latach i cze­mu na pew­no poświę­cił­bym wię­cej uwa­gi. Tym­cza­sem dzię­ki MLB pod­czy­tu­ję pol­ską wer­sję Afry­kań­skich korze­ni UFO, przy­po­mi­nam sobie raz jesz­cze Pią­ty ele­ment, i zupeł­nie wybiór­czo zaglą­dam w przy­szłość poezji, do świet­nych zdań i frag­men­tów, któ­re mogą się dopie­ro ziścić:

idea pisma

w nawi­sie o świ­cie we śnie sekwen­cyj­nym bez­wy­zna­nio­wym obraz­ki szy­ku­ją ci pra­cę kru­szy­ny trza­ski

w nie­da­nej czę­sto­ści nie­zna­nym zary­sie war­to­ści siew­nej obrys nie tyle bli­ski lub zbli­że­nio­wy ile sama bli­skość szkli­wo wdzięcz­ne prze­kaź­ni­ko­we zstę­pu­je się w tobie dla cie­bie
(K. Bart­czak),

(pla­ne­ty pła­czą po krzy­wych elip­tycz­nych,
pla­ne­ty pła­czą na obwo­dach elips,
mar­twa radio­lo­ka­cja nie pła­cze)
(R. Jur­czak),

zie­mia mi poro­sła nagłym bra­kiem istot
bra­kiem skó­ry bra­kiem tka­nek niżej
naj­pięk­niej implo­do­wać w głąb okru­chów gło­wy
(A. Ada­mo­wicz),

nad nami od wczo­raj prze­cho­dzi war­kot kome­ty
odpal­my powie­trze ona wła­śnie prze­szła mimo zie­mi
sko­ro tak niech zosta­nie z nami na zawsze a co jeśli?
niech zosta­nie z nami na zawsze a co jeśli?
(J. Sęczyk),

jesteś son­dą śpie­wa­ją­cą na dzień naro­dzin. halo­ge­ny i grom­ni­ce na two­im afte­rze. jesteś son­dą nad gło­wą dzie­ciąt­ka lenin
(P. Kusiak).

Przy­pi­sy:
[1] P. Răi­le­nau, Onto­po­ety­ka albo głos trans­sur­re­ali­zmu, przeł. N. Chwa­ja, „Lite­ra­tu­ra na Świe­cie” 2016, nr 1–2, s. 266.

O AUTORZE

Jakub Skurtys

Ur. 1989, krytyk i historyk literatury; doktor literaturoznawstwa; pracuje na Wydziale Filologicznym UWr; autor książek o poezji najnowszej Wspólny mianownik (2020) oraz Wiersz… i cała reszta (2021).