debaty / ankiety i podsumowania

„Żadnego pokolenia nie było”

Martyna Buliżańska

Głos Martyny Buliżańskiej w debacie "Poezja na nowy wiek".

strona debaty

Dość nie­wdzięcz­nie oce­niać mi zmia­ny zacho­dzą­ce w poezji; lata 90. są dla mnie nie tyle obce, co raczej nie mia­łam szan­sy uchwy­cić cho­ciaż czę­ści ich arty­zmu, a przy­czy­ną jest tu mój wiek. Łatwo moż­na zro­zu­mieć, że w dzie­ciń­stwie mało mnie inte­re­so­wa­ła poezja, a już w ogó­le jej oce­na bar­dziej roz­bu­do­wa­na niż „lep­sze-gor­sze”. Muszę więc pole­gać tyl­ko na tek­stach auto­rów ubie­głe­go wie­ku i porów­nać je z teraź­niej­szy­mi, co też może być nace­cho­wa­ne błę­da­mi, czy nie­wie­dzą, wyni­ka­ją­cą z moje­go nie­czę­ste­go zgłę­bia­nia poezji.

Zaczę­łam więc od pro­zy Andrze­ja Sosnow­skie­go i to też nie od począt­ku, a od tytu­łu, któ­re­go cie­ka­wość, pomy­śla­łam, musi być taka jak treść „Alpi­ni­sta podzi­wia­ją­cy widok z wynio­słe­go punk­tu (posta­wa wyra­ża­ją­ca zachwyt)”. Pro­za, teo­re­tycz­nie powin­na być łatwiej­sza w odbio­rze (myślę: zgrab­niej pój­dzie prze­czy­ta­nie i dość szyb­ko ujmę w kon­kret­nie wypeł­nio­nych zda­niach). Im dalej jed­nak szu­kam tej wcze­śniej przy­obie­ca­nej sobie łatwo­ści, doświad­czam, że A. Sosnow­ski chy­ba nie bar­dzo chciał uła­twić mi (jako czy­tel­ni­ko­wi) zada­nie, wręcz zmu­sił mnie do powtór­ne­go przej­rze­nia tek­stu, nie­ugrzecz­nio­ne­go, ale dość poskro­mio­ne­go, żebym nie chcia­ła wysu­wać wła­snych inter­pre­ta­cji. Więc szu­kam, „te nogi, dobrze zna­ne pew­ne­mu żoł­nie­rzo­wi (czy wciąż stoi na war­cie?), zawsze wpra­wia­ły nas w świą­tecz­ny nastrój”, i wszyst­ko co póź­niej czy­tam raz jesz­cze, wra­ca­jąc, pod­cho­dząc kolej­ny raz, jak­bym uwa­ża­ła Sosnow­skie­go i jego pro­zę za zło­śli­wych współ­dzia­ła­czy, któ­rzy muszą mnie poko­nać, docho­dzę do „wpra­wia­nia w świą­tecz­ny nastrój”, jego tek­sty (się­gam do kolej­nych) wpra­wia­ją mnie w ten świą­tecz­ny nastrój. Nic fur­da, co Sosnow­skie­go.

Dla porów­na­nia się­gam po twór­czość ostat­nich lat. Mam abso­lut­ną sła­bość do poezji, pro­zy poetyc­kiej i chy­ba cze­go­kol­wiek, co stwo­rzy­ła Agniesz­ka Mira­hi­na. Jej prac nie muszę stu­dio­wać dłu­żej, tkwię raczej w takim pisa­niu, któ­re ona ufor­mo­wa­ła dla mnie jako pierw­sza. „Moje oko osza­la­ło robi­ło kolej­ne foto­gra­fie foto­gra­fii sal­ga­do / foto­gra­fie wzdłuż i wszerz foto­gra­fie na okrą­gło”. Jeśli doświad­czasz myśle­nia o wspa­nia­ło­myśl­no­ści-swo­je­go-pisa­nia, war­to prze­czy­tać, co stwo­rzy­ła Mira­hi­na. Mnie to poma­ga; tema­ty­ka jej tek­stów, gdzie ja swo­bod­nie mogę osa­dzić swo­ją „ruską babę”, jest naj­zwy­czaj­niej tak umie­jęt­nie skom­pre­so­wa­na do użyt­ku czy­tel­ni­ka, że grze­biąc w taśmach pola­ro­ida, prze­cho­dzisz w lasy rów­ni­ko­we. Powin­ni­śmy dzię­ko­wać za wszyst­kie radio­sta­cje i za to, że Mira­hi­na zde­cy­do­wa­ła się pisać.

Zesta­wia­jąc dwa inne, jak dla mnie, moty­wy pisar­skie, tj. Sosnow­ski-Mira­hi­na, pomi­ja­jąc oczy­wi­stą róż­ni­cę for­my, moż­na zoba­czyć, że sprzecz­no­ści wyni­ka­ją z wewnętrz­ne­go przy­mu­su spi­sy­wa­nia tego, co czu­je autor. Nie mogę jed­no­znacz­nie powie­dzieć, że w latach 90. roz­wią­zy­wa­no pro­ble­my egzy­sten­cjal­ne, a już w ostat­nim cza­sie głów­nie języ­ko­we. Podob­nie jest z tema­tem i spo­so­bem prze­ka­zu tego, do cze­go dąży autor. Kon­rad Góra pisze tek­sty, któ­re wcze­śniej „osa­dzo­no na skło­cie”, któ­re fak­tycz­nie wybu­cha­ją pod­czas czy­ta­nia. Roman Honet kie­ru­je czy­tel­ni­ka na bar­dziej wiot­kie, kru­che tek­sty; zmu­sza do dba­nia o prze­czy­ta­nie, jed­no­cze­śnie nie jest to pisa­nie o niczym. Według mnie wyni­ka to z indy­wi­du­al­nych odczuć poetów, a nie z tego, czy Honet jeź­dził na jumę, a Góra zade­biu­to­wał w ostat­nim cza­sie. Myślę, że nie ma tu żad­nej kon­fron­ta­cji; nie­daw­ni debiu­tan­ci piszą porów­ny­wal­nie dobrze do auto­rów lat 90.

Zmia­na tema­tów utwo­ru zale­ży od sytu­acji, w któ­rej znaj­du­je się poeta, jego wła­snych odczuć i pew­nie w dużej mie­rze od umie­jęt­no­ści. Prze­krój cza­so­wy mógł­by uwi­docz­nić się w tek­stach, jeśli każ­dy autor reje­stro­wał­by w wier­szach rze­czy­wi­stość. Praw­do­po­dob­ne jest, że w przy­szłych latach piszą­cy będą powie­lać tema­ty (co robi się prak­tycz­nie od zawsze), ale w nie­co uno­wo­cze­śnio­ny spo­sób. Dobrze było­by, gdy­by fak­tycz­nie wypły­nął zde­cy­do­wa­nie nowy, świe­ży temat, któ­ry pisa­rze mogli­by inter­pre­to­wać jako pio­nie­rzy.

Aktu­al­nie na pew­no łatwiej jest odna­leźć spo­sob­ność do poka­za­nia swo­ich tek­stów i prób auto­pro­mo­cji (co według mnie jest w pew­nym wymia­rze ska­za­ne na nie­po­wo­dze­nie), cho­ciaż­by dro­gą inter­ne­to­wą. Dużą moż­li­wość pozna­nia opi­nii czy­tel­ni­ków dają por­ta­le; w mojej opi­nii tego typu „kształ­ce­nie się” jest dobre w momen­cie, kie­dy zupeł­nie nie potra­fi się okre­ślić, czy tek­sty są war­te uwa­gi, czy nie. Lepiej, jeśli nie są, bo w innym przy­pad­ku w nie­dłu­gim cza­sie zda­nia zosta­ją zapo­ży­cza­ne przez innych piszą­cych; temat zosta­je doszczęt­nie wyczer­pa­ny. Wyda­je mi się, że wie­czo­ry uzu­peł­nia­ne wizu­ali­za­cja­mi, kli­pa­mi, a tak­że sla­my oswo­iły ludzi z poezją, któ­rej uby­ło cię­ża­ru pod­nio­słej for­my. Jest wię­cej moż­li­wo­ści obser­wa­cji i dróg do roz­po­wszech­nie­nia swo­ich tek­stów, czy pozna­nia opi­nii więk­szo­ści. Pew­nie kwe­stią spor­ną jest, kto decy­du­je, czy dany poeta to fak­tycz­nie poeta, a nie zale­d­wie piszą­cy. Istot­ne jest zda­nie kry­ty­ków, wydaw­ców, juro­rów, czy­tel­ni­ków i pew­nie każ­de­go, kto ma stycz­ność z poezją.

Koń­cząc, mogła­bym napi­sać, „żad­ne­go poko­le­nia nie było”. Żad­ne­go lep­sze­go, gor­sze­go, bar­dziej sku­pia­ją­ce­go się na pro­ble­mie języ­ko­wym, czy roz­wią­zu­ją­ce­go pro­ble­my egzy­sten­cjal­ne. Poezja zosta­je nadal w krę­gu osób nią zain­te­re­so­wa­nych, spo­so­by jej prze­ka­zy­wa­nia jedy­nie czę­ścio­wo poma­ga­ją w odbio­rze, tak jak opi­nie kry­ty­ków tyl­ko w ogól­ny spo­sób nakre­śla­ją war­tość tek­stu. Wszyst­ko zosta­je w nas; potrze­ba uno­wo­cze­śnia­nia, łowie­nia i dba­nia o poezję, któ­ra wzra­sta w kolej­nym wie­ku.

O AUTORZE

Martyna Buliżańska

Urodzona w 1994 roku. W 2010 roku opublikowała zestaw wierszy w antologii Poetyckie debiuty 2010 w ramach projektu „Połów”, którego jest laureatką. Za debiutancki tom moja jest ta ziemia otrzymała Wrocławską Nagrodę Poetycką Silesius 2014 oraz Złoty Środek Poezji (2014). Mieszka na Kujawach.