Gołąbki
Kto chce mnie zjeść, musi się najpierw wymazać.
(Jak się zwie twoja gumka – budda czy przemoc?)
Och, agresjo, wprowadziłem się do wnętrza plamy.
Skieruj się przeciw mnie, bo jestem obfity w miłość
Wiersz bez odbiorcy
Kocham cię,
ale nie wiem, gdzie mieszkasz.
Ta odległość nas dzieli. Uparcie
szukałem cię dzisiaj w centrum
Katowic, choć mogło to być
zupełnie inne miasto, inny kraj,
a nawet kontynent, któremu
przyglądam się czasem na mapie.
Być może zaludniasz tereny
dostępne jedynie dla zwierząt.
Lecz gdzie teraz ich szukać
w tym wieku? Trzeba by się pytać
dzieci, które jeszcze nie mówią lub
Buddy. Nie można również wykluczyć,
że mieszkasz pod albo nade mną,
że z jednej i z drugiej strony masz drzwi.
Czasami ktoś tutaj puka
Słońce przywlekło tu ze wschodu jakąś
dziwną chorobę. Coraz krótsze dni wypełnione
białym kaszlem burz. Mniej czasu na życie.
Muszę być w kilku miejscach naraz, żeby
się nie zdradzić. Cień mam szczelnie owinięty
w folię, z piwnicy zrobiłem sobie dom.
Czasami ktoś tutaj puka – patrzę wtedy
w szczelinę pomiędzy cegłami. Jak kwitnie
tam kurz? Zupełnie tak samo jak tkają się
pajęczyny w kątach – pięknie. Narobiło się
dużo szumu. Czasami ktoś tutaj puka
i cienka szybka drży, żarówka dynda
na drucie jak maleńka czaszka.
Kiedy się przepali, zniknę.
Wianuszek
Jestem odwrócony plecami. Za mną rozciąga się
martwe wybrzeże. Moi rodzice i bracia utopili się
w morzu, morze utopiło się we mnie.
Urodziłem się ze skręconym karkiem. Kiedy kocham,
to nienawidzę. Ze skręconym karkiem chodzę
na rękach. Mój brzuch mi podpowiada, że tak ma być.
Kocham swój brzuch, choć jestem odwrócony plecami.
Przede mną jest biała ściana, na której widnieję.
Nikt tutaj na mnie nie czeka
Dzisiaj śnieg wygląda jak szkliwo. Choć centrum
jest bardziej rozmyte niż zwykle, to nie ma mgły.
Po prostu nikt tutaj na mnie nie czeka. Czarny
dziób rozłupuje puste ziarenko na ulicy posypanej
piachem – tak się nazywam. Z dnia na dzień
coraz bardziej blednę, bo zima odbiera mi połysk.
Każe się kłaść pod śniegiem i drżeć. Doszedłem już
tak daleko jak odwilż. Pod szklistą warstwą
kapię i płynę.
Pamięci
1.
Tu, w ziemi, jest korzeń, którego nie można
usunąć. Tędy się wraca do życia, które minęło.
Z dzieciństwa mam tylko poszarpane dni
i bliznę na udzie.
2.
Dwa lata temu w Belgii zginął Marek
i czasem śni mi się żywy jako mój szef
z pracy. Przed wyjazdem tam przyszedł
do mnie i próbował grać na rozstrojonej
gitarze. Piliśmy zieloną herbatę
na pożegnanie.
3.
Schroniłem się – teraz tak zostanie na długo.
Jeszcze ma twarz moja matka i ojciec mój.
Te twarze się później rozmyją jak kolegom
z podstawówki. Będę widywał je we śnie
jako obce.