Tym razem obędzie się bez ofiar
Będzie święto, nagłe i podniosłe, pełne
słońca i błyszczących butów. Tym razem
mikrofony nie zawiodą, chłopcy będą
radośnie pluć z balkonów i mięso, mięso
ruszy ulicą, zapalimy papierosy od podręcznych
zniczy. I tyle będzie słów, jasnych jak miedź, jak
drzwi kościoła. Będzie święto, będziemy jeść ciastka.
(1989)
[z tomu Z wysokości, 1992]
Wszystko mniejsze. Wysiadłem z tramwaju
i porównuję krajobraz z instrukcją. Kiosk.
Gawron. Dziewczynka wkłada w usta dwa
różowe palce. Nie sposób się zgubić.
Drzwi brzydkie. Schody brudne. Policzyłem
stopnie: cztery, więc brudu niewiele. Dzwonię.
Zostaję tam, wewnątrz. Wychodzę. Ciemniej. Nie
ma nawet śniegu. Niezbyt dobrze widać, ale
przeczytałem, że tramwaj się zjawi
za dwanaście minut. W kieszeni mam książkę,
zapałki i tytoń. Nic mi nie wiadomo.
[z tomu Parcele, 1998]
Muzeum sztandarów ruchu ludowego
żyje z pokazywania mi zniszczonych drzwi.
Ktoś widać sypnął, sygnał tkwił na linii, ale dyżurny zapalił
camela i zaraz zmarł na raka i choroby serca.
Reszta jest inwariantna,
wystawcie to sobie, z mikrofonem przy ustach
brodzę w kopnym śniegu, potem siada mi piec.
[z tomu Szkoci Dół, 2002]
Deklamacja
Na mchu niech leżą zmierzwione chusteczki,
koszyki w nieporządku, tabletki na sen i księżyc
niech nad tym pokazuje zęby.
A potem wyjdź zza drzewa i pokaż nam ukłon,
jak wtedy, gdy poszliśmy wszyscy na grzyby,
żeby kłaść maślaki na stół przed komisją.
Pociąg powinien stanąć przed komisją.
Na nic się zdadzą pełne łez chusteczki,
nie po to walczyliśmy o lasy i grzyby,
żeby byle libido niosło nas na księżyc.
Pluton wykona przepisowy ukłon.
Jego kule są śmigłe jak zęby
tej trzpiotki, co pokazuje zęby
tylko przed komisją.
Uśmiech i ukłon.
Nie szukaj chusteczki.
Właśnie wschodzi księżyc,
więc zapnij pasy i jazda na grzyby.
Mówią, że nie ma na kaca jak grzyby.
Trzeba się tylko przemóc i zacisnąć zęby,
jak ów sławny pies z tajną misją posłany na księżyc,
gdzie spotkał diabła, ale wszystko odszczekać musiał przed komisją.
Nie zostawili mu nawet piekielnej chusteczki.
Nim zasnął na zawsze, złożył kpiący ukłon.
To dla niej tygodniami ćwiczyłem ten ukłon.
Nie miałem czasu na sen ani grzyby.
Co za głupiec! myślałem, że nocami haftuje chusteczki.
Chlupotało mi w głowie, gdy szczerzyła zęby,
i chciałem, jak przystało, wziąć ślub przed komisją.
A trzeba mi było uciekać na księżyc.
Tamtej nocy nad lasem stał diabelski księżyc.
Zza drzewa podziwiałem twój wymyślny ukłon.
Patrzyłem, jak ćwiczysz go z całą komisją,
ciekawie pożytkując koszyki na grzyby.
Przecież kochałem panią od pięt aż po zęby.
Chciałem płakać po wszystkim, ale nie miałem chusteczki.
No i wiesz. Księżyc zaszedł, tabletki wypadły z chusteczki.
Ciemno, że wybij zęby, więc to ostatni ukłon.
Lecę. Nie wysyp się przed komisją, że zarzucam grzyby.
[z tomu Opisy przyrody, 2002]
Battery Park
Dobrze widzieć, ale to się ukróci.
*
Wielka mi wiosna.
Porozwieszane litery nad śniegiem.
Legendarny konduktor trawersuje nasyp.
Rzecz oznaczona co do tożsamości
różni się od rzeczy oznaczonej
co do rodzaju. Gatunku? Spięcie wcięło.
Grunt spod stóp idzie
w niebo. Eworsyjne niebo
i huk świateł, żeby stłumić tło.
La la la la la la la. W imię zasad.
Znajome twarze w witrynie cepelii,
kiedy wychodzę z psami.
Co było do przywidzenia, przywidziało się.
Persewerują podkłady.
Kit. Fant. Trap.
[z tomu Trap, 2008]
[Jeszcze jest]
Jeszcze jest szadź na drzewach, resztki z sekcji
obłoku. Kiedy się przybliżyć, widać fasowany z zapasów
aksamit pocięty na wstążki. Mróz ma szkła do bliży.
Zdejmuje miarę z najmniejszej gałązki
I ściąga na gwizdek. Czego pamięć nie przełknie,
rozprasza się w sadzie. Na podpłociu kapsle
jak nieśmiertelniki pełnią honory domu. Pierwsze
krzesła w radzie biorą najświeższe, bo są
Najjaskrawsze. Tyle katalogu, ile kandydatur.
Bagaż się skropi rosą z wiodącej cukierni,
zamknie i ostempluje. Tapas z konsolacji
Spożytkują dziewczęta z prywatnej uczelni,
utyskując na czesne. Nic się nie odwróci.
Będzie i zawiadowca. Żebyś się nie zdziwił.
[z tomu 22, 2009]
[Co im wolno]
Co im wolno wyczytać ze zmiętej serwetki
Powiedzą wywiadowcom bywałe gryzetki
Słońce wstaje z moczarów po bójce w kisielu
W zębach ma nieśmiertelnik po nieprzyjacielu
Zawlec trupa na pole za dnia niepodobna
Niech jej nocą egzekwie sprawi ćma nadobna
Znużonym konduktorom klechdę dopowiedzą
Ciche grusze co z rzadka przy nasypie siedzą
[z tomu 22, 2009]
[Krom]
Od progu zstąp Hurmą w dół guzik haftka zapinka sprzączka kolczyk i klips
Ten błyszczyk chciałbym pobrać do ust en gros Na wybuchowy indeks
plwa kram Swąd zakłada dym co nas odłoży ad acta jak dobra pani wek
na zapomnienie w ciemność sklepu z duszą na ramieniu bo tak
powiedział horoskop Uniewinniona bo schowała też haftkę i klips
Na sprzeczne rojenia tłum Na tłumne przecznice rój pikuje en masse
Wesoły klip z tego bez trzech zdań wyprawimy na płask
z lirą w herbie Głęboko na wokandzie elizejski konkurs
Trwa dzień po dniu co do dnia aż
po smoczy ząb Selene Przez szkło Black out Helikopter tnie niebo świeci
się To samo i zimno Innych piekło na wskroś Nie zjeść wyjść zapalić
oddać się w pacht i zagrać ogony przy niebacznym brzasku Dość
na tym Scena przy strumieniu outdoors w wirze spalin To powiedział horoskop
Mało co słyszałem
Metaliczna szarość
w blasku twoich powiek
[z tomu Pół, 2010]