książki / POEZJE

Czas kompost

Kacper Bartczak

Fragmenty książki Czas kompost Kacpra Bartczaka, wydanej w Biurze Literackim 28 sierpnia 2023 roku.

Biuro Literackie kup książkę na poezjem.pl

Szósty zmysł

mlecz­ny wie­czór
nad domem sia­tecz­ka
z gałą­zek jak dru­ci­ki
jak mapa nie­ba
na otwar­tym mózgu

na wierz­chu sto­ję
z mózgiem otwar­tym
od plazm i cho­inek
odpor­ny stad­nie
na wszyst­ko

jarze­niów­kę nie­ba
wypa­la­ją mnie prą­dzi­ki
fili­gran bez fil­tra
ryty w korze
bez pamię­ci sto­ję

czar­ne nie­bo z mle­ka
otwar­ty mózg świa­ta
czu­ję ope­ra­cję
całym sobą

jak­by rano sta­ło
nie­ludz­kie nie­bo­skie
je nie­czy­sta natu­ra
w innym zmy­śle


Drzewo życia

pobli­skie sta­cje ben­zy­no­we
mru­ga­ją do źró­de­łek ato­mo­wych

w powie­trzu zawią­zu­je się che­mia
nie­mal mate­rial­na

czuć sta­ty­kę elek­try­kę cał­ko­wa­nie
na nie­bie słój nasze­go wie­ku

drze­wo życia rośnie w pro­mie­niu
do pro­mie­nia przy­kła­dam opis

opis mnie przy­kła­da
miaż­dży­my się miło­śnie

idę czyn­ny stycz­ny
w takiej obfi­to­ści


Kompostownik i czas

dziw­ny strach
przed pojem­nym zda­niem ogniem
w makrach doku­men­tu glo­bu
błysk wskroś nocy strach

że czas ma skład roz­pad
poło­wicz­ny zda­nio­wy
że piec pali czas
w dosko­na­łej czer­ni z nas

a całość syp­nie się w oczach
orbi­ty rozej­dą w szwach
teo­rie czmych­ną po stru­nach
po kościach za punkt

ale spa­cer mnie tli
więc idę w tle pola
jabłon­ki kom­po­stow­nik
opo­ny mia­zga cza­so­wa

zważ­cie na ato­my
wie­cie one nie ist­nie­ją
są fluk­ty metrycz­ne
nud­ny wiersz bio­gra­ficz­ny

piec się miz­drzy histo­rycz­nie
wolę oddech kru­chą kra­wędź
śpie­wam sobie a fluk­tom
po elip­sie dnia i nocy

po kra­wę­dzi obro­tu
w osy­pi­sku nie­ste­row­nym śpiew
niech szy­je przez jabłon­ki
jedy­ny cza­sow­nik


Centrum handlowe nocą lub bliżej dnia

(za Char­le­sem Bern­ste­inem)

w zaple­czu cen­trum
biał­ko­we demol­ki
w sen­sie świa­do­mo­ści
wżar­tej fana­tycz­nie
w oto­cze­nie dają

uli­ce powle­ka­ne bło­tem
poli­tycz­na tape­ta
obla­złe pla­ka­ty anty
nie wni­kam

gra­fik bla­sza­ka
ham­bur­ger pad thai
małe astro­no­mie
pożar­te o g
ole­jo­wej gra­wi­ta­cji

ze ster­ty śmie­ci wyj­dzie
uzwo­jo­na logi­sty­ka
w strza­ska­nym zaple­czu
mam umysł kar­mią­cy

prze­pra­szam już wni­kam
ni stąd może będzie
w nasłu­chu tych nisz
ludz­kie zowąd


Późna refleksja

1.
my się od cie­bie

wydzie­li­ny

w złym kra­ju

trzesz prosz­ki

się ja ty my

twar­do nie oni

ste­ry­dy my

brył­ki z pamię­ci

naród

mię­śnio­wej

2.
mie­nisz się

kohor­ta wiru­so­wa

lub nią

twór­cza mate­ria ty

nie­re­al

my z cie­bie

wodzi­my

wie­ki wie­ków

popsu­te nar­ra­cje

sole mózgo­we

rzecz sama sobie

ence­fa­lo­dys­gra­fie


Magnetar eschato [1]

1.
jak rów­no­le­głość wier­sza
archi­wi­zu­je do skó­ry
kory i kości
w zapi­sie palo­ne­go tle­nu
adiu­sta­cja nośni­ka
jego nie­czy­ste życie
pró­ba zbo­ru

2.
dru­gie życie wier­sza
two­je życie po życiu
już teraz przy­le­głe
nie­rów­no
brak rów­na­nia
wiersz wła­ści­wy
hoj­na fik­cja
magne­tycz­ne zero
w pró­bie zapi­su

3.
fik­cja gło­su w polu żywa
po życiu już teraz
od kamie­ni do skó­ry i kości
war­kocz błysk magne­tycz­ny
nie­zna­nej pró­by żywy
żrą­cy tra­wi kształt
ci cha­otycz­ny


[A więc otchłań, proszę bardzo]

A więc otchłań. Pro­szę bar­dzo. Insta­la­cja pól, któ­rą był, roz­pa­dła się, prze­mie­ni­ła, pyłem poszła w otchłań. Czy zasi­li­ła? Jaki magnes dzia­ła w nico­ści, z niej śle? Bo nawet nicość trze­ba sobie wyobra­żać. Nicość wyobra­żo­na, uwol­nio­na od nie­ist­nie­nia. O to by mi cho­dzi­ło, o brud­ną nicość, jak sil­nik, magnes, otchłań odda­ją­ca. Czy wszyst­kie dni, roz­mo­wy, gesty nie były już wid­mem, fał­dą skądś nade­sła­ne­go świa­tła? Bo chy­ba zwrot­ność jakaś jest? Bo chy­ba syci­my? Każ­dy układ ma pojem­ność. Każ­da insta­la­cja prze­strze­ni, słów, ruchu w elek­trycz­nym powie­trzu – każ­dy gest coś zmie­nił, w tym, co zmie­niam codzien­nie, odci­snął się. Czy otchłań żyw­sza jest nim teraz, jak żyw­sze nim były moje insta­la­cje? Czy nicość maja­czy pojem­ność wła­sną, żeby oddać? I już noc, pro­szę bar­dzo, kolej­na, śmiesz­ny obrót pla­net, roz­rost świa­tła. Już czyt­nik, któ­rym jestem, żarzy się, szem­rze, mecha­nik nad ranem, kost­ka tek­stu, gęstość, zawiąz­ki pul­su­ją, okru­chy, cho­ciaż sła­be – fun­du­sze odmó­wić, zmie­nić żarów­kę w warsz­ta­ci­ku, oświad­cze­nie wydru­ko­wać. Już to widzę, jak się roz­pa­da­my, żyw­cem, sło­wa paru­ją w gazo­we obło­ki, któ­re świe­cą mi świa­tłem powzię­tym z wie­lu, kie­dy wyko­nu­ję pro­ste czyn­no­ści. Idę do skle­pu rano, pustą uli­cą, kupu­ję chleb. Uli­ca jest i nie ma jej, chleb jest i go nie ma, i tak na zmia­nę, pul­sa­cyj­nie. Odna­wiaj to. Jak to zaczy­na w cie­le grać, cia­ło szem­rze, paru­je. Kie­dy sze­dłem i roz­ma­wia­łem z nim. Kie­dy przy­jeż­dżał i mówi­li­śmy do sie­bie. Co to jest mate­ria, jeśli nie czas, che­mia, elek­try­ka, infor­ma­cja zwrot­na? Co to jest mate­ria, jeśli nie histo­ria syce­nia, odda­wa­nia cie­pła? Nie jesteś grud­ką, tyl­ko urzą­dze­niem z magne­sem usta­wio­nym na mówie­nie, na wymia­nę cie­pła. W two­im mówie­niu zro­sty i łącza, napa­wy, prze­wod­ni­ki, na tym rzecz pole­ga. Wte­dy się wytwa­rza. Rzecz. Nie musisz chcieć wszyst­kie­go, tyl­ko tego, w co się wzna­wiasz, w nico­ści, któ­rej nie ma, w wymien­nej otchła­ni, jak uli­ca nad ranem, w gło­sie rze­czy. Tyle mi poka­zał, nie mając o tym zie­lo­ne­go poję­cia.


Przy­pi­sy:
[1] Magne­tar to eks­tre­mal­na for­ma gwiaz­dy neu­tro­no­wej, szczą­tek wiel­ko­ści mia­sta, pozo­sta­ły po tym, gdy masyw­na gwiaz­da zgi­nie w wybu­chu super­no­wej. Pole magne­tycz­ne magne­ta­ru jest tak sil­ne, że zbli­że­nie się do nie­go na tysiąc kilo­me­trów spo­wo­do­wa­ło­by roz­pad struk­tur ato­mo­wych w cie­le obser­wa­to­ra. Z nie do koń­ca zna­nych przy­czyn, magne­ta­ry pro­du­ku­ją gigan­tycz­ne roz­bły­ski. Ich fale ude­rze­nio­we pod­grze­wa­ją pobli­ską mate­rię, roz­pa­la­ją pył, zamie­nia­jąc gaz w pla­zmę i pro­du­ku­ją świa­tło, któ­re rusza w dro­gę.

O autorze

Kacper Bartczak

Ur. w 1972 roku. Poeta, krytyk, tłumacz poezji, amerykanista. Wydał kilka tomów poetyckich, m.in. Wiersze organiczne (2015), za które był nominowany do Wrocławskiej Nagrody Poetyckiej Silesius oraz Nagrody Literackiej Nike, Pokarm suweren (2017), a także zbiór Naworadiowa (2019). Autor monografii o Johnie Ashberym (2006) oraz zbioru esejów o poezji i teorii Świat nie scalony (2009), za który otrzymał Nagrodę „Literatury na Świecie”. Tłumaczył wiersze Johna Ashbery’ego, Rae Armantrout, Charlesa Bernsteina i Petera Gizziego. Stypendysta Fundacji Fulbrighta (dwukrotny) i Fundacji im. T. Kościuszki. Wykłada literaturę amerykańską na Uniwersytecie Łódzkim. Mieszka w Łodzi.

Powiązania